LaFevers Robin Lorraine Jego nadobna zabójczyni Księga I Posępna litość TŁUMACZYŁA DOMINIKA WIŚNIEWSKA Dramatis personae ISMAE RlENNE JEJ OJCIEC GUILLO, HODOWCA ŚWIŃ ZNACHORKA W Klasztorze: MATKA PRZEŁOŻONA SIOSTRA THOMINA, instruktorka sztuk walki ANNITH, nowicjuszka SIOSTRA SERAFINA, uzdrowicielka i wykładowca z dziedziny trucizn SYBELLA, nowicjuszka SIOSTRA WIDONA, koniuszy SIOSTRA BEATRIZ, instruktorka w dziedzinie sztuk kobiecych SIOSTRA EONETTE, archiwista i historyk SIOSTRA ARNETTE, mistrzyni walki bronią SIOSTRA CLAUDE, zarządzająca ptaszarnią SIOSTRA VEREDA, jasnowidząca RUNNION, zdrajca Bretanii i pierwsza ofiara Ismae MARTEL, francuski szpieg i druga ofiara Ismae TAJNA RADA: WICEHRABIA MAURICE CRUNARD, kanclerz Bretanii PANI FRANCOISE DINAN, guwernantka księżnej MARSZAŁEK JEAN RIEUX, marszałek Bretanii i bakałarz księżnej KAPITAN DUNOIS, kapitan wojsk bretońskich Szlachta i dwór bretoński ANNA, księżna Bretanii, hrabina Nantes, Montfort i Richmont FRANCISZEK II , (nieżyjący) książę Bretanii BARON LOMBART, bretoński szlachcic GAVRIEL DUVAL, bretoński szlachcic BENABIC DE WAROCH, Bestia z Waroch, rycerz RAOUL DE LORNAY, rycerz BARON GEFFOY, bretoński szlachcic KATERINE GEFFOY, jego żona PANI ANTOINETTE HIVERN, kochanka zmarłego księcia Franciszka II FRANCOIS AVAUGOUR, rycerz ALAIN DALBRET, bretoński szlachcic, właściciel rozległych ziem we Francji, jeden z konkurentów do ręki Anny KAROL VIII, król Francji ANNA DE BEAUJEU, Anna Francuska, regentka Francji NORBERT GISORS, ambasador francuskiej regencji FEDRIC, książę Nemours, jeden z konkurentów do ręki Anny MAKSYMILIAN I, arcyksiążę Austrii, cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego, konkurent do ręki Anny ROZDZIAŁ PIERWSZY BRETANIA 1485 Noszę ciemnoczerwone piętno, biegnące od lewego ramienia po prawe biodro, ślad po truciźnie, którą matka dostała od znachorki, by pozbyć się mnie ze swego łona. Według znachorki fakt, że przeżyłam, to nie żaden cud, a znak, że zostałam poczęta przez samego boga śmierci. Powiedziano mi, że mój ojciec wpadł w szał i podniósł rękę na matkę, choć ta krwawiła jeszcze słaba, w połogu. Dopiero znachorka zwróciła mu uwagę, że skoro matka gziła się z bogiem śmierci, to kochanek nie będzie stał bezczynnie i patrzył, jak ojciec ją bije. Zaryzykowałam zerknięcie na mojego przyszłego męża, Guilla, zastanawiając się, czy ojciec wspomniał mu o moim dziedzictwie. Pewnie nie, bo kto zapłaciłby trzy srebrniki za coś takiego jak ja? Poza tym Guillo wyglądał na zbyt spokojnego, bym uwierzyła, że zna mą prawdziwą naturę. Ojciec go oszukał, a to nie wróżyło dobrze naszemu związkowi. Mój niepokój potęgowało też to, że pobieramy się w chacie Guiłla, a nie w kościele. Poczułam ciężkie spojrzenie ojca i podniosłam wzrok. Tryumf w jego oczach przeraził mnie, bo jeśli ojciec zwyciężył, ja przegrałam, choć jeszcze nie byłam świadoma jak. Mimo to uśmiechałam się, chcąc pokazać, że jestem szczęśliwa - nic go tak nie złościło jak moje szczęście. Jednak choć mogłam oszukać ojca, było mi coraz trudniej okłamywać siebie samą. Obawiałam się, naprawdę się obawiałam mężczyzny, do którego miałam od tej chwili należeć. Spoglądałam na jego wielkie, szerokie dłonie. Podobnie jak ojciec, miał ziemię za paznokciami i brud wżarty w skórę. Czy na tym kończyło się podobieństwo? Czy też będzie okładał mnie tymi kułakami jak pałką? To nowy początek, przypomniałam sama sobie i mimo trwogi nie byłam w stanie zgasić tlącej się w duszy iskry nadziei. Guilło chciał mnie na tyle, by zapłacić aż trzy srebrniki? A tam, gdzie chęci, znajdzie się przecież miejsce na łagodność? To właśnie dzięki tej myśli nie uginały się pode mną kolana i nie trzęsły się ręce. Dzięki tej myśli i duchownemu, który przybył udzielić nam ślubu, bo choć był prostym kaznodzieją, ukradkowe spojrzenia, jakie rzucał mi znad modlitewnika, kazały mi wierzyć, że wiedział, kim i czym jestem. Gdy już wymamrotał ostatnie słowa sakramentu, nie odrywałam spojrzenia od konopnego sznura modlitewnego z dziewięcioma drewnianymi koralikami, wska- zującymi, że kapłan był wyznawcą starej wiary. Nawet podczas obrzędowego wiązania naszych dłoni i błogosławienia naszego związku w imieniu Boga i dziewięciu starych świętych stałam ze wzrokiem wbitym w ziemię, obawiając się ujrzeć w oczach ojca złośliwą satysfakcję bądź to, co mogłoby ujawnić oblicze męża. Po skończeniu ceremonii kapłan oddalił się, klapiąc głośno brudnymi stopami w prymitywnych skórzanych sandałach. Nawet nie wzniósł kufla za pomyślność naszego małżeństwa. Podobnie jak ojciec. Nim opadł pył za odjeżdżającym wózkiem ojca, mój nowy mąż klepnął mnie w pośladki i popchnął w stronę stryszku. Zacisnęłam pięści, żeby ukryć drżenie rąk, i ruszyłam ku chybotliwym schodkom. Guillo raczył się ostatnim kuflem piwa, a ja weszłam na górę i na łóżko, które od tej chwili miałam z nim dzielić. Tęskniłam za matką, bo choć budziłam w niej lęk, na pewno dałaby mi kilka kobiecych rad w kwestii nocy poślubnej. Jednak i ona, i moja siostra odeszły dawno temu, jedna w objęciach śmierci, druga w objęciach wędrownego druciarza. Wiedziałam oczywiście, co dzieje się pomiędzy mężczyzną i kobietą. Moja rodzinna chata była mała, a ojciec głośny. Nie raz nocą rozlegały się odgłosy gwałtownych poruszeń i jęków. Rankiem ojciec zawsze miał nieco mniej fatalny humor, a matka gorszy. Usiłowałam przekonać siebie samą, że bez względu na to, jak obrzydliwe by nie było pożycie małżeńskie, nie może być gorsze od wybuchów złości i ciężkiej ręki ojca. Stryszek był ciasnym, zakurzonym pomieszczeniem, w którym panował taki zaduch, jakby nigdy nie otwie- rano tu okiennic. Na skleconym z drewna i sznura łóżku leżał siennik. Poza tym zobaczyłam jedynie kilka kołków na ubrania i prosty kufer. Przysiadłam na skraju skrzyni i czekałam. Niezbyt długo. Ciężkie kroki na skrzypiących schodach zapowiedziały nadejście Guilla. Natychmiast zaschło mi w ustach, a żołądek skręcił się w supeł. Nie chcąc dać mu przewagi wzrostu, stanęłam prosto. Kiedy dotarł na górę, zmusiłam się w końcu, by spojrzeć mu w twarz. Jego świńskie oczka błądziły po mym ciele, taksując mnie od stóp do głów, by zatrzymać się w końcu na piersiach. Nalegania mojego ojca, by jak najciaśniej zasznurować gorset, przyniosły odpowiedni rezultat, bo Guillo nie mógł oderwać spojrzenia od mojego dekoltu. Ruchem kufla wskazał gorset, rozlewając przy tym trochę piwa. 0-Zdejmij to. - Głos miał niski z pożądania. Wpatrując się w ścianę za jego plecami, uniosłam drżące palce ku troczkom. Nie dość szybko jednak. Jak zwykle. Pokonał dzielącą nas odległość trzema wielkimi krokami 1 wymierzył mi siarczysty policzek. 0-Szybciej! - ryknął, gdy moja głowa odskoczyła na bok. Poczułam, jak coś rośnie mi w gardle, i wystraszyłam się, że zwymiotuję. A więc tak miało to wyglądać. To dlatego tak chętnie zapłacił te trzy srebrne monety. Udało mi się wreszcie rozwiązać troczki, zdjąć gorset i stanąć przed nim w samej koszuli i spódnicy. Nieruchome powietrze, które jeszcze przed momentem było zbyt ciepłe, wydało mi się naraz zbyt chłodne. - Spódnica - rzucił, ciężko dysząc. Rozwiązałam tasiemkę i zdjęłam spódnicę. Gdy odwróciłam się, by położyć rzeczy na skrzyni, Guillo przypadł do mnie. Był zdumiewająco szybki, jak na kogoś tak wielkiego i tak przy tym głupiego, ale ja byłam jeszcze szybsza. Ćwiczyłam się wiele lat w unikaniu ataków ojca. Uskoczyłam, wykręcając się poza zasięg jego łap, czym natychmiast doprowadziłam go do furii. Po prawdzie ani przez moment nie zastanowiłam się, gdzie się przed nim ukryć, chciałam tylko jeszcze przez chwilę odwlec to, co nieuniknione. Usłyszałam huk, to na wpół opróżniony kufel rąbnął w ścianę, bryzgając wokół deszczem piwa. Guillo z warkotem skoczył w moją stronę, ale coś we mnie nie zamierzało - nie mogło - mu tego ułatwiać. Znowu się wywinęłam. Niewystarczająco daleko. Poczułam szarpnięcie, potem trzask pękającej tkaniny, gdy rozdarł moją znoszoną koszulę. Na stryszku zapadła cisza, cisza tak gęsta od szoku, że dławiła nawet chrapliwy oddech Guilla. Czułam na plecach jego wzrok, przesuwający się po ohydnych czerwonych pręgach i wybroczynach, które zostawiła trucizna. Zerknęłam przez ramię. Twarz miał bielszą od świeżego sera, oczy ogromne. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, wiedział, WIEDZIAŁ, że został oszukany. Z jego ust wyrwał się przeciągły ryk gniewu, w którym tyleż było wściekłości co autentycznego strachu. Jego twardy kułak uderzył mnie w głowę i powalił na kolana. Ból gasnącej nadziei był po wielokroć gorszy od razów i kopniaków. Kiedy już Guillo dał ujście furii, chwycił mnie za włosy. 0-Tym razem sprowadzę prawdziwego kapłana. Spali cię albo utopi. A może jedno i drugie. - Pociągnął mnie po schodach, a moje kolana boleśnie obijały się o każdy stopień. Potem powlókł przez kuchnię i w końcu wepchnął do małej piwniczki. Z rozmachem zatrzasnął drzwi, a potem rygiel Leżałam tak, posiniaczona, prawdopodobnie połamana, przyciskając poobijany policzek do zimnego klepiska. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Uniknęłam losu, jaki zgotował mi ojciec. Czyli to ja zwyciężyłam, nie on. Obudził mnie odgłos odsuwanego rygla. Usiadłam skulona, okrywając się resztkami koszuli. Kiedy drzwi się otworzyły, ku mojemu zdumieniu zobaczyłam za nimi kapłana, tego samego, który kilka godzin wcześniej udzielał mi ślubu. Nie było z nim Guilla, a każda chwila bez niego i bez ojca była dla mnie chwilą szczęścia. Ksiądz, raz po raz zerkając przez ramię, gestem nakazał mi iść za sobą. Wstałam i natychmiast piwnica zawirowała wokół mnie. Przytrzymałam się ściany, czekając, aż to wrażenie minie. Ale kapłan nie przestawał kiwać ręką. 0-S...
Lysiaaa