Srokowski Stanislaw - Ukrainski kochanek(2).pdf

(1927 KB) Pobierz
STANISŁAW SROKOWSKI
Autor dziękuje pani Annie D., Polce z Kołomyi, za udostępnione notatki
i opowieści z czasów wojny.
Wszelkie podobieństwa imion i nazwisk do imion i nazwisk rzeczywistych są
przypadkowe, poza, rzecz jasna, nazwiskami historycznymi.
Stanisław Srokowski Wydawnictwo ARCANA, 2008
Projekt okładki Witalij Sadowski Redakcja Zuzanna Dawidowicz
ISBN 978- 83-60940-28-0
Wydanie pierwsze, Kraków 2008
Wydawnictwo ARCANA
ul. Dunajewskiego 6
33-133 Kraków
tel./fax (0 prefixl2) 422-84-48
(0 prefixl2) 429-56-29 - dział handlowy
e-mail wydawnictwo@arcana.pl www.arcana.pl
Druk i oprawa: Drukarnia GS, ul. Zabłocie 43, Kraków
KOLOROWY TABOR
Na taką chwilę czekali tutaj wszyscy. Wyzierali zza węgłów, przyklejali nosy do szyb, z
otwartymi gębami wpatrywali się w długi cygański tabor i słyszeli prychanie koni. Dzieci
zbierały się na skrzyŜowaniu dróg, by zobaczyć, w którą stronę Cyganie skręcą, ku ruinom
starego zamku czy w kierunku bukowego lasu.
Gdy nadchodziła wiosna, spod
śniegów
wyzierały krokusy, a dalekie zbocza aŜ po szczyty
Czarnohory barwiły się liliami. Majestatyczne skalne granie i mroczne połacie lasów
wyłaniały się jak widma z mgieł. A niŜej roztaczał się rozległy widok zielonych pól.
Dwa wierzchołki Wschodnich Karpat, Iwan Pop i Howerla, wyglądały jak dwaj mnisi, jeden z
łysą czaszką, a drugi w kapturze, i panowały nad tą rozległą krainą.
Za Prutem, na południe od Kołomyi, ciemniał ciągnący się daleko górski kraj, pełen zagadek i
tajemnic, huculskich chat i pasterskich szałasów.
Gdy Cyganów nie było widać, ludzie cięŜko wzdychali i pochylali się nad czarną ziemią,
markotni i zawiedzeni. Cyganie stawali się tutaj straŜnikami uświęconego ładu, stróŜami
porządku i odwiecznej prawdy, która rządzi
światem.
Uwiarygodniali przepływ czasu i byli
świadkami
wielu ludzkich nadziei, dokonań i spełnień. Liczył się czas od Cyganów i do
Cyganów. Ich przyjazdy i odjazdy jawiły się nie tylko jako barwny, wiosenny obrzęd, lecz
stawały się niezmienną częścią praw natury, takich jak obroty ciał niebieskich, starość czy
śmierć.
A gdy nadjeŜdŜali, stado obszarpanych dzieci wyciągało cienkie szyje i spoglądało na tę
osobliwą paradę z zaciekawieniem i niemą trwogą.
5
Kiedy do grupy obdartusów dołączał czarnowłosy Srulek Hermann, syn ubogiego krawca,
który takŜe buty potrafił zrobić, kilku czupurnych chłopaków rzucało się za nim z dzikim
wrzaskiem i wykrzykiwało:
- Wynoś się stąd parszywy
śydzie!
Wynoś!
A gdy któryś z dorosłych warknął: - Ciszej, smarkacze! - niewiele to zmieniało. Agresji
goniących maluchów nie udawało się powstrzymać.
Goniła więc gromada malców za Srulkiem, który przeskakiwał rowy i krył się za krzakami. A
zziajana wataha pohukujących rozbójników wracała do swoich mam i ojców i cicho syczała.
Cygańskie tabory nie tylko odmierzały czas, ale i wpisywały się w uniwersalną księgę
przeznaczenia. Była w nich ukryta tęsknota za innym
światem.
Jakiś zapomniany zew krwi,
pierwotne, pragnienie wolności, wyzwalanie z monotonii i codziennych smutków
Ŝycia.
Słyszało się takie pieśni, jak ta o Cyganach z obcych krajów, którzy są wolni i unoszą się jak
ptaki w powietrzu.
Zjechał Cygan z obcych krajów, Ale dobrze go tu znają. Cygan kradnie, Cygan ma,
Cyganowi kaŜdy da. Ponad lasem Cygan leci, Czy do
Ŝony,
czy do dzieci, Nie do
Ŝony,
nie do
dzieci, Zadarł głowę i sam leci.
Gdy stadko maluchów z rozdziawionymi gębami zapatrzyło się w kolorowy tabor, z jednej z
wiejskich chat niedaleko młyna wyszła na drogę mała dziewczynka z czerwoną kokardą we
włosach i niepewnie spoglądała w stronę nadjeŜdŜających wozów. Jej duŜe oczy płonęły
ciemnym blaskiem, a krucze włosy rozwiewał wiatr. Za dziewczynką na podwórko wybiegła
młoda piękna kobieta i zawołała:
- UwaŜaj Kasiu, nie stój na drodze.
6
Tabor zbliŜał się do skrzyŜowania, a beczkowate wozy toczyły się w jakimś odwiecznym
ceremonialnym porządku, kryjąc w głębi siebie wciąŜ te same i nigdy nie rozwiązane
mroczne tajemnice.
Dziewczynka widziała juŜ z bliska jak z przodu na kozłach siedzą siwi masywni męŜczyźni w
duŜych brązowych kapeluszach na głowach, unosząc do góry baty i popędzając konie. A z
tyłu machają nogami młodzieńcy z posmarowanymi brylan-tyną, ulizanymi włosami. Mieli
ciemne, sypiące się pod nosami wąsy i złote naszyjniki.
Ci z przodu poganiali konie i pokrzykiwali:
- Wio, hajta, wista wio!
A dziewczynka dostrzegała połyskujące w
świetle
słońca złote zęby i wydawało się jej,
Ŝe
to
widok z bajki, którą niedawno czytała. Cyganie bowiem przedstawiali się jako niezwykłe i
barwne postaci wyjęte prosto z ksiąŜek. Bo dziewczynka juŜ od siódmego roku
Ŝycia
zaczytywała się w bajkach i baśniach, a jej matka uznawała za szczyt honoru, by wyobraźnia
Kasi była tak
Ŝywa,
dynamiczna i poszukująca jak jej własna, kiedy była dzieckiem. Dlatego
nie szczędziła grosza, by przywieźć ze Lwowa, Stanisławowa czy Kołomyi kolejne koszyki z
ilustrowanymi ksiąŜkami. Lubiła siedzieć z Kasią przed zapaloną wieczorami lampą i czytać
jej najdziwniejsze historie
świata
albo słuchać jak cieniutkim głosikiem dziecko wydobywa z
zapisanych stronic cały urok baśniowych przygód. Podsuwała jej O krasnoludkach i sierotce
Marysi Konopnickiej,
Śpiącą
królewnę i Kopciuszka, Perraulta i najbardziej ukochaną przez
nią samą Dziewczynkę z zapałkami Andersena. Polecała nawet straszne opowieści braci
Grimm, by uodpornić wyobraźnię na złe strony
Ŝycia,
ale kiedy Kasia przeczytała Biednego
chłopca w grobie, tak bardzo się przestraszyła i uderzyła w taki płacz,
Ŝe
nigdy nie wzięła juŜ
do ręki tej ksiąŜki. Dlatego matka uznała,
Ŝe
Kasia jest zbyt wraŜliwa, by poddawać ją tak
potwornym torturom ducha. Kiedy zaś stała się podlotkiem, przywoziła jej z miasta opowieści
przygodowe z płonącą miłością w tle, w których sama się lubowała i cięŜko wzdychając,
opowiadała jej,
Ŝe
dzięki tym ksiąŜkom rozwinie w sobie wielkie uczucia, które tak bardzo są
potrzebne panience z dobrego domu.
7
- Czytaj Kasiu, czytaj - zachęcała do nowych lektur - a wyrośniesz na mądrą i wykształconą
pannę.
Chciała rozwinąć w niej wielką wyobraźnię i wraŜliwą duszę, by tak samo jak ona, umiała
buszować w bogatym
świecie
fantazji i zanurzać się w wielkich dziełach ludzkiego umysłu.
Nie musiała specjalnie do tego Kasi zachęcać, bo Kasia sama z siebie zakochała się w
świecie
liter i juŜ od rana po otwarciu oczu, nie czekając na
śniadanie,
rzucała się do ksiąŜek i
poŜerała jedną po drugiej. Widziała jak zwierzęta, ptaki i gady z bajki przeobraŜają się w
dzieci albo jak się magicznie przekształcają w dorosłych i są niebezpieczne. Była
zachwycona,
Ŝe
znają ludzki język, a dzieci słuchają i rozumieją, co one mówią. ToteŜ dawała
upust swojej fantazji i sama zamieniała się w
śpiącą
królewnę albo fruwała wysoko pod
gwiazdami.
Teraz patrzyła oniemiała jak w wielkich budach, jakby w bunkrach, siedziały kobiety i dzieci,
wychylały głowy i w milczeniu przyglądały się stojącym na progach ludziom.
A jej matka, schludnie ubrana i zgrabna pani, w długiej sukni i w koŜuszku na plecach, teŜ
śledziła
długą kawalkadę wozów i gdy karawana skręciła w stronę ruin starego zamku, zrobiła
krok do przodu i zawołała Kasię do domu.
- Mamuś - odezwała się Kasia - czy Cyganki znowu powróŜą ci z ręki?
Kobieta się uśmiechnęła i z rozbawieniem odrzekła:
- Tak, Kasiu, powróŜą mi z ręki. Z całą pewnością powróŜą. Kasia przez chwilę obserwowała
matkę i cicho spytała:
- A czy pozwolisz, by i mnie powróŜyły? Matka ze zdziwieniem spojrzała na córkę.
- Tobie? - patrzyła zaskoczona.
- Tak, mamciu, mnie - powaŜnie odparła mała. - Dawno juŜ skończyłam dwanaście lat i teŜ
chcę wiedzieć, co mnie czeka.
W domu trzasnęły drzwi i na ganku pojawił się młody, dobrze zbudowany męŜczyzna, z
grubym nosem i wesołą twarzą. Patrzył jak kobieta rozmawia z dziewczynką. Jego krótkie,
jasne włosy upodobniały go do wyłaŜącego z jamy jeŜa. Obok męŜczyzny stanął duŜy, biały
kot.
8
- No, mamciu - przypomniała dziewczynka, widząc,
Ŝe
matka się waha.
Kobieta spojrzała na męŜczyznę i głośno powiedziała:
- Słyszałeś, Jakub, Kasia pyta, czy pozwolę, by Cyganka powróŜyła jej z ręki.
MęŜczyzna głośno się zaśmiał.
- Tylko pannom się wróŜy, Kasiu - krzyknął.
- Jestem juŜ panną - odparła powaŜnie.
- Jesteś jeszcze dzieckiem - powiedziała kobieta,
ściągając
brwi i przyglądając się
dziewczynce z uwagą. Widziała jej
śliczną
buzię, zgrabną figurę i rysujące się zaokrąglone
piersi pod cienką niebieską bluzką. Pomyślała z nostalgią,
Ŝe
jeszcze nie tak dawno sama była
małą dziewczynką, a oto juŜ spod jej skrzydeł wyrasta nowa gałązka rodu i bujnie się rozwija.
- Panną jestem, panną! - uparła się dziewczynka i zaczęła tupać nogami.
MęŜczyzna zabawnie mruŜył oczy, a rysy jego twarzy rozciągnęły się w zagadkowym
uśmiechu. Kobieta, powstrzymując parsknięcie, przyciskała dłonią usta.
- To co? - odezwała się dziewczynka.
- Co, co? - kobieta uniosła ramiona, udając,
Ŝe
nie rozumie.
- Czy pozwolisz, by Cyganka mi powróŜyła?
Kobieta porozumiała się wzrokiem z męŜczyzną i z westchnieniem odrzekła:
- No, dobrze, córeczko, pozwolę ci.
Dziewczynka podbiegła do niej i przylgnęła całym ciałem, dziękując za zgodę.
MęŜczyzna, zwracając się do kobiety, rzekł:
- Anno, idę do młyna. Wrócę wieczorem. Kobieta skinęła głową.
Dziewczynka oderwała się od niej i pobiegła do pokoju na górze, wzięła gruby zeszyt, ołówek
i zapisała:
JuŜ jestem panną. Piękna wiosna. Serce jakoś dziwnie drŜy. Przyjechali Cyganie. RozłoŜą
tutaj obóz. Cyganka mi powróŜy z ręki. Mamcia się zgodziła. Skakałam z radości. Pójdę do
Kseni i wszystko jej opowiem.
Egzaltacja mieszała się z głęboką szczerością, a pierwsze kieł-
9
ki kokieterii ze
śmiertelną
powagą. Zeszyt ukryła w blaszanym pudełku, pudełko wcisnęła
między ubrania i zbiegła na dół. Zerknęła w stronę chaty ukraińskiej koleŜanki, Kseni, ale jej
nie zauwaŜyła. Postanowiła,
Ŝe
pójdzie do niej po kolacji i spyta, czyjej Cyganka takŜe
powróŜy.
Ksenia była wierną przyjaciółką i często się z nią bawiła, szczególnie wtedy, kiedy obie były
małymi dziewczynkami i łapały motyle. Obie przyjaźniły się teŜ z
śydówkami,
z Salcią,
córką karczmarza Samuela (jej matka, Gytla, uczyła
śpiewu
w Domu Ludowym), i z Sarą
Gotlieb, córką piekarza. Jednak rodzice nie pozwalali Saki ani Sarze na wróŜby i obie z tego
powodu bardzo cierpiały i były smutne.
10
CYGANKI
Cyganki juŜ wróŜyły kobietom. A nieraz i jakiś chłop wyciągał rękę, by dowiedzieć się, czy
nowego buhaja w tym roku kupi. Kasia co chwilę wybiegała na ganek i ogłaszała matce,
gdzie Cyganki juŜ się znajdują.
- Do Domu Ludowego poszły - pokrzykiwała. - JuŜ cerkiew minęły. Koło boŜnicy
Ŝydowskiej
przechodzą. Do sklepu zaglądają.
A to oznaczało,
Ŝe
zaraz się zjawią w domu najbogatszego gospodarza we wsi, Jakuba
Kukułki, który szkołę inŜynierską i młynarską skończył, dom piękny i duŜy zbudował,
kilkadziesiąt morgów ziemi i wielki młyn sobie kupił, do którego przyjeŜdŜali chłopi nawet z
drugiej strony Kołomyi, spod
Śniatyna
i Czort-kowa. I co tu duŜo gadać, obok księdza
proboszcza, Roberta Kołtka, wuja jego
Ŝony,
Anny, pana za wsią, Michała Kulczyckiego,
młynarz największym szacunkiem w powiecie się cieszył. Nawet sam krawiec Icek Hermann,
gminny ekspert od spraw politycznych, i Samuel Feldman, karczmarz i ceniony kompan do
rozmów, ustępowali mu w powadze i dostojeństwie.
Kasia zwracała na siebie uwagę niezwykłą urodą, piękną cerą i wielkimi błyszczącymi
oczami. Jej ciało nabierało kształtów dojrzałej panny, biodra się zaokrąglały, piersi
uwydatniały; były wyraźne i mocne. A w szkole chłopcy juŜ spokoju jej nie dawali.
Podszczypywali, łaskotali i po lekcjach po polach za nią ganiali. AŜ wkraczała matka i
kategorycznie zabraniała jej takich zabaw.
Kasia wyjmowała dzienniczek, siadała przy stole i opisywała swoje perypetie, bardzo dbając
o to, by nikt do kajetu nie zaglądnął. Kajet chowała zawsze w blaszanym pudełku. Często
wypytywała matkę, jak to jest w wielkim
świecie,
gdzie jeŜdŜą
11
złote karoce, a wielkie damy w kolorowych kapeluszach spacerują po miejskich parkach. A
pod wieczór z szyjami ozdobionymi perłami, z platynowymi kolczykami w uszach, w
szerokich bufiastych spódnicach bawią się na balach i owiewają swoje twarze białymi
wachlarzami. Pytała matkę o stroje, barwy i klimaty, a matka jej opowiadała długo i ochoczo,
bo sama z pańskiego domu się wywodziła i pobrała naleŜyte jej stanowi wykształcenie, na
fortepianie grając i w chórze
śpiewając.
Ale potem spotkała Jakuba Kukułkę, który szkołę
inŜynierską we Lwowie skończył i bardzo przypadli sobie do gustu. Mimo
Ŝe
wcześniej
innego adoratora miała, ale nie z nim się zaręczyła, a z Jakubem Kukułką i szybko za mąŜ za
niego wyszła, pozostawiając tamtego, utalentowanego, lecz ubogiego skrzypka, na lodzie.
Kukułka zaimponował jej godną postawą, przedsiębiorczym umysłem i zdolnością do
zdobywania fortuny. Obiecał jej,
Ŝe
będzie z nim bogata i szczęśliwa, a głęboka miłość
przyjdzie później, więc zdecydowała się na
Ŝycie
z męŜczyzną, który wzbudził w niej podziw,
szacunek i uznanie, choć nigdy nie rozpalił wielkich namiętności. Ale wierzyła,
Ŝe
zapowiadana miłość rzeczywiście się pojawi i czuła,
Ŝe
drzemie w niej potęŜna kobieca
energia, która zdolna jest wyzwolić najgłębsze uczucia i wypełnić całe
Ŝycie
miłością. I z tą
nadzieją patrzyła w przyszłość, obserwując, jak jej zaufanie i szacunek dla męŜa powoli się
przeobraŜają w subtelną czułość i silną więź duchową
Poznała wtedy juŜ trochę
świata,
w wielu teatrach bywała, w operze i operetce, za granicę
jeździła, w filharmonii czas spędzała, a w domu duŜą biblioteczkę zgromadziła i w ksiąŜkach
z rozkoszą się zanurzała.
Kasia słuchała jej opowieści z wypiekami na twarzy. Była rozmarzona i takŜe zapragnęła w
wielkim
świecie
bywać. Na bale chodzić. Szerokie, bufiaste spódnice nakładać. Szyję i piersi
subtelnie ozdabiać. Kolczyki, perły i złote korale nosić. Drogie pierścionki na palce wsuwać. I
delikatne, atłasowe pantofelki przymierzać. A czyniła to wszystko po to, by w wyobraźni koło
wielkich artystów stopę drobną postawić, aktorów wybitnych oklaskiwać, czy choćby
szykownych i przystojnych panów oficerów
12
spotkać, którzy byli bardzo szarmanccy, trzaskali kopytami i gięli się w ukłonach. Sama nie
wiedziała, dlaczego kolana jej drŜały, gdy oficerowie przemykali przez wieś w drodze do
Kołomyi, a jej serce tak trzepotało, jakby ptakiem było i zaraz z klatki wyfrunąć miało.
Im bardziej dorastała, tym bardziej ich widok dech w piersiach zapierał. JuŜ znała wojskowe
dystynkcje i uroczyste stroje, kiedy wartę w jednostce pełnili albo w waŜnych narodowych
świętach
uczestniczyli. Od czasu do czasu zdarzało się,
Ŝe
jakiś oddział piechurów zapędził
się w te strony i Kasia zza płotu podziwiała jak
Ŝołnierze
w karnym szyku się poruszają,
piękne mundury i barwne nakrycia głowy pokazując.
- Popatrz mamuś - pokrzykiwała.
A matka się uśmiechała i wyjaśniała:
- To, Kasiu, jeśli się nie mylę, jeden z oddziałów 49. Huculskiego Pułku Strzelców, który
stacjonuje w Kołomyi. Pewnie na jakieś
ćwiczenia
się udaje. Niezwykle wykwintna formacja
wojskowa, prawda? - uczenie tłumaczyła.
- A co to znaczy wykwintna formacja wojskowa, mamuś? - pytała Kasia.
- Wykwintna, Kasiu, to znaczy wyjątkowa, wytworna, a formacja, to na przykład druŜyna,
hufiec albo oddział wojskowy. Rozumiesz?
Kasia kiwała głową i nie spuszczała z chłopców oczu. A gdy duŜo później były na paradzie w
Kołomyi, młynarzowa dokładnie objaśniała znaczenia poszczególnych znaków i symboli
wojskowych.
- Spójrz tylko, Kasiu, na ich stroje - tłumaczyła, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo córka
jest zauroczona wojskiem. - Są wzorowane na góralskich ubraniach. Widzisz, te niezwykłe
nakrycia głowy, jakby kłobuki, czyli czapki z orlimi piórami. Wyglądają jak kapelusze
huculskie z ozdobnymi pękami piór cietrzewia. Przyjrzyj się dokładnie kilku rzędom
wielobarwnych sznurów opasujących głowy. CzyŜ nie piękne? A oficerowie nad sznurami
huculskiego kapelusza noszą naszyte srebrne, oficerskie galony, czyli takie tasiemki.
ChorąŜowie zaś przystrojeni są karmazyno-
13
wymi wstąŜkami. A u wszystkich z przodu kapelusza widnieje metalowy orzeł, pod którym
przyszyte są odpowiednie dla poszczególnych stopni dystynkcje wojskowe. A peleryny? CzyŜ
nie przypominają naszych rodzimych góralskich? Prawda, Kasiu?
- Skąd ty to wszystko wiesz, mamuś? - Kasia popatrzyła na matkę z podziwem. - Znasz
stroje, dystynkcje... te... jak im... galony... skąd? - nie mogła oderwać od matki oczu.
- Za kilka lat, Kasiu, teŜ poznasz wiele rzeczy - tajemniczo odrzekła matka.
- I oficerów? - z zapartym tchem spytała Kasia.
- Oczywiście, Kasiu, i oficerów poznasz, i wielkich artystów, i wspaniałe opery, i cudowne
dzieła sztuki - z egzaltacją mówiła.
- A gdy zdasz maturę, przed tobą otworzy się cały
świat.
To przecieŜ juŜ tak niedługo - teraz
jej głos brzmiał melancholijnie. Patrzyła na córkę z nostalgią, jakby siebie z niedawnych
czasów widziała.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin