R096. Neels Betty - To się zdarza tylko raz.pdf

(667 KB) Pobierz
BETTY NEELS
To się zdarza
tylko raz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Właśnie zaczął się obchód i na oddziale kobiecym
panował całkowity spokój. Doktor Thackery stał
przy pierwszym łóżku. Był wybitnie przystojny, wysoki
i atletycznie zbudowany, z ciemnymi włosami, lekko
przyprószonymi siwizną i niebieskimi oczami o nieco
ciężkich powiekach. Obojętny na zachwycone spoj­
rzenia pacjentek, pochylał się nad starszą kobietą,
badając ją starannie delikatnymi ruchami rąk, podczas
gdy jego wzrok zdawał się błądzić po ścianie za jej
łóżkiem.
— Siostro, trzeba zrobić powtórne prześwietlenie
- powiedział nie odwracając głowy. Na dźwięk jego
głębokiego, wibrującego głosu nowo zatrudniona
lekarka gwałtownie wciągnęła powietrze i tęsknie
przymrużyła oczy. Clotilde podała doktorowi właściwy
formularz i jednocześnie obrzuciła młodą lekarkę
rozbawionym spojrzeniem. To śmieszne, że niemal
każda kobieta w szpitalu była gotowa zakochać się
w doktorze Thackerym. Cóż to za strata czasu
-przecież nie zwracał żadnej uwagi na swoje ado-
ratorki. Pracowała z nim już od trzech lat i nigdy nie
zauważyła, aby okazał zainteresowanie którąkolwiek
z pielęgniarek czy lekarek zatrudnionych w klinice
św. Almy. Nie był żonaty, chociaż widywano go
w towarzystwie kobiet. I niech mu szczęście sprzyja,
pomyślała życzliwie Clotilde, wręczając podpisany
formularz doktor Evans, która przyjęła go, z rumień­
cem na twarzy, niczym dar niebios. Doktor Thackery
był miły i uprzejmy, a także wręcz niepokojąco
6
TO SIĘ ZDARZA TYLKO RAZ
opanowany, chociaż czasami głęboko współczuła tym,
których potrafił mieszać z błotem swoim na pozór
spokojnym głosem. Na szczęście jej się to nigdy nie
przydarzyło. Panowała między nimi atmosfera życzliwej
neutralności. Nie wiedziała nic o jego prywatnym
życiu i nie była nim zainteresowana. Gdyby nagle
zwrócił się do niej po imieniu, zamiast nazywać ją
siostrą Collins, byłaby szczerze zdumiona. Wcale jej
nie przeszkadzało, że zwykle patrzył na nią tak, jakby
nie widział jej dokładnie. Była ładną dziewczyną
z piwnymi oczami ocienionymi gęstymi rzęsami,
z prostym noskiem i dość szerokimi ustami. Falujące
włosy o jasnej barwie upinała zazwyczaj na czubku
głowy, podkreślając w ten sposób swój pokaźny
wzrost i wspaniałą figurę. Jej uroda zwracała uwagę
mężczyzn, ale teraz, kiedy zaręczyła się z Bruce'em,
nie interesowała się już nikim innym.
Doktor Thackery przeszedł spokojnie do następ­
nego łóżka, a Clotilde podążała tuż za nim, z notat­
nikiem w ręce, skupiona na pracy, czego nie dałoby
się powiedzieć ani o doktor Evans, ani o kolejnej
pacjentce.
Panna Knapp przekroczyła już zapewne pięćdziesiąt­
kę. Była chuda i wytworna, a jej język wydawał się
równie ostry jak spiczasty nos. Jednakże w czasie
wizyty doktora Thackery'ego ukrywała zwykłą uszczy­
pliwość pod maską omdlewającej bezsilności, obliczonej
na wywołanie współczucia lekarza.
Sprawa kolejnej pacjentki wyglądała zupełnie inaczej.
Leciwa pani Perch leżała spokojnie i odzywała się
rzadko, właściwie tylko wtedy, kiedy chciała po­
dziękować komuś za coś, co dla niej zrobił. Białaczka,
którą doktor Thackery przez szereg miesięcy jakby
trzymał na uwięzi, zaczęła się nasilać. Oboje zdawali
sobie z tego sprawę. Teraz lekarz przysiadł na brzegu
jej łóżka i -poza pytaniami o charakterze medycznym
TO SIĘ ZDARZA TYLKO RAZ
7
- wciągał chorą do pogodnej pogawędki, a ona
odpowiadała mu z podobną beztroską.
- To kochana dziewczyna - szepnęła pani Perch,
wskazując Clotilde - zawsze tam, gdzie jest potrzebna.
Nie ma pan pojęcia, doktorze, jaki to skarb.
- Ależ wiem o tym doskonale, droga pani Perch.
Siostra Collins to moja prawa ręka, chociaż będę
musiał poszukać kogoś innego na jej miejsce, kiedy
wyjdzie za mąż.
Pani Perch zachichotała.
- Nie zabraknie kandydatek na to stanowisko.
Będzie pan mógł swobodnie wybierać, doktorze. - Tu
zerknęła na Clotilde. - Ale wątpię, czy któraś jej
dorówna.
- Ja także wątpię, pani Perch. A teraz musimy
pani trochę podokuczać. Doktor Evans pobierze
próbkę krwi.
Doktor Thackery cofnął się do nóg łóżka i słuchał
uważnie sprawozdania swego asystenta Jeffa Saun-
dersa. Chociaż był na wpół odwrócony, widział
doskonale, jak niezręcznie doktor Evans obchodzi się
ze strzykawką, jak Clotilde wyjmuje ją delikatnie
z rąk lekarki, a następnie oddaje bez słowa po
wprawnym pobraniu odpowiedniej ilości krwi. Nie
odezwał się jednak. Nie po raz pierwszy Clotilde
podała komuś pomocną dłoń. Stał spokojnie, patrząc
jak doktor Evans przelewa krew do probówki, a potem
podszedł do pacjentki, aby się z nią pożegnać.
Nigdy się nie spieszył, o czym Clotilde dobrze
wiedziała.
Minęła godzina, zanim zakończyli obchód i nawet
wówczas doktor Thackery zatrzymał się w końcu
sali, aby coś jeszcze omówić z asystentem. Clotilde
myślała tęsknie o kawie i westchnęła z ulgą, kiedy
doktor skończył wreszcie rozmowę. Mała grupa
towarzyszących mu osób rozproszyła się. Opiekun
8
TO SIĘ ZDARZA TYLKO RAZ
społeczny udał się do biura, technik podążył do
laboratorium, a siostra Sally Wood poszła sprawdzić,
czy sala jest sprzątnięta i czy pacjentki mają wszystko,
czego potrzebują. Doktór Thackery, Jeff Saunders
i doktor Evans zgromadzili się w pokoju Clotilde,
która podała kawę i herbatniki, jednocześnie od­
powiadając na zadawane jej pytania i porządkując
stos recept podpisanych przez doktora Thackery'ego.
Wreszcie doktor zakończył spotkanie. Trójka lekarzy ..
opuściła biuro i odeszła szerokim korytarzem, który
łączył oddział kobiecy z męskim.
Kolejną godzinę spędziła w towarzystwie Sally
Wood, robiąc notatki, przesyłając właściwe formularze
do poszczególnych działów i sprawdzając, czy udzielone
jej instrukcje zostały przekazane tam, gdzie trzeba.
Następnie Clotilde sama wybrała się na obiad,
pozostawiając Sally ułożenie pacjentek do popołud­
niowej drzemki. Nie poszła jednak wprost do stołówki.
Miała spotkać się w holu z Bruce'em. Bruce należał
do zespołu chirurgicznego sir Oswalda Jenkinsa i dał
się już poznać jako wybitnie zdolny lekarz. Idąc po
schodach, spostrzegła, że Bruce rozmawia z sir
Oswaldem. Był trochę niższy od niej, ciemnowłosy
i przystojny. Zatrzymała się na chwilę, aby nacieszyć
się jego widokiem. Bruce był niezwykle ambitny, ale
nie miała mu tego za złe. Kiedy jej ojciec oświadczył,
że w prezencie ślubnym wyłoży pieniądze na prywatną
praktykę lekarską dla zięcia, Bruce przyjął tę propozy­
cję bez żadnego skrępowania. Gdzieś w głębi serca
czuła o to pewien żal do niego, ale szybko wy­
tłumaczyła sobie, że to bardzo niemądre. Wszak
osiągnięcie sukcesu miało dla niego wielkie znaczenie.
Czekała spokojnie, dopóki nie skończyli rozmowy,
a kiedy sir Oswald wsiadł już do czekającego na niego
auta, podeszła do Bruce'a.
— O czym tak rozprawialiście? - zapytała ciekawie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin