40 opowiadań na pustyni - Bruno Ferrero.doc

(167 KB) Pobierz

40 opowiadań na pustyni

 

Aby skrócić drogę

 

W znanej angielskiej baśni powodzenie młodego Jacka zależało od tego, czy będzie on potrafił dokładnie wypełniać polecenia i­ prośby swego ojca. Jacek, szczery i naiwny, nigdy nie poradziłby sobie z tym zadaniem, gdyby nie pomoc jego żony. Oto fragment baśni:

„Wkrótce potem zapowiedział Jackowi, że mają razem wybudować pewnemu królowi najpiękniejszy zamek, jaki kiedykolwiek widziano. Wzniesieniem wspaniałej budo­wli król ten pragnął bowiem rozbudzić zazdrość innych władców.

Kiedy wyruszyli ku miejscu, gdzie miał stanąć ten cudowny zamek, ojciec, zwany Gobbornem Mądrym, powiedział do Jacka:

– Czy nie mógłbyś skrócić mi nieco tej wędrówki? Jacek spojrzał smutno przed siebie, widział bowiem, że mają do przebycia bardzo długą drogę. Po chwili rzekł:

– Ojcze, naprawdę nie wiem, w jaki sposób mógłbym ją skrócić.

– Synu, nie jesteś mi w niczym pomocny, więc najlepiej będzie, jeśli wrócisz do domu.

I biedny Jacek zawrócił. Na jego widok żona zawołała:

– Cóż się stało, że wracasz sam?

b

– Co z ciebie za głupiec – rzekła rezolutna żona, – skróciłbyś ojcu drogę, opowiadając mu jakąś historię! Teraz posłuchaj uważnie tego, co ci powiem, później dopędź ojca i powtórz to najpiękniej jak potrafisz.

Wysłuchanie tej historii sprawi mu przyjemność, a kiedy skończysz opowiadać, będziecie już na miejscu.

Jacek wysłuchał słów żony i dogonił Gobborna Mąd­rego, który uparcie milczał. Mimo to syn opowie­dział mu historię zasłyszaną od żony. Rzeczywiście, droga stała się krótsza, tak jak to przewidziała bystra kobieta.

 

Nasze życie często wydaje się nam trudną i długą drogą, na dodatek prowadzącą pod górę. Krótkie opowieści, zawarte w tej książeczce mają na celu ,,skrócenie tej drogi”. Autor nie ukrywa, że będzie szczę­śli­wy jeśli posłużą czemuś więcej.

 

„Sposób użycia”

 

Na książeczkę tę składają się małe opowieści oraz kilka refleksji. Jest to coś w rodzaju pigułek mądrości.

Nie należy połykać ich wszystkich za jednym zama­chem.

Wystarczy jedna pigułka dziennie.

Pozwólcie, by zadomowiła się w waszym umyśle.

Każda opowieść jest podobna do małej szkatułki: trzeba ją otworzyć, zanurzyć w niej dłoń i odkryć ziarno, strzeżone nieraz bardzo zazdrośnie – a potem pozwolić mu zakiełkować w duszy.

Po wysłuchaniu którejkolwiek z tych historii, nikt nie jest już taki jak przedtem.

 

Dzieci pająka

 

Kiedy tylko cała rodzina przybyła do swego letniego domu położonego w górach, mama czteroletniego Marka natychmiast wydała wojnę pająkom, które wszędzie rozsnuły swe pajęczyny.

– Nie zabijaj małych pajączków! – zawołał Marek.

– A nie widzisz, jakie są brzydkie? – odparła mama.

– Ale dla swoich mam są najpiękniejsze!

 

„Bóg jest tatusiem, który nas kocha jak mama” powie­działa pewna dziewczynka podczas lekcji religii.

Być może nie potrafisz znaleźć w sobie zbyt wielu zalet. Mimo to jesteś dla Boga najpiękniejszym stworzeniem Wszechświata.

 

 

 

 

Płacz pustyni

 

Przebywający w Północnej Afryce misjonarz był bar­dzo zaskoczony dziwnym zachowaniem pewnego Beduina, który od czasu do czasu kładł się na ziemi i przykładał ucho do pustynnego piasku.

Zdziwiony misjonarz zapytał:

– Co robisz?

Beduin podniósł się i odparł:

– Przyjacielu, posłuchaj płaczu pustyni. Ona płacze, ponieważ chciałaby być ogrodem.

 

Jak możesz chcieć,bym mówiła o Nim?

Nie potrafię wyrazić tego słowami.

 

Powinnam Nim żyći to wystarczy.

Chciałabym o Nim krzyczeć, chciałabym Go wszystkimpokazać.

A tu na ulicy, w metrzeobojętność, pogarda,okazywana mi złość,

chciałabym to zniszczyć na zawsze.

 

Jeśli to jest obliczem Boga,wolę być poganką.

A przecież wiem, że On istniejew świecie ludzi,żyjących zwyczajnym życiemi potrafiących

uśmiechem i spojrzeniem zapalić gwiazdę w sercu dziecka,staruszka.

 

Wszystkie te gwiazdy zagubione, rozproszone po świecie pewnego dnia ogarną wszechświat.

W ogniu miłości i radościrozbłyśnie wtedy oblicze Boga.

 

Ufam im,pragnę ich naśladować.

W nich wierzę.

 

A pustynia rozkwitnie.

 

Anna, lat 18

 

Niemądry żółw

 

Pewnego dnia w odległej dolinie zaczął padać deszcz i padał tak długo, że cała wieś została zalana. Jeszcze trochę i sponad ciągle przybierającej wody widać by było jedynie szczyty gór.

Nagle dał się słyszeć jakiś płacz. To płakał żółw: najpowolniejszy i najmniej rozsądny ze wszystkich żółwi na świecie.

– Dlaczego płaczesz? – zapytała przelatująca ponad nim gęś.

Tonę! – zaszlochał żółw. – Tobie to dobrze, potrafisz fruwać. Ale moje nogi są tak krótkie, że dotarcie do szczytu góry zajmie mi co najmniej miesiąc!

– A cóż to za ceregiele? – ucięła krótko gęś. – Zawo­łam moją siostrę i razem zaniesiemy cię na górę!

Gdy gęsi powróciły, woda sięgała już szyi żółwia. Zniżyły lot, trzymając w dziobach giętką gałązkę. Żółw uchwycił za nią i z głośnym szumem skrzydeł gęsi wzniosły się w powietrze.

Leciały tak ponad wodą w stronę gór, gdzie schroniła się już cała grupa żółwi.

Bowiem inne, mądrzejsze żółwie, kiedy tylko zauważy­ły, że poziom wody zaczyna wzrastać, natych­miast wyru­szyły w góry. Mimo to teraz były bardzo zadowolone, widząc dwa lecące ptaki, które uratowały najpowolniej­szego, głupiutkiego żółwia.

Zaczęły wznosić okrzyki radości i chórem zaśpiewały na cześć odważnych ptaków.

– Niech żyją! Hurra! Śpiewajmy razem dla bohaters­kich gęsi!

Znajdując się jeszcze w powietrzu, najpowolniejszy i najgłupszy żółw także zapragnął dołączyć do chóru swych braci.

Otworzył pyszczek, którym trzymał gałąź i zaśpiewał:

„Hip, hip, hurra... AAAACH!!!”.

 

Nie jest łatwo nauczyć się panować nad własnym języ­kiem i tym, co wypowiadają usta. Żółw przypłacił to życiem. Jezus w Ewangelii Mateusza mówi: ,,Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym” (Mt 15,18).

 

 

List miłosny

 

Pewna księżniczka dostała na urodziny od swego narzeczonego ciężką, choć niezbyt dużą paczkę, o dziw­nym okrągłym kształcie.

Zaciekawiona rozpakowała szybciutko i znalazła w środku... kulę armatnią. Rozczarowana, ze złością rzuciła ją na podłogę.

Wtedy pękła zewnętrzna czarna powłoka i ukazała się mniejsza kula w pięknym srebrzystym kolorze. Księżnicz­ka podbiegła i ujęła ją w dłonie. Obracając ją, przypad­kowo przycisnęła lekko w pewnym punkcie jej powierz­chnię. I oto- srebrna otoczka otworzyła się, odsłaniając wspaniałą złotą szkatułkę.

Teraz księżniczka łatwo otworzyła złote pudełeczko, w środku którego na miękkiej czarnej materii spoczywał cudowny pierścionek, połyskujący brylancikami tworzą­cymi dwa słowa: KOCHAM CIĘ.

 

Wielu ludzi myśli: Pismo święte to nie dla mnie. Jest zbyt trudne, nie potrafiłbym nic zrozumieć. Lecz jeśli ktoś zdobędzie się na wysiłek zdarcia pierwszej ,,warstwy” poprzez skupienie i modlitwę, za każdym razem odkryje nowe i zaskakujące wspaniałości. A przede wszystkim zostanie bezgranicznie zadziwiony jedno­znacznością biblij­nego boskiego posiania: BÓG CIĘ KOCHA.

 

Ćma i gwiazda

 

Któregoś pięknego dnia młoda i wrażliwa ćma zako­chała się w gwieździe. Powiedziała o tym swej mamie, a ta poradziła jej, że lepiej jest zakochać się w lampce z abażu­rem.

– Gwiazdy nie są po to, by się w nich kochać i fruwać wokół nich – wyjaśniła. – Do tego są lampy.

– W ten sposób przynajmniej do czegoś dojdziesz – dodał ojciec. Lecąc do gwiazd, nic w życiu nie osiągniesz.

Jednak ćma nie posłuchała ani matki, ani ojca. Co wieczór, po zapadnięciu zmroku, gdy zajaśniała jej uko­chana gwiazda, ćma leciała wysoko w górę i wracała do domu dopiero o świcie, zmęczona ogromnym i daremnym wysiłkiem.

Pewnego dnia ojciec powiedział jej tak:

– Już od wielu miesięcy ani razu nie przypaliłaś sobie skrzydeł i obawiam się, że nigdy to ci się nie uda. Wszyscy twoi bracia zrobili to już wiele razy, krążąc wytrwale wokół ulicznych latarni. Wszystkie twoje siostry opaliły sobie skrzydełka, fruwając naokoło domowych lamp. A ty, taka duża i silna ćma nie masz żadnego śladu na skrzydłach ani na plecach! Wstyd.

Ćma opuściła rodzinny dom, lecz w dalszym ciągu nie latała wokół ulicznych latarni czy domowych lamp: uparcie próbowała dotrzeć do gwiazdy odległej o miliony lat świetlnych. Bo ćma wierzyła, że jej gwiazda jest zawieszona wśród górnych gałęzi najwyższego wiązu.

Nieustanne próby dosięgnięcia obiektu swych uczuć sprawiały jej pewnego rodzaju przyjemność. W ten spo­sób ćma dożyła bardzo sędziwego wieku. Rodzice, bracia

i siostry umarli już dawno, spaleni za młodu w wysokiej temperaturze ulicznych latarni i domowych lamp. A ona żyła zdobywając wciąż na nowo podniebną przestrzeń.

 

Gwiazda nadziei jest znakiem rozpoznawczym. Każdego dnia powinieneś prosić o wiarę, by próbować osiągnąć to, co wydaje się niemożliwe. Kto pragnie działać wraz z Chrys­tusem, a przez to – zmieniać świat – nie będzie chciał przystosować się do obowiązujących w świecie praw, jeżeli nie są one zgodne z przyka­zaniami Bożymi. Będzie niepo­korny, podczas gdy inni będą posłuszni; podporządkuje się rozkazom, kiedy inni będą uznawali je za głupie czy nieistotne. Świat wyda się mu więzieniem, kiedy inni będą rozprawiać o wolności. Będzie żył szczęśliwy zgodnie ze swą wiarą, podczas gdy pozostali będą zrozpaczeni, uważając się za więźniów. Czynić rzeczy niemożliwe – to rzeczywis­tość tych, którzy znają głos swego Pana.

Jeśli na niebie twego życia świeci jakaś gwiazda, nie trać czasu na przypalanie sobie skrzydeł o byle jakie małe lampy.

 

 

 

 

Krąg radości

 

Któregoś ranka, a było to nie tak dawno temu, pewien rolnik stanął przed klasztorną bramą i energicznie za­stukał. Kiedy brat furtian otworzył ciężkie dębowe drzwi, chłop z uśmiechem pokazał mu kiść dorodnych wino­gron.

– Bracie furtianie, czy wiesz, komu chcę podarować tę kiść winogron, najpiękniejszą z całej mojej winnicy? – zapytał.

– Na pewno opatowi lub któremuś z ojców zakon­nych.

– Nie. Tobie!

– Mnie? Furtian aż się zarumienił z radości. – Na­prawdę chcesz mi ją dać?

– Tak, ponieważ zawsze byłeś dla mnie dobry, uprzej­my i pomagałeś mi, kiedy cię o to prosiłem. Chciałbym, żeby ta kiść winogron sprawiła ci trochę radości.

Niekłamane szczęście, bijące z oblicza furtiana, spra­wiało przyjemność także rolnikowi.

Brat furtian ostrożnie wziął winogrona i podziwiał je przez cały ranek. Rzeczywiście, była to cudowna, wspa­niała kiść. W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pomysł:

– A może by tak zanieść te winogrona opatowi, aby i jemu dać trochę radości?

Wziął kiść i zaniósł ją opatowi.

Opat był uszczęśliwiony. Ale nagle przypomniał sobie, że w klasztorze jest stary, chory zakonnik i pomyślał: „Zaniosę mu te winogrona, może poczuje się trochę lepiej”. I tak kiść winogron znowu odbyła małą wędrów­kę. Jednak nie pozostała długo w celi chorego brata, który posłał ją bratu kucharzowi, pocącemu się cały dzień przy garnkach. Ten zaś podarował winogrona bratu zakrys­tianowi (aby i jemu sprawić trochę radości), który z kolei zaniósł je najmłodszemu bratu w klasztorze, a ten ofiaro­wał je komuś innemu, a ten inny jeszcze komuś innemu. Wreszcie, wędrując od zakonnika do zakonnika, kiść wi­nogron powróciła do furtiana (aby dać mu trochę ra­dości). Tak zamknął się ten krąg. Krąg radości.

 

Nie czekaj, aż rozpocznie kto inny. To do ciebie dzisiaj należy zainicjowanie kręgu radości. Często wystarczy mała, malutka iskierka, by wysadzić w powietrze ogromny ciężar. Wystarczy iskierka dobroci, a świat zacznie się zmieniać.

Miłość to jedyny skarb, który rozmnaża się poprzez dzielenie: to jedyny dar rosnący tym bardziej, im więcej się z niego czerpie. To jedyne przedsięwzięcie, w którym tym więcej się zarabia, im więcej się wydaje; podaruj ją, rzuć daleko od siebie, rozprosz ją na cztery wiatry, opróżnij z niej kieszenie, wysyp ją z ko­szyka, a nazajutrz będziesz miał jej więcej niż dotychczas.

 

Dwa wróbelki

 

Dwa wróble siedziały zgodnie wśród gałęzi wierzby.

Jeden usadowił się na czubku drzewa, drugi umieścił się dużo niżej, w zacisznym rozwidleniu gałązek.

Po pewnym czasie wróbelek siedzący na górze, chcąc zawrzeć znajomość z drugim, powiedział:

– Och, jakie piękne są te zielone liście! Wróbelek z dołu uznał to za prowokację i odparł sucho:

– Czy jesteś ślepy? Nie widzisz, że te liście są białe? Ten z góry krzyknął zdenerwowany:

– Sam jesteś ślepy! Liście są zielone!

Wróbel siedzący na dole uniósł dziób i stwierdził:

– Założę się o pióra z mojego ogona, że te liście są białe. A ty nic nie rozumiesz. Głupi jesteś!

W tym momencie wróbelek z góry poczuł, że krew się w nim gotuje i nie namyślając się długo, sfrunął ku swemu przeciwnikowi, aby dać mu nauczkę. Ten zaś nawet nie drgnął. Kiedy tak dwa wróbelki siedziały naprzeciwko siebie, z piórami nastroszonymi ze złości, przed roz­poczęciem pojedynku miały jeszcze tyle rozsądku, by spojrzeć w górę.

Wróbelek, który sfrunął ze szczytu wierzby, zawołał ze zdziwieniem:

– Och! Zobacz, te liście naprawdę są białe! I powiedział do swego niedawnego wroga:

– Polećmy tam, gdzie siedziałem przedtem! Oba wróble zgodnie orzekły:

– Te liście są zielone!

 

Nie osądzaj nikogo, jeżeli przedtem nie maszerowałeś przez godzinę w jego butach.

 

 

Czterej królewicze

 

Czterej królewicze, synowie potężnego króla, starali się odnaleźć jakąś dziedzinę, w której nikt nie mógłby im dorównać. Postanowili więc:

– Objedziemy dokoła całą ziemię i na pewno posią­dziemy największą wiedzę.

I tak, ustaliwszy miejsce i czas przyszłego spotkania, czterej bracia wyruszyli w cztery strony świata.

Minęło trochę czasu.

Po upływie jednego roku, jednego miesiąca i jednego dnia, bracia spotkali się w wyznaczonym miejscu, opo­wiadali sobie nawzajem, czego się nauczyli.

– Posiadłem wiedzę, która mi pozwala z jednego kawałeczka kości żywej istoty stworzyć ciało, jakie ją pokryje – powiedział pierwszy.

– A ja – rzekł drugi – umiem sprawić by na tej koś­ci pokrytej ciałem wyrosła skóra oraz sierść lub włosy.

Trzeci powiedział:

– A ja potrafię stworzyć wszystkie członki, jeśli mam ciało, skórę i sierść.

Czwarty zaś stwierdził:

– Wiem, w jaki sposób dać życie temu stworzeniu, kiedy ma już ono wszystkie części ciała.

Następnie czterej bracia powędrowali do dżungli, aby tam znaleźć kawałek kości, za pomocą którego mogliby dowieść swoich umiejętności.

Nie było to trudne. Już po kilku krokach znaleźli kawałek kosteczki. Nie zadali sobie pytania, do jakiego zwierzęcia mogła ona należeć. Tak byli przejęci wiedzą, że zupełnie o tym nie pomyśleli.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin