Wojciech Sunliński - Tajemnica zbrodni państwowej (2013r.).pdf

(64 KB) Pobierz
Tajemnica zbrodni państwowej
Zbliżający się październik w sposób symboliczny przypomina nam o ks. Jerzym Popiełuszce. W
kontekście 29 rocznicy Jego śmierci warto przypomnieć, że zamordowanie Kapelana Solidarności
było nie tylko zbrodnią założycielską III RP – o czym wielokrotnie przypominał, szeroko to
uzasadniając, ks. Stanisław Małkowski, dzięki czemu jest to fakt powszechnie znany – ale też - i o
tym już wiele osób nie wie – zbrodnią dotąd niewyjaśnioną. Warto przypomnieć najważniejsze
fakty, te znane i nieznane. Prowadzona od początku lat 80 działalność ks. Popiełuszki jesienią 1984
r. objęła szerokie kręgi. Kościół Świętego Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu połączył
działaczy podziemnej „Solidarności”, przedstawicieli różnych opcji i grup społecznych z całego
kraju. W homiliach Mszy za Ojczyznę z tamtego okresu ks. Jerzy był głosem pokrzywdzonych i
represjonowanych. Przeciwstawiając się reżimowi, a jednocześnie nawołując do walki o prawdę
bez stosowania przemocy, operując hasłem „zło dobrem zwyciężaj” zyskał podziw tysięcy rodaków.
Tzw. „problem Popiełuszki” dla władz PRL przeistoczył się z problemu jednego kapłana w dylemat
polityczny. Nie pomagały szykany: groźby, prowokacje i oszczerstwa. Ostatecznie „problem
Popiełuszki” rozwiązano 19 października 1984 r. Ks. Jerzy został uprowadzony i zamordowany, a
jego ciało wrzucone do Wisły. Władze nie mogły zaprzeczyć udziałowi oficerów SB w zbrodni. Jej
uczestnicy zostali osądzeni w tzw. procesie toruńskim i skazani na wyroki więzienia. Ustalenia tego
procesu od początku jednak kwestionowano. Powszechnie uważano, że czterej skazani oficerowie
SB nie byli wyłącznymi uczestnikami zbrodni, lecz działali na zlecenie pozostających w cieniu
mocodawców, osób zajmujących najwyższe stanowiska w państwie. Pomimo licznych wątpliwości
wersja ustalona w Toruniu przetrwała wiele lat, a samo zabójstwo przeszło do historii, jako
najgłośniejsza, a zarazem najbardziej tajemnicza zbrodnia polityczna w powojennej Polsce.
Oficjalnie „wersję toruńską” podważył dopiero prokurator Andrzej Witkowski, który z gronem
współpracowników dokonał ustaleń całkowicie zmieniających dotychczasową wiedzę o zabójstwie
ks. Popiełuszki oraz o jego zleceniodawcach i nadzorcach. W śledztwie prokurator od początku
napotykał przeszkody, decyzją zwierzchników dwukrotnie w kluczowych momentach śledztwo
przerywano i ostatecznie Witkowskiemu odebrano. W efekcie choć od zbrodni minęło prawie 30
lat, tajemnica śmierci kapelana Solidarności do dziś nie została wyjaśniona. Wersja Witkowskiego,
jedyna istniejąca obok „wersji toruńskiej”, opinii publicznej jest niemal zupełnie nieznana,
ponieważ jej szczegóły opatrzono klauzulą najwyższej tajemnicy. By zrozumieć, dlaczego tak się
stało, trzeba przedstawić – choć skrótowo – zapis dokonań Andrzeja Witkowskiego, który rozpoczął
śledztwo wiosną 1990 r. W tamtym czasie Witkowski miał opinię prokuratora specjalizującego się
w wyjaśnianiu najpoważniejszych przestępstw, zwłaszcza zabójstw. Na jego plus przemawiała
statystyka – nigdy nie poniósł procesowej porażki. Już pierwsze miesiące potwierdziły zasadność
pytań o wiarygodność Waldemara Chrostowskiego. Śledczy zdawali sobie sprawę, jak ważne jest
wyjaśnienie tych wątpliwości. Jako bohater i jedyny świadek zbrodni Chrostowski położył
fundamenty pod ustalenia procesu toruńskiego. Podważenie jego wiarygodności podważało de facto
ustalenia tego procesu i rozpoczynało historię od początku. Uzyskana wiedza upoważniała
prokuratorów do stawiania tezy, że rola Chrostowskiego w tragedii ks. Jerzego była inna, niż dotąd
przyjmowano. Wątpliwości wywołały reakcję łańcuchową: jeżeli ta rola mogła być mistyfikacją, to
ustalenia procesu toruńskiego, oparte o zeznania Chrostowskiego, mogły być nieprawdziwe.
Prokuratorzy skupili się na dociekaniu, jak naprawdę wyglądało uprowadzenie kapelana
Solidarności i co naprawdę wydarzyło się w październiku 1984 r.. Po kilku miesiącach śledztwa
prokuratorzy uzyskali dowody, że jesienią 1984 r wysiłki decydentów skupiły się nie na
wyjaśnianiu tego, co się naprawdę wydarzyło, a na ukrywaniu i fałszowaniu faktów. Kulminacyjny
punkt operacji zafałszowywania prawdy miał miejsce nocą z 25 na 26 października 1984 r. Z
zeznań świadków i dokumentów wynikało, że w nocy z 25 na 26 października 1984 r. zwłoki ks.
Jerzego zostały wrzucone z tamy w nurty Wisły, a następnego dnia, po otoczeniu terenu milicyjnym
kordonem, odnalezione przez nurków. Informacja o tym fakcie wydostała się poza kordon i dotarła
do Seminarium we Włocławku oraz do Warszawy. Fakt wrzucenia zwłok ks. Jerzego do nurtów
Wisły w nocy z 25 na 26 października 1984 r. oznaczał, że oprawcy księdza skazani w procesie
toruńskim musieli mieć nieznanych dotąd wspólników, ponieważ sami przebywali w areszcie już od
23 października. Witkowski i jego współpracownicy dotarli do świadków i dokumentów
wskazujących na fakt, że wszystko to, co stało się 19 października 1984 r. było reżyserowaną przez
kogoś misterną grą. Okazało się, że na miesiąc przed zbrodnią ktoś „przewidział” skład przyszłej
ławy oskarżonych nakazując objęcie obserwacją Adama Pietruszki, Grzegorza Piotrowskiego,
Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali. Obserwacje prowadzili funkcjonariusze Wojskowych
Służb Wewnętrznych (poprzednik WSI). Taką decyzję mógł podjąć tylko ktoś z najwyższego
szczebla władz państwowych. Prokuratorzy dowiedzieli się, że także tragicznego wieczora 19
października 1984 r. Piotrowski i jego współpracownicy byli obserwowani przez sześciu
funkcjonariuszy WSW. To oznaczało, że było sześciu nieznanych dotąd świadków uprowadzenia
ks. Jerzego. Witkowski i jego współpracownicy poznali ich nazwiska i poddali przesłuchaniu.
Trzech z przesłuchiwanych zadeklarowało wolę współpracy z prokuratorami, stawiając jeden
warunek: gwarancje bezpieczeństwa dla siebie i rodzin. Gdy Witkowski dotarł z tą informacją do
ministra sprawiedliwości, został odsunięty od śledztwa, które zostało skazane na zapomnienie.
Wraz z powstaniem IPN zrodziła się możliwość powrotu do sprawy. Śledztwo zostało przywrócone
Witkowskiemu, któremu częściowo udało się reaktywować grupę współpracowników. Przez 10 lat
śledztwo stało w martwym punkcie, Witkowski przeciwnie. Osiągnął wiele sukcesów, miał już
opinię wybitnego prokuratora. Był nie tylko bardziej doświadczony, ale też ostrożniejszy. Przystąpił
do wznowionego śledztwa ostrożnie, zostawiając najważniejsze wątki na przyszłość. Odkrywając
kolejne elementy tajemnicy prokuratorzy poznali smutną prawdę o osamotnieniu ks. Jerzego w
obliczu śmiertelnego zagrożenia. Relacje przyjaciół ks. Jerzego pozwoliły na zrozumienie ogromu
tragedii, która zaczęła się na długo przed zbrodnią. Osaczony przez SB, opuszczony przez własne
środowisko, zdradzony przez współpracowników ks. Jerzy samotnie zmierzał ku swemu
przeznaczeniu. Pomysłodawcy zbrodni nic nie pozostawili przypadkowi, nie tylko w aspekcie
uprowadzenia księdza, ale także później. Wszystko, od najdrobniejszego elementu śledztwa po
wybór składu sędziowskiego, a nawet dobór publiczności podczas procesu, było realizowane
zgodnie ze scenariuszem, który powstał w MSW. Transmitowany w radio i TVP proces toruński był
pierwszym polskim realisty show. Jesienią 2003 r., współpracownicy Witkowskiego dotarli do taśm
i stenogramów z lat 1984 – 1990, opatrzonych klauzulą najwyższej tajności. Nagrania pochodziły z
podsłuchów rodzin oraz przyjaciół funkcjonariuszy SB skazanych w procesie toruńskim. Z treści
rozmów rysował się obraz „spreparowania sprawy” przez kierownictwo MSW z uwypukleniem roli
gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka. Kluczową rolę w sprawie miał odegrać Jaruzelski, który żądał od
Kiszczaka „uciszenia” ks. Popiełuszki. Dla Witkowskiego informacje uzyskane z podsłuchów
stanowiły kropkę nad „i” dla przekonania o kierowniczej roli, jaką w sprawie odegrali Kiszczak i
Jaruzelski. Sześćset godzin zachowanych rozmów stanowiło ułamek podsłuchów prowadzonych
przez MSW w ramach operacji o kryptonimach „Teresa”, „Trawa”, „Robot”, już jednak ten
fragment pokazywał skalę przedsięwzięcia: pełną inwigilację blisko stu osób prowadzoną przez 6
lat przez kilkuset funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB. Uzyskane nagrania były
dowodem, że „scenariusz” ukrywania i fałszowania prawdy zaczęto realizować bezpośrednio po
zbrodni i realizowano dużo dłużej, niż do czasu przemian z 1989 roku. Witkowski i jego
współpracownicy dotarli do świadków i ściśle tajnych dokumentów MSW wskazujących, że
uprowadzenie i zamordowanie ks. Jerzego poprzedziło szereg przygotowań, odnośnie których
decyzja musiała zapaść na najwyższym szczeblu. Prokuratorzy zdobyli dowody, że uprowadzenie
Kapelana Solidarności było zaplanowane w oparciu o kombinację operacyjną, której celem było nie
tylko zamordowanie ks. Jerzego, ale też próba przerzucenia odpowiedzialności za zbrodnię na
wybranych, szczególnie niewygodnych z punktu widzenia reżimowych władz, przedstawicieli
opozycji i duchowieństwa. Na ostatnim etapie śledztwa pojawiły się sygnały o planowanym
rozbiciu zespołu śledczego Witkowskiego. Jedyną szansą na odwrócenie trendu było przyspieszenie
sprawy, postawienie zarzutów i wywołanie reakcji łańcuchowej. W październiku 2004 akt
oskarżenia był gotowy. Wśród oskarżonych o współudział w zbrodni bądź w okolicznościach z nią
związanych miało się znaleźć kilkanaście osób, w tym m.in. generał Czesław Kiszczak. Do
przekazaniu aktu oskarżenia nie doszło nigdy. 14 października 2004 r., niemal dokładnie w
dwudziestą rocznicę zbrodni, szef pionu śledczego IPN ogłosił, że misja Witkowskiego została
zakończona. Po odebraniu śledztwa Andrzej Witkowski zrezygnował z pracy w IPN i poprosił o
przeniesienie do Prokuratury Powszechnej. Na dzień przed odejściem z IPN Witkowski uzyskał
kolejny wyrok skazujący dla funkcjonariuszy SB, którzy w latach 80 prześladowali przedstawicieli
opozycji. Tym samym podtrzymał pasmo sukcesów trwające nieprzerwanie od 30 lat, w trakcie
których oskarżając w ponad 300 sprawach nie poniósł ani jednej procesowej porażki. Sprawa
zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki jest jedyną, której nie udało mu się dokończyć. Do dziś
sprawa zamordowania ks. Popiełuszki uważana jest za najbardziej tajemniczą zbrodnię polityczną
PRL.
Wojciech Sumliński
Zgłoś jeśli naruszono regulamin