1 Arthur Keri - Zew Nocy 01 - Wschodzący księżyc.pdf

(720 KB) Pobierz
Arthur Keri
Zew Nocy 01
Wschodzący księżyc
Rozdział I
Noc była spokojna.
Aż za bardzo.
Nawet, jeżeli północ już minęła, był piątek wieczór, a piątkowe wieczory, były
po to, aby wyjść się zabawić… przynajmniej dla tych samotnych i nie pracujących w
godzinach nocnych. Nie, żeby ten zakątek Melbourne tętnił życiem, ale ożywiał go
klub nocny „Chez Vinnie”', otwarty zarówno dla ludzi jak i innych istot. Nie
zaglądałam tam zbyt często, ale lubiłam muzykę, która grali. Uwielbiałam tańczyć w
jej rytmie, który słyszałam, wracając do domu.
Ale dzisiaj nie było muzyki . Nie było śmiechu. Ani nawet żadnego pijackiego
bełkotu. Poza szumem wiatru, słyszałam jedynie odgłos pociągu wyjeżdżającego z
dworca i odległy szum autostrady.
Oczywiście klub był dobrze znany dla światka dilerów i ich klientów, a
regularne naloty policji i zamknięcia klubu były chlebem powszednim. Może i tak
było tej nocy?
Dlaczego więc było tak pusto? Żadnego bezdomnego kota, a co
najdziwniejsze, żadnych rozzłoszczonych imprezowiczów, zmuszonych zmienić
lokal. I dlaczego nocne powietrze pachniało krwią?
Poprawiłam torbę na ramieniu i szybkim krokiem pomaszerowałam w stronę
Sunshine Avenue. Lampa przy wyjściu z dworca musiała się przepalić, bo kiedy tylko
znalazłam się na ulicy, ogarnęła mnie ciemność.
Nie żebym się bala, jakby nie było, jestem stworzeniem księżyca, oraz nocy i
mam w zwyczaju łazić po ulicach w późnych godzinach nocnych. Chociaż księżyc
był w pierwszej kwadrze, jego srebrna poświata nie potrafiła przebić ciężkich chmur.
Ale czułam jego moc w żyłach… żar, który najbliższe noce, zmienia w prawdziwą
gorączkę .
Jednak, to nie bliskość pełni księżyca sprawiała, ze byłam spięta. Ani nawet ta
dziwnie cicha ulica, która normalnie tętni życiem. To było coś, czego nie potrafiłam
nazwać. Coś było nie tak tego wieczoru i nie miałam zielonego pojęcia co. Nie
mogłam tego zignorować.
Zamiast iść do mieszkania, które dzieliłam z bratem bliźniakiem, skierowałam
się w stronę klubu. Może zapach krwi i to dziwne przeczucie, to tylko moja
wyobraźnia?
Może, ta dziwnie cicha dyskoteka, nie ma z tym nic wspólnego? Jednego
byłam pewna: muszę to sprawdzić. Inaczej nigdy nie uda mi się zasnąć.
Ciekawość, to brzydka wada, a wilkołaki - wścibskie jak sam szatan - wcale
nie są z niej zwolnione. Czy, jak w moim przypadku pól-wilkołak.
Wolałam sobie nie przypominać, ile razy i do jakich kłopotów doprowadził
mnie mój niezawodny instynkt. Tylko, że zawsze wtedy był ze mną mój brat, który
albo pomagał mi, albo ostrzegał przed niebezpieczeństwem.
Ale Rohana nie było w domu i niemożliwym było skontaktowanie się z nim.
Zajmował funkcje strażnika w Dyrektoriacie Gatunków Alternatywnych
( DGA), jednej z agencji rządowych, coś w połowie pomiędzy policja a wojskiem.
Większość ludzi myśli, że jest to specjalna jednostka policji do łapania przestępców
nie należących do rasy ludzkiej. I w pewnym sensie maja racje. Ale DGA, tak w
Australii jak i na świecie, nie poprzestaje tylko na zatrzymywaniu kryminalistów. Jest
również sędzią , ławą przysięgłych, i katem.
Ja również pracuje dla DGA, ale nie jako strażnik. Nie jestem na tyle
bezwzględna, żeby zajmować inna funkcje, niż zwykły pracownik biurowy. Ale jak
wszyscy, którzy tu pracują, musiałam przejść test. Byłam naprawdę szczęśliwa, kiedy
go oblałam, wiedząc, że 80% czasu w pracy strażnika zajmują egzekucje. Mogę być
sobie w części wilkiem, ale nie jestem zabójczynią. Rohan jest tym z naszej dwójki,
który odziedziczył ten szczególny instynkt. Jedyny talent, jakim mogę się pochwalić
to to, że potrafię przyciągać kłopoty, jak magnes.
I byłam pewna, że mój wścibski nos znajdzie jakieś niedługo. Ale czy to mogło
mnie powstrzymać? Jasne! Prędzej piekło zamarznie.
Uśmiechnęłam się lekko i przyspieszyłam kroku. Moje dziesięcio-
centymetrowe obcasy stukały na chodniku, a ich dźwięk roznosił się echem po pustej
ulicy. Nie było to rozważne z mojej strony. Skręciłam na pas trawy oddzielający ulice
od chodnika, starając się nie ugrzęznąć obcasami w ziemi.
Ulica skręcała w lewo i mogłam zobaczyć stara fabrykę i magazyny. Klub
znajdował się kilkadziesiąt metrów dalej i widać było z daleka, ze jest zamknięty.
Wszystkie migające zwykle na zielono i czerwono neony były wyłączone i nikt nie
kręcił się w pobliżu.
Jednak zapach krwi i przeczucie, że coś jest nie tak, były jeszcze silniejsze.
Zatrzymałam się przy drzewie i wciągnęłam powietrze, smakując zapach, który
przyniosła bryza. Miałam nadzieje znaleźć jakąś wskazówkę, czego mogę się
spodziewać.
Oprócz zapachu krwi, wyczułam jeszcze trzy inne: odchodów, potu i strachu.
Żeby wyczuć te dwa ostatnie z miejsca gdzie stałam, musiało się dziać, coś naprawdę
okropnego.
Przygryzłam wargi i zastanowiłam się czy nie zadzwonić do Dyrektoriatu. Nie
byłam idiotką, przynajmniej nie kompletną, a to co się działo w klubie pachniało
kłopotami wielkiego kalibru.
Ale co miałam powiedzieć? Że wiatr śmierdzi gównem i krwią? Że klub nocny,
normalnie otwarty w piątkowy wieczór, dzisiaj jest zamknięty? Mało
prawdopodobne, żeby kogoś przysłali z tak błahego powodu. Musiałam najpierw
dokładnie sprawdzić, co się tam dzieje. Im bardziej się zbliżałam, tym większe
ogarniało mnie przerażenie i coraz bardziej byłam pewna, że w klubie wydarzyło się
coś strasznego. Ukryłam się w cieniu i uważnie zlustrowałam otoczenie.
Wydawało się, że wszystko jest w porządku, okna pozamykane, drzwi również,
żadnego światła. Nawet brama wjazdowa była dokładnie zamknięta na kłódkę.
Budynek sprawiał wrażenie pustego i dobrze zabezpieczonego.
A jednak w środku coś było. Coś co przemieszczało się jeszcze ciszej i
delikatniej niż kot.
Coś co pachniało umarłym… a właściwie nieumarłym.
Wampir.
I czując ciężki zapach krwi i ludzkiego potu, wiedziałam, że nie był sam. Z
taką informacją, śmiało mogłam dzwonić do DGA. Już zaczęłam szukać w torbie
telefonu, kiedy nagle poczułam mrowienie na karku. Ktoś się czaił w ciemności. A
mdły zapach niedomytego ciała, tylko to potwierdził i pomógł w zidentyfikowaniu
przybysza.
Odwróciłam się i wlepiłam wzrok w ciemność.
- Wiem, że tu jesteś Gautier. Pokaż się.
Jego śmiech przerwał ciszę nocną. Szyderczy rechot, który sprawił, że oblał
mnie zimny pot. Wyszedł z cienia zbliżając się do mnie.
Gautier jest wampirem i nie cierpi wilkołaków prawie tak mocno, jak ludzi.
Tych ostatnich chroni, bo za to mu płacą. Jest jednym z najlepszych strażników i
słyszałam, Że ma objąć najwyższe stanowisko w agencji.
Jeśli do tego dojdzie, to się zwolnię. Ten facet był prawdziwym sukinsynem
przez duże '' S ''.
- A ty co tutaj robisz , Riley Jenson ?
Jego głos był gładki i lepki jak jego włosy. Prawdopodobnie przed przemianą
był agentem handlowym. To się czuło nawet „post mortem”.
- Mieszkam obok, a ty? Jakie masz usprawiedliwienie?
Jego nagły grymas odsłonił dwa zakrwawione kły. Musiał się niedawno pożywić.
Odwróciłam się w stronę klubu. Miałam nadzieję, że nie był zdeprawowany i
pozbawiony samokontroli.
-Jestem strażnikiem, - Powiedział zatrzymując się jakieś dziesięć kroków
przede mną. (Za blisko, jak na mój gust) - Płacą nam, za patrolowanie ulic i ochronę
ludzi – dodał.
Nie pierwszy raz, odkąd pracuje z wampirami, zamarzyło mi się, żeby mój
węch nie był aż tak rozwinięty. Już dawno porzuciłam nadzieje, że kiedyś w końcu,
wampiry pokochają kąpiel. Jak Rohan, pracując ciągle z nimi mógł to znosić,
pozostaje dla mnie zagadka.
Wychodzisz na ulice tylko jeśli musisz kogoś zabić, - Powiedziałam
spoglądając na klub. - Czy dlatego tu dzisiaj jesteś?
Nie.
Spojrzał mi głęboko w oczy i poczułam to dziwne mrowienie.
- Jak zgadłaś, że tu jestem? Przecież byłem ukryty.
Mrowienie przybrało na sile i uśmiechnęłam się. Próbował na mnie kontroli
umysłu. Jest to wampirzy sposób na uzyskanie odpowiedzi, której nie chcemy mu
udzielić. Oczywiście było to wbrew ustawie o prawach człowieka, która jasno
określa co jest zabronione w postępowaniu nadnaturalnych istot względem ludzi, jak
i również względem ich własnego gatunku. Problem w tym, że nieumarli, jeśli chodzi
o prawo, mają dziwnie krotką pamięć.
A jego sztuczki na mnie nie działały, z tej prostej przyczyny, że byłam czymś,
co nigdy nie powinno istnieć: córką wilkołaka i wampira. To moje podwójne
dziedzictwo sprawiło, że byłam odporna na wampirzą kontrolę umysłu. Dlatego też
mogłam pracować w biurze łączności straży. Gautier powinien był o tym wiedzieć,
nawet jeśli nie miał pojęcia skąd ta odporność.
- Przykro mi to mówić , ale nie pachniesz różami.
- Nie byłem pod wiatr.
Cholera. Miał racje.
- Niektóre zapachy nie są zależne od wiatru. Szczególnie dla wilka.
Chwile się zastanowiłam i w końcu dodałam:
- Wiesz, to, że jesteś żywym trupem, wcale nie znaczy, że musisz śmierdzieć
padliną.
Zmrużył oczy i znieruchomiał jak wąż przed atakiem.
- Lepiej żebyś nie zapominała z kim masz do czynienia.
- A ty przypomnij sobie, że przeszłam szkolenie żeby wiedzieć jak się bronic.
- I jak wszyscy oficerowie z łączności, przeceniasz własne możliwości –
powiedział drwiąco.
Miał rację, ale nie chciałam się do tego przyznać, bo właśnie na to liczył. W pracy
uwielbiał okrutnie dręczyć słabszych od siebie, a jego przełożeni przymykali na to
oko, tylko dlatego, że był doskonałym strażnikiem.
- Posłuchaj, to wzajemne obrzucanie się błotem jest zabawne, ale chciałabym
się dowiedzieć co się tam dzieje.
Gautier spojrzał na klub i trochę się odprężyłam. Tylko trochę, bo w jego
towarzystwie trzeba było zachować ostrożność.
- W środku jest wampir – powiedział.
- Wiem.
Zmroził mnie wzrokiem.
Co ty tam możesz wiedzieć? Wilkołaki tak jak i ludzie nie mogą wyczuć
wampira.
Wilkołak pewnie nie, ale ja w połowie byłam wampirem i to dzięki jego
zmysłom wykryłam wampa w środku.
- Tak sobie myślę, że trzeba przechrzcić nazwę waszego gatunku z wampirów
na wielkie brudasy. Cuchnie prawie tak samo jak ty.
Znowu zmrużył oczy i prawie poczułam jaki może być niebezpieczny.
Pewnego dnia posuniesz się za daleko.
Pewnie tak. Miałam tylko nadzieję, że zanim to nastąpi, ktoś wreszcie utrze mu
nosa. Wskazałam klub i zapytałam:
- Czy w środku jest ktoś żywy?
- Tak.
- Zdecydujesz się w końcu coś z tym zrobić?
- Nie.
Zamrugałam zaskoczona. Tego się nie spodziewałam.
- Ale dlaczego ?
- Bo dzisiaj poluje na większą zwierzynę.
Zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół, aż dostałam gęsiej skorki. To nie miało
nic wspólnego z seksem – Gautier nie pragnął mnie bardziej niż ja jego – to było
spojrzenie drapieżnika szacującego swój przyszły posiłek. W końcu spojrzał mi
wyzywająco w oczy.
- Skoro jesteś taka dobra, to sama się tym zajmij.
- Nie jestem strażnikiem. Nie mogę…
- Oczywiście, że możesz – przerwał – jesteś oficerem łączności i masz
uprawnienia do interwencji w nagłych wypadkach.
- Ale…
- W środku jest piec żywych osób. Jeśli maja przeżyć to im pomóż. Albo
dzwon do Dyrektoriatu i czekaj na posiłki, ja spadam.
I zniknął w ciemnościach nocy. Wyczuwałam go, jak szybko się oddala w
kierunku południowym. Naprawdę mnie zostawił i poszedł sobie.
Kurwa.
Spojrzałam w kierunku klubu. Nie słyszałam żadnego bijącego serca i nie
wiedziała , czy mam wierzyć Gautierowi, kiedy mówił, że w środku są żywi ludzie.
Mogłam sobie być w połowie wampirem, ale nie piłam ludzkiej krwi i nie potrafiłam
poczuć bijącego tętna. Ale wyczuwałam strach, a to nasuwało myśl, że jednak był
tam ktoś żyw .
Nawet jeżeli zadzwonię do Dyrektoriatu, to i tak nie przybędą na czas. Nie
było wyjścia musiałam tam wejść. Złapałam za telefon i wybrałam numer. Gdy
odezwał się operator, wyjaśniłam mu gdzie jestem i co się dzieje. Posiłki przybędą za
dziesięć minut, odpowiedział. Najprawdopodobniej do tej pory, ludzie w środku będą
już martwi. Schowałam telefon do torby i przeszłam na druga stronę ulicy. Nie
chowałam się w cieniu, bo wampir w środku i tak wiedział, że nadchodzę. Słyszał
szybkie bicie mojego serca.
Czy się bałam? Rany, pewnie że tak. Kto normalny by się nie bał, zbliżając się
do kryjówki wampira? Ale to nie był wystarczający powód do odwrotu.
Zatrzymałam się i dokładnie obejrzałam drzwi. Przeczuwałam, że nie mam
wiele czasu, ale jeśli miało mi się udać, pośpiech nie był wskazany.
Drzwi miały zwykle zamki a krata, normalnie zamknięta dzisiaj była otwarta
na oścież. Pewnie Vinnie znajdował się w środku, jak i kilka innych osób z
personelu.
Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze. Wyczułam trzy rożne zapachy:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin