Odcinek 72 – Lizzy kontra wieczór cyrkowy.odt

(26 KB) Pobierz

Odcinek 72 – Lizzy kontra wieczór cyrkowy

Poczułam coś mokrego i śliskiego na policzku. Byłam pewna, ze to właśnie to mnie obudziło. Podniosłam głowę i leniwie otworzyłam oczy. Zdałam sobie sprawę, że patrzę prosto w ślepia wielkiego tygrysa.

-Antonio? - wymamrotałam, siadając i odrzucając koc. - Kto z tobą przyszedł?

Bez słowa zaczął mnie prowadzić na dół. Zbiegłam za nim i weszłam do części kuchennej. Pierwsze, co tam zobaczyłam to Atsue i Sarę siedzących naprzeciwko siebie i pijących kawę z papierowych kubków.

-Już przyjechaliście? - zapytałam, zamiast powitania. - Myślałam, ze będziecie dopiero wieczorem.

-Bo tak miało być. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Ale zanim co, musimy Ci przypomnieć jak to się robi. A teraz chodź tu! Muszę Cię uściskać!

I wyciągnęła do mnie obie ręce, gotowa do uścisku. Bez wahania opadłam w jej obcięcia. Mimo, że Atsue była szpiegiem, nikogo nie okłamywała. Pewnie dlatego, że nie ma okazji. Jest tylko analityczką i trochę akrobatką. Jedna z niewielu obcokrajowców, którą uczył mój tata. Wszystkich uczniów miał chyba dziesięciu.

Kiedy się puściłyśmy, usiadłam na jednym z taboretów, a Antonio niemal natychmiast oparł mi łeb na moich kolanach. Położyłam dłoń na jego sierści, delikatnie czochrając jego miękkie włoski.

-Tęsknił za Tobą. - zauważyła Atsue, kiedy Sarah sprzątnęła puste kubki. - I musimy Ci uszyć nowy kostium. Jeszcze tego popołudnia będzie gotowy. O dziesiątej masz być w bazie. Musimy wybrać model i zdjąć miarę.

-A ten mój się nie nada? - zapytałam ze zdziwieniem, podając Antoniemu jeden z bez cukrowych landrynków miętowych, które ten uwielbiał.

-Może nawet by się nadał, ale Cole zmienił koncepcję. Nazywamy się „Multinational Circus”, co nie? - zauważyła. - Beker wymyślił, żebyśmy wszyscy mieli stroje na wzór swojej flagi.

I wywróciła oczami. Pokręciłam głową i spojrzałam na szczyt schodów, gdzie stał Julie, patrząc na Antoniego szeroko otwartymi oczami.

-Co to ma być? - niemal wrzasnął, a sam tygrys wtulił pysk w moje ramię. - Kto tu wpuścił dzikie zwierze? Jak...

-To jest Antonio. - odpowiedziałam spokojnie.

-I nie jest taki do końca dziki. - zauważyła Atsue. - Urodził się w klatce, ale potem nawiał z Zoo w Londynie. Nie mogliśmy go tam odesłać. Dlatego MI6 przygarnęło go do siebie. Po pewnym czasie stał się tak oswojony, że słuchał każdego z nas. I bardzo lubił się bawić. Potem doradca królowej wpadł na pomysł dołączenia go do rządowego cyrku i tak już zostało. Najważniejsze, że Antonio jest szczęśliwy, prawda?

~***~

Po jedenastej wyszłam z bazy i weszłam do hali sklepowej, rozglądając się za Kendallem. Po chwili zauważyłam go przy półkami z filmami na DVD.

-Cześć, dzięki, że się zgodziłeś. - powiedziałam, podchodząc do niego i całując go na powitanie w policzek. - Nie byłam pewna, czy się zgodzisz przenieść miejsce spotkania.

-Ja tak. - objął mnie ramieniem. - Ale nie reszta. Wciąż czekają na nas w pizzeri. Poza tym... I tak chciałem Ci kupić prezent. Może jakiś film? Hmm?

-Przecież wiesz, że nie musisz. - powiedziałam, przechadzając się z nim alejką z DVD. - Poza tym nie lubię komedii romantycznych.

-Myślałem, że lubisz wątki miłosne. - zmarszczył brwi, kiedy odłożyłam płytę na półkę z serią o batmanie. - Przynajmniej tak mówiłaś przy drugiej części X-Mena.

-Tak, ale pod warunkiem, że to jest wątek poboczny. - pokiwałam głową, obejmując go za szyję. Zbliżyłam się do jego ust, żeby go pocałować.

-Lizzy! - usłyszałam głos Lestera za swoimi plecami, kiedy ledwo zamknęłam oczy.

-Czego?! - wrzasnęłam z wściekłością.

-A już nic... - machnął ręką i odwrócił się do biurka serwisantów.

-Jak ja tego nie cierpię. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Kendall nic nie odpowiedział. Poczułam, jak zachichotał i pocałował mnie w czubek głowy. Skrzyżowałam ręce na piersiach i Kendall wyprowadził mnie ze sklepu.

-Idziemy na obiad? - zapytałam, patrząc na niego z dołu. A przecież byłam od niego tylko kilka centymetrów niższa. Chyba potrzebuję butów na obcasach.

-Tak. - pokiwał głową z szerokim uśmiechem i poprowadził mnie na przystanek autobusowy. - Julie już jest na miejscu. Chris i Logan obiecali, że zastąpią Cię jak tylko potrafią.

Zaśmiałam się, zerkając na rozkład jazdy. Kendall przytulał mnie od tyłu niemal przez cały czas. Oparłam głowę o jego ramię.

-Para bezwstydnych smarkaczy! - podskoczyłam na dźwięk głosu jakiejś starszej pani. - Może nie w miejscach publicznych? Dzisiejsza młodzież...

Odsunęliśmy się od siebie, a ona przeszła dalej wciąż mamrocząc pod nosem.

Kiedy przyjechał nasz autobus, stanęliśmy przy końcu lewego rzędu. To było dla nas najlepsze miejsce. Z przodu wprost roiło się od starszych ludzi, a to nie było zbyt wygodne. Nie każda babcia to miła babcia.

Wyszliśmy i wpadliśmy do pizzeri w której siedziała nasza paczka. Z ledwością powstrzymałam parsknięcie śmiechem, kiedy zobaczyłam Jak Julie siedzi między Loganem, a Chrisem.

-Cześć, jak leci? - zapytałam, siadając obok Madison, naprzeciwko Din.

-Czuję się jak kretyn siedząc z twoimi szurniętymi przyjaciółmi. - wypalił Julie.

-Niestety, mam tylko takich. - westchnęłam, sięgając po dodatkowy talerz.

-Ej! - zawołała Madison z oburzeniem.

-Żart. - uśmiechnęłam się, krojąc sobie kawałek pizzy hawajskiej na jeszcze mniejsze kawałki.

-Lizzy tak się tego nie je. - zauważył James, kiedy z wyprostowanymi plecami brałam do buzi małe, po odkrajane kęsy do buzi.

-Tylko jak? - wzruszyłam ramionami. - Wcześniej też tak jadłam i nikomu to nie przeszkadzało.

-Tak, tylko Emma nadała Ci pseudonim „księżniczka”, bo jesz wzorowo przestrzegając etykiety. - odezwała się Madison, na co Din krótko się zaśmiała.

Zmarszczyłam brwi, opierając się na nadgarstku. Nie rozumiałam o co jej tak właściwie chodzi.

-Od kiedy przejmujesz się tym, co mówi o nas Emma? - zapytałam, krzyżując ramiona. - Sama mówiłaś, że to pusta pannica i nie warto zaprzątać sobie nią głowy.

-Właśnie. - Din i James powiedzieli to niemal jednocześnie.

-Poza tym, lepiej jeść jak księżniczka, niż jak świnia. - dodał Carlos. - Widzieliście kiedyś jak ona je? Bo ja nie. W Czterech Szpadach pije tylko kakao.

Logan popatrzył na Kendalla i Madison ze zdziwieniem.

-Właśnie! - zawołał z tryumfem Carlos, pochłaniając całe kawały pizzy. - Pewnie je tak obleśnie, że boi się tego pokazać. Wiecie, jak Shrek w pierwszej części.

-Dobra, zostawmy to. - Madison odłożyła na bok nóż i widelec. - Powiedz lepiej, czy masz jakieś plany na wieczór.

Przygryzłam wargę, kiedy się zorientowałam, że mówi do mnie. Oblizałam usta i założyłam sobie kosmyk włosów za ucho.

-Właściwie to mam. - oznajmiłam powoli. - Mówiłam Wam kilka dni temu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin