O_Pawel_Segneri_SI_Kazania_wielkopostne_Tom_II_Tarnow_1902 b1xr.pdf

(12629 KB) Pobierz
O- P a iu e ł S e g n e tn G . J .
K Z N W L OO N
A A IA IE K P ST E
PRZEŁOŻYŁ Z WŁOSKIEGO-
KS. DR. J A K Ó B G Ó R K A
PROFESOR SEMISARYUM BISKUPIEGO W TARNOWIE.
TOM II.
TARNÓW .
NAKŁADEM TŁÓMACZA - DRUKIEM J . PISZA W TARNOWIE.
W rękopisie: „Kazania wielkopostne* G. P aw ia S egneriego T.
tłum aczone z włoskiego na polski język przez Ks. Dr. J. Górkę, n ie
znajduje się nic przeciwnego nauce Kościoła katolickiego.
Ks. Jan Jaworski
,
Cenzor pism treści religijnej.
L. 4973.
Pozwalamy drukować. '
O RDY N ARY A T BISKU PI.
i
Tarnów 14. grudnia 1901.
(L S.)
f
Leon
BISKUP.
KAZANIE XXI.
TSa p ią te k po trzeciej niedzieli w ielkiego p o stu .
Zbawienie duszy zależy nieraz od drobnych na pozór rzeczj.
, Jezus tedy spracowany z drogi, sie­
dział tak nad studnią. Godzina była ja­
koby szósta. Przyszła niewiasta z Sama-
ryi czerpać wodę i Ł d.‘.
Jan IV. 6-7.
I.
Dwa przeciwne uczucia rodzą się w mem sercu, kied
rozważam historyę Samarytanki: silna nadzieja i pewna obawa.
Gdy bowiem zastanawiam się uważnie nad tern, jak mały wy­
padek rozstrzygnął o zbawieniu tej grzesznej niewiasty, budzi
się w duszy mojej ta mila otucha, że do zbawienia niewiele
potrzeba. Lecz niestety! Nagle ogarnia mnie bojażń na myśl,
że również mała rzecz o zgubę przyprawić mnie może. Prawda,
. że ta grzesznica dlatego stała się świętą, iż przypadkowo zna­
lazła się u studni, przy której Chrystus siedział znużony i oblany
potem. Bo oto Zbawiciel przemawia do niej, a ona zatrzymuje
się przez chwilę, aby nieco porozmawiać o zbawiennych rze­
czach. Gdyby jednak nie chciała była słuchać Jezusa, gdyby
była odparła: Teraz mam inne zatrudnienie, jestem spragniona,
zresztą pora zapóżna, bo już godzina jakoby szósta, muszę po­
wrócić do moich zajęć — prawdopodobnie juźby nie miała była
nigdy w życiu tak pięknej sposobności do zastanowienia się nad
sobą i upamiętania. Tą myślą przerażony pytam : Kto z was.
kochani Słuchacze, idzie chętnie za wewnętrznemi natchnienia­
mi, które pobudzają do dobrych uczynków i umartwienia,
kto z was słucha pilnie tego głosu Bożego, kto nie gardzi
nialemi cnotami? Wszak to nie jest rzecz obojętna. Nieraz bo­
wiem spełnienie zupełnie niepokażnego dobrego uczynku może
pociągnąć za sobą naszą szczęśliwość. A przeciwnie, gdy wzgar­
dzimy czasem małą rzeczą na drodze zbawienia, nie osiągniemy
raju. Ach, Ojcze, powiecie, jak to być może? Czy chcesz, aby od
drobnostki zależała szczęśliwość człowieka? Gdy w ten sposób
będziesz przemawiał, raczej nas przestraszysz, a nie pouczysz.
Czy was chcę przerazić ? Tak, przyznaję, że was chcę napełnić
bojaźnią, bo sam się lękam i trwożę.
„Przestraszony straszę
* '),
powtarzam za św. Augustynem. Nie chcę was przerażać prze-
sadnemi słowy, ale oczywistą prawdę wam przedstawię. Ona
całą moją istotę od stóp do głowy trwogą napełnia, a może
i was odwiedzie od grzechu i uczyni skłonniejszymi do popra­
wy. A cóż to za prawda ? Właśnie ta, która zdawała się wam.
tak dziwną, to jest, że niekiedy od małej rzeczy zależy wieczne
zbawienie człowieka. Tego zdania pragnę wam dowieść obecnie,
by nikt z was nie lekceważył sobie małych rzeczy i drobnych
na pozór natchnień Bożych, bo od nich zależy często wieczność
nasza szczęśliwa, albo nieszczęśliwa.
II.
A najpierw nie powinno wam się zdawać czemś na
zwyczajnem, że z małych początków mogą wyniknąć rzeczy
największe. O tern pouczają nas badacze przyrody w swoicb
spostrzeżeniach, mężowie stanu, oparci na doświadczeniu i mo­
raliści w swoich dziełach. Wystarczy tylko okiem rzucić na
świat, aby się o tern przekonać. Nie samo ziarno gorczyczne
posiada tę zaletę, iż wyrasta w Palestynie do wysokości. nie­
których drzew i prześciga łany zbóż. Gdyby umiały przemówić
i odkryć nam swój początek owe lasy, które dostarczają drzewa
na włócznie żołnierzom, okrętów oceanom, belek na budowle,
materyatu do maszyn, owe lasy, które są schroniskiem dzikich»
zwierząt, żywiołem ognia, czyż nie powiedziałyby nam, że pocho­
dzą z drobniutkich nasion, deptanych nogami, unoszonych przez
maleńkie ptaszki? Piorun wydobywa się z chmury, czyni wielki
łoskot, okazuje dziwną potęgę, druzgoce wieże, zabija zwierzęta,
pali lasy i domy, przestrasza ludzi. A jakże maleńki początek
ma ten potężny grom? A owe wielkie rzeki, które z dumą.
') Hom. SI. inler 50.
płyną po świecie,'rozgraniczają prowincye, które chcą z morzeni
puścić się w zawody, bo dźwigają na sobie uzbrojone okręty,
owe rzeki, których łono dostarcza bogatej zdobyczy rybakom,
które niekiedy po ulewach zatapiają trzody, niszczą zasiewy,
unoszą domy, wyludniają miasta, czyż nie z maleńkiego wyni­
kają źródła? Gdyby one mogły w majestatycznym biegu przy­
patrzeć się swoim źródłom, musiałyby się upokorzyć, gdyż zo­
baczyłyby, jak dzieci wieśniacze nurzają się w nich z weseleni,
a zmęczeni pielgrzymi przeskakują je z pewną pogardą. Tak
więc rzeczy największe bardzo często skromny miewają począ­
tek. Straszne pożary pochodzą z maleńkiej iskry; jeden zara­
źliwy oddech szerzy zabójczy mór; jeden wybuch podziemnych
gazów sprawia straszne trzęsienie ziemi. W świecie moralnym
również czasem mała przyczyna strąca ludzi z najwyższych urzę­
dów do ostatniej nędzy, a ze stanu nizkiego wznosi niekiedy do
najwyższych godności. Zwyczajna wieśniaczka Abigail została
żoną Dawida, a potem korona królewska ozdobiła jej skronie.
A stało się to dlatego, że okazała współczucie nad sługami
Dawida i dała im posiłek. Zwyczajna dziewczyna Rebeka zo­
stała małżonką Izaaka i tak weszła w rodowód obiecanego
Mesyasza
A czemu to mogła przypisać ? Usłużnej grzeczności,
którą okazała względem wysłańca Izaaka, podając mu wodę do
picia. Dlaczego przeciwnie Aman, ów sławny ulubieniec króla
Aswerusa, wypadł z łaski swego monarchy, postradał godności,
majątek, synów i umarł w końcu jako zbrodniarz na szubieni­
cy? Pochodziło to stąd, że się gniewał na Mardocheusza, gdy
mu ów biedny człowiek nie chciał się kłaniać*). To samo na­
leży powiedzieć o wojskowości, handlu, sztukach i naukach.
Bardzo nieznaczny na pozór wypadek uczynił Protagorasa lilo-
zofem, sławnym w Grecyi! Uważcie, jak się to stało. Protagoras,
nieznany chłopiec wiejski, niósł sobie pewnego dnia na plecach
wiązkę drzewa i spotkał przypadkowo na drodze słynnego filo­
zofa Demokryta, który widząc wiązkę drzewa bardzo starannie
ułożoną, zapytał dziecka, czy to ono samo uczyniło? Zagadnięty
chłopiec odpowiada, że tak. — Pokaż dowód — mówi Demokry t —
rozwiąż i ułóż napowrót drzewo tak samo! Posłuchał ocho­
czo Protagoras i z tą samą sztuką i zręcznością złożywszy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin