Opowiadanie - W obronie Arwen - E. M. Thorhall.pdf

(593 KB) Pobierz
E. M. THORHALL
W OBRONIE ARWEN
z cyklu
ZBROJNI
Oficyna wydawnicza RW2010 Poznań 2015
Redakcja: Joanna Ślużyńska
Korekta: Robert Wieczorek
Redakcja techniczna: zespół RW2010
Copyright © E.M Thorhall 2015
Okładka © Mateo 2015
Utwór bezpłatny,
z prawem do kopiowania i powielania, w niezmienionej formie i treści,
bez zgody na czerpanie korzyści majątkowych z jego udostępniania.
Aby powstał ten utwór nie wycięto ani jednego drzewa
Dział handlowy:
marketing@rw2010.pl
Zapraszamy do naszego serwisu:
www.rw2010.pl
E. M. Thorhall
R W 2 0 1 0
W obronie Arwen
Złowróżebne pohukiwanie rozdarło noc w Arwen. Zdawało się, że wszystko, co
żyje, wstrzymało dech, pogrążając się w martwej ciszy. Ledwo przebrzmiał
ostatni ponury odgłos, gdy niewyraźna sylwetka zamajaczyła pośród mroku na
dachu jednej ze zrujnowanych kamienic otaczających placyk pomiędzy nimi.
Wyprostowała się, by w chwilę potem przypaść do podłoża, chowając się
w cieniu gałęzi rosnącego przy ścianie drzewa. Jego szeroka korona skutecznie
skryła tajemniczą postać przed przypadkowymi wścibskimi spojrzeniami
wrogów. A tych od kilkunastu dni było sporo.
Spadli
na
bezbronne
miasto
niespodziewanie,
niczym
wściekłe,
wygłodniałe bestie, pożerające wszystko, co napotkają na swej drodze. Większa
część przerażonych mieszkańców porzucała swój gromadzony latami dobytek
i uciekała w panice do pobliskich wiosek, chcąc ocalić życie. Odważniejsi,
uzbrojeni w to, co udało im się znaleźć w opuszczonych warsztatach
i domostwach, przyłączali się do obrońców miasta. Z niecierpliwością
oczekiwano na wsparcie najemników i rycerzy zebranych pod wodzą króla
Berona. Ci jednak się spóźniali. Nie przeszkodziło to Sir Erykowi i Sir
Victorowi stanąć na czele swych ludzi i poprowadzić ich do boju. Tkwili
w okolicy jaskiń i w częściowo splądrowanym Arwen od kilku dni, polując
z ukrycia na najeźdźców, wywołując swoimi nagłymi, podstępnymi atakami
zamieszanie w szeregach wroga. Dla obrońców było oczywiste, iż to dopiero
pierwsze z potyczek, które przyjdzie im stoczyć. Siły wroga, po trzykroć
liczniejsze niż ich własne, mogłyby wzbudzać strach w sercach zbrojnych.
Tymczasem budziły jedynie złość, chęć pokonania nieprzyjaciela i pragnienie
odbicia miasta.
Pohukiwanie ponownie rozdarło nocną ciszę. Liście drzewa zaszeleściły,
poruszone nagłym podmuchem wiatru, odsłaniając skuloną kobiecą postać.
3
E. M. Thorhall
R W 2 0 1 0
W obronie Arwen
Wstawszy, przemknęła zwinnie w stronę, gdzie zauważyła podejrzane
zamieszanie. Przykucnęła, chowając się za kominem, i dłuższą chwilę
nasłuchiwała. Szmer toczonej rozmowy był za cichy, aby mogła z tej odległości
rozróżnić poszczególne słowa. Rozległ się niski męski śmiech. Przypadła do
dachu i podczołgała się do jego krawędzi. Trzymana w dłoni niewielka kusza
z zatrutym
bełtem
stuknęła
cicho
o podłoże.
Kobieta
znieruchomiała,
nasłuchując uważnie. Ponure pohukiwanie rozległo się bliżej. Uniosła głowę
i wytężyła wzrok, wpatrując się w ciemność. Oczy dostrzegły zarys sylwetki
leżącej na dachu naprzeciw. Postać uniosła rękę w górę. Lekki uśmiech pojawił
się na ustach kuszniczki. Kolejne pohukiwanie, będące odpowiedzią, delikatnie
zadźwięczało w powietrzu, wtrącając się w coraz głośniejszą rozmowę. Ktoś
nadchodził. Niewielki plac, znajdujący się na tyłach sąsiadujących ze sobą
kamienic i prowadzący na rynek, był nader chętnie wykorzystywanym przez
mieszkańców skrótem. Widać tej nocy postanowili z niego skorzystać również
nieprzyjaciele. Na usta cisnęło się pytanie, kto jest tak nieostrożny, że wędruje
nocą po oblężonym mieście, do tego tocząc głośne dysputy? Głupiec bądź
szaleniec. W przejściu pomiędzy kamienicami zamajaczyły czyjeś sylwetki.
Nie zastanawiając się wiele, Lyanna przesunęła się na sam skraj dachu
i wymierzyła kuszę w idących. Leżący naprzeciw Victor uczynił to samo.
– Kwiczała niczym zarzynana świnia... – zadrwił jeden z nadchodzących
mężczyzn.
– Boś zapomniał jej... – Drugi umilkł nagle i podniósł głowę, spoglądając
uważnie na dachy kamienic. Klepnął ostrzegawczo towarzysza w ramię.
Błysnęło ostrze dobywanego miecza.
Powietrze przeszył świst lecącego bełtu. Upuszczony oręż upadł
z brzękiem na bruk, a jego właściciel osunął się z przestrzeloną szyją.
4
E. M. Thorhall
R W 2 0 1 0
W obronie Arwen
– Kto tu... – Kolejny bełt zdławił pytanie w zarodku.
Lyanna uśmiechnęła się promiennie do Victora, chociaż wiedziała, że tego
nie zauważy, i bezszelestnie zsunęła się z dachu, wprost na niewielki wyłom nad
warsztatem krawieckim. Przycupnęła na nim, rozglądając się czujnie wokół,
a gdy nie dostrzegła niebezpieczeństwa w postaci kolejnego patrolu, zeskoczyła
miękko na podwórze. Przywarła plecami do ściany, czekając na towarzysza.
Victor, widząc, że plac jest pusty, nie dbał już o zachowanie ciszy i szybko
zsunął się na ziemię. Oboje podbiegli do leżących ciał.
– Strażnicy Gerhona? – spytał, pochylając się nad trupami.
Lyanna przyklęknęła, odgarniając jednemu z nich włosy z karku. Ujrzeli
niewielki tatuaż w kształcie koła przeciętego błyskawicą.
– Vartheńczyk – odszepnęła. – Wszyscy wstępujący dobrowolnie na służbę
u króla noszą taki znak – wyjaśniła. – Im dłuższa błyskawica, tym wyższy status
wojownika. Ten tutaj to jakiś podrzędny najemnik. Zobacz. – Przesunęła palcem
po skórze zabitego. – Błyskawica nie sięga nawet połowy koła.
– Dużo o nich wiesz... – Victor spojrzał badawczo na Lyannę. – Czyżbyś
znała kogoś, u kogo błyskawica przecina całe koło? – Nie spuszczał z niej
natarczywego wzroku.
Wzruszyła ramionami. Odsunęła się nieco od ciała, zabierając zmarłemu
jego broń.
– Nie będzie mu potrzebna – mruknęła pod nosem. Wstała i umocowała
zdobyczny miecz do szerokiego pasa na biodrach.
– Nie odpowiedziałaś mi – nie dał się zbyć. Sprawnie przeszukał odzienie
wroga; znalezione sztylety szybko znalazły swoje nowe miejsce za pasem
mężczyzny, a mieszek z brzęczącą zawartością wylądował u stóp Lyanny.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin