Dunlop Barbara - Miłość w Białym Domu.pdf

(606 KB) Pobierz
Barbara Dunlop
Miłość w Białym
Domu
Tytuł oryginału: A Conflict of Interest
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dziś uroczysta inauguracja, a Cara Cranshaw była rozdarta. Z jednej
strony nowy prezydent, z drugiej kochanek. Ten pierwszy dumnym krokiem
przemierzał arkady, zbliżając się do sali balowej Worthington Hotel i
upajając okrzykami uwielbienia wznoszonymi przez osiemsetosobowy tłum
zwolenników. Drugi bezczelnie gapił się na nią z przeciwnego końca auli,
niecierpliwym ruchem odrzucając opadające na czoło ciemne włosy. Miał
przekrzywiony krawat, a w oczach jednoznaczny komunikat: „Chcę cię
widzieć nagą. Natychmiast”.
I to on, reporter
śledczy
Max Gray, przykuwał przede wszystkim jej
uwagę. Mimo postanowienia o zakończeniu ich romansu nie potrafiła
oderwać od niego wzroku. Zapomnij. Kobieto, na twoich oczach dzieje się
historia! Dziś Ted Morrow złożył przysięgę prezydencką.
– Panie i panowie! – Mistrz ceremonii musiał przekrzykiwać muzykę i
wzmagające się oklaski. – Prezydent Stanów Zjednoczonych!
Entuzjazm tłumu osiągnął poziom wszechogarniającego wrzasku.
Ludzie rozstąpili się, by zrobić przejście. Cara również odruchowo się
cofnęła, nie przestając jednak wpatrywać się w Maxa. Z całych sił starała się
wyglądać na opanowaną. Nie mogła dopuścić, by ujrzał w jej oczach wahanie
i panikę, jakie towarzyszyły jej od popołudniowej wizyty u lekarza.
– Mamy opóźnienie! – krzyknęła jej do ucha stojąca obok Sandy
Haniford.
Sandy należała do personelu pomocniczego biura prasowego Białego
Domu, w którym Cara pracowała jako specjalistka od PR– u.
– Zaledwie kilka minut! – odpowiedziała.
1
L
T
R
Spokój, tylko spokój, powtarzała w myślach. Nieoczekiwana ciąża
może wywrócić jej
życie
do góry nogami, ale nie zakłóci dziś jej pracy. W
końcu zatrudnia ją sam prezydent.
– Miałam nadzieję,
że
przybędzie trochę wcześniej – ciągnęła Sandy,
starając się przekrzyczeć wrzawę. – W ostatniej chwili przybyło nam jeszcze
jedno wystąpienie.
– To niemożliwe.
– Już je wpisałam.
– No to wykreśl.
Wystąpienia na uroczystościach inauguracyjnych ustalane były z
kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Sieć kablowa American News Service,
organizator tej imprezy, nie uchodziła za szczególnie sprzyjającą nowemu
prezydentowi. Ted Morrow miał przebywać w Worthington tylko przez pół
godziny, potem musiał się udać na bal wojskowych. Tam chciał się pojawić
punktualnie.
– To co mam zrobić? Zepchnąć faceta z podium, jak będzie się zbliżał
do mikrofonu? – pytała Sandy.
– Mogłaś to załatwić wcześniej – rzuciła Cara. Podniosła do ucha
słuchawkę,
łącząc
się z szefową, sekretarz prasową Białego Domu, Lynn
Larson.
– Myślisz,
że
nie próbowałam?
– Widocznie za słabo. Jak mogłaś się zgodzić na dodatkowego mówcę?
– Nie pytali o zgodę! Graham Boyle osobiście dopisał do listy Mitcha
Davisa. Powiedział,
że
chodzi o dwuminutowy toast.
Mitch Davis, reporter ANS, to wielka gwiazda. Graham Boyle,
właściciel tej sieci, to multimilioner i sponsor gali. To jednak nie daje mu
prawa do narzucania czegokolwiek prezydentowi. Spojrzenie Cary
2
L
T
R
powędrowało w stronę Maxa. Jako gwiazda konkurencyjnej wobec ANS sieci
National Cable News pomógłby jej z pewnością wyjaśnić zaistniałą sytuację.
Ale ona nie zamierzała go prosić o nic, co byłoby związane z pracą. Ani teraz,
ani nigdy.
W słuchawce usłyszała komunikat poczty głosowej. Spróbowała
jeszcze raz.
Prezydent właśnie podszedł do stołu tuż pod sceną. Przyjmował
gratulacje od najważniejszych gości. Wszyscy mężczyźni odziani byli w
smokingi wiodącej firmy, a kobiety miały na sobie połyskujące w
świetle
niezliczonych kandelabrów suknie czołowych projektantów.
Do mikrofonu zbliżył się David Batten, gospodarz popularnego talk–
show ANS. W krótkich i serdecznych słowach powitał prezydenta,
pogratulował mu i oddał mikrofon w ręce Grahama Boyle’a. Zgodnie z
programem ten miał mówić przez trzy minuty, po czym prezydent miał
zatańczyć najpierw z prezeską lokalnej fundacji dobroczynnej, a następnie z
Shelley Michaels, kolejną gwiazdą stacji. Siedem ostatnich minut miał
spędzić przy stole z członkami rady nadzorczej ANS.
Cara zrezygnowała z dodzwonienia się do szefowej i ruszyła w stronę
podium. Szanse na dopuszczenie do wystąpienia Mitcha Davisa oceniała na
pięćdziesiąt procent. Może gdyby była wyższa, silniejsza, no i gdyby była
mężczyzną...
Jeszcze raz pomyślała o Maksie. Ten był zaprawiony w bojach. Docierał
do górskich kryjówek rebeliantów, kręcił się po miastach ogarniętych
zamieszkami, niestraszne mu były krokodyle czy hipopotamy. Gdyby nie
chciał czyjegoś wystąpienia, ta osoba na pewno by na scenę nie weszła.
Niestety, nie można go wezwać teraz na pomoc.
Cara parła ku schodkom po prawej stronie sceny, przeciskając się przez
3
L
T
R
zwarty tłum.
Graham Boyle snuł poemat o roli, jaką sieć ANS odegrała w kampanii
prezydenckiej. Wplótł w to kilka złośliwości, ale zachowywał się fair.
Cara była zbyt niska, by dojrzeć, czy przy schodkach czai się Mitch.
Szkoda,
że
nie włożyła tych niebotycznych szpilek, które dostała na
Gwiazdkę od swojej siostry.
– Dokąd zmierzasz? – usłyszała głos Maxa.
– Nie twój interes – odparła, starając się przyspieszyć.
– Wyglądasz na zdeterminowaną.
– Odejdź.
– Mógłbym pomóc.
– Nie teraz, Max.
Dlaczego on to robi? Przeszkadza jej w pracy!
– To chyba nie jest tajemnica państwowa.
– Okej, staram się dotrzeć pod scenę. Zadowolony?
– W takim razie idź za mnę.
Metr dziewięćdziesiąt wzrostu, kawał chłopa. Do tego znany i lubiany.
Tłum na pewno rozstąpi się przed nim chętniej niż przed nią. Zrezygnowana,
uczepiła się jego marynarki.
– Po co tam idziesz? – zapytał. – To nie tajemnica. Możesz mi
powiedzieć. Państwo na tym nie straci.
Z głośników rozległ się ogólnie znany głos.
– Dobry wieczór, panie prezydencie – zaczął Mitch Davis..
A więc nie udało się go powstrzymać. Przez tłum przebiegł pomruk
zdziwienia, bo Mitch należał raczej do krytyków kandydatury Morrowa.
– Po pierwsze, proszę przyjąć gratulacje od American News Service.
Pańscy zwolennicy, przyjaciele i przede wszystkim rodzice muszą być teraz
4
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin