Łańcuch.doc

(48 KB) Pobierz

Łańcuch

Steira za pierwszy moment swojego życia uważała zawsze rozmazany obraz matki leżącej w kałuży krwi na środku jasnego, przestronnego pomieszczenia i stojącego nad nią mężczyzny o oczach ciemnych niczym fragment onyksu zatopiony później w rękojeści najwspanialszego sztyletu, jaki miała okazję widzieć w swoim krótkim życiu. Tę sytuację zawsze wymieniała jako pierwsze ogniwo całej swej nienawiści do świata.

Kolejnym wyraźniejszym i ładniej wypolerowanym była jej ucieczka z rodzinnego miasta Atenei do pobliskiej wsi, gdzie niedługo później pracowała już w ciemnej i zapuszczonej gospodzie, której właściciel zdawał się być zaniedbany bardziej niż ona sama. Nie był jednak złym człowiekiem i pozwolił Steirze zamieszkać w małym pokoiku w piwnicach karczmy. Zawsze, gdy tam odpoczywała po godzinach niewdzięcznej pracy, dochodziły ją zza ściany osobliwe, metaliczne odgłosy.

Młot uderzał raz za razem, systematyczne brzmienia łączyły jeden dzień z drugim równymi ogniwami. Wszystko było idealne: każdy dzień taki sam, każda godzina podobna do poprzedniej.

Na górze szczypce potężnych dłoni spinały jej ręce, twarde jak stal uściski próbowały wraz z alkoholem zabrać też ją samą. Wszystko dlatego, że brzdęk monet był tak samo piękny, jak wibrujące dźwięki kowalskiego młota.

I jeżeli było coś, co Steira naprawdę lubiła, było to leżenie na łóżku w jej małej izdebce pod gospodą. Czuła się tam bezpieczna: śpiew stali układał ją do snu niczym matczyne ramiona. Choć nikt nie grzał w piecu będącym w pomieszczeniu, było tam równie ciepło, jak w jej rodzinnym domu kiedy jeszcze matka nie poznała tajemniczego mężczyzny.

Tamte chwile już nie wrócą. Było to wrażenie przeplatające się z jej wspomnieniami i głosami dochodzącymi niekiedy zza ściany: ponagleniami i pochwałami. Czasem męski głos nucił pieśni o dawnych czasach. Steira zasypiała spokojna.

Następne ogniwo zacieśniło się z trzaskiem otwieranych drzwi do budynku obok, którego właścicielem był ogromny człowiek z brodą czarną jak węgiel. Jak onyks.

Dziewczyna poszła tam któregoś razu bardziej z powodu nudy, niż z ciekawości, zdenerwowana tym, jak potraktował ją karczmarz. Kowal przyjął ją ciepło, zaparzył herbatę, a później zaprowadził na dół, do pomieszczenia znajdującego się za ścianą jej izby w gospodzie do starej kuźni. Dźwięki metalu brzmiały jeszcze wspanialej.

Spotkała tam syna kowala. Jego ciało błyszczało od zmęczenia wśród oparów gorąca. Miał na imię Inestad, a jego oczy mieniły się wyraźną czerwienią. Uśmiechnął się do niej tylko raz, nie przerywając pracy.

Spotkała go później na targu, wśród rzęsistego deszczu. Krople wody spływały po jego twarzy i ramionach. Spoglądał spod przymrużonych powiek na wzbierającą rzekę płynącą niedaleko. Szaroniebieska woda studziła kolor jego oczu: teraz był smutny, ponury, zwykły.

Miała wtedy okazję dłużej im się przyjrzeć. Promieniście rozchodząca się po tęczówkach melancholia ściśnięta została przez ciężkie szczypce, które trzymał w rękach godzinęźniej, gdy już spoglądała na niego z kąta kuźni.

Kiedy skończył pracę, podsze do niej i zamknął kolejne spojenie łańcucha jej nieszczęść, pytając, czy miała kiedyś w ręku jakąkolwiek broń. Wtedy Steira znowu zobaczyła swoją matkę, wspomnienie tak samo żywe jak jej wściekłość gorące niczym ogień buchający w piecu tuż obok.

Jego oczy zapłonęły, kiedy usłyszał śpiew jej serca na myśl o zemście. I przez cztery kolejne noce ten sam rytm wybijał najwspanialszy z młotów. A ona słuchała, leżąc na łóżku tak blisko ściany, jak to tylko było możliwe; jej oddech dostosował się do tępa wyznaczanego przez kowalski miech, a jej krew szumiała wraz z syczącym, niedosuszonym drewnem.

Rozmawiała któregoś dnia ze starym kowalem, a ten opowiedział jej krótką historię jego małżeństwa. Wtedy Steira zrozumiała, że musi wrócić do Atenei i że mężczyzna, który zabił jej matkę być może właśnie układa sobie życie od nowa; że należy mu w tym przeszkodzić.

Spakowała się tak szybko, jak tylko umiała. Kolejne ogniwo złączyło się z poprzednim wraz z dźwiękiem zaskakujących za siebie zamków skórzanej torby.

Inestad czekał na nią na dole, w najciemniejszym pomieszczeniu kuźni. Dał jej krótkie ostrze kute od kilku dni, owinięte w czarny materiał. W rękojeść wtopiony został niewielki onyks tak też nazwała ów sztylet i od tamtego dnia jej nowym przyjacielem stał się właśnie on, Pazur.

Mężczyzna wyglądał wspaniale w dogasającym świetle ognia. Jego zapał przygasł po dniach ciężkiej pracy, gdy oddawał jej swoje dzieło.

Zanim przyszedł stary kowal, oczy Inestada zalśniły niebezpiecznie, a on szepnął tylko parę gorących słów o zapłacie. Oplotło ją krwiste, pełne żądzy spojrzenie. Już wiedziała, że gdy tylko spełni swoją cześć przeznaczenia lub czegokolwiek, co mogłoby je przypominać wróci tutaj i odda mężczyźnie to, na co zasłużył.

Jego ojciec pożyczył jej karą klacz, na której mogła udać się do swego rodzinnego miasta. A kolejne dwa ogniwa miały kształt podków.

Atenea miała w sobie urok niespełnionych marzeń i dogasających wspomnień. Dogasających zbyt długo, jak na zwykłą kolej rzeczy. W przeciwieństwie do tego, co stało się jakiś czas temu i co Steira pamiętała jak przez mgłę to, co zobaczyła w swoim własnym domu po powrocie, wydawało się być czymś nienaturalnie normalnym.

Była zmęczona podróżą, a ten, którego zobaczyła, wyglądał na nadzwyczaj wypoczętego, czekającego na kolejne wydarzenia, zatapiającego się w pewności siebie i poczuciu tryumfu. Patrzyła na niego zza szyby na parterze, a na wspomnienie jego sylwetki Pazur sam odwinął się z miękkiego materiału.

Tak jak ten mężczyzna stał niegdyś nad ciałem jej matki, tak teraz w ich domu kolejna kobieta stała obok niego samego. Schylała się z miłością w oczach, podając mu parująca szczęściem herbatę. On uśmiechnął się do niej tak samo, jak kiedyś do najważniejszej osoby w życiu Steiry. I był to paskudny uśmiech.

Dziewczyna niezgrabnie wdrapała się na parapet i czekała. Światła były przygaszone, kobieta wyszła z pomieszczenia. Steira doskonale wiedziała, które okno nigdy się nie domykało i wciąż musiało być uchylone, więc niemalże bezwiednie prześlizgnęła się do środka i nie przemyślawszy ani jednego kroku, pociągnęła łańcuch wspomnień na ziemię z miękkim odgłosem skórzanych butów.

Zobaczył ją dopiero kiedy przed nim stanęła. Chciała spytać, czemu wykorzystał jej matkę i czemu nie dał jej żyć, choćby w cierpieniu. Chciała dowiedzieć się, czemu kolejnej kobiecie robi to samo. Chciała wreszcie zrozumieć, dlaczego nienawiść jej i jego nie ma końca. Łzy popłynęły po policzkach, szepnęły kryształowo, spadając na wyciągane powoli do przodu ostrze. Nie umiała zrobić tego co on. Nie chciała być taka sama. On uśmiechnął się przekornie, podziwiając swoje dzieło strach.

Wtedy Steira poczuła samą gorąca mgłę spowijającą całe jej ciało, jak kiedy silne ręce Inestada kończyły swą pracę tylko po to, by ona mogła dokonać zemsty. Sztylet zajaśniał purpurowym światłem i wyrwał się z jej ręki, mknąc do przodu. Nie odleciał daleko. Kpiący uśmiech nadal zdobił twarz oprawcy, kiedy Steira wyciągała Pazur z jego serca: dokładnie tak samo, jak ze swojego na ułamek sekundy pozbyła się wcześniej litości.

Nie widziała reakcji kobiety. Ostatnie spojenie łańcucha zacisnęło się silnie na pierwszym w muzyce szlochu i łkania. Stygnące łzy pozwoliły nierównemu okręgowi wściekłości zamknąć się na zawsze. Ogniwa zatańczyły wokół czerwonej mgły, a potem opadły głucho na piach niepamiętanej historii.

Steira była wykończona, kiedy wracała stępem do wsi, w której spędziła czas przed dopełnieniem. Nie była z siebie ani dumna, ani zadowolona. Była wdzięczna złu, że już zatoczyło koło i że teraz zostawi ją w spokoju.

Kiedy wróciła, ojca Inestada nie było w kuźni, a on sam zaprosił ją na vey mocny alkohol z samego Steeroth, którego picie w tamtych stronach oznacza radość ze zwycięstwa. Kiedy rozmawiali, światła nagle zgasły. I wtedy Steira wiedziała już, za czyj tryumf pił Inestad. Zrozumiała, jaka miała być zapłata za zamknięcie metalowego kręgu.

Czerwona mgła lśniła wśród ciemności, mieszała się z drażniącym zapachem alkoholu aż nazbyt przyjemnie. Ciepło zalało całe jej ciało i poczuła, jak niedawno zagrzebany w piachu łańcuch próbuje się spod niego wydostać.

Jakież było zdziwienie Steiry, gdy Inestad przeciął jej własnym Pazurem tak długo budowaną więź pomiędzy nią a należącą do niej nienawiścią dokładnie w tym miejscu, w którym dał dziewczynie nadzieję na jej zakończenie.

Onyks rozbłysnął tylko raz krwistą czerwienią, a później przełamał się na pół z trzaskiem tak głośnym, jak ostatni krzyk Steiry.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin