13-16.rtf

(77 KB) Pobierz

Rozdział 13

 

"Kornelia"

Dźwięk dzwonka w telefonie rozległ się po pokoju, budząc mnie ze snu. Jęknęłam sflustrowana. Otworzyłam zaspane oczy, światło dnia raziło mnie. Musiałam zapomnieć wczoraj zasłonić okna. Popatrzyłam na zegarek, który wskazywał ledwie siódmą. Kto budzi mnie tak wcześnie, w dzień, w który mam wolne?! Ręką wymacałam telefon. Zmarszczyłam brwi widząc, że nie znam numeru osoby, która dzwoniła do mnie.

- Słucham? - powiedziałam, odbierając.

-Cześć, Kornelia? Tu Jasper - usłyszałam po drugiej stronie.

- Jasper? - zdziwiłam się. - Hej - powiedziałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - powiedział.

- Nie, stało się cos? - zapytałam.

- W pewnym sensie - odpowiedział blondyn, zmęczonym głosem. - W każdym razie musimy pogadać - dodał.

-Hmm, wiesz sama chciałam do Ciebie zadzwonić ale nie chciałam Wam teraz przeszkadzać, podczas przygotowań do ślubu i wogóle.

- Heh, mam już dość tych przymiarek i wybierania obrósów, ale nie o tym chciałem z Tobą porozmawiać

-Czy to o czym chciałeś ze mną porozmawiać dotyczy Belli i Edwarda? - w słuchawce zapanowała chwila ciszy, westchnęłam.

- Zasadniczo - odezwał się Jasper - Moglibyśmy się spotkać?

- Jasne, powiedz tylko kiedy i gdzie? - usłyszałam kroki, podniosłam głowe, widząc Belle opierającą się o drzwi.

- Pasowałoby Ci dziś, 14:00, nie wiem czy pamiętasz tą cukiernie w której zawsze się spotykaliśmy po szkole?

- Pamiętam, przepraszam ale musze kończyć, do zobaczenia później - powiedziałam, rozłączając się.

- Hej - powiedziałam, patrząc na przyjaciółkę

- Hej, hmm co się kręci? - zapytała Bella, z podejrzliwym wzrokiem.

- Adrian dzwonił, chciał się spotkać - odpowiedziałam wzruszając ramionami.

-Ahaa, hm - Bella zmarszczyła brwi. - Od kiedy Adrian dzwoni żeby się z Tobą umówić? Na dodatek w dzień, w który masz wolne?

- Wiesz, jest ostatnio dość zajęty, dużo pracy i chciał się spotkać ale na mieście.

- Aha, chyba, że tak. Biedni dość niefortunne miejśce na czułości - Bella zaśmiała się puszczając mi oczko. - Dobra muszę się zbierać i tak już nie zdąże zjeść śniadania. Bella poszła się ubierać, a ja opadłam na poduszki.

 

&

 

Kilka minut przed godziną 14:00 weszłam do cukierni, w której za czasów liceum bardzo często się spotykaliśmy. Pachniało tu nieziemsko, a mój wzrok od razu powędrował ku smakołykom. Niemal poczułam jak mi leci ślinka.

- Haha widzę, że Twoja reakcja jest podobna do mojej - zaśmiał się Jasper, stając koło mnie.

- Pamiętasz jakie te ciasta były dobre? - powiedziałam z uśmiechem patrząc na blondyna.

- Pamiętam - odpowiedział, również z uśmiechem.

- Co ty na to żeby zgrzeszyć i zjeść coś? - powiedziałam z wielkimi proszącymi oczami. Jasper zaśmiał się szczerze, patrząc na mnie.

- Czemu nie? - powiedział, a ja uśmiechnęłam się do niego.

- Fajnie Cię widzieć Jazz - powiedziałam szczerze.

- Vice versa Korni - odpowiedział

 

&

 

- Jazz, stało się coś prawda? - powiedziałam odsuwając na bok pusty talerz i patrząc na blondyna.

- W pewnym sense - odpowiedział - Edward chce wyjechać - po minie Jaspera wiedziałam, że jest smutny i zmęczony.

- Wiesz naprawdę się cieszę, że Ed wrócił, brakowało mi najlepszego kumpla - westhnął.

- Ale jak to wyjechać, gdzie? - zapytałam, nie powiem byłam zaskoczona.

- Do Stanów, chce tam wrócić...na stałe.

- Na stałe?! Ale czemu?

- Nie wiem czemu. Nie chce mi nic powiedzieć! Przyszedł do mnie po tym wieczorze panieńsko-kawalerskim. Nie wiem co się stało, ale chyba doszło do jakiegoś spięcia między nim i Bella - blondyn wydawał się załamany. Spuściłam głowę, nie patrząc na niego. Wiedziałam co się wtedy stało. Nie rozumiałam czemu jednak Ed chce wyjechać?! Przecież rzucił Bellę kilka lat temu. Jasper popatrzył na mnie.

- Zrozum, Ed chce uciec o tego. Wydaje się jakby nie umiał przebywać blisko Belli, nie mając jej. Nie mogę już patrzeć na niego jak się męczy, na dodatek nie chce mi nic powiedzieć.

- Wiesz rozumiem o czym mówisz, bo patrząc na Bells czuję to samo - odparłam, zastanawiając się nad tym czy powiedzieć Jasperowi co wydarzyło się pomiędzy Bells a Edem.

- Oni spali ze sobą Jazz, a potem się pokłócili - powiedziałam cicho, patrząc na blondyna. Wpatrywał się we mnie wielkimi oczami.

- Czegoś tu jednak nie rozumiem - dodałam po chwili.

- Oni oboje wydają się . . . . hmm Bella kocha, nigdy nie przestała go kochać. Nie widziałeś jej, tego co się z nią działo.

- Ed też ją kocha, nie przyznaje się do tego, ale kocha ją.

- To czemu z nią zerwał? Czemu ją zostawił i wyjechał - zapytałam z wyrzutem. Na twarzy Jaspera pojawiło się niezrozumienie.

- Jak to Ed? To Bella zerwała z nim - powiedział dobitnie.

- Nie! - zaprzeczyłam.

- Korni! Na własne oczy widziałam list od Belli, że przeprasza, ale zakochała się w kimś innym! - wydawał się zły.

- Jasper, to niedorzeczne - podniosłam głos. - Ja widziałam . . . - zamilkałam na chwilę, myśląc nad tym wszystkim!

- Co widziałaś? - ponaglił mnie.

- Widziałam list od Edwarda, w którym pisał, że Bella nie jest dla niego wystarczająco dobra i, że wyjeżdza - powiedziałam cicho i zamilkłam. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W głowie miałam mętlik i tylko jedno rozwiązanie przychodziło mi do głowy.

- Esme - powiedziałam równo z Jasperem. Gdy uświadomiłam sobie jak byłam ślepa i głupia przez cały ten czas, poczułam złość.

- Nie mogę w to uwierzyć. Po tym jak nazwała Bellę dziwką myślałam, że już mnie nic nie zaskoczy, a jednak!

- Jak nazwała Bellę? - wypluł Jasper.

- Dzwiką, długa historia . . .! Musimy coś zrobić! Nie możemy tego tak zostawić.

- Chyba nawet wiem co . . . - odpowiedział Jasper. Mi nie pozostawało nic innego jak wysłuchać co Japer ma do powiedzenia i pomóc mu w realizacji.

 

&

 

"Bella"

Ostatni raz byłam tu około sześć lat temu. Z tym miejscem wiązało się wiele bądź co bądź pięknych wspomnień. To właśnie w tym budynku lub raczej na jego szczycie Edward po raz pierwszy wyznał mi miłość. Wiedziałam, że ten ślub będzie piękny. Każda dziewczyna chciałaby brać ślub pod gołym niebem, z widokiem na całe miasto. Taras był pięknie udekorowany. Cała balustrada była owinięta biało-niebieską, aksamitną taśmą. Przy każdym murku przypięte były balony i małe bukieciki róż. Po lewej stronie stały stoły udekorowane błękitnymi obrósami. Po prwej stronie było podwyższenie, na którym stał sprzęt muzyczny. Zaraz przy wejściu, lekko na prawo, ale na tyle by było dość miejsca do tańca, stał piękny ozdobiony świeżymi kwiatami łuk, podobny do tych z Simsów.

 

Westchnęłam na widok tego wszystkiego. Zazdrościłam Alice. I nie chodziło o to gdzie wychodziła za mąż i jak pięknie to wyglądało, chociaż chyba każdy marzy by jego ślub był piękny, ja również. W tej chwili marzyłam jednak o samym ślubie. O tym by mieć drugą osobę, bratnią duszę, która by mnie kochała, a ja kochałabym ją. Która byłaby zawsze przy mnie i byłoby mi z nią dobrze. Marzyłam o takim związku jaki tworzyli Alice i Jasper. W którym najważniejsze było uczucie, którym obydwoje się darzyli.

 

Rozglądnęłam się do okoła, szukając wzrokiem Edwarda, ale nigdzie go nie widziałam. Zauważyłam natomiast Jaspera rozmawiającego z Kornelią. Popatrzyłam na nich zaskoczona. Kornelia podniosła wzrok i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnęła się do mnie, po czym powiedziała coś do Jaspera i odeszła, kierując się w moją stronę. Jasper zaś odszedł do rodziców Edwarda, których dopiero teraz zauważyłam. Po chwili Carlise i Jasper odeszli na bok, rozmawiając.

- Hej Bells, Jake - powiedziała Korni patrząc ponad mnie. - Fajnie, że już jesteście - powiedziała, jak zauważyłąm z udawaną radością. - Jake, jeśli nie masz nic przeciwko porwę na chwilę Bells, musimy zobaczyć czy Alice nie potrzebuje pomocy - puściła mu oczko - A ty Bello, no i oczywiście Edward tak samo, macie stać przy łuku - kiwnęłam głową, dając do zrozumienia, że słysze.

- A Edwarda nie ma jeszcze? - zapytałam mimochodem -  Za chwilę zacznie się ceremonia - dodałam.

- Zaraz będzie - odparła Kornelia -  Chodź.

 

Dzisięć minut później, wszystko było już gotowe. Alice wyglądałą przepięknie, a jej szczęściem można było się opijać. Pocałowałam ją w policzek i pobiegłam na górę.

Wiedziałam, że jej życie z Jasperem będzie udane. Wystarczyło popatrzeć na nich i już się to wiedziało.

 

&

Tak jak było powiedziane, ja i Edward staliśmy przy łuku jako świadkowie. Był to dość niecodzienny ślub bo jak wiadomo, nie był w kościele. Także orszak ślubny był niecodzienny. Jaspera do ołtarza prowadziła mama. Wyglądała pięknie. W kanarkowej sukni do kolana. Jasno blond włosy miała delikatnie upięte, a lekkie loki okalały jej twarz. Zaś Jasper w prostym czarnym garniturze, błękitnej koszuli i kremowym krawacie, w kolorze sukni Alice był bardzo przystojny i niezwykle podobny do swojej mamy. Pod łukiem pocałował ją w policzek i stanął koło Edwarda. Zaś jego mama poszła usiąć w pierwszymn rzędzie.

Alice miała początkowo iść do ołtarza sama, jako, że jej rodzice nie żyli, jednakże tata Jaspera zaproponował jej, że chętnie zaprowadzi ją do ołtarza. Wiem, że dla Alice to był to bardzo miły gest. Chciała żeby rodzice Jaspera ją  polubili i na szczęście tak się stało.

Alice była piękną panną młodą. Ucałowała tatę Jaspera i z uśmiechem stanęła obok mnie. Wszyscy patrzyli na parę młodą z zachwytem. Obróciliśmy się w stronę księdza, który rozpoczął msze. Podczas ceremoni zadawał pytania Alice i Jasperowi:

-Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?

- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, dobrej i złej doli, aż do końca życia?

- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?

Przy każdym zadanym pytaniu Alice i Jasper patrzyli na siebie z miłością i zdgodnie odpowiadali: chcemy.

Potem nastąpiła przysięga. Ksiądz poprosił parę młodą o podanie sobie prawych dłoni, które przewiązał stuła i prosił o powtarzanie za nim. Jako pierwszy przysięgę składał Jasper.

- Ja Jasper biorę Ciebię Alice za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńśką, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójce Jedyny i Wszyscy Święci.

Po nim przysięgę złożyła Alice.

- Ja Alice biorę Ciebię Jasperze za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńśką, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójce Jedyny i Wszyscy Święci.

Zaraz po złożeniu przysięgi Alice i Jasper założyli obrączki, wypowiadając przy tym słowa:

- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świetego.

- Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Chwilę później ksiądz pozwolił pocałować pannu młodemu pannę młodą i zakończył mszę.

Tuż po ceremoni, nastąpiło gratulowanie i składanie życzeń parze młodej. Odsunęłam się na bok, nie chcąc przeszkadzać innym, wiedziałam, że będę miała jeszcze dość czasu by złożyć im życzenia.

 

&

 

Cieszyłam się ich szczęściem. Patrząc na nich widziać było jaką miłością się darzą, jak patrzą na siebie z czułością i miłością, napawało mnie to szczęściem.

- Myślisz, że rodzice Jaspera "pożyczyliby" swój taras innej parze? - powiedział cicho Jake, oplatując mnię rękami w pasie. Zesztywniałam lekko na te słowa.

- Wątpie Jake - powiedziałam, śmiejąc się sztucznie. - Jak podobała Ci się ceremonia? - zapytałam, zmieniając temat i odwracając się przodem do chłopaka.

- Bardzo mi się podobała, chociaż nie powiem, wyobrażam sobie inną pannę młodą - powiedział, skubiąc moje ucho.

-Jake! - zganiłam go. - Przestań, ktoś zobaczy i nie mów głupot!

- Bells nie bądź taka, od tygodnia nie mogę dobrać się nawet do Twojej szyji, a moje łóżko jest bardzo samotne bez Ciebie - wymruczał.

- Byłam zajęta, wiesz przecież. W gazecie mamy dużo pracy, ludzie na urlopach, a po za tym pomagłam Alice - powiedziałam, wymigując się, nie miałam ochoty o tym rozmawiać, nie teraz, nie tu.

- Przepraszam Cię ale chyba zostawiłam  telefon na dole, pójdę po niego. Zostań, zaraz wrócę - powiedziałam, widząc, że chce iśc ze mną. Odwróciłąm się i poszłam do środka, oddychająć z ulgą, że Jake postanowił mnie posłuchać i zostać ma tarasie. Unikałam go od tygodnia, to prawda. Nie umiałam po tym co się stało spojrzeć mu w oczy, a te jego aluzje na różne tematy irytowały mnie, jednocześnie wpędzając w poczucie winy. Wziąwszy telefon z pokoju, skierowałam się spowrotem na schody, prowadzące na taras.

- Edward - powiedziałam, zanim zdążyłąm ugryźć się w język, widząc chłopaka.  Podniósł głowę, a nasze spojrzenia się spotkały. Dopiero teraz zauważyłam jak źle wyglądał. Miał czerwone oczy i wielkie fioletowe worki pod nimi. Wyglądał na zmęczonego i nie wypanego.

- Bella - odezwał się w końcu, zatrzymując się na równi ze mną. Znów zaległa cisza między nami.

- W sumie dobrze się składa, że się spotkalismy. Mamy okazję się pożegnać, przynajmniej tym razem - rzekł po chwili.

- Pożegnać?! Jak to? - zapytałam zdziwiona, patrząc na niego nagląco.

- Wyjeżdzam - powiedział bez cienia emocji - Prawdopodobnie na stale - dodał.

- Na stałe?! - wydusiłam - Ale jak to?! A co z Twoimi rodzicami? Co z Jasperem?

- Jakoś dadzą sobie radę beze mnie - powiedział wzruszając ramionami. Spuściłam głowę.

- Edward, czy to przez to co się stało? Słuchaj, ja wiem, że to ciężka sytuacja, ale nie musisz wyjeżdżać! Jasper na pewno chciayłby Cię tu mieć, a ja nie chce by to, że spałeś ze mną wpłynęło na waszą przyjaźń - powiedziałam, mając nadzieję, że przemyśli swoją decyzję i mnie posłucha. Mówiłam szczerze. Jasper i Edward kumplowali się od lat i mogli mówić co chcieli, ale byli dla siebie jak bracia. Nie mogłam pozwolić na to, by ich przyjaźń zniszczyły moje nierozwiązane sprawy z Edwardem. Nie spodziewałam się jednak innej rzeczy.

- Spałaś z nim!?! - usłyszałam zdenerwowany głos. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co się stało. Podniosłam głowę, patrząc ponad Edwardem i zobczyłam Jake. Jego twarz wyrażała w tej chwili wiele emocji. Widziałam, że jest zły i wzburzony, ale jego mina przede wszystkim wyrażała ból.

- Jake, to nie tak jak myślisz - powiedziałam cicho.

- Nie ważne jak Bells - odparł - ważne, że to zrobiłaś - dodał, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł.

- Żeby to szlak  - zaklęłam.

- Nie powiedziałaś mu? - zapytał Ed.

- A co miałam mu powiedzieć według Ciebie? Wiesz, sory Jake, ale się upiłam i przespałam z moim ex. Chciałam mu powiedzieć - westchnęłam. - Ale nie miałam pojęcia jak, nie raniąc go przy tym. Wiele dla mnie zrobił, nie zasłużył na to - spuściłam głowę.

- Mnie podobno też nie chciałaś ranić - powiedział miedzianowłosy.

- Oj kolego, to ty zraniłeś mnie, nia ja Ciebie! - Ed otwierał już usta żeby coś powiedzieć, ale nie było mu dane. Za to usłyszałam głos, którego wogóle się nie spodziewałam.

- Nie kłoćcie się dzieciaki - powiedział zmęczony. - Niestety żadne z Was nie ma racji...

- Tato, to sprawa między mną i Bellą - powiedział twardo Edward, nawet nie patrząc na ojca. Uparcie wpatrywał się we mnie, a jego oczy wyrażały ból i wrogość.

- A właśnie, że się mylisz synu - Edward popatrzył zdziwiony na Carlise, podobnie zresztą jak i ja.

- Moglibyśmy porozmawiać gdzie indziej? Bo klatka schodowa wydaje mi się nie odpowiednim miejscem - powiedział uprzejmnie Carlise. - Skinęłam głową, mówiąc:

- Myślę, że Alice i Jasper się nie obrażą jak wejdziemy na chwilę - powiedziałam, prowadząc ich do pokoju, w którym panna młoda się przygotowywała. Weszliśmy, każdes z n zająło miejsce wokół stolika do kawy i zaległa cisza. Jako pierwszy przerwał ją Edward.

- Tato, nie chciałbym Cię ponaglać, ale czy mógłbyś nam wytłumaczyć, co ty masz z tym wspólnego? - zapytał, patrząc cierpliwie na swojego ojca. Carlise ścisnął grzbiet nosa, a ja miałam ochotę roześmiać się na ten widok. Jakbym widziała zdenerwowanego Edwarda. Byli do siebie tacy podobni!

- Ja tak zasadniczo nie za wiele, ale w praktyce myślę, że wiele - wyglądał na przygnębionego, choć na pierwszy rzut nie było tego widać.

- Mógłbyś jaśniej? - zapytał zirytowany Edward.

- Synu, to nie jest wszystko takie łatwe. Chciałbym żebyście mnie zrozumieli, ty też Bello - powiedział, patrząc smutnie na mnie.

- Wiem, że moja żona dopiekła Ci niejednokrotnie, a ja moge Cię tylko za to przepraszać.

- Co ma z tą sprawą wspólnego z Esme? - zapytałam patrząc na Carlise. Nie podobało mi się na jakie tory schodzi ta rozmowa.

-  Otóż, ona ma najwięcej z tym wspólnego. - Skonsternowana popatrzyłam na Edwarda, który zrobił to samo, a widząć mój wzrok wzruszył ramionami.

- Już Wam wszystko wyjaśniam - westchnął. - Sześć lat temu to żadne z Was nie opuściło drugiego. Patrząc na Was nawet ślepy widział jak bardzo się kochacie. Dziś by to ślepy zauważył - dodał, po czym zamilkł. Znów spojrzałam na Edward, dostrzegajac iskrę w jego oczach. Carlise milczał chwile ze spuszczoną głową.

- Bello, czy dostałaś list od Edwarda? - zapytałam patrząc na mnie.

- Tak - odrzekłam bez zawachania. Kątem oka zauważyłam zdziwiony wyraz twarzy miedzianowłosego.

- Co w nim było? - drążył Carlise.

- Edward pisał, że mnie nie kocha, nigdy nie kochał. Byłam chwilową zabawką, bo nie jestem wystarczająco dla niego dobra - powiedziałam cicho, nie patrząc na żadnego z nich.

- I zapomniałaś dodać o wyjeździe do Stanów, by tam studiować medycynę, która rzeczywiśćie będzie dla niego odpowiednia. - Podniosłam głowę, patrząc zszokowana na Carlisa.

- Jak . . . - zaczęłam, ale Carlie uciszył mnie.

- Poczekaj Bello jeszcze chwilę - powiedział. - Edwardzie czy i ty dostałeś list od Belli? - Tym razem Carlise zwrócił się do syna. Zielone oczy popatrzyły w moje, a ja widziałam w nich szczerość, zaś z pełnych warg usłyszałam mocne "tak".

- Co pisała?

- Że mnie nie kocha. Poznała kogoś innego i to jego kocha. - Ojciec Edwarda pokiwał głową w zamyśleniu.

- Zapomnieliście dodać jednej, bardzo ważnej rzeczy. W obu tych listach było napisane byście w żadnej sposób nie próbowali się kontaktować z drugą osobą. - Oboje z Edwardem pokiwaliśmy głowami. Zapadła głucha cisza. Wszyscy myśleli nad tym co było przed chwilą powiedziane. Moje szare komórki pracowąły zawzięcie, ale wciąż czegoś brakowało. Jak to możliwe, że Edward dostał list, którego nie napisałam? I nagle wszystko ułożyło się w całość! To dlatego Carlise przepraszał mnie za Esme! To była jej sprawka! To ona napisała i wysłała te listy! Popatrzyłam na Edwarda i wiedziałam już, że on wie . . . !

 

 

 

 

Rozdział 14

 

"Edward"

Patrzyłem oszołomiony na Bellę i wiedziałem, że pomyslała to samo co ja... Z jednej strony mnie to cieszyło, że wciąż porafimy tylko spojrzeć na siebie i wiemy o czym myślimy. A z drugiej byłem cholernie zagubiony!

- Tato, czy ty . . . - zawachałem się, bałem się, że nie przejdzie mi przez gardło to, co chciałem powiedzieć.

- Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko mama? - przy ostatnim słowie mój głos zadrżał. Popatrzyłem na ojca, chcąc wyczytać coś z jego twarzy. I poniekąd mi się to udało, ale to co zobaczyłem wcale mnie nie ucieszyło. Przez chwilę pozwoliłem złudzeniu zakraść się do mojej podświadomości. To był błąd. Mina Carlise wyrażała głęboki smutek i ból. Ja natomiast czułem się przede wszystkim zdradzony. Nie umiałem pojąć jak mogła zrobić coś takiego! I to rodzona matka! A on jej w tym pomagał!

- Popraw mnie jeśli się mylę - powiedziałem do ojca przez zaciśnietę zęby, kątem oka patrząc na Bellę. Dopiero teraż zauważyłem smutek na jej twarzy. Nasze spojrzenia znów się skrzyżowały, już chciałem coś powiedzieć, kiedy pokręciła głową. Domyślałem się jak może się czuć. To co zrobiła moja matka przechodzi wszelkie oczekiwania. Zaplanowała sobie moje życie, niszcząc je przy tym. Jednak to co zrobiła mi to jedna sprawa, a to co zrobiła Belli to inna. Zniszczyła życie nam obojgu. Niestety domyślam się, że jej to nie obchodzi.

- Esme napisała te listy , wykorzystująć przy tym nasze słabości i swoje racje by nas skłócić?! Bo jak oczywiście wiadomo, liczy się tylko to, co ona sobie zaplanuje?! A ty przez cholerne sześć lat nie miałeś okazji by mi to powiedzieć?! - mój głos podnosił się z każdym wypowiedzianym słowem, a ostatnie zdanie dosłownie wykrzyczałem ojcu w twarz.

- Edward - powiedziała cicho Bella. Wiedziałem, że prosi, chciała żebym się uspokoił.

- To nie tak - odpowiedział tata.

- A jak? - zapytałem.

- Znasz swoją matkę - powiedział cicho, patrząc na mnie.

- Masz racje, zaplanowała Twoje życie. Koniecznie chciała żebyś poszedł na medycynę i robił karierę. Skłócila Was, bo wiedziała, że Bella jest dla niej zagrożeniem - przyznał. - Bello, wiem, że jesteś dobrą dziewczyną i zawsze powtarzałaś Edwardowi, że warto iść za marzeniami - zwrócił się do szatynki.

- Ja tak zrobiłem i nie wiem czy wiesz, ale mój syn też i jestem z niego bardzo dumny - powiedział, przenosząc swój wzrok spowrotem na mnie. Bella także popatrzyła na mnie, z zaskoczeniem w oczach, a na jej słodkich ustach pojawił się lekki usmiech. Sam odpowiedziałem jej uśmiechem.

- Esme to całkowite przeciwieństwo Belli, Edwardzie. Sam czasem nie mogę uwierzyć kim za te wszystkie lata stał się moja żona. Gdzie podziała się ta pełna empati dziewczyna, w której się zakochałem - zamilkł na chwilę przygnębiony. Dopiero teraz patrząc na niego, dostrzegłem, że wyglądał na zmęczomego. Jaki ojciec taki syn.

- W każdym razie,  nie od razu mi powiedziała co planuję. Gdy się dowiedziałem, próbowałem przemówić jej do rozsądku, że to zły pomysł. Powiedziała mi wtedy, że wie co jest dobre dla Ciebie. Nie mogłem się z tym pogodzić. Widziałem jak cierpisz i podejrzewałem, że Bella czuła się podobnie jak ty. Chciałem Ci o wszystkim powiedzieć, ale popełniełem błąd i zdradziłem się przed Twoją matką. Ostrzegła mnie wtedy, żę gdy Ci powiem strace ją. Przez te wszytskie lata nie miałem w sobie tyle odwagi by powiedzieć któremu kolwiek z Was jaka jest prawda. Byłem zwykłym tchórzem, ślepo zapatrzonym w kobietę, która stała sie potworem. Oto co miłośc i przywiązanie potrafią zrobić z ludźmi. Pocieszałem się tym, ze ułożyłeś sobie jakoś życie. Myślałem, że zapomniełeś o Belli i pomyślałem, że ona pewnie uczyniła to samo. Dopiero po tej rozmowie z Tobą synu, zdałem sobie sprawę w jakim błędzie byłem.

- Więc dlaczego mówisz mi, nam - poprawiłem się...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin