DGP_2014_09_19_prawnik.pdf

(2417 KB) Pobierz
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
prawnik
Piątek – niedziela | 19–21 września 2014
Erozja prawa
autorskiego
Choć szuflady decydentów
ponoć puchną od gotowych
projektów, nic nie
wskazuje na to, by przepisy
warantujące twórcom
słuszne wyna rodzenie
zaczęły odpowiadać
współczesnym realiom
– pisze
prof. Jan Błeszyński
SHUTTERSTOCK
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
C2
biblioteka
prawnika
felieton
na początek
Praktyczny
komentarz
z wzorami pism
Przygotowanie trafnej i właściwie uar-
gumentowanej apelacji czy zażalenia
jest sztuką, którą powinien posiąść każ-
dy prokurator, adwokat i radca praw-
ny. Prezentowana publikacja stanowi
nie tylko komentarz do poszczególnych
przepisów regulujących postępowa-
nie odwoławcze w procesie karnym,
ale wskazuje reguły ich praktycznego
stosowania.
Sędzia Sądu Najwyższego dr Dariusz
Świecki poświęcił w niej wiele miej-
sca na przybliżenie konstrukcji, formy
i treści apelacji, a zwłaszcza umiejętne-
go stawiania zarzutów odwoławczych.
Dodatkowo w oddzielnej wkładce w po-
staci suplementu zostały załączone do
książki przykłady ponad dwudziestu
wzorów apelacji składanych przez
obrońców i pełnomocników.
Przykładowe zarzuty, wnioski, uza-
sadnienia zostały zaopatrzone we
wskazówki autora pozwalające na unik-
nięcie błędów przy sporządzaniu takie-
go pisma procesowego. Komentarz ma
przejrzysty układ graficzny oddzielają-
cy interpretacje wybranych przepisów
od przywoływanego obok nich orzecz-
nictwa. Zaletą książki jest również jej
AM
przystępna cena.
Dariusz Świecki,
„Postępowanie
odwoławcze
w sprawach karnych.
Komentarz.
Orzecznictwo”
Warszawa 2014,
wyd. LexisNexis
Wyrzut sumienia Ministerstwa
Sprawiedliwości
W ofercie resortu
szeroki zakres usług:
od deregulacji
do walki z aborcją.
A nieodpłatna
pomoc prawna
jak leżała, tak leży
MS szacowało, że na funkcjonowanie
biur pomocy prawnej w dwudziestu
miastach potrzeba rocznie około stu mi-
lionów złotych. Objęcie siecią pomocy
prawnej całego kraju, biorąc pod uwa-
gę inflację, dziś kosztowałoby kilka razy
więcej. Niektóre szacunki mówią o kwo-
cie pół miliarda złotych, choć wiele zależy
od ostatecznego kształtu systemu. Żeby
takie zobowiązanie podjąć, trzeba poli-
tycznej woli na poziomie kierownictwa
rządu. Tej brakuje.
W rezultacie osoby potrzebujące do-
radztwa prawnego muszą liczyć na praw-
ników pro bono albo instytucje takie jak
uniwersyteckie kliniki prawa czy orga-
nizacje pozarządowe. Ustawa o pomocy
społecznej przewiduje także poradnic-
two prawne jako jedną z form wsparcia
osób znajdujących się w trudnej sytuacji
życiowej. Pomoc taką świadczą gmin-
ne ośrodki pomocy społecznej, głównie
w sprawach rodzinnych czy w procedu-
rach związanych z uzyskiwaniem pomocy
materialnej. Problem w tym, że wsparcie
oferowane czy to przez instytucje samo-
rządowe, czy pozarządowe jest selektyw-
na, nie dotyczy każdego rodzaju spraw.
Z reguły nie jest to też pomoc komplek-
sowa, ponieważ nie obejmuje fachowej
reprezentacji w postępowaniach przed
organami państwa.
Trudniej także o pomoc w mniejszych
ośrodkach, gdzie organizacje pozarządo-
we nie są tak aktywne. Nie sposób oprzeć
się wrażeniu, że państwo odpuściło sobie
ten obszar, licząc, że wspólne wysiłki trze-
ciego sektora, akcje społecznych korpora-
cji prawniczych (typu dzień bezpłatnych
porad) czy działania studentów prawa
w ramach uniwersyteckich klinik i porad-
ni prawa stopniowo rozwiążą, a przynaj-
mniej zamaskują problem wykluczenia
społecznego związanego z niedostępno-
ścią poradnictwa prawnego.
rzenie nowej instytucji zatrudniającej co
najmniej kilkuset stałych pracowników.
Bony na pomoc prawną
Zdecentralizowany system nieodpłatnej
pomocy prawnej ma większy sens i jest
bardziej realny. Warto przy tym przyznać
samorządom swobodę w decydowaniu
o jego ostatecznym kształcie. Z budże-
tu państwa muszą popłynąć na ten cel
pieniądze, ale władze samorządowe po-
winny być upoważnione do dostosowania
systemu do specyfiki lokalnej. Świadcze-
niem pomocy prawnej mogłaby się w ta-
kiej sytuacji zajmować wyspecjalizowana
instytucja powiatowa, jak wspomniany
rzecznik pomocy prawnej. Równie dobrze
mogłaby to być organizacja pozarządowa
wyłoniona przez samorząd w otwartym
DR DawiD Sześciło
adiunkt w zakładzie Nauki
administracji na wydziale Prawa
i administracji Uniwersytetu
warszawskiego
Postępowanie
nieprocesowe
w pigułce
Przepisy kodeksu postępowania cywil-
nego przewidują dwa zasadnicze tryby
rozpoznawania spraw cywilnych: pro-
ces i postępowanie nieprocesowe. autor
publikacji skupił się na tym drugim.
i serwuje czytelnikom praktyczny ko-
mentarz po przepisach ogólnych. ana-
lizuje regulacje od art. 506 do 525 k.p.c.,
jednak przy ich omawianiu sięga rów-
nież do przepisów normujących po-
szczególne rodzaje spraw nieproceso-
wych.
Warto zwrócić uwagę, że w publi-
kacji nie ograniczono się jedynie do
przedstawienia wątpliwości interpre-
tacyjnych, powstałych na gruncie sto-
sowania omawianych regulacji, lecz
wskazano również możliwe sposoby ich
rozstrzygania. Uzupełnieniem książki
są wzory pism mających zastosowanie
w sprawach rozpoznanych w trybie nie-
procesowym.
Komentarz może być źródłem uży-
tecznej wiedzy z zakresu procedury
cywilnej zarówno dla praktyków, jak
i osób przygotowujących się dopiero do
egzaminów zawodowych. Trzeba rów-
nież podkreślić, że to publikacja, którą
bardzo dobrze się czyta.
PS
Grzegorz Tyliński,
„Komentarz. Postępo-
wanie nieprocesowe.
Przepisy ogólne”,
Warszawa 2014,
wyd. AD Exemplum
i Szkoła Prawa
Procesowego Ad
Exemplum mec. Agaty
Rewerskiej
W przyszłym roku minie dziesięć lat,
odkąd rząd Marka Belki – już po prze-
granych wyborach – skierował do parla-
mentu projekt ustawy o dostępie do nie-
odpłatnej pomocy prawnej. Przewidywał
on możliwość ubiegania się o bezpłat-
ne, wszechstronne wsparcie prawne dla
osób, które spełniają kryterium docho-
dowe z ustawy o pomocy społecznej. Po-
moc miała obejmować zwłaszcza udzie-
lenie porady prawnej i reprezentowanie
w sprawach prowadzonych przed pol-
skimi organami. Świadczeniem pomocy
prawnej miały się zajmować państwowe
biura pomocy prawnej tworzone w miej-
scowościach będących siedzibami sądów
okręgowych. Szacowano, że udzielą one
wsparcia w co najmniej dwustu tysiącach
spraw rocznie.
Państwo
w ostatnich latach
zrobiło wiele, by
przybliżyć wymiar
sprawiedliwości
przedsiębiorcom.
Teraz strategicznym
celem w dziedzinie
sądownictwa
powinien być zwrot
w stronę tych mniej
uprzywilejowanych
osób
konkursie na realizację zadań publicz-
nych w zakresie poradnictwa prawnego.
Ewentualnie można sięgnąć do koncepcji
bonów na pomoc prawną. Z tym ostatnim
rozwiązaniem problem jest jednak taki, że
osoby uprawnione do uzyskania wspar-
cia zazwyczaj nie mają na tyle dobrego
rozeznania na rynku usług prawnych, by
być w stanie wybierać najlepszych usłu-
godawców. Poza tym vouchery na usłu-
gi publiczne stosować się powinno tyl-
ko tam, gdzie stosunkowo łatwo można
określić, a następnie egzekwować stan-
dardy świadczenia usług. W przypadku
usług prawnych nie jest to łatwe, bo jak
ocenić jednoznacznie, czy przygotowanie
danego pisma procesowego powinno za-
jąć prawnikowi dwie czy dziesięć godzin?
Przed wieloma sądami trudno nie na-
tknąć się na grupy nagabywaczy wciska-
jących przechodniom ulotki z ofertami
usług doradztwa prawnego świadczonych
przez rozmaitych fachowców niejasnej
proweniencji. Najłatwiej osądzić, że kto
korzysta z usług takich paraprawników,
sam jest sobie winien. Wciąż jednak dla
sporej grupy obywateli profesjonalna po-
rada prawna jest towarem luksusowym
i trudno się dziwić, że dają się naciągać.
Państwo w ostatnich latach zrobiło wie-
le, by przybliżyć wymiar sprawiedliwo-
ści przedsiębiorcom, ułatwić prowadze-
nie biznesu poprzez unowocześnianie
rejestrów sądowych czy pewne postępy
w dziedzinie egzekwowania umów. Na
kolejne lata strategicznym celem w dzie-
dzinie sądownictwa powinien być zwrot
w stronę tych mniej uprzywilejowanych
klientów wymiaru sprawiedliwości.
W dniach 22–27 września wszyscy potrzebujący
będą mogli skorzystać z bezpłatnej porady rad-
ców prawnych i aplikantów radcowskich bio-
rących udział w akcji „Niebieski parasol”. Lista
lokalizacji dostępna w serwisie Prawnik.pl
MaTERiały PRaSOWE
Fajerwerki pomysłów
W ciągu kilkunastu lat wydano niezli-
czoną ilość ekspertyz i raportów prezen-
tujących rozmaite modele optymalnego
systemu nieodpłatnej pomocy prawnej.
Zaledwie kilka miesięcy temu pod au-
spicjami prezydenckiego Forum Debaty
Publicznej opublikowano Zieloną Księ-
gę dostępu do nieodpłatnej pozasądowej
pomocy prawnej dla potrzebujących. Jej
autorzy opowiadają się za zdecentrali-
zowanym systemem pomocy prawnej,
w której główną rolę ma spełniać powiat.
Przewidziano utworzenie instytucji po-
wiatowego rzecznika pomocy prawnej
na wzór powiatowych rzeczników praw
konsumenta. Ta instytucja byłaby odpo-
wiedzialna za udzielanie podstawowego
wsparcia. Kolejnym etapem miałoby być
wprowadzenie pomocy świadczonej już
przez adwokatów czy radców prawnych
w bardziej skomplikowanych kwestiach.
System ma być komplementarny wzglę-
dem sądowej pomocy prawnej. W Zielonej
Księdze poddano też pod rozwagę koncep-
cję bonów (voucherów) na porady praw-
ne. Obywatel uprawniony do uzyskania
wsparcia miałby otrzymywać bon, któ-
rym mógłbym zakupić usługę doradztwa
prawnego na rynku u wybranego przez
siebie, ale certyfikowanego przez państwo
usługodawcy.
Pomysłów zatem nie brakuje. Każdy
z nich ma swoje wady, zalety i zagranicz-
ne wzorce. Warto jednak w końcu się na
coś zdecydować. Najmniej realny wyda-
je się powrót do koncepcji sprzed blisko
dekady, czyli państwowej sieci biur po-
mocy prawnej podległej Ministerstwu
Sprawiedliwości. Trudno będzie o poli-
tyczne i społeczne przyzwolenie na two-
Inne tematy
Projekt przeleżał w stanie nienaruszonym
kadencję 2005–2007 po to, by już nigdy do
Sejmu nie wracać i nie zakłócać spokoju
parlamentarzystów. Zresztą samo Mini-
sterstwo Sprawiedliwości zmieniło obszar
zainteresowania i zajęło się deregulacją
czy, najogólniej mówiąc, kwestiami pla-
nowania rodziny i zdrowiem reproduk-
cyjnym. W „Strategii modernizacji prze-
strzeni wymiaru sprawiedliwości na lata
2014–2020”, która ma być kompasem dla
polityki resortu, brak systemu nieodpłat-
nej pomocy prawnej został wprawdzie
zdiagnozowany jako słaba strona polskie-
go sądownictwa. Dla ministerstwa to chy-
ba jednak słabość nieistotna, skoro wśród
zaplanowanych działań na rzecz zwięk-
szenia „dostępności i otwartości wymiaru
sprawiedliwości” próżno szukać budowy
systemu nieodpłatnej pomocy prawnej.
Nie od dziś wiadomo, że Ministerstwo
Sprawiedliwości może nawet chciałoby
system nieodpłatnej pomocy prawnej
stworzyć, ale nie jest w stanie przekonać
resortu finansów, by w budżecie państwa
wysupłać środki na ten cel. Jakiego rzę-
du kwota byłaby niezbędna? W 2005 r.
„Prawnik” powstaje we współpracy z
Krajową Radą Sądownictwa Naczelną Radą Adwokacką Krajową Radą Komorniczą
Krajową Izbą Doradców Podatkowych Krajową Radą Radców Prawnych
Krajową Radą Notarialną
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
prawnik
19–21 września 2014 nr 182 (3823)
gazetaprawna.pl
Sędzia stanowczy
Przez ostatnie cztery lata Marek Hibner
wielokrotnie miał okazję udowodnić,
że doskonale sprawdza się w powierzonej mu
funkcji rzecznika dyscyplinarnego sędziów.
Potwierdziła to Krajowa Rada Sądownictwa,
wybierając go na drugą kadencję
Emilia Świętochowska
emilia.swietochowska@infor.pl
D
la sędziego Hibnera wybór
ścieżki kariery był czymś tak
oczywistym i naturalnym, że
dziś nawet nie potrafi sobie
przypomnieć, aby kiedykol-
wiek brał pod uwagę pracę chociażby w in-
nym zawodzie prawniczym. – Oboje ro-
dzice byli sędziami i jako młody człowiek
nie wyobrażałem sobie, że mógłbym robić
w życiu coś innego niż oni – przyznaje.
Za to doskonale pamięta, że jeszcze jako
przedszkolak przechadzał się korytarza-
mi sądu, w którym orzekała jego mama,
i właśnie tam po raz pierwszy miał okazję
podejrzeć, jak wygląda prawdziwa roz-
prawa. Można też śmiało powiedzieć, że
podobnie jak rodzice sędzia Hibner nie
uznaje sztywnego podziału na życie za-
wodowe i prywatne, a jego dwaj dorośli
już dziś synowie od najmłodszych lat byli
przyzwyczajeni do widoku taty wracają-
cego do domu z opasłymi tomami akt.
Wprawdzie studia prawnicze na Uni-
wersytecie Wrocławskim były naturalną
konsekwencją rodzinnych tradycji i do-
świadczeń z dzieciństwa, ale z perspekty-
wy czasu spędzone tam lata w większym
stopniu kojarzą mu się z bujnym życiem
kulturalnym i towarzyskim niż z nauką
w wydziałowej bibliotece. W niepowta-
rzalnej atmosferze artystycznej Wrocławia
z lat 70. sędzia odkrył w sobie zamiłowanie
do muzyki oraz teatru eksperymentalne-
go, które nieco zepchnęły z pierwszego
planu sprawy akademickie. – Był to okres,
kiedy chodziło się na koncerty jazzowe
i zespołów big bitowych, we Wrocławskim
Teatrze Pantomimy można było obejrzeć
spektakle Henryka Tomaszewskiego, cały
czas działał też Jerzy Grotowski i jego eki-
pa – z rozrzewnieniem wspomina sędzia
Hibner, zaznaczając jednocześnie, że
w tamtych czasach studenci prawa nie
mieli presji, aby rywalizować o kolejne
linijki w CV jak obecnie, bo nie musieli
się martwić o pracę.
Po ukończeniu studiów w 1980 r. w ślad
za rodziną przeniósł się do Wielkopolski
i został aplikantem sędziowskim m.in.
w dawnym Sądzie Wojewódzkim w Po-
znaniu. Nie gdzie indziej, ale właśnie w są-
dzie poznał też swoją przyszłą żonę, która
wówczas odbywała tam praktyki studenc-
kie, obecnie zaś orzeka w wydziale pracy
sądu okręgowego.
On sam, jak przyznaje, od zawsze bar-
dziej „czuł” z kolei prawo karne i w zasa-
dzie od nominacji na urząd sędziego Sądu
Rejonowego w Wągrowcu w 1984 r. zajmu-
je się niemal wyłącznie sprawami właśnie
z tej dziedziny. W początkach swojej ka-
riery orzeczniczej nie uniknął więc dyle-
matów związanych ze stosowaniem obo-
wiązującej w tamtych latach kary śmierci.
– Do dziś szczególnie pamiętam sprawę
mężczyzny oskarżonego o zabójstwo swo-
jego współwięźnia, w której byłem jednym
z sędziów zasiadających w składzie orze-
kającym. Z jednej strony wydawało nam
się, że jego przypadek wręcz ewidentnie
zasługiwał na zasądzenie kary śmierci.
Z drugiej uznaliśmy jednak, że chociaż
zabójca był poczytalny, to miał też pewne
problemy psychiczne, które mogły wpły-
nąć na jego postępowanie. Nie wymierzy-
liśmy mu więc najwyżej kary, lecz karę
25 lat pozbawienia wolności – wyjaśnia
sędzia. Podkreśla też, że w ostatnich la-
tach PRL, w których rozpoczynał karierę
sędziowską, nie spotkał się z żadnymi pró-
bami nacisków czy manipulacji, stąd nie
ma powodu, by czegokolwiek się wstydzić.
Po latach spędzonych w Sądzie Re-
jonowym Wągrowcu, a następnie w SR
w Środzie Wielkopolskiej, gdzie doszedł
do funkcji prezesa i przewodniczącego
wydziału karnego, w latach 90. trafił do
wydziału karnego poznańskiego sądu
okręgowego, a stamtąd 10 lat później – do
sądu apelacyjnego. – Sędzia Hibner jest
nie tylko znakomitym, bardzo pracowi-
tym i wyważonym prawnikiem, którego
pisemne orzeczenia wyróżniają się nie-
zwykłą starannością, ale i świetnym or-
ganizatorem – ocenia przewodniczący
II wydziału karnego Sądu Apelacyjnego
w Poznaniu sędzia Przemysław Strach.
– Nie należy do osób, których można się
bać, ale przez to, że jest stanowczy i kon-
kretny u wszystkich budzi respekt – za-
pewnia Ryszard Marchwicki, sędzia Sądu
Okręgowego w Poznaniu i długoletni
znajomy sędziego Hibnera.
Z pewnością to niejedyne za-
lety Marka Hibnera, które za-
decydowały o tym, że Krajowa
Rada Sądownictwa we wrze-
śniu po raz drugi powierzyła
mu funkcję rzecznika dyscypli-
narnego sędziów. Sam zaintereso-
wany dodaje, że w pełnieniu tej roli
niezwykle przydają się opanowanie
i zdrowy rozsądek. – Prowadząc
postępowanie, staram się
przede wszystkim nie
stresować obwinio-
nego i nie podsycać
emocji – zaznacza.
Takie podejście na
pewno spraw-
dziło się
w trakcie
jego
pierwszej kadencji, kiedy musiał się zmie-
rzyć m.in. z głośną medialnie sprawą
gdańskiego sędziego Ryszarda Milewskie-
go obwinionego o uchybienie godności
sędziego w związku z aferą Amber Gold.
Jako oskarżyciel sędzia Hibner przyczy-
nił się do orzeczenia przez sąd dyscypli-
narny m.in. zakazu sprawowania urzędu
prezesa sądu oraz zablokowania awansu
i podwyżek (Sąd Najwyższy następnie za-
ostrzył tę karę).
Jak potwierdzają też znajomi sędziego
Hibnera, jego logistyczne i koordynator-
skie zdolności znakomicie przydają się
zwłaszcza w planowaniu wycieczek po
górach, których jest ogromnym miłośni-
kiem. Zgodnie z prawie trzydziestolet-
nią tradycją każdego roku we wrześniu
z zaprawioną ekipą prawników wyrusza
w Tatry, bo właśnie w ten sposób nabiera
najwięcej energii do dalszej pracy. – Nie
da się ukryć, że w dużej mierze to on jest
głównym organizatorem tego
przedsięwzięcia i przewod-
nikiem na trasach. A ze
swoim tempem niektó-
rych z nas pozostawia
w tyle – zauważa sędzia
Marchwicki.
prosto
ze Strasburga
Postępowanie przed sądem konstytucyjnym ma swoją specyfikę
W niedawno wydanym orze-
czeniu w sprawie Peter prze-
ciwko Niemcom (skarga nr
68919/10) Europejski Trybu-
nał Praw Człowieka ocenił, czy
trwające 4,5 roku postępowa-
nie przed Federalnym Trybu-
nałem Konstytucyjnym (FTK)
narusza gwarantowane przez
art. 6 konwencji prawo do roz-
poznania sprawy w rozsądnym
terminie oraz gwarantowane
przez art. 13 prawo do skutecz-
nego środka odwoławczego.
J. Peter bezpośrednio po wej-
ściu w życie ustawy o związ-
kach partnerskich w 2001 r.
skorzystał z możliwości za-
warcia tego typu związku.
Gdy niecały rok później jego
partner zmarł, zawnioskował
o przyznanie renty rodzinnej.
Zarówno administracja, jak
i sąd pierwszej instancji od-
daliły jego żądanie, twierdząc,
że pojęcie wdowca należy ro-
zumieć w powszechnym tego
słowa znaczeniu. W trakcie
trwania postępowania odwo-
ławczego w 2005 r. dokonano
nowelizacji ustawy o związ-
kach partnerskich, uznając, że
pojęcia wdowca i wdowy odno-
szą się także do osób żyjących
w związkach partnerskich. Od
tego momentu skarżący zaczął
otrzymywać rentę, natomiast
w odniesieniu do wcześniej-
szego okresu proces toczył się
dalej, by doprowadzić do pra-
womocnego oddalenia żądania
wypłaty zaległości. W związku
z tym w 2006 r. Peter wniósł
skargę do FTK.
W 2009 r. FTK wydał wyrok
w innej, podobnej sprawie,
w którym uznał, że po doko-
naniu przez ustawodawcę wy-
żej wspomnianej nowelizacji
odmowa przyznania renty
rodzinnej osobie pozostającej
w związku partnerskim będzie
oznaczać naruszenie konstytu-
cyjnej zasady niedyskrymina-
cji. W 2010 r. FTK oddalił skar-
gę Petera, uznając, że z uwagi
na dokonaną nowelizację nie
istnieje już problem konsty-
tucyjny, z którym zwrócił się
meżczyzna.
W międzyczasie w Niem-
czech wprowadzono insty-
tucję skargi na przewlekłość
postępowania, z której Peter
skorzystał. Z kolei sam FTK
stwierdził, że jego działalność
nie sprowadza się wyłącznie
do oceny zarzutów narusze-
nia praw indywidualnych, ale
ma wymiar ogólnosystemowy.
Możliwości procedowania są
w związku z tym sposób na-
turalny ograniczone.
Ocenę zarzutów skarżą-
cego ETPC poprzedził odwo-
łaniem się do swojego do-
tychczasowego orzecznictwa
(wyrok w sprawie Frydlender
przeciwko Francji, skarga nr
30979/96), zgodnie z którym
długość postępowania po-
winna być oceniana w świe-
tle następujących kryteriów:
stopnia złożoności i zawiłości
sprawy, postępowania skar-
żącego i właściwych organów
państwa oraz wagi rozstrzy-
gnięcia sprawy dla sytuacji
skarżącego.
Analizując przez pryzmat
tych kryteriów sprawę, ETPC
stwierdził, że kwestia dys-
kryminacji jednopłciowych
związków partnerskich w za-
kresie uprawnień emerytal-
nych była złożona i jako taka
wymagała zachowania naj-
wyższej staranności. Przez to
i z uwagi na ekonomikę po-
stępowania FTK wybrał jed-
ną – pilotażową sprawę – co
do której orzekł w 2009 r., to
zaś spowodowało, że sprawa
Petera została rozpatrzona
później. Ze względu na spe-
cyfikę sądu konstytucyjnego,
którego orzeczenia oddziały-
wują na cały system prawa, ta-
kie działanie ETPC ocenił jako
uzasadnione. Oceniając pozo-
stałe kryteria, ETPC zauważył,
że postępowanie skarżącego
nie przyczyniło się do długo-
ści postępowania sądowego.
Z drugiej strony waga roz-
strzygnięcia dla jego sytuacji
majątkowej nie była znaczna,
gdyż postępowanie dotyczyło
tylko wypłaty zaległości.
Mając to na uwadze try-
bunał w Strasburgu uznał, że
nie doszło do naruszenia art. 6
konwencji. Sędziowie nie
stwierdzili także naruszenia
prawa do skutecznego środka
odwoławczego (art. 13) z uwagi
na fakt, iż istniała możliwość
zakwestionowania długo-
ści postępowania przed FTK,
z której skarżący skorzystał.
Adam Ploszka
prawnik Helsiń-
skiej Fundacji Praw
Człowieka, dokto-
rant w Zakładzie
Praw Człowieka
WPiA UW
PRENUMERATA:
Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (wrzesień 2014 r.): 105,60 zł: – wrzesień–grudzień 2014 r.: 365,00 zł: Wersja Premium – miesięczna
(wrzesień 2014 r.): 123,20 zł – wrzesień–grudzień 2014 r.: 432,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8% VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
C4
Prawo karne
opinie
Świat się skompliko
W
prof. Lech Gardocki
pierwszy prezes Sądu Najwyższego
w latach 1998–2010
Wciąż wzdychamy,
wspominając
wysoką jakość
kodeksu
Makarewicza. Ale
rzeczywistość się
skomplikowała
i powrót do
aktu sprzed
osiemdziesięciu
lat, nawet najlepiej
napisanego, jest
niemożliwy
prowadzonych
w naszym kra-
ju dyskusjach
i rozważaniach
na temat two-
rzenia przepi-
sów karnych,
często spotkać się można z wyrazami
podziwu dla pierwszego polskiego ko-
deksu karnego z 1932 r., zwanego też
potocznie od nazwiska jego głównego
twórcy kodeksem Makarewicza. Akt ten
chwalony był za swoją jasność, zwięzłość
i syntetyczność sformułowań zarów-
no przepisów części ogólnej, jak i czę-
ści szczególnej. Te jego zalety widoczne
były zwłaszcza gdy zestawiano go z jego
poprzednikami, tj. kodeksami karnymi
obowiązującymi jeszcze długo po od-
zyskaniu niepodległości w poszczegól-
nych regionach II Rzeczpospolitej na
ziemiach byłego zaboru austriackiego,
pruskiego i rosyjskiego.
Zastanawiając się nad odpowiedzią
na pytanie, czemu kodeks ten zawdzię-
czał swój znakomity poziom, na pew-
no warto zajrzeć do protokołów obrad
Komisji Kodyfikacyjnej (Sekcji Pra-
wa Karnego) z lat 20. ubiegłego wie-
ku. Zwraca tam uwagę bardzo wysoki
poziom dyskusji nad poszczególnymi
zagadnieniami, solidne uzasadnianie
przedstawianych propozycji, zwłaszcza
przez prezentowanie zestawień praw-
noporównawczych.
Wykorzystywanie informacji o ure-
gulowaniach poszczególnych instytucji
prawnokarnych w ustawodawstwach
innych państw było, nawiasem mówiąc,
czymś zupełnie naturalnym w ramach
prac gremium opracowującego projekt
jednolitego kodeksu karnego dla kraju,
w którym przejściowo obowiązywało
tych kodeksów kilka. Metoda prawno-
porównawcza narzucała się więc sama
ze względu na zastaną sytuację prawną.
Ale członkowie komisji nie ograniczali
się do jej stosowania w tak wąskim za-
kresie, lecz sięgali do danych o uregu-
lowaniach prawnokarnych obowiązu-
jących w innych państwach, zwłaszcza
europejskich.
Od strony formalnej kodeks kar-
ny z 1932 r. nie był ustawą, lecz roz-
porządzeniem prezydenta RP z mocą
ustawy. Nie przeszedł więc przez całą,
przewidzianą dla ustaw, procedurę par-
lamentarną. Nie pracowano nad jego
projektem w komisjach sejmowych ani
senackich, nie zgłaszano poprawek. Nie
głosowano też nad nim, oczywiście, na
posiedzeniach plenarnych izb polskiego
parlamentu. I nie zaszkodziło to jego
jakości.
A przecież w teorii prawa karne-
go podkreśla się, że powinno być ono
tworzone w formie ustaw, w sposób
maksymalnie jawny, co umożliwia spo-
łeczną kontrolę nad samym procesem.
Przede wszystkim zaś umożliwia wpływ
szerszego grona osób, pochodzących
z demokratycznych wyborów, na koń-
cowy rezultat. Czyżby więc te zasady
i postulaty dotyczące legislacji w za-
kresie prawa karnego były nietrafne?
Może rację mają ci, którzy pół żartem,
pół serio twierdzą, że cały ciężar przy-
gotowania dobrego kodeksu karnego
spoczywa najpierw na komisji kody-
fikacyjnej, a następnie na ministrze
sprawiedliwości, który musi czuwać
nad tym, by posłowie i senatorowie
tego projektu w trakcie prac legisla-
cyjnych nie popsuli.
Osobiście sądzę, że jednak tak nie
jest. To, że mimo mniej demokratycz-
nego trybu powstania i wprowadzenia
w życie kodeks karny z 1932 r. okazał
się wybitnym dziełem legislacyjnym,
nie znaczy przecież, że to właśnie taki
tryb zapewniłby za każdym razem po-
dobny sukces.
Kodeks karny z 1932 r. zyskał potoczne miano od nazwiska głównego twórcy, prof. Juliusza Makarewicza
Powiedziałbym, że mieliśmy w tym
przypadku trochę szczęścia. Przecież
gdyby Sekcja Prawa Karnego Komisji
Kodyfikacyjnej nie składała się z ludzi
wybitnych w swojej dziedzinie, może
jednak przygotowany przez nią projekt
zyskałby na przepuszczeniu przez zwy-
kły parlamentarny mechanizm tworze-
nia prawa.
To zresztą w pewnym stopniu zależy
od tego, o jakiej części kodeksu karnego
mówimy. Są w każdym kodeksie uregu-
lowania dotyczące przede wszystkim
zasad odpowiedzialności karnej (np. de-
finicji zamiaru albo karalności form sta-
dialnych), które powinny być zaprojek-
Może rację mają ci, którzy pół żartem,
pół serio twierdzą, że cały ciężar
przygotowania dobrego kodeksu karnego
spoczywa najpierw na komisji kodyfikacyjnej,
a następnie na ministrze sprawiedliwości,
który musi czuwać nad tym, by posłowie
i senatorowie projektu nie popsuli
towane przez ekspertów. I chociaż mogą
być zmieniane w drodze zgłaszanych
w Sejmie lub w Senacie poprawek, to
jednak jest to dosyć ryzykowne.
Inaczej jest w odniesieniu do tych
zagadnień, przy których sam pomysł
zmiany przepisu karnego, np. zaostrze-
nie lub złagodzenie zagrożenia karą
czy wprowadzenie nowego typu prze-
stępstwa, nie wymaga specjalnej wie-
dzy z zakresu prawa karnego (chociaż
powinna mu towarzyszyć dokonana
szczególnie starannie analiza). Dlate-
go tworzenie specjalnych podkomisji
i komisji sejmowych zajmujących się
zmianami w kodyfikacjach z pewnością
jest trafnym podkreśleniem znaczenia
takich działań.
Ale wróćmy do kodeksu karnego
z 1932 r. Gdy w latach 90. ubiegłego
wieku prowadzono prace nad obecnie
obowiązującym kodeksem karnym, usły-
szałem w rozmowie z jednym z kole-
gów profesorów prawa karnego propo-
zycję: „A może po prostu przywróćmy
moc obowiązującą przedwojennego
kodeksu karnego, skoro go tak zawsze
chwalimy?”. Ten pomysł nie był nigdy
zgłoszony publicznie i nie wywołał żad-
nej dyskusji. Mój rozmówca też chyba
FOT. NARODOWe ARChIWuM CyFROWe
Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com
prawnik
19–21 września 2014 nr 182 (3823)
gazetaprawna.pl
ował
nie upierałby się, że to propozycja prze-
myślana. Po prostu świat się przez te
sześćdziesiąt lat bardzo zmienił. I, jak
mówili już starożytni filozofowie, nie
można wstąpić po raz drugi do tej sa-
mej rzeki.
Widać to od razu, gdy zajrzymy do
tekstu kodeksu Makarewicza i zauwa-
żymy, że np. nie ma w nim przepisu
o przestępstwie spowodowania wypad-
ku komunikacyjnego. A w aktualnym
kodeksie karnym mamy cały obszerny
rozdział zatytułowany „Przestępstwa
przeciwko bezpieczeństwu w komu-
nikacji”. Przedwojenny kodeks nie za-
wierał też żadnych przepisów o prze-
stępstwach przeciwko środowisku,
zajmujących tak wiele miejsca w ak-
tualnie obowiązującym akcie. Profesor
Makarewicz i jego koledzy nie uważa-
li, że bezpieczeństwo w komunikacji,
zwłaszcza drogowej, wymaga zamiesz-
czenia w kodeksie karnym wielu pre-
cyzyjnie sformułowanych przepisów
nastawionych na jego ochronę. Poję-
cia „ochrona środowiska naturalnego”
w ogóle nie znali, i nie widzieli takie-
go problemu, zapewne dlatego, że go
jeszcze nie było.
Te przykłady są łatwe, rzucające się
w oczy, i mogły być użyte jako argu-
menty przeciwko prostemu przeję-
ciu starego kodeksu już dwadzieścia
lat temu. Ale można się zastanawiać
nad tym zagadnieniem z perspektywy
aktualnego stanu prawnego w prawie
karnym. Czytając obowiązujący tekst
kodeksu karnego z 1997 r., nietrudno
zauważyć, że zakres czynów karalnych
jest dziś znacznie większy niż w 1932 r.
i niż w 1998 r., kiedy to przywołane re-
gulacje weszły w życie. To rozszerzenie
szczególnie rzuca się w oczy w dziedzi-
nie seksualnej i w sferze wolności. Jeśli
spojrzymy na przepisy dotyczące zja-
wiska pedofilii w szerokim znaczeniu
tego pojęcia, zobaczymy, że obejmują
one grupę czynów , których prawnicy
układający kodeks karny z 1932 r. na-
wet nie próbowali kryminalizować. Po-
równajmy przepisy tego kodeksu w tej
sferze z przepisami obecnie obowiązu-
jącymi. Różnica jest uderzająca.
Można zapytać, czy inna była rzeczy-
wistość, pedofilia nie była zjawiskiem
tak groźnym jak teraz, czy też po prostu
ani profesor Juliusz Makarewicz, sena-
tor Rzeczpospolitej Polskiej z ramienia
Chrześcijańskiej Demokracji, ani profe-
sor Emil Stanisław Rappaport ( którego
stosunku do spraw religii nie znam, ale
raczej obstawiałbym, że nie był chade-
kiem) tak wysokiego stopnia niebez-
pieczeństwa tego zjawiska po prostu
nie zauważyli.
Myślę, że znaczenie miały obydwa te
czynniki. Chyba jesteśmy dziś bardziej
uwrażliwieni na ewentualną krzywdę
dzieci, a z drugiej strony w erze inter-
netu możliwości wyrządzenia dziecku
szkody w sferze seksualnej są niepo-
miernie większe. W porównaniu z ko-
deksem karnym z 1932 r. szersze za-
kresowo i bardziej skomplikowane są
także aktualne przepisy karne chro-
niące wolność jednostki, np. art. 190a
kodeksu karnego o uporczywym nęka-
niu. Oczywiście uporczywie nękać inną
osobę można było również w latach 30.
ubiegłego wieku. Ale współczesne moż-
liwości techniczne, związane z istnie-
niem internetu i telefonii komórkowej,
ułatwiają takie nękanie w stopniu daw-
niej niewyobrażalnym. To samo można
powiedzieć o przestępstwie z art. 191a
k.k. (utrwalanie lub rozpowszechnianie
wizerunku nagiej osoby bez jej zgody).
Rzeczywistość jest po prostu bardziej
skomplikowana i powrót do kodeksu
karnego sprzed osiemdziesięciu lat,
nawet najlepiej napisanego, jest nie-
możliwy.
widziane
z dystansu
Jak przedstawiciele zawodów zaufania
publicznego borykają się z nieufnością
Maciej Bobrowicz
radca prawny, mediator
gospodarczy i sądowy,
prezes KRRP w latach
2007–2013
N
iespełna jedna czwarta
Polaków (23 proc.) wychodzi
z założenia, że większości
ludzi można ufać, blisko trzy
czwarte zaś (74 proc.) uważa, że należy
zachować ostrożność w stosunkach
z innymi. ,,Czytałem, znam ten raport
CBOS” – ktoś powie. Być może. Ale czy
ten ktoś zastanawiał się, co to oznacza?
Po pierwsze, przepełnione nieufno-
ścią stosunki gospodarcze między
przedsiębiorcami wpływają na koszty
transakcji. Trzeba przecież dokładnie
,sprawdzić każdego przyszłego
kontrahenta, poprosić o bardziej
czasochłonne niż zwykle doradztwo
prawników. Mija czas, uciekają
pieniądze. Wysokie koszty transakcji
pogarszają konkurencyjność polskiej
gospodarki.
Po drugie, zjawisko nieufności
przenosi się na wymiar sprawiedliwo-
ści. Prawie połowa Polaków nie ma
zaufania do polskiego wymiaru
sprawiedliwości (też za CBOS). Jeśli nie
ufamy sądom, to (pomijając przyczyny
tego stanu rzeczy), sytuacja jest
tragiczna. Oznacza, że wątpimy w to,
iż państwo stanie w naszej obronie,
jeśli zostaniemy skrzywdzeni.
Nie wierzymy, że uzyskamy w sądzie
sprawiedliwy wyrok. Tracimy poczucie
bezpieczeństwa.
Po trzecie, jeśli nie wierzymy sądom
i nie wierzymy ,,w sprawiedliwość”,
to rola nas, radców prawnych i adwo-
katów, staje się niezwykle trudna.
Bierzemy bowiem udział w wymierza-
niu sprawiedliwości, w którą nie
wierzy co drugi nasz klient.
Po czwarte, w sytuacji tak opisanego
braku zaufania niezwykle trudnym
wyzwaniem staje się (przy dotychcza-
sowym marnym wsparciu ze strony
państwa) budowanie autorytetu
mediatora. Mediator pozbawiony
zaufania stron nie istnieje.
Po piąte, funkcjonowanie w pań-
stwie, w którym podstawą relacji
państwo – obywatel jest nieufność,
oznacza (napiszę to delikatnie) brak
komfortu. Urzędnicza nieufność,
najtrudniejsza do zlikwidowania, jest
powszechna w naszych instytucjach.
Petent to wróg, matacz i na pewno
myśli tylko o tym, jak tu naruszyć
prawo.
A co z tego wynika dla prawników?
Skoro zaufanie nie jest podstawą
relacji międzyludzkich, musi mieć to
wpływ i na naszą praktykę zawodową.
Klienci, zarówno ci będący przedsię-
biorcami, jak i ci, którzy są konsu-
mentami, będą się zachowywać
typowo – tak samo jak w życiu
prywatnym, i zastosują zasadę ,,nie
wierz nikomu”. To oznacza, że my,
prawnicy, nie mamy wyjścia
i musimy to zaufanie zdobywać.
Dziś głów nikt
prawnikom nie
ścina, ale cena,
jaką płacimy za
nierychliwość
sądów, jest
wysoka. To na nas
koncentruje się
złość klientów
My, czyli przedstawiciele tzw. zawo-
dów zaufania publicznego. Czyż to
nie paradoks?
Kolejną konsekwencją dla prawni-
ków niskiej oceny uzyskiwanej przez
polski wymiar sprawiedliwości
w badaniach opinii publicznej jest
,,syndrom posłańca złych wiadomo-
ści”. Kiedyś takiemu posłańcowi
przynoszącemu złą nowinę po prostu
ścinano głowę. Dziś głów nikt
prawnikom nie ścina (na szczęście),
ale cena, jaką płacimy za nierychli-
wość sądów, jest wysoka. To na nas
koncentruje się agresja i niezadowo-
lenie klientów z tytułu przedłużające-
go się w nieskończoność procesu.
I to my jesteśmy kozłem ofiarnym
w przypadku wydania niekorzystnego
wyroku. I to my zbieramy cięgi za to,
że przepis jest niejasny. Ma to
niewątpliwy wpływ na wizerunek
zawodów prawniczych.
I ostatni aspekt problemu. Podstawą
sprawnego działania każdego państwa
i każdej organizacji jest zaufanie. Żadna
organizacja nie będzie skuteczna, jeśli
członkowie nie będą mieli zaufania do
swoich przywódców i do siebie nawza-
jem. Organizacje o wewnętrznym
niskim poziomie zaufania skazane są na
wegetację. Nie mogą się rozwijać. Każde
działanie oznacza ryzyko, a wyzwania
wykraczające ponad przeciętność mają
to ryzyko wręcz wbudowane. Jak więc
zachowywać się będzie lider, który nie
cieszy się zaufaniem? Będzie unikał
ryzyka. Dla organizacji oznacza to
jedynie wegetację.
Mam wrażenie, że budowa społe-
czeństwa obywatelskiego nie wyszła
nawet poza fazę budowy fundamen-
tów. Czy jest to przedmiot zaintereso-
wania polityków? Chyba jedynie na
poziomie werbalnym, i to wyjątkowo
okazjonalnie.
kronika
bubli prawnych
Gdybym mógł zmienić jeden przepis...
dr Wojciech
Federczyk
adiunkt w Katedrze Nauki
Administracji i Ochrony
Środowiska WPiA UKSW
B
yłby to art. 156 kodeksu
postępowania administracyj-
nego, który dotyczy postępo-
wań nadzwyczajnych,
a dokładnie wprowadza możliwość
stwierdzenia nieważności decyzji.
Zgodnie z powyższym przepisem
w określonych w ustawie przypadkach
i pod określonymi warunkami
możliwe jest stwierdzenie nieważno-
ści decyzji administracyjnej bez
ograniczenia czasowego, czyli nawet
po kilkunastu kilku czy kilkudziesie-
ciu latach. Tak szerokie ukształtowa-
nie możliwości wyeliminowania
decyzji administracyjnej z obrotu
prawnego jest niekorzystne, ponieważ
w znacznym stopniu ogranicza
pewność prawa.
Jako przykład można podać sytuację,
w której sąsiad będący stroną danego
postępowania po wielu latach dopro-
wadzi do stwierdzenia nieważności
decyzji o pozwoleniu na budowę,
w efekcie czego zbudowany przed laty
legalnie dom stanie się samowolą
budowlaną. Ponadto możliwość
nieograniczonego w czasie żądania
stwierdzenia nieważności decyzji
stanowi obciążenie dla administracji,
ponieważ odmowa stwierdzenia
nieważności decyzji powinna być
poprzedzona postępowaniem wyjaś-
niającym, co w przypadkach decyzji
wydanych przed wielu laty jest nie
tylko trudne, ale przede wszystkim
czasochłonne.
Procedura stwierdzenia nieważności
decyzji została wprowadzona do
polskiego systemu prawnego w 1980 r.,
kiedy to nie mieliśmy do czynienia
z pełną kontrolą sądowoadministra-
cyjną decyzji administracyjnych, z jaką
mamy do czynienia obecnie.
Tak szerokie
jak obecnie
ukształtowanie
możliwości
wyeliminowania
decyzji
administracyjnej
z obrotu prawnego
jest niekorzystne
Wydaje się, że obecnie kontrola
rozstrzygnięć wydawanych przez
administrację została zapewniona
w szerokim zakresie, który pozwala
na ocenę prawidłowości rozstrzygnię-
cia. Dziś istnieje możliwość nie tylko
złożenia odwołania od decyzji, lecz
również skargi do sądu administracyj-
nego, a następnie skargi kasacyjnej.
Z tego powodu korzystne byłoby
wprowadzenie ograniczenia czasowe-
go, w którym możliwe byłoby stwier-
dzenie nieważności decyzji
administracyjnej w odniesieniu do
każdej przesłanki wadliwości decyzji.
Wprowadzenie takiego rozwiązania
doprowadziłoby do zwiększenia
pewności prawa.
Z drugiej strony ograniczenie
dopuszczalności stwierdzania
nieważności decyzji powinno wiązać
się w większym stopniu z odpowie-
dzialnością organu, który taką decyzję
wydał. Oczywiście inaczej należy
oceniać możliwość stwierdzenia
nieważności decyzji wydanych przed
rokiem 1989, kiedy to kontrola sądowa
rozstrzygnięć administracji nie była
w pełni zapewniona, a same możliwo-
ści odwoływania czy kwestionowania
decyzji były często iluzoryczne. Dla
takich sytuacji uzasadnione jest
stworzenie rozwiązań szczególnych.
Oprac. PB
Zgłoś jeśli naruszono regulamin