Teen Wolf - „Uśmierzyć Ból”.odt

(24 KB) Pobierz

Teen Wolf - „Uśmierzyć Ból”

Wszedłem do szpitala. Jak zwykle przyniosłem mamie obiad. Po tak długim czasie stało się to rutyną, nawykiem, rytuałem. Czymś zupełnie normalnym.

Po prostu wchodziłem na izbę przyjęć, dawałem mamie pudełko z jedzeniem i patrzyłem na tych wszystkich cierpiących ludzi. Czasami ulegałem sam w sobie. Dotykałem ich, żeby przejąć cząstkę ich bólu.

Tak jak dzisiaj.

Ludzie mnie o to nie proszą. Oczywiście, nie mają pojęcia, że tak potrafię. Jednak widzę ból wymalowany na ich twarzach. Potrafię rozpoznać, kiedy ktoś wytrzymuje cierpienie, a kto nie.

Dzisiaj to był mężczyzna. Można śmiało powiedzieć, że starszy. Siedział sam, a jego cierpienie czułem na kilometr. Podszedłem do niego i usiadłem na tyle blisko, żeby bezpośrednio móc go dotknąć.

-Czeka pan na swoją kolej? - zapytałem, siadając na krzesełku obok niego i i przy okazji zwracając na siebie jego uwagę.

-Nie da się ukryć. - odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.

-Mogę dotrzymać Panu towarzystwa, jeśli Pan chce. - zaproponowałem. - Dla mnie to nie problem.

-Jestem tu zupełnie sam. - powiedział, wciąż trzymając się za brzuch. - Moja rodzina jest za granicą, a Twoja propozycja jest całkiem zachęcająca.

Uśmiechnąłem się do niego, nie bardzo wiedząc, jak zacząć rozmowę. Oparłem się o sąsiedni naramiennik, żeby jakoś się rozluźnić.

-Powiedz mi... - zaczął z tym samym wymuszonym od bólu uśmiechem. - Jakim cudem taki młody człowiek jak Ty, nie ma lepszych zajęć niż sterczenie w w szpitalu z takim starym prykiem jak ja?

Nie odpowiedziałem. Przynajmniej nie od razu. Pomyślałem, że bezpieczna półprawda nie powinna zaszkodzić. Przynajmniej w tym przypadku.

-Przyniosłem mamie obiad. - odpowiedziałem, szukając jej wzrokiem. Zauważyłem, że siedzi na recepcji i rozmawia przez telefon, zawzięcie coś notując. - Przychodzę tu zawsze, kiedy ma nocną zmianę. Zauważyłem, że jest pan tu sam, a ja nie mam planów na wieczór.

-A dziewczynę masz? - zapytał tonem, jakby rozmawiał z ulubionym wnuczkiem.

-Tak, ale jest teraz na wycieczce z rodzicami. - skłamałem, chociaż nie do końca. Bo nie wiem, jak można nazwać wypad do Tokio, żeby posłuchać bajki o Lisie.

Niby przypadkiem położyłem dłoń na jego przedramieniu. To powinno wystarczyć, żeby przejąć cząstkę jego bólu.

-A jak ona ma na imię?

-Kira. - powiedziałem, odruchowo kiwając głową. - Jest Japonką. Całkiem dobrze radzi sobie w tamtejszych sztukach Walki.

-Walki? - powtórzył, unosząc brwi. - To nieźle ją sobie dobrałeś.

Zaśmiałem się, rozumiejąc jego żart. Skupiłem się, korzystając z chwili jego nieuwagi. Przez moje naczynia krwionośne przeszła niewielka cząstka jego cierpienia. Potem następna. I kolejna.

-Zrobiłeś coś? - spojrzał na mnie podejrzliwie. - Jeszcze pół minuty temu strasznie dokuczał mi ten wyrostek. A teraz ból znacznie zelżał.

-Niczego nie zrobiłem. - skłamałem. - Podobno kontakt z drugim człowiekiem pomaga uśmierzyć ból.

-Najwyraźniej działa. - uśmiechnął się, a ja poczułem nasilające się zawroty głowy.

Chyba przesadziłem. Derek i Deaton wspominali, że można nawet umrzeć, ale mnie tylko kręci się w głowie. Może będę tylko trochę osłabiony do rana i nic mi nie będzie.

-Przepraszam, muszę wyjść do łazienki. - powiedziałem, wstając z krzesła.

Chwiejnym krokiem odszedłem w kierunku męskiej toalety. Zawroty głowy coraz bardziej się nasilały. Spojrzałem w lustro. Obraz raz tracił, a raz odzyskiwał ostrość. Odkręciłem wodę i zwilżyłem sobie twarz w nadziei, ze to jakoś mnie otrzeźwi. Wziąłem kilka głębokich wdechów, co czasami na to pomaga.

Poczułem mdłości. Coś nowego. Oparłem się o umywalkę, żeby jakoś złapać równowagę. Próbowałem z tym walczyć z całych sił, ale czułem, że już dłużej nie wytrzymam.

Obudził mnie jednostajny sygnał dźwiękowy. Otworzyłem oczy. Dopiero po ponad minucie zorientowałem się, że wciąż jestem w szpitalu. Z tą różnicą, że leżałem na jednym z wolnych łuźek. No fajnie...

-Dzięki Bogu... - usłyszałem westchnienie mamy. - Już się bałam, że przesadziłeś. Proszę Cię... Nie rób tego więcej.

-Co się stało? - wymamrotałem, czując rurki w nosie. Uniosłem dłoń, żeby się ich pozbyć, ale mama powstrzymała mnie bez najmniejszego problemu.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin