Kukliński Piotr - Saga Dworek Pod Malwami - 05 Tajemnice Stawu.pdf

(420 KB) Pobierz
KUKLIŃSKI PIOTR
TAJEMNICE STAWU
NATALIA
Natalia Wudkiewicz do tego stopnia przejęła się losem Franciszki, do niedawna
Lulewicz, że zapragnęła powtórzyć go w podobny sposób. Postanowiła zakręcić się koło
Ignasia Kalinowskiego, a następnie wyjść za niego za mąż. Oczywiście nie wyjawiła
przyjaciółce swoich planów, starała się jednak często z nią w Kalinówce spotykać, najlepiej
obok dworu lub w samym domu.
- Chcesz, żebym ci pomogła w gospodarstwie? Może w kuchni? Albo i na pokojach?
Znam się trochę na tym.
Franciszka odpowiadała niemrawo, dobrze wiedząc, że decyzje o tym, kto i w jakim
miejscu dworu ma przebywać i co robić, nie należą do niej. Bardzo jednak pragnęła mieć
przy sobie bratnią duszę, a za taką Natalię uważała.
- To nie jest dobry pomysł biegać z byle przeróbką do krawca - znalazła sobie
wreszcie zajęcie młynarzówna. - Przecież ja sama mam maszynę do szycia i potrafię wcale
niemało. Mogę ci przerobić, co tylko zechcesz!
Franciszka, która przyznała się przyjaciółce do konieczności przystosowania na swój
rozmiar części garderoby po pani Annie, była jej wdzięczna za uczynność i gotowość
natychmiastowej pomocy, ale nie wiedziała, jak miałaby za nią zapłacić.
- To naprawdę nie będzie dla mnie kłopot - przekonywała Natalia. - Mogę przyjść
jutro czy pojutrze, jak tylko ojciec poczuje się lepiej. Na miejscu pokażesz mi, co trzeba
zrobić. I mówię ci, nie wezmę tyle, ile musiałabyś zapłacić za robotę u krawca w mieście.
Franciszka nie bardzo umiała odmówić. Wspomniała o pomysłach Natalii Michałowi,
a pan Kalinowski wzruszył tylko ramionami.
- Możesz robić, jak chcesz - przypomniał. - Dać do Zabłudowa do Żydów albo
skorzystać z pomocy młynarzówny. Ważne, żeby to jakoś wyglądało. A jeśli weźmie
niedrogo, tym lepiej.
Uznał też, że jeżdżenie do miasta w niepewną pogodę nie jest najlepszym
rozwiązaniem i pochwalił pomysł Franciszki, żeby część roboty odbyła się na miejscu.
***
Natalia Wudkiewicz po rozmowie z Franciszką nie ociągała się z następną wizytą.
Miała tym razem ze sobą koszyczek, a w nim wszystkie potrzebne krawieckie przybory.
Ignaś Kalinowski, jak każdej zimy, przeważnie przebywał w domu, w obawie przed
zaziębieniem się i złapaniem dodatkowej choroby. Natalia wiedziała o tym i nie liczyła na
spotkanie starszego syna pana Michała Kalinowskiego. Jej plan zakładał działania obliczone
na dłuższy czas. Była zwolenniczką małych kroków, stawianych jednak na tej samej ścieżce,
tak by zakończyły się zaplanowanym przez nią rezultatem.
Panna Wudkiewicz ukłoniła się starszej pani
Kalinowskiej, spotkanej na podwórzu. Była dobrze ubrana, skromnie i nieco
uroczyście.
Będę pomagała France przy strojach - oznajmiła, wskazując swój koszyczek.
Pani Katarzyna wzruszyła tylko ramionami i nic nie odpowiedziała. Nie zrażona tym
Natalia poszła do kuchni, gdzie było gorąco od ognia na piecu, i tam czekała na Franciszkę.
W kuchni przebywała tylko kucharka Serafina, nazywana Finą, tego dnia milcząca i
ponura, z głową owiniętą chustką, ponieważ bolały ją zęby. Co jakiś czas brała z szafki
butelkę wódki, polewała nią szmatkę, a tę wkładała sobie do ust i zaciskała zęby.
- Pomaga? - zaciekawiła się Natalia. - Bo gdyby nie pomagało, to radziłabym zimny
okład zrobić. Wody trzeba prosto ze studni wziąć, albo nawet i śniegu...
Kucharka wolała jednak okłady z alkoholu, które - w miarę jak przedłużał się pobyt
Natalii - zmieniała coraz częściej. W końcu Fina zaczęła chwiać się na nogach, a pokrywki
wylatywały jej z rąk. Franciszka nie była w stanie jej zastąpić, bo za słabo rozeznawała się w
gotowaniu dla domowników Kalinówki. W rodzinnej chałupie pomagała Antoninie, ale we
dworze wszystko robiono inaczej. Do wszystkiego były oddzielne garnki, kociołki, rondle i
patelnie, a potem talerze, szklanki, kieliszki, kubki, sztućce. Od tej ilości, ważności, ko-
lejności Franciszce po prostu kręciło się w głowie.
- Nauczysz się - pocieszyła Natalia. - Ja ci pomogę i szybko się wszystkiego
nauczysz.
Była w ogóle bardzo skora do pomocy. Obejrzała ubrania Franciszki, te które dostała
po pierwszej żonie gospodarza, szybko też postanowiła, co i jak trzeba zrobić.
- Tu przyciąć, to można przedłużyć, jest spory zakład. Tu mankiety dorobimy. A z
tego nic nie będzie.
Dobierała od razu nici, planowała guziki i haftki, notując na skrawku papieru, czego
jeszcze potrzeba.
- I to wszystko potrafisz sama zrobić? - spytała Franciszka z podziwem.
- Pewnie - uśmiechała się Wudkiewiczówna. - Uczyłam się, to się nauczyłam. To
wcale łatwe, jak już umiesz.
Franciszka potrafiła utrzymać igłę w ręce, sama przygotowała ręczniki z wyprawy,
ale umiejętności Natalii wzbudziły w niej wielki podziw.
Bardzo ci jestem wdzięczna - zapewniała co chwila.
Natalia śmiała się zadowolona.
Wszystko zrobię, jak się patrzy - zapewniała. - Tylko co do guzików, to nie wiem.
Chyba macie jakieś we dworze, może coś by się wybrało. Bo jak nie, to trzeba kupić w
mieście. W przyszłym tygodniu pójdę do Zabłudowa, to kupię takie, jak należy. Można
byłoby posłać kogoś, ale kto się na tym zna? Jak to wytłumaczyć? Lepiej, żebym to sama
załatwiła...
- Ale to przecież kłopot - nieśmiało oponowała Franciszka.
- Jaki tam kłopot! - śmiała się Natalia. - Jak będę szła na próbę chóru do kościoła,
wejdę do sklepu i kupię.
I tak Franciszka znalazła powierniczkę swoich niektórych sekretów, pomocnicę w
gospodarstwie i najważniejszą doradczynię.
Nad garderobą Franciszki Natalia wygłosiła wiele pochwał. Podobały się jej suknie,
okrycia, trzewiki, chustki, rękawiczki. Najwięcej zaś zadziwienia wywołały kapelusze.
- Będziesz je nosić? - pytała z niedowierzaniem.
Kapelusze były obszerne, kolorowe, z woalkami, piórami i rozmaitymi ozdobami.
Franciszka przymierzyła kilka, ale nie była zadowolona. Jej zdaniem, żaden nie pasował do
jej okrągłych, rumianych policzków. Świętej pamięci pani Anna, pierwsza żona Michała
Kalinowskiego, była znacznie drobniejszej budowy, głowę też miała mniejszą. Jej kapelusze
wchodziły na głowę Franciszki płytko, ledwie ledwie, wyglądała więc w nich zabawnie i
Natalia odradzała ich zakładanie.
- Chyba nie chcesz, żeby się wszyscy śmiali.
Franciszce było żal kapeluszy, uważała je za szczyt elegancji, ale i ona musiała
przyznać, że nie wygląda w nich najlepiej. Natalia wątpiła, czy nakrycia głowy da się
przerobić.
- Trzeba byłoby zawieźć do modystki, a taka to jest dopiero w Białymstoku -
powiedziała. - Kosztowałoby krocie.
Franciszka nie miała własnych pieniędzy i po namyśle zrezygnowała z kapeluszy.
Owszem, futrzana czapka na zimę to co innego, taką można nosić latami, ale kapelusze nie są
konieczne. Może poza jednym słomkowym, z niebieską wstążką.
Weź je sobie - powiedziała do Natalii w odruchu wdzięczności za życzliwość
przyjaciółki i jej dobre rady. - Ja nie będę potrzebowała.
Natalia początkowo nie mogła uwierzyć. A kiedy dotarło do niej, że Franciszka nie
żartuje, nie posiadała się z radości. Zaraz też zabrała cztery pudła, żeby je zanieść do domu.
Nie chciała przyznać, że obawia się, aby Franciszka się nie rozmyśliła.
- Takie piękne i eleganckie. Może jednak dasz do modystki...
- Przecież powiedziałaś, że źle w nich wyglądam. I powiedziałaś, że pańskie
kapelusze trzeba umieć nosić.
- Pewnie, że trzeba. One służą do ozdoby.
- Nauczę się - uśmiechnęła się z nadzieją Franciszka. - Wtedy kupię sobie nowe.
Młynarzówna przytaknęła z zadowoleniem, ale zaraz zmarszczyła nos.
- Tylko jak ja zabiorę te pudła? Przecież nie dam rady ze wszystkimi.
Franciszka miała w planie robotę w kuchni i wahała się, czy powinna odprowadzać
przyjaciółkę. Zobaczyła przez okno Wacię i wyszła przed dom, żeby poprosić ją o pomoc, a
tymczasem Wada gdzieś odeszła. Pojawił się natomiast Ignaś Kalinowski.
- Co Franciszka potrzebuje?
Usłyszawszy nieśmiałą prośbę, zgodził się bez wahania.
- Chętnie pójdę - powiedział. - Właśnie miałem zrobić krótki spacer.
Franciszka wróciła do kuchni, gdzie Natalia Wudkiewicz próbowała, czy da rady
nieść wszystkie pudełka. Miały specjalne uchwyty z tasiemek na rękę, aby łatwiej było je
przenosić, ale młynarzówna nie dała rady wziąć więcej niż trzy.
- Ignaś pomoże - powiadomiła Franciszka, co młynarzówna przyjęła z ogromnym
zadowoleniem.
Ignaś przyszedł zaraz, ukłonił się na powitanie i wesoło zagadał. Uwagi Franciszki
nie umknął nagły rumieniec na twarzy Natalii, ale nic nie powiedziała.
Ignaś wybrał dla Wudkiewiczówny dwa najmniejsze pudełka, najlżejsze, pozostałe
przeznaczając dla siebie.
- Na pani rozkazy, panno Natalio - czarował uśmiechem.
***
Dzień był nadzwyczaj rześki, przyjemnie szło się wydeptaną ścieżką. Ignacy
Kalinowski z zadowoleniem brał głębokie oddechy.
Poprzedniego dnia zakończono młócenie zboża i przed większą stodołą dwaj
parobkowie ładowali na wóz worki, które następnego dnia miały trafić do młyna.
- Ojciec Natalii podobno czuje się już dobrze? - zagadnął mężczyzna. - Bo duża
robota się szykuje.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin