Arsenjew, Władimir K. - Dersu Uzała.pdf

(1025 KB) Pobierz
Władimir K. Arsenjew
Dersu Uzała
Tłumaczył: Andrzej Stawar
LIST MAKSYMA GORKIEGO
DO ARSENJEWA.
Szanowny Władimirze Kławdiewiczu, książkę Waszą przeczy-
tałem z wielką rozkoszą. Nie mówiąc o jej wartości naukowej,
rzecz oczywista niewątpliwej i dużej, jestem zachwycony i ocza-
rowany jej siłą plastyczną. Udało się Wam połączyć w sobie Breh-
ma i Fenimoora Coopera — a to proszę wierzyć nie marna po-
chwała. Gold narysowany znakomicie. Dla mnie to postać bar-
dziej żywa, niż myśliwiec „Tropiciel", bardziej „artystyczna".
Szczerze gratuluję.
Ma się rozumieć, będę bardzo rad otrzymać drugie wydanie
tej cudownej książki autora, lecz poza tym proszę powiedzieć wy-
dawnictwu, aby przysłano mi jeszcze dwa egzemplarze. To dla
znajomych, którzy wzięli ode mnie pierwsze wydanie i podobnie
jak ja zakochali się w tej książce.
Prawdopodobnie macie zdjęcia; książkę można by ilustrować.
Proszę pomyśleć co za wspaniała lektura dla młodzieży, która po-
winna znać swój kraj. Posyłam Wam własną książkę. Pozdrowie-
nia.
A. PIESZKOW
1
1 A. Pieszkow — nazwisko Maksyma Gorkiego
Rozdział 1. – Odjazd.
Od stycznia do kwietnia zajęty byłem sporządzaniem rapor-
tów z poprzedniej ekspedycji i dopiero w połowie maja mogłem
zacząć się wybierać w nową podróż. To wybieranie się ma za-
wsze sporo uroku. Ogólny plan wyprawy był dawno już zdecy-
dowany, pozostawało wypracować jedynie szczegóły.
Należało obecnie zbadać centralną część Sichote-Aliń między
45° a 47° szerokości północnej, wybrzeże morskie od tego
punktu, gdzie zakończyliśmy pracę w ubiegłym roku, to znaczy
od zatoki Ternej na północ, o He starczy czasu, a następnie
marsz wzdłuż Bikinu do rzeki Ussuri.
Organizacja wyprawy 1907 r.
2
była w ogólnych zarysach taka
sama, jak w 1906, zmiany poczyniono tylko w niektórych punk-
tach na podstawie doświadczeń ubiegłego roku. Konie w tym
roku zastąpiono mułami. Odznaczając się bardziej pewnym kro-
kiem dobrze chodzą w górach i są mniej wymagające od koni,
gdy idzie o pożywienie, lecz za to grzęzną w bagnach. Mieliśmy
te same psy: Leszyj i Alpa.
Wypadło poczynić pewne zmiany, jeżeli idzie o rynsztunek
koński. Doświadczenie wykazało, że pęta są rzeczą. mało przy-
datną. Zaczepiają o pnie, krzewy i mocno krępują ruchy koni,
niekiedy zupełnie przywiązując je do miejsca. Konie często rwą
je i gubią, zwłaszcza podczas wilgotnej i dżdżystej pogody. Za-
2 W wyprawie 1907 r. brali udział: botanik N. Desulawi, student Bordakow, technicy A. i
G. Mierzlakowowie i dziesięciu strzelców syberyjskich: W. Zacharow, S. Sabitow, U. Turty-
gin, I. Fokin, W. Łogajda, D. Djakow, S. Kazimirczuk, Arinin, Zagórski, Kalinowski.
miast pęt kupiliśmy linki do przywiązywania, podwójną ilość
uzdek oraz dzwoneczki.
Wypadło też coś niecoś zmienić w dziale gospodarczym, np.
zrezygnowaliśmy całkowicie z miedzianych czajników. Są cięż-
kie, wymagają stałego czyszczenia i często odpadają im dzióbki.
Bez porównania lepsze są zwykłe aluminiowe kociołki różnych
rozmiarów. Są proste, tanie, lekkie, a przy przenoszeniu można
je kłaść jeden w drugi. Zabraliśmy ze sobą mały więcierz dla po-
łowu ryb.
Najważniejsza rzecz w marszu — to ochrona zapałek przed
wilgocią. Coraz zdarza się zmoknąć aż do nitki. W takim wypad-
ku nie pomaga żaden pokrowiec z gumy albo skóry. Podczas
dżdżystej pogody zapałki nie zapalają, się nawet wówczas, gdy
nie zamokły. Najlepszy środek — to umieścić je w drewnianym
pudełku z dobrze dopasowanym wieczkiem. Drzewo od wilgoci
pęcznieje — wieczko jeszcze szczelniej przylega do brzegów
skrzyneczki. Taki nietykalny zapas zapałek przechowywałem w
swoim plecaku. Strzelcom kupiono gumowe kapciuchy do tyto-
niu. Poza tym na wszelki wypadek wzięliśmy ze sobą celluloid,
krzemień, krzesiwo, hubkę, zetlone szmaty. Instrumenty i
-przybory mieliśmy te same, co w roku ubiegłym. Przybyły jeno
narzędzia ciesielskie: świder o średnicy ośmiu milimetrów, he-
bel, dłuto i składana piła. Klisze fotograficzne, w celu uchronie-
nia ich przed wilgocią, były zalutowane w cynkowych pudeł-
kach, w każdym tuzin. Nie zapomniano również o podarunkach
dla tubylczych kobiet i dzieci w postaci paciorków, guzików, ko-
ralików, nici jedwabnych, igiełek, lusterek, scyzoryków, kolczy-
ków, pierścionków, breloków, łańcuszków, świecidełek itd. Naj-
cenniejszymi podarunkami dla mężczyzn były siekiery, piły,
berdanki kawaleryjskie i amunicja.
Na miesiąc przed wyruszeniem Mierzlakow został odkomen-
derowany do Władywostoku celem zakupienia mułów dla eks-
pedycji. Chodziło o nabycie zwierząt niepodkutych, z mocnymi
kopytami. Mierzlakowowi polecono wyprawić muły statkiem
do zatoki Rynda, gdzie miały pozostać pod nadzorem trzech
strzelców, sam zaś miał jechać dalej i urządzić bazę żywnościo-
wą na wybrzeżu morskim. Takich baz planowano pięć: w zatoce
Dżigit, Ternej, nad rzekami Takemą, Amagu i Kumuchu oraz
koło Przylądka Kuzniecowa. W kwietniu wszystko zostało
ukończone i Mierzlakow wyjechał do Władywostoku. Należało
jeszcze wykonać pewne wstępne prace, dlatego też pozostałem
w Chabarowsku jeszcze przez dwa tygodnie.
Wykorzystałem to opóźnienie i posłałem Zacharowa do Anu-
czyna, aby poszukał Dersu. Miał wrócić do kolei ussuryjskiej i
czekać na moje dyspozycje.
Od wsi Osinowki Zacharow pojechał końmi pocztowymi, za-
glądając do każdej fanzy i rozpytując spotkanych ludzi, czy kto
nie widział starego Golda
3
z rodu Uzała. Niedaleko uroczyska
Anuczyno w małej fanzie przy drodze zastał jakiegoś tubylca
myśliwca, który zawiązywał torbę i mówił sam do siebie.
Na pytanie, czy nie zna Dersu Uzała, myśliwiec odrzekł:
3 Goldowie — plemię przemieszkujące nad Amurem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin