Rolleczek Natalia - Trzy córki króla 02.pdf

(993 KB) Pobierz
INAIALIA KULLteZtK
TRZY CÓRKI KRÓLA
NASZA KSIĘGARNIA
TRZY CÓRKI KRÓLA
? -«- 8-l
cholz
uą poświęcam
NATALIA ROLLECZEK TRZY CÓRKI KRÓLA
Tom drugi
INSTYTUT WYDAWNICZY „NASZA KSIĘGARNIA" WARSZAWA 1987
Text © Copyright by Natalia Rolleczek, Warszawa 1987 Cover © Copyright by Jan
Bokiewicz, Warszawa 1987
Okładkę i stronę tytułową projektował JAN BOKIEWICZ
,v
Akc,_
19—
1
Nadchodzi wiosna; w lasach, w gajach, w sadach figowych drzewa zaczynają
puszczać nowe pędy; winorośl okrywa się
świeŜym
liściem, łąki i pola jaśnieją w
słońcu młodą zielenią. Pod okiem Artemidy — opiekunki zwierząt, wyruszają na
pastwiska konie, byki i woły. Na pola wychodzi oracz z sochą, rzucać w bruzdę
ziarno. Natura zbiera siły do pokonania zimowego bezwładu.
Dźwięki pastuszych aulosów na pastwiskach — zda się — przyspieszają wybuch
zieloności. Tonom tym dają odzew siringi, ulubione przez nimfy i centaury z
orszaku boŜka Pana. Na owianych mgłą łąkach chłopcy i dziewczęta utworzą
taneczny korowód. Zabawom przyglądać się będzie z góry Artemida Selasforos:
niosąca
światło,
jej księŜycowe oblicze sprzyja uściskom kochanków. Pod
wejrzeniem opiekunki małŜeńskich godów, w blasku łuczyw i przy dźwiękach
instrumentów ruszy weselny orszak z okrzykami: „Io Hymen! O Hymenaje!" A gdy
oblubienice staną się brzemienne i nadejdzie czas rozwiązania, Artemida, jako
opiekunka porodów, stanie przy ich łoŜu.
Królewski pałac w Efezie opierał się oŜywczym podmuchom wiosny; biel i ogrom
marmurowych
ścian,
portyków, kolumn, miały w sobie coś z zakrzepłej skały,
której nie poruszy wiatr ani słońce rozmiękczyć nie zdoła.
Od ostatniej jesieni, po odjeździe króla wraz z rycerzami, pałac zamarł, jakby
zeń wyciekło
Ŝycie.
Echa zabaw, gwar biesiadny, zalotne szepty, gorączkowe narady zagasły w zwojach
materii osłaniających wnętrza pałacowych sal.
»
5
Nikt się temu nie dziwi: w czas, gdy tylu
świetnych
helleńskich męŜów stawia
czoło nieokrzesanym Latynom, gdy król na czele wojsk pokonuje w oręŜnej walce
rzymskie legiony nie pora na polowania i uczty. Obie córki króla pędzą w pałacu
Ŝycie
w odosobnieniu, ukazując się tylko wówczas, gdy trzeba udać się do
Artemizjonu.
Tym większe poruszenie wywołał niezwykły widok, jaki ukazał się na ulicach Efezu
jednego z tych wiosennych dni, gdy miasto kąpało się w słońcu i w rześkich
powiewach wiatru znad rzeki Kaystros. Zdumieni mieszkańcy przystawali, wodząc
oczami za ciągiem pojazdów i jeźdźców podąŜających szeroką drogą na akropol.
Przybywali konno lub na rydwanach; ci, którym podeszły wiek nie pozwalał się
utrzymać na końskim grzbiecie, jechali na wozach; w zbrojach, uszkodzonych przez
czas i wojenne wypadki, lecz pieczołowicie zachowanych \ odczyszczonych; z
bronią u boku, w róŜnorodnych nakryciach głowy — macedońskich, greckich,
perskich lub w zdobytych na naczelnikach barbarzyńskich zastępów. Jadących
zatrzymywano, by pogadać, spytać, skąd się wzięli w Efezie, obejrzeć z podziwem
broń, kiedyś odebraną Armeńczykom, Persom, Baktryjczykom, Indusom.
Zatrzymywani nie skąpili odpowiedzi. Radzi, iŜ oto mają okazję się pochełpić,
spoglądali dumnie, oświadczając,
Ŝe
zostali zaproszeni do pałacu; przez wiele
lat o nich nie pamiętano, lecz teraz postanowiono ten błąd naprawić.
Ten i ów z mieszkańców, dzięki osobistym kontaktom z pałacową słuŜbą:
ogrodnikami, stajennymi, kucharzami — nie mówiąc juŜ o astrologach, lekarzach,
sekretarzach, pisarzach oraz uczonych i wykwintnych pieczeniarzach — zdołał
dowiedzieć się tego i owego, co razem złoŜone, wyłoniło wcale interesujący powód
zjazdu starych kawalerzystów.
Z czyjejś namowy — kucharz zapewniał, iŜ był to pomysł Seleukosa, koniuszy zaś
twierdził, iŜ takie polecenie przyszło od monarchy — księŜna wdowa zdecydowała
się przerwać nieledwie
Ŝałobną
ciszę pałacu i wydać biesiadę na cześć dawnych
towarzyszy broni Wielkiego Króla, którym wiek nie pozwolił na poŜeglowanie ku
wybrzeŜom Grecji.
6
Dumająca w opustoszałej komnacie, przyległej do sali biesiadnej, Laodike drgnęła,
ocucona z rozmyślań nagłym dźwiękiem...
To niedbała słuŜebna, sprzątająca ze stołów zastawę, upuściła cięŜkie naczynie
na posadzkę. Zapewne przeraŜona spogląda na zasłonę u wejścia do komnaty
księŜnej wdowy, czyli stamtąd nie padnie karcący głos?... Nie, nic nie słychać,
moŜna zatem w pośpiechu umknąć.
Teraz nic juŜ nie zamąci samotnych rozmyślań Laodike. Wytrwała kilka godzin,
przewodnicząc biesiadzie, co było nudne, ale konieczne: bez niej rycerze czuliby
się nie tak wyróŜnieni, jak tego poŜądały ich serca i wymagał honor starych
towarzyszy broni monarchy.
Gdy w trakcie uczty spoglądała na pomarszczone twarze,
Ŝylaste
szyje,
przygarbione plecy przychodził jej na myśl piękny i młody królewicz Titinos, dla
którego bogini Jutrzenka wyprosiła od Zeusa łaskę nieśmiertelności. Zapomniawszy
jednak wyjednać dlań dar wiecznej młodości, Eos musiała patrzeć, jak, nie
zagroŜony
śmiercią,
starzeje się, kurczy i schnie. Gdy zmalał do rozmiarów
świerszcza,
złoŜyła maleństwo w kolebeczce i huśtała nucąc, zwyczajem piastunek
pochylonych nad niemowlęciem.
Im jednakŜe nie będzie dane trwać nieskończenie. Pewnego dnia lub nocy Tanatos,
boŜek
śmierci,
stanie przy nich gasząc pochodnię
Ŝycia.
z tych młodych pomyśli sobie: „I ja za wierną słuŜbę kiedyś dostąpię zaszczytu
biesiadowania przy królewskim stole". To,
Ŝe
po latach zostali godnie
uhonorowani, przysporzy popularności królowi.
— Wszystko, o czym mówisz, Laodike, moŜe okazać się mało waŜne w obliczu tego,
co nam los przyniesie — powiedział.
Uprzytomniła sobie, iŜ podczas wieczerzy, kiedy biesiadnicy prześcigali się w
chwaleniu Antiocha, bibliotekarz milczał uparcie, osowiały i jakby duchem
nieobecny.
— Masz jakieś wieści z Grecji, które cię nastroiły złowróŜebnie?
— Nie. Poliksenidas milczy jak zaklęty. A ten... o którym wiesz, znikł, a razem
z nim przepadło
źródło
moich wiadomości.
PoniewaŜ zawarli milczącą umowę,
Ŝe
nie będą wspominać imienia Aristona, Laodike
nie rzekła nic, natomiast Hegesianaks jął się uskarŜać:
— Nieznośnie było słuchać, co wygadują biesiadnicy. Głupcy! Zwycięstwo nad
Rzymianami zda im się tak łatwe, jakby mieli do czynienia z pierzchającymi na
sam widok oszczepów pasterzami... Wypierzone koguty, które tym głośniej pieją,
im ranek bliŜej. A tu do
świtu
daleko...
— Co powiesz o Grekach? — przerwała Laodike.
— JakŜe nisko upadli, skoro wzywają wojska obcego monarchy zamiast odwołać się
do własnych sił. Gdyby Achajowie, Etolowie, Magnezjanie, Akarnańczycy i inni
połączyli się ku wspólnej obronie, obeszłoby się bez tej wojny. Jeśli oni nie
dojdą między sobą do zgody, Rzym, czyniąc się gwarantem greckiej wolności,
odbierze im ją.
— Czy nie przesadzasz? — spytała marszcząc brew. — Wojna jeszcze nie
rozstrzygnięta. Wiem, iŜ w potyczce z nieprzyjacielem Menippos odniósł
zwycięstwo.
— Lecz po tym zwycięstwie nasze wojska rozlazły się na odpoczynek. Rzymianie
zaś nie znają wytchnienia. Tępi, przyziemni, ograniczeni, kulturą nie
dorównujący Hellenom, ci hodowcy bydła i oracze dokonali rzeczy, na jaką Grecy
się nie zdobyli w ciągu wieków swego istnienia: wykształcili wśród obywateli
poczucie plemiennej wspólnoty, a organizacją i dyscypliną imponują nawet tym,
którzy ich nienawidzą.
śadne
inne plemię nie podniosłoby się z tych szesnastu
lat straszliwych klęsk, zadanych przez oręŜ kartagiński.
8
Oni się wydźwignęli nie złamani na duchu. Przyznał to nawet wódz tak
niepospolity jak Hannibal.
— CóŜ niezwykłego upatrujesz w tym wodzu?
— To,
Ŝe
nigdy się nie upajał własnymi sukcesami.
— Myślisz,
Ŝe
monarcha... zdaje sobie sprawę z zalet Hannibala?
— Monarcha wierzy przede wszystkim w swoją szczęśliwą gwiazdę, która, jak dotąd,
nigdy go nie zawiodła.
— Z wyjątkiem przegranej przed piętnastu laty bitwy z Eutyde-mosem w Baktrze, z
Polikratesem pod Rafią, nie wygranej ze Smyrną i z Lampsakos, utraty Persji i
niezdobycia Cypru — z ironią wtrąciła Laodike.
— Król wziął Hannibala jako swego doradcę. Miejmy nadzieję,
Ŝe
zechce nie
tylko wysłuchać jego rad, lecz i z nich skorzystać. Na razie musimy czekać, co
los nam przyniesie, a goniec przybywający z portu obwieści. — Hegesianaks
zapatrzył się w ogień na trójnogu.
— Niedługo, Hegesianaksie, wszyscy staniemy się cieniami, od których
Ŝywsze
będą malowidła na dzbanach i kraterach. I one teŜ więcej o nas potomności
powiedzą, niŜ my sami zdolni jesteśmy
0 sobie wyrazić. Ale nie będę cię dłuŜej zatrzymywać. Idź spocząć.
1 ja się wkrótce połoŜę.
Przyszedłszy do swej sypialni, Laodike kazała się rozebrać pokojowej i
odprawiwszy ją, ułoŜyła się do snu.
Obudzona niezwykłym w
środku
nocy hałasem podniosła głowę nadsłuchując; z
korytarza dobiegały błagalne okrzyki: „Powiadomić królową... obudzić królową
Laodike..."
Zerwała się, narzuciła wierzchnią tunikę na spodnią, wsunęła stopy w sandały i
okręcając wokół głowy rozrzucone w nieładzie włosy, dobiegła do drzwi.
— Co się tu dzieje? — zawołała, widząc przed sobą przeraŜone twarze swego
kobiecego dworu.
— To nie my... — jęknęła błagalnie Chryzotemis. — To on...
— Co za: „on"?
— Powiedz ty, powiedz, Agarysto — Chryzotemis zwróciła się do przełoŜonej nad
słuŜebnymi.
— Do portu przybił statek i są wieści, królowo...
9
— Jakie wieści? Od kogo?
Stateczna Agarysta odrzekła zafrasowana: ?- Z Grecji.
— I co? Dlaczego zamilkłaś?
— JuŜ po wszystkim.
— Po wszystkim? Jak
śmiesz?
— Laodike rzuciła się naprzód. Wystraszone jej
gwałtownym ruchem słuŜebne cofnęły się w popłochu. — Co t ? moŜesz wiedzieć o
tym, głupia niewiasto? Okryjcie mnie płaszczem i wynoście się. Niech wejdzie ten,
który dobił do portu. Kim on jest?
— To oficer. Pragnął od razu rozmawiać z królową, lecz nie
śmiałyśmy
obudzić.
Nie miałyśmy odwagi zasmucić.
— Ale starcza jej wam, aby pleść i siać panikę. Niech go przyprowadzi zarządca
domu.
Otulona wełnianym płaszczem stanęła przy trójnogu, bezmyślnie poprawiając
szczypcami gorące węgle.
Wszedł wystraszony zarządca i zaraz upadł na kolana nisko pochylając głowę.
— Gdzie tamten? — niecierpliwie spytała Laodike.
— Czeka za drzwiami.
— Niech wejdzie.
— Jeszcze nie zdąŜył się przebrać... czy wolno... aby w tak
Ŝałosnym
stanie...?
— raŜony wyrazem oczu Laodike poderwał się i wycofał sprawnie, jakby od dziecka
uczył się wychodzić tyłem.
Laodike zmruŜonymi oczyma wpatrywała się w widmo, które wyłoniło się zza kotary
i na sztywnych nogach posuwało się ku niej.
Ciemny
Ŝołnierski
płaszcz, nasiąkły słoną wodą, sterczał dokoła wychudzonej
sylwetki. Z zarośniętej, spalonej wiatrem twarzy patrzyły oczy o przekrwionych
białkach i rozognionych powiekach, oczy, które przez wiele dni musiały się
bezsennie wpatrywać w horyzont.
Sercem Laodike szarpnął niepokój. ZniŜając głos, jakby mówiła do ducha, spytała:
— Przybywasz od króla?
Poruszył sczerniałymi wargami i nie mogąc wydać głosu, dwukrotnie skinął głową.
10
— Potrafisz mówić?
Gardłowy dźwięk oznajmił, iŜ wysłannik postara się sprostać temu zadaniu.
— Mów zatem, co się stało? Niczego nie ukrywaj.
— Klęska — wychrypiał.
— Król
Ŝyje?
— Tak.
— Widziałeś go? Gdzie?
— W ucieczce. Na koniu. Cwałem. Do Elatei... W Fokidzie... Stamtąfcl do Chalkis.
Po
Ŝonę.
I na statek. Uciekali... wszyscy.
Mignęła jej w głowie myśl,
Ŝe
ten zwiastun nieszczęścia pewnie zbiegł z pola
walki.
— Nie mów,
Ŝe
wszyscy. Wszyscy nie mogli stchórzyć. Z Efezu odpłynęło dziesięć
tysięcy piechoty i pięciuset jeźdźców. Chcę usłyszeć, co się z nimi stało?
— Zabici lub w niewoli u Rzymian.
Powstała z krzesła, przyciskając dłonią płaszcz do piersi.
— Ilu ocalało?
Wpatrzył się pustym spojrzeniem w jej twarz.
— MoŜe... pięciuset? Nie wiem... moŜe mniej? Garstka.
— Pięciuset... i ty... Dzięki tchórzostwu, które pomogło ci uciec?
Potrząsnął głową, nie dając odpowiedzi.
Teraz dopiero poznała Doriona. Marszcząc brew patrzała przed siebie, jakby chcąc
przebić ciemność poza tym pałacem i sięgnąć wzrokiem w przestrzeń, gdzie
rozegrała się nieodwołalna sprawa nazwana „klęską".
Usiadła, podparłszy czoło dłonią, i rzekła znuŜona:
— Idź, niech się tobą zajmą, Dorionie, wykąpią, dadzą ci czyste szaty; potem
posil się i przyjdź.
Musiała niepostrzeŜenie zapaść w sen, bo gdy otworzyła oczy, był juŜ
świt.
Przy
drzwiach, oparty o
ścianę,
zdawał się drzemać Do-rion; teraz poruszył się,
westchnął i rozwarł powieki.
— Przyszedłem... — wymruczał.
Umyty, w czystych szatach niepodobny był juŜ do widma, jakim się zrazu wydawał.
11
— Siadaj — wskazała mu krzesło. — Czy czujesz się na siłach opowiedzieć
wszystko dokładnie?
— Jestem gotów mówić tak długo, jak długo księŜna zechce słuchać. Czy mam
zacząć od ruchów naszych wojsk? Od potyczki, którą wygrał Menippos? Czy mówić o
tym, co działo się w jesieni i na wiosnę?
— Opuściłeś zimę. CzyŜby tam nie było jej wcale?
— Na zimę wojska rozpuszczono. Większość królewskich sił, wraz z dowódcami,
została rozlokowana w Beocji. Sam zaś król w Chalkis... — zająknął się, spuścił
wzrok. — Jak księŜnej juŜ zapewne wiadomo, monarcha zechciał się zakochać w
córce obywatela z miasta Chalkis i rozpoczął starania o pozyskanie jej względów,
a to mu zajęło...
— Tę część działań mego ojca, uwieńczoną zwycięstwem, moŜesz sobie darować.
Sukcesy odnoszone za opuszczoną kotarą nie interesują mnie.
— Więc tamto, o czym księŜna nie
Ŝyczy
sobie słuchać, trwało całą zimę. Dowódcy
oddziałów teŜ sobie pofolgowali. Wszystko razem spowodowało rozprzęŜenie w
wojsku.
śołnierz
pozostawiony sobie wyzbywa się karności. Zanika ochota do walki.
KaŜdy myśli tylko o łupach. ZwaŜywszy,
Ŝe
większość królewskich wojsk to
najemnicy, jest rzeczą zrozumiałą, iŜ armia na leŜach zimowych przedstawiała
widok, którego wolałbym nie opisywać. Na miejscu okazało się, iŜ zarówno strateg
Toant, jak i Aleksander złoŜyli przesadne deklaracje o greckiej gotowości
udzielenia nam pomocy. Zaledwie cztery tysiące Etolów wyraziło chęć przyłączenia
się do nas.
— Dosyć mam słuchania o Etolach. Mów, jak doszło do spotkania z Rzymianami?
— Po odpoczynku zimowym wojskom króla kazano się zebrać \ w Cheronei...
— Cheronei... a więc tam, gdzie Grecy ponieśli klęskę, z której podnieść się
juŜ nie zdołali? Tam, gdzie ich pokonał Filip i musieli przyjąć macedońskie
jarzmo.
Dorion spojrzał zdziwiony.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin