KRYTYKA LITERACKA 11 2014.pdf

(975 KB) Pobierz
ISSN 2084-1124
11 (61) LISTOPAD 2014
KRYTYKA LITERACKA
LITERATURA SZTUKA FILOZOFIA ESEJE RECENZJE FELIETONY WIERSZE OPOWIADANIA
OD REDAKCJI
Henry David Thoreau
Z redaktorskiego Fejsbuka: Ludzie listy piszą…
POETIKON JÓZEFA BARANA
JAN RYBOWICZ
ESEJ
Niels Hav MIŁOSZ W KOPENHADZE
PATRONAT „KRYTYKI LITERACKIEJ”
Józef Baran, Sławomir Mrożek
Scenopis
od wieczności. Listy
POGRANICZA
Andrzej Walter TY JESZCZE WCALE NIE UMARŁAŚ
ESEJ
Anna Kokot DEMONY W SUKIENKACH
POGRANICZA
Bolesław Faron POEZJA MAŁEJ OJCZYZNY.
JÓZEFA BARANA POWROTY DO BORZĘCINA
POGRANICZA
Marek Różycki jr. KPIARZ I „BLUŹNIERCA” [Konstanty Ildefons Gałczyński]
ROZMOWA
Zbigniew Kresowaty, Adam Ziemianin Z NOGI NA NOGĘ I DALEJ…
FELIETON
Lech M. Jakób
ŚMIERĆ
POEZJA
Ignacy S. Fiut
SZTUKA
Pietro Perugino APOLLO I MARSJASZ
Redakcja
Tomasz M. Sobieraj, Witold Egerth, Janusz Najder
Współpraca
Krzysztof Jurecki, Alicja Kubiak,
Dariusz Pawlicki, Marek Różycki jr. Wioletta Sobieraj, Igor Wieczorek
Strona internetowa
http://krytykaliteracka.blogspot.com/
Kontakt
editionssurner@wp.pl
Adres
ul. Szkutnicza 1, 93-469
Łódź
Krytyka Literacka 11 (61) 2014
OD REDAKCJI
Słowo na listopad
Czy będziesz czytelnikiem, to znaczy ledwie uczniem – czy obserwatorem? (…)
Przez pierwsze lato nie czytałem książek; okopywałem fasolę. Często też lepiej
spędzałem czas. Niekiedy nie było mnie stać na poświęcanie roślinie chwili bieżącej,
i zajmowanie się jakąkolwiek pracą, ani umysłową, ani fizyczną. Uwielbiam mieć w
życiu
swobodę. Bywały takie letnie dni, gdy wziąwszy jak zwykle kąpiel, cały poranek, od wschodu
do południa, spędzałem siedząc na progu w słońcu, zatopiony w myślach, pośród sosen, hikor i
sumaków, w niezmąconej samotności i spokoju (…). Nie był to czas, który należałoby odjąć
z mojego
życia,
lecz dodany do niego i o wiele bogatszy. Zdałem sobie sprawę z tego, co ludzie
Wschodu rozumieją przez kontemplację i zaniechanie zajęć.
Henry David Thoreau,
Walden
Z redaktorskiego Fejsbuka: Ludzie listy piszą…
Napisała do mnie pewna pani, humanistka,
świeżo
upieczona absolwentka dziennych studiów
uniwersyteckich, obecnie doktorantka (fakty nie bez znaczenia). Przeczytała kilka moich
opowiadań i z zachwytem odnalazła w nich „świat metafizyczny oraz wielowarstwowość, która
pozwala na wielokrotne odkrywanie coraz to innych znaczeń”. Jedna tylko rzecz ją zastanawia:
dlaczego pisząc używam „niemodnych, długich zdań”, co „zwykłemu czytelnikowi utrudnia
zrozumienie i wymaga niezwykle uważnej lektury”. Dzięki temu kuriozalnemu stwierdzeniu
doznałem olśnienia. Zrozumiałem,
że
termin „wykształcenie” jest bardziej płynny niż
dzisiejsza rzeczywistość, a tytuły naukowe nie
świadczą
ani o rozumie, ani nawet o wiedzy.
Odpisałem,
że
jako duchowy arystokrata nie ulegam modom; nie piszę też dla zwykłych
czytelników, tylko dla tych, którzy w szkole nie mieli problemów (chyba
że
z wuefem) i czytają
coś więcej niż Harry’ego Pottera czy współczesną polską „poezję” i prozę. Dodałem,
że
znam
gramatykę a nawet ortografię, do tego umiem konstruować długie zdania złożone – więc to
robię, z niemałą satysfakcją. Gdybym nie umiał, jak większość literatów, pewnie byłbym
jednym z nich.
Każdy pisze, jak umie (a także gotuje,
śpiewa,
uprawia seks itd.). Każdy ma też takie
autorytety, na jakie go stać. Mnie stać na Witkacego, Schulza, Thoreau i paru innych, którzy
potrafili budować długie zdania i się w nich nie pogubić. Taki ze mnie oryginał. Zastanawia
mnie tylko, jak można uważać się za wykształconego, zajmować się literaturą, i nie przebrnąć
przez klasykę pisaną „niemodnymi, długimi zdaniami”, do tego z użyciem interpunkcji,
gramatyki i logiki – bo przecież jeśli ktoś już przebrnął i zrozumiał, to takie głupoty przez myśl
mu nie przejdą.
Komentarze do tego tekstu na
https://www.facebook.com/tomasz.m.sobieraj?ref=tn_tnmn
1
Krytyka Literacka 11 (61) 2014
POETIKON JÓZEFA BARANA
– JAN RYBOWICZ
Zmarł w 1990 roku we wsi Lisia Góra (zapił się „ruskim spirytusem”) w wieku 41 lat. Napisał
wiele ostrych jak
żyleta
opowiadań opublikowanych w książkach ukazujących się
w renomowanych wówczas oficynach wydawniczych: WL, PIW, LSW. Na przełomie lat 70.
i 80. był rewelacją sezonu (pisali o nim krytycy, tłumaczono go na inne języki, publikował
w czasopismach), potem polityka zepchnęła literaturę na dalszy plan wraz z Jankiem zaszytym
na głębokiej prowincji i utrzymującym kontakt ze
światem
tylko za pośrednictwem twórczości
lub korespondencji (sam mam w domowym archiwum około 50 jego listów do mnie, chociaż
z Krakowa do Lisiej Góry dzielił rzut beretem, jakieś 60 – 70 kilometrów).
Miał gwałtowny charakter.
Gębę niewyparzoną!
Talent niezwykły – jak twierdził np. krytyk Jan Marx , który w książce
Legendarni
i tragiczni
(wyd. Alfa) poświęcił mu ponad 250 stron, uważając go za zdolniejszego od
Wojaczka i Stachury!
Niepohamowany – niestety do końca
życia
– pociąg do alkoholu, z którym walczył przy
pomocy pióra (tzn. kiedy pisał nie pił, a kiedy pił nie pisał) – skrócił jego pobyt w tej ziemskiej
czasoprzestrzeni
Uważał mnie za przyjaciela, prosił parokrotnie,
żebym
przyjeżdżał do Lisiej Góry i ratował go
z alkoholowych opresji, co nie było
łatwe
i często kończyło się wspólnym biesiadowaniem.
Parę razy odwiedził mnie w Krakowie ciesząc się,
że
go tu znają.
Drukowałem wiele jego opowiadań i wierszy w tygodniku „Wieści”, gdzie pracowałem
przez kilkanaście lat kierując działem kultury. Zawsze ceniłem jednak bardziej jego prozę niż
poezję, co we właściwy sobie sposób wypomniał mi w następującym dwuwierszu:
Poeta Jozef Baran nadal uważa,
że
nie umiem pisać wierszy
Ale pierdolę to, on też nie umie.
W gruncie rzeczy jednak nie spowodowało to animozji między nami.
Śmiałem
się z tego
co napisał, a on przeprosił,
że
po pijaku i z frustracji, bo przecież – jak pisał w jednym z listów
– zalicza mnie do najlepszej piątki poetów w Polsce, co też wydało mi się grubą przesadą
i próbą obłaskawienia mnie,
żebym
drukował więcej jego tekstów.
Dziś myślę,
że
zafascynowany jego prozą, byłem jednak niesprawiedliwy wobec poezji (wydał
kilka tomików). Niektóre z wierszy Rybowicza są znakomite dzięki swojej prostocie
i bezczelności, poczuciu humoru i niezależności prawie absolutnie wolnego ducha („prawie”,
bo jednak nie był wolny od wódczanych demonów). W niektórych profetycznych wierszach
dawał ostre, przenikliwe diagnozy, dotyczące także naszych dzisiejszych czasów, które
w swoim ostrowidztwie przewidział
Największa przygoda spotkała jednak wiersze Janka w kilkanaście lat po jego
śmierci,
gdy
pewnie zapomniano by o pisarzu z kretesem, gdyby nie… pieśniarz i kompozytor zespołu
Starego Dobrego Małżeństwa Krzysztof Myszkowski. Krzysiek zainteresował się już wcześniej
prozą i poezją Rybowicza przeczytawszy mój wywiad z Jankiem w książce
Autor, Autor,
wydanej w 1984 roku.
Jednak zauroczenie i „ekshumacja” wierszy poety niemal całe
życie
mieszkającego
w Lisiej Górze oraz dostosowanie ich do pieśniarskich potrzeb, przyprawienie skrzydełek
2
Krytyka Literacka 11 (61) 2014
refrenów etc – dokonało się dużo później – dopiero pod koniec lat 90.
Jan Rybowicz dzięki piosenkom Krzysztofa Myszkowskiego ożył!
Co roku w wakacje do Lisiej Góry wyruszają pielgrzymki fanów Rybowicza i SDM, by
wziąć udział w kolejnym benefisie na cześć nieżyjącego. Wyszło pięć płyt z jego wierszami–
piosenkami, które sprzedane zostały w wielotysięcznych nakładach. Od kilkunastu lat sale
koncertowe są zapełnione słuchaczami zaczadzonymi Rybowiczem i SDM–em, choć nie są to
wcale pioseneczki miłe, sielskie i wpadające w ucho. Mimo to – jak przekonałem się
parokrotnie zaproszony przez Krzyśka na jego koncerty – publiczność
łyka
z milczeniu lub
z aplauzem gorzkie pigułki prawdy o
życiu, świecie,
ludziach i o samym autorze, który często
bezlitośnie i bez złudzeń rozprawia się z własnym, człowieczym losem…
Po
śmierci
poety jego wiersze stały się bardzo popularne w kręgach ludzi kochających
piosenkę poetycką. Można więc powiedzieć,
że
jeszcze raz „pieśń uszła cało… Myślę,
że
gdyby
Janek wstał z grobu, byłby ogromnie zdziwiony i zaskoczony zobaczywszy te wypełniane sale
koncertowe. Przecież pod koniec
życia
wydawało mu się,
że
pies z kulawą nogą nie interesuje
się ani nim, ani jego tekstami.
Znak
Jest pan notowanym przestępcą politycznym
Powiedział do mnie jeden tajniak.
Jest pan pijakiem i chuliganem,
Powiedział do mnie jeden gliniarz.
Jesteś wyrodnym synem,
Powiedziała do mnie moja matka.
Jesteś sukinsynem,
Ryknął na mnie ktoś nieważny.
Cham, rzekła o mnie jedna kobieta.
Nieznośny, nieznośny,
To słowa dosyć miłej dziewczyny.
Poecina, pisarzyna,
Napisał jakiś krytyk.
W końcu się zezłościłem,
A niech was wszystkich cholera weźmie,
Powiedziałem.
Kiedyś, potem, wiele lat później
Pan Bóg przemówił do mnie
Albo mi się tylko zdawało.
– Moje dziecko…
A Jezus Chrystus
Mu zawtórował.
– Bracie…
I odtąd już wiedziałem,
Czego się trzymać…
3
Krytyka Literacka 11 (61) 2014
Jak daleko do Jeruzalem?
Jak daleko do Jeruzalem?
Kiedy skonasz będziesz u celu.
Kiedy bok ci przebiją włócznią,
Kiedy włożą koronę z cierni,
Gdy golenie strzaskają palką.
Wtedy staniesz u wrót Jeruzalem.
Sprostowanie
Tak, tak, tak, tak,
Ciekawość,
To pierwszy stopień
Do mądrości.
Poprzez piekło
Rozdrażnienie
Kicha na mnie prezydent Francji
Gwiżdżę na to
Nic o mnie nie wie w premier Chin
Mam to gdzieś.
Nie znają mnie w Islandii.
Ja tam również nie znam nikogo.
Nie wie,
że
istnieję,
Słynna aktorka, jak jej tam…
Ja jej również nie zauważam.
Nie słyszeli o mnie w Kenii,
W Australii i Tadżykistanie.
Obejdzie się.
Komuś w ONZ nic nie mówi moje nazwisko
Nie umrę od tego.
Ale kiedy ty, najmilsza,
Zachowujesz się czasem tak,
Jakbym w ogóle nie istniał,
To – wybacz – wtedy
Po prostu
Mam ochotę cię udusić!
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin