Pedersen Bente - Saga Trzy Siostry - 05 Zdrada.pdf

(707 KB) Pobierz
BENTE PEDERSEN
PIERWSZY TANIEC
R
OZDZIAŁ
1
- Cicho, Maret, maleńka! Nie płacz, skarbie! - Ingrid mówiła do maleństwa, kołysząc
je w ramionach. Jednak dziecko jej nie znało i nadal było niespokojne, także kiedy Ingrid
zaczęła nucić mu kołysankę. Może dlatego, że nie została pobłogosławiona ładnym głosem.
- Wykupiłem drugą klasę - wymamrotał Aron przepraszająco. - Musimy oszczędzać.
To tylko kilka dni, wytrzymamy - dodał.
- Wytrzymamy - powtórzyła Ingrid jak echo.
Nigdy dotąd nie podróżowała tak daleko statkiem, ale Aron zapewne wiedział, co
robi. Wskazał jej twardą koję przy ścianie i powiedział, żeby usiadła.
- Wszyscy mamy tu się zmieścić? - spytała cienkim głosem.
Rozejrzała się po dużym pomieszczeniu z wieloma kojami. Myślała, że będą mieli
własną kajutę, okazało się jednak, że razem z nimi będą też podróżować inne osoby, i to
zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Zrozumiała, że nie uda jej się ukryć, że nie karmi dziecka
piersią. Nie wiedziała też, czy w takich warunkach dziecko w ogóle będzie w stanie spać. Na
końcu języka miała pytanie, ile na tym zaoszczędzili. Postanowiła jednak milczeć. Aron był
obyty, nie była to jego pierwsza podróż. Na pewno zadba o nią i o maleństwo.
Najważniejsze, żeby wreszcie ruszyli. Zresztą podobno w pierwszej klasie rzeczywiście nie
było już miejsc.
- No proszę, jakie maleństwo - powiedziała starsza kobieta, siadając obok Ingrid.
- Mam na imię Regine - przedstawiła się i nie czekając na nic, mówiła dalej. - Jadę
do wschodniego Finmarku. Każdego roku tak podróżuję, jak tylko parowiec zaczyna
kursować na północ. Moja najmłodsza córka tam się osiedliła. Z Lofotów to kawał drogi, a
dokładnie z Kabelvåg, bo tam mieszkam, ale co można poradzić? Poznała takiego jednego,
który przyjechał do nas łowić ryby, i nie chciała nikogo słuchać. Pojechała za nim na koniec
świata. Niepojęte są drogi miłości...
Ingrid pomyślała, że mogłaby spokojnie podpisać się pod jej słowami. Przytuliła
mocniej dziecko i zaczęła je łagodnie kołysać. Nie chciała, żeby znów zaczęło płakać. Oby
jak najszybciej ruszyli. W nosidle mała była spokojniejsza, ale Ingrid była pewna, że jak
tylko statek ruszy, mała zapewne znów się uspokoi.
- Chłopiec czy dziewczynka? - spytała Regine, która najwyraźniej się nie poddawała.
- Dziewczynka - odpowiedział Aron.
Ingrid nie widziała jego twarzy, ale miała wrażenie, że się uśmiecha.
- I, jak widzę, od niedawna na świecie - stwierdziła czule ich nowa znajoma.
Wyglądała na kobietę, która o pielęgnacji dzieci wiedziała wszystko. Ingrid
przestraszyła się nie na żarty. Nie spodziewała się, że maleństwo będzie zwracało na siebie
taką uwagę. Sądziła, że wtopią się w tłum i staną się niewidoczni. Była głupia. Jakby Aron
mógł stać się niewidoczny.
- Urodziła się w Wielką Sobotę - poinformował Aron, nadal się uśmiechając.
Jego zielone oczy błyszczały. Grzywka opadała mu na czoło, odgarnął ją palcami.
Cały czas przyglądał się uważnie starszej kobiecie. Starał się zachowywać jak dumny, świeżo
upieczony tatuś i świetnie mu to wychodziło.
Ingrid wolałaby, żeby był nieco mniej wylewny, ale uznała, że pewnie wie, co robi.
Jego uśmiech sprawił, że zadrżała.
- Jestem Aron - powiedział i podał kobiecie rękę.
- A to moja żona, Ingrid, no i nasze śliczne maleństwo, Maret - ciągnął dalej.
Regine z Lofotów była na pewno sporo po pięćdziesiątce, ale i ona dała się zauroczyć
Aronowi.
Ingrid dawno już przestała się dziwić.
- Nie za wcześnie na taką podróż dla takiej drobinki?
- zdziwiła się kobieta i na chwilę nawet zamilkła. - Nie ma nawet kołyski, w której
mogłaby spokojnie spać, biedactwo!
Ingrid czuła wyraźnie, że uwaga jest skierowana raczej do niej niż do Arona. To ona
była kobietą, matką. Powinna okazać się rozsądniejsza od męża i nie zgodzić się na podróż z
tak małym dzieckiem. A przecież to nie była jej wina!
- Myśleliśmy, że zdążymy dotrzeć na miejsce, zanim dziecko się urodzi - tłumaczył
niczym niezrażony Aron.
Mówił niższym głosem, niż zwykle, gdy zaczynał snuć swoje opowieści. Ingird się
wyprostowała. Mogła tylko siedzieć i słuchać, i mieć nadzieję, że Aron zachowa się roz-
sądnie. Na szczęście Maret ucichła. Lekkie kołysanie statku wpływało na nią kojąco.
Kobieta nadal miała wątpliwości, czy tak małe dziecko powinno tak daleko
podróżować.
Aron spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie będę pani oszukiwał, bo przecież sama pani widzi, że księciem z bajki nie
jestem. Pochodzimy z różnych środowisk, ja i moja droga żona...
Ingrid znów przeszedł dreszcz. Tak było za każdym razem, kiedy nazywał ją swoją
żoną. Nie była to prawda, ale nie należało się spodziewać, że ktoś tutaj zażąda od nich pa-
pierów na potwierdzenie jego słów. Więc powtarzał to często. Może w końcu rzeczywiście
tak się stanie?
Aron uniósł ręce i pokazał kobiecie swoje spracowane dłonie.
Jakże Ingrid je kochała!
- Mam tylko to: dwie ręce i chęć do pracy. Nie jest to imponujący kapitał. Natomiast
moja żona, Ingrid, pochodzi z dobrego domu. Rozumie więc pani zapewne, że nie o takim
zięciu dla swojej córki marzyli jej rodzice.
Kobieta nie protestowała.
- Pobraliśmy się wbrew ich woli - ciągnął dalej Aron, wyraźnie pochłonięty swoją
opowieścią. - Gdy usłyszeli, że jest w ciąży, pokazali jej drzwi. I tak z mojego powodu
Ingrid została pozbawiona rodziny. A ja dotąd nie byłem w stanie dać jej własnego domu.
- Aronie! - odezwała się Ingrid błagalnie, bojąc się na niego spojrzeć.
Czy naprawdę musiał aż tak przesadzać? Zauważyła, że nie tylko kobieta z Lofotów
go słucha. Inni pasażerowie też nastawili uszu. Jak tylko zaczął opowiadać, wszystkie roz-
mowy ucichły. On zresztą uwielbiał być w centrum zainteresowania. Coraz bardziej wciągał
się w swoją opowieść, nie zauważając, że zaczyna balansować na granicy wiarygodności.
- Ingrid nie lubi, kiedy o tym mówię - zreflektował się.
- Ale przecież nie mamy niczego do ukrycia - dodał po chwili. - Nie mamy się też
czego wstydzić. Kochamy się i kochamy nasze maleństwo. Pewnego dnia będziemy mieć
własny dom.
Teraz nie kłamał.
Ingrid czuła, że rzeczywiście tak myśli. Był przekonujący i ludzie jakby złagodnieli,
mimo że z pewnością nie wszyscy byli zadowoleni z faktu, że w kajucie razem z nimi będzie
podróżować płaczące niemowlę. Aron miał jednak dar zjednywania sobie ludzi.
Maret zaczęła znów popłakiwać, ale w tym momencie usłyszeli głośny gwizd, który
oznaczał, że parowiec odbił od nabrzeża. Ingrid poczuła narastającą panikę. Kołysała dzie-
cko, ale ono nie przestawało kwilić. Ludzie, którzy jeszcze przed chwilą zdawali się być
przyjaźnie do nich nastawieni, teraz przyglądali się im uważnie.
- Może mała jest głodna? - odezwała się Regine. - Nie jest łatwo być świeżo
upieczoną mamą - dodała, jakby chcąc usprawiedliwić Ingrid, że nie domyśliła się od razu,
co dziecku dolega. - Niektórzy potrzebują czasu, żeby poznać swoje dziecko i nauczyć się
nim opiekować - ciągnęła dalej. - Jednym przychodzi to szybciej, innym wolniej, każdy
radzi sobie inaczej.
Ingrid zrozumiała, że kobieta nie ma o niej najlepszego zdania.
- Mała dostała jeść tuż przed wejściem na pokład - wtrącił się Aron.
Widział, że Ingrid nie bardzo sobie radzi. Chwycił dziecko, uniósł je do góry i w
ciasnej kajucie zrobił z nim kilka tanecznych kroków. Ludzie mruczeli coś pod nosem, ale on
się tym nie przejmował i tańczył dalej. Dziecko ucichło, chyba nawet się uśmiechnęło i po
chwili spało już w jego ramionach.
Regine z Lofotów siedziała w milczeniu. Jej spojrzenia mówiły same za siebie.
Wyraźnie uznała, że Aron lepiej sprawdza się w roli ojca niż Ingrid w roli matki.
- Za czasów mojej młodości było inaczej - odezwała się po chwili. - Widzę, że
przydałaby się wam pomoc kogoś bardziej doświadczonego, kto już trochę żyje na tym świe-
cie - uśmiechnęła się. - Nie krępujcie się, to dla mnie żadna fatyga. Prawdę mówiąc, bałam
się, że podróż będzie mi się dłużyć, ale widzę, że nie. Cieszę się, że będę mogła wam pomóc.
- Nie będzie łatwo jej się pozbyć -
zostawiając ich na chwilę samych.
- Nie przejmuj się. Ona po prostu stara się być miła.
Siedzieli obok siebie, głowa przy głowie, jedna jasna, druga ciemna. Ingrid trzymała
dziecko na ręku, a Aron obejmował je obie. Mówili szeptem, nie chcąc, żeby ktokolwiek ich
słyszał. Ingrid odwróciła się plecami do reszty pasażerów i próbowała sobie wyobrazić, że są
sami.
- Ona mnie przeraża - powiedziała.
- Ciebie wszystko przeraża, kochanie.
Aron schylił się i pocałował ją czule w skroń.
- Wkrótce będziemy daleko stąd i staniemy na własnych nogach - powiedział po
chwili.
Ingrid miała tysiące różnych wątpliwości i obaw. Przede wszystkim nie mieli żadnych
dokumentów. Żadnych papierów stwierdzających, że są małżeństwem i że Maret jest ich
dzieckiem. Żadne z nich nie miało też pozwolenia na wyjazd z Tromsø, a musieli się liczyć z
tym, że prędzej czy później jakieś pytania w końcu padną. Ingrid nie miała pojęcia, co wtedy
zrobią.
- Nie chcę, żeby ktoś zaczął się nami interesować...
Aron usiadł za nią i mocno ją objął.
- Jesteś spełnieniem moich marzeń - wyszeptał. - Nie wiem, czym zasłużyłem sobie
na takie szczęście, ale przecież nawet tacy jak ja też mają prawo do odrobiny nieba na ziemi.
Teraz zaczynam w to wierzyć.
- Boję się, Aronie. Cały czas się boję.
wyszeptała Ingrid, kiedy kobieta wstała,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin