Maria Dąbrowska
Przygody człowieka myślącego
Tom
Całość w tomach
Polski Związek Niewidomych
Zakład Wydawnictw i Nagrań
Warszawa 1992
Tłoczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Czytelnik", Warszawa 1972
Pisała: J. Szopa
Korekty dokonały:
E. Chmielewska
i K. Kruk
Czas oswojony
(przedmowa)
Z początkiem czerwca 1940
roku, przed wyruszeniem ze Lwowa
przez Przemyśl do Warszawy,
Maria Dąbrowska pozostawiła u
nas na przechowanie duży
pakunek, zawierający
raptularzyki, dzienniki, listy
Mariana Dąbrowskiego z okresu
młodości oraz plik papieru
maszynowego gęsto zapisanego.
Był to początek nowej powieści.
Prawdopodobnie o tej powieści
mówi w swoim "Dzienniku" z
roku 1938, 14 sierpnia: "...cały
dzień pracuję, przepisując
przynajmniej na maszynie moje
kawałki wakacyjne. Mój Boże, jak
to ja chciałam od razu siąść i
przystąpić do powieści. A to
trzeba przejść ciężką Golgotę i
nie można się przed nią cofnąć,
nie, ani rusz. O lekkości, córo
bogów, nawiedź mnie!"
Tego ostatniego życzenia
bogowie, zdaje się, nie
wysłuchali, lecz wysłuchali
wielu innych. Kamienica
profesorska we Lwowie nie była w
latach wojny najbezpieczniejszym
miejscem, depozyt Marii
Dąbrowskiej przeleżał jednak
bezpiecznie w naszym mieszkaniu
aż do jesieni 1941 roku, kiedy
pisarka przyjechała do nas, aby
go zabrać do Warszawy. W
"Dzienniku" swoim notuje:
"Poniedziałek 1 XII 41. W
ubiegły piątek wróciłam po
trzytygodniowym pobycie we
Lwowie i odbyciu okrężnej podróży
Warszawa, Kraków, Rzeszów, Lwów,
Lublin, Warszawa. Do Lublina
przyjechałam ciężarówką
"Społem"..."
"Dziennik" pisarski w latach
wojny jest bardzo lakoniczny i z
powodu lakoniczności może być
nieraz niejasny. Ciężkie warunki
bytowania, brak czasu, a przede
wszystkim lęk, by notatki, na
wypadek rewizji, komuś nie
zaszkodziły, wpłynęły na dobór
zapisywanych faktów i niektóre
metafory. Znajdujemy tam jednak
informację w sprawie powieści.
"Środa 28 I 42. Teraz jest
dziesiąta. Wypiłam ogromną
szklankę czarnej kawy, zamierzam
siedzieć w nocy. Wszystko przy
nafcie, bo światła dalej nie
mamy". "Czwartek 29 I 42. Jestem
przeraźliwie zmęczona, bo
wczoraj po szklance kawy
siedziałam znów do pierwszej w
nocy. Zaczęłam pisać powieść pt.
"Serce człowieka". Nie wiem, czy
z tego co wyjdzie". "Środa 4 II
42. Dzisiejszej nocy wreszcie w
prawdziwej męce wystartowałam z
moją powieścią - i może Bóg da,
że się to jakoś potoczy".
"Czwartek 9 IV 42. Siedzę cały
dzień w domu i usiłuję pracować
- przezwyciężając śmiertelną
nudę obecnego istnienia".
Jak można dowiedzieć się z
listów i zapisków w "Dzienniku",
Maria Dąbrowska każdy utwór
pisze po trzy, cztery razy. W
"Dzienniku" 13 stycznia 1955,
gdzie szeroko relacjonuje
historię pisania "Na wsi
wesele", wyznaje: "Jeśli śród
tortury zwanej twórczością
istnieje jakaś możliwość
przyjemności, to jej ślad można
znaleźć w owym tzw. trzecim
przepisywaniu. Ale w sumie pracą
nad tym opowiadaniem tak się
przemęczyłam, tak sobie
sforsowałam serce, że dwa dni
leżałam ziając. Dopiero dziś
rano zaczynam patrzeć
przytomnie. Czemu więc piszę?
Otóż tu mogłaby znaleźć
zastosowanie definicja: wolność
jest przyjęciem konieczności.
Pisanie jest dla mnie
koniecznością, często wprost
nienawistną (to rzemiosło wydaje
mi się niedżentelmeńskie,
niedyskretne i nieprzyzwoite),
której jednak muszę się
poddawać, gdyż tylko podjęcie i
jakie takie sprostanie zadaniu
twórczemu przynosi mi króciutką
chwilę poczucia wolności, czyli
szczęścia, to mgnienie... dla
tego mgnienia się żyje".
Dąbrowska nie znosiła
pokreślonej stronicy i bez
litości dla siebie po wielekroć
przepisywała stronicę nawet owej
trzeciej czy czwartej redakcji.
W Warszawie, we Wrocławiu, w
Komorowie maszyna wystukiwała po
kilkanaście godzin na dobę.
Dąbrowska należała do tych
pisarzy, którzy, gdy mają pomysł
i zaczną pisać, nie ustają, aż
go zrealizują, pracując do
upadłego. "Dopiero ostatnia,
najostatniejsza redakcja jest u
mnie dobra" - mawiała.
Pierwsze rozdziały powracały
na warsztat największą ilość
razy. Późniejsze wydarzenia,
wszystkie pisarskie proroctwa ex
eventu wprowadzone zostały w
miarę powstawania wielkiej
powieści. W swoim "Zamiast
wstępu" Dąbrowska pisze:
"...cztery rozdziały początkowe,
które właśnie mają być
drukowane, powstały w czasie
ostatniej zimy". Jeśli dobrze
pamiętam, pierwszy rozdział,
który autorka dała mi do
czytania jeszcze we Wrocławiu,
rozrósł się do czterech
rozdziałów. Po napisaniu: "Gdzie
ty jesteś, Joanno?" Dąbrowska
wprowadziła w rozdziałach
opisujących dzieciństwo Joasi i
jej rodzeństwa elementy
konstruujące problem "młodszej
siostry". Wiecznie rozżalona
Joasia zapowiada, że zginie, że
ani Józio, ani Ewa czegoś równie
wielkiego co ona nie dokonają.
"Młodsza siostra", ta, której
los ułożył się skromniej, która
otrzyma mniejszą cząstkę, której
życie będzie zatrute przez
porównanie losów Ewy i Józefa,
to niemal biblijny prototyp
nierównego podziału dóbr i
oczywiście nie tylko biblijny,
ale doskwierająco współczesny.
Bunt Joanny skończy się dla
niej, jak to bohaterka dokładnie
przepowiedziała na wstępie,
śmiercią. Osiągnie chwałę i w
ten sposób weźmie odwet na tych
dwojgu - sławnych, tak kochanych
i w tak sublimowany sposób nie
kochanych.
"Przygody człowieka myślącego"
nie zostały przez autorkę
skończone. Może wzdragała się
przed zamknięciem książki
śmiercią swoich bohaterów - gdyż
mieli zginąć i Józef Tomyski, i
Ewa. Skończył się dawno dla
nich "czas oswojony". W ostatnim
rozdziale Popiołek, heros
uwielbiany przez dzieci, miał
ocaleć, ukrywszy się na
cmentarzu Wolskim, i wrócić...
nad Gopło. Ostatnie zdanie
książki wypowiedziane przez
Popiołka miało brzmieć: "Gopła
nie widać".
Dąbrowska najpierw dała
powieści tytuł "Serce
człowieka". Wahała się, czy
"Przygód człowieka myślącego"
nie zmienić na "Gopło". Śmierć
pisarki ocaliła życie Ewy i
Józefa Tomyskiego. Maria
Dąbrowska mawiała: "Ostatnia
redakcja jest dla mnie
najlepsza". Trudno powiedzieć,
jak wyglądałaby ta jej ostateczna
redakcja autorska. Tu los
zadecydował i "Przygody
człowieka myślącego" zakończone
są - brakiem zakończenia.
Kiedy zaczęły się ukazywać w
"Przeglądzie Kulturalnym"
"Przygody..." w odcinkach, wielu
czytelników niemal
przestraszonych mówiło: "Toż to
są znowu "Noce i dnie"? Czy
Dąbrowska nic innego nie potrafi
napisać?!" Mówiono też, że forma
jest bardzo staroświecka.
Zdaje mi się, że pierwsze
...
AWM