Jones Carrie - Pragnienie 02 - Zniewolenie.pdf

(879 KB) Pobierz
Carrie Jones
Zniewolenie
Przełożyła
Dobromira Jankowska
MB
ukowy Las
1
Wskazówka
Królowie piksów zostawiają po sobie podobny do brokatu pył. Ponoć to część ich duszy. Nie jestem pewna, czy oni
w ogóle mają duszę, ale staram się myśleć pozytywnie.
Wyobraźcie sobie, że naprawdę istnieją uczniowie, którzy lubią zajęcia wychowania fizycznego. Ogólnie uważa się, że raczej
chrząkają, niż mówią, i są mistrzami w sztuce pocenia. Najczęściej noszą wypasione sportowe ciuchy i rzucają teksty w stylu:
„Koleś, rozniesiemy to boisko w drobny mak". Ale chociaż wcale nie pasuję do tego opisu, przyznaję się, że jestem jedną z tych
dziwnych osób, które uwielbiają wf.
A to dlatego, że na te lekcje chodzę z Nickiem. Jednak teraz niezbyt fascynuje mnie siedzenie w lodowatej sali gimnastycznej i
słuchanie o zasadach gry w ping-ponga, ponieważ jestem zbyt zajęta zamartwianiem się na śmierć.
Trener Walsh zebrał nas w półkręgu; przed chwilą zakończył przemowę na temat koordynacji ręki ze wzrokiem, a także
wprowadził nas w zawiłe zasady serwowania. By się ogrzać, przytulam się do mojej najlepszej przyjaciółki Issie. Wciąż szczękam
zębami. Choć trener zaraz skończy część teoretyczną zajęć, Nicka wciąż nie ma. Nie chcę się o niego martwić. Chcę tylko, żeby
był bezpieczny. Przyciskam się jeszcze mocniej do drobnej Issie, jakby to miało mi jakoś pomóc. A może Nick leży gdzieś w lesie
poraniony i połamany? Może krwawi i umiera? Może...
Łapię szczupłą rękę Issie i pytam szeptem:
- Gdzie on jest?
- Po prostu trochę się spóźnia. - Issie podskakuje na palcach, próbując mnie uspokoić. Nie odsuwa się. Issie jest fajna, jeśli o
to chodzi. Lubi bliski kontakt z ludźmi. -Nic mu nie jest. Za każdym razem, kiedy któreś z nas się spóźnia, ty wyobrażasz sobie
najgorsze. Nie wolno ci tak myśleć.
- Nie wyobrażam sobie, że nie żyje - zaprzeczam, ale właśnie to mam przed oczami: obraz Nicka, który wykrwawia się na
śmierć, leżąc w lesie, na śniegu. A nad nim krążą kruki. Z jego pięknej piersi wystaje strzała piksów. Dokładnie to samo
podejrzewałam, gdy w zeszłym tygodniu spóźniał się Devyn.
- Jesteś absolutną i totalną paranoiczką. - Is całuje mnie w policzek w ten swój uroczy przyjacielski sposób. -Ale i tak cię
kocham.
- Po prostu martwię się o innych - szepczę. - Czuję się taka bezradna, jeśli to nie ja jestem tam, w lesie.
Trener Walsh zauważa, że rozmawiamy.
- Dziewczyny, słuchajcie uważniej. I żadnego całowania.
Pozostali uczniowie zaczynają chichotać. Puszczam pokrytą gęsią skórką rękę Issie. Robi mi się gorąco, co oznacza, że
weszłam w tryb rumieńców. Nick twierdzi, że mój tryb rumieńców jest uroczy. Schylam się i upewniam, że na kostce wisi
bransoletka, którą mi podarował. To cienki złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie delfina. Przypomina mi o Charlestonie, bo
tam mogłam oglądać delfiny na żywo. Obok delfina znajduje się serduszko, które przypomina mi o miłości - może to banalne, ale
prawdziwe. Strasznie się boję, że zgubię bransoletkę, ale tak ją uwielbiam, że nie jestem w stanie jej zdjąć.
- Zapłacę za więcej! - drze się jakiś palant. Powinnam wiedzieć, jak się nazywa, ale wciąż nie wszystkich tu znam. Mieszkam
w Maine od niedawna i mam problem z zapamiętywaniem imion.
Siedzący na wózku Devyn wskazuje wrzeszczącego kolesia, który jest od niego chyba jakieś trzy razy cięższy. W oczach trenera
dostrzegam ironiczny błysk, ale nie odzywa się, ignoruje nas i zaczyna dzielić na grupy. Issie, Devyn i ja kulimy się obok siebie na
środku lśniącej podłogi. Przejeżdżając po niej czubkiem tenisówki, poprawiam spodenki.
- Gdzie on jest? - pytam już głośno, bo trener zdążył się oddalić.
Oczy Devyna wyrażają spokój. Jest najbardziej opanowany z nas, ma analityczny umysł i ostatni wpada w panikę - dlatego też
między innymi Issie (nieoficjalnie) się w nim kocha.
- Patroluje teren, Zaro, nic więcej. Na pewno lada moment tu będzie. Pewnie coś go zatrzymało.
- Nie powinien wychodzić sam — mruczę pod nosem.
- Tylko mu tego nie mów. - Devyn wyciąga ręce wysoko nad głowę, jakby rozpościerał skrzydła. Nawet siedząc na wózku,
zajmuje dużo przestrzeni i cały czas się porusza, jakby miał zamiar odlecieć. - W jego naturze leży samotne wędrowanie.
-Wiem - mamroczę. Ostatnio Devyn sporo mi opowiedział o naturze Nicka. Nick zmienia się w wilka. A wilki... Cóż, są
drapieżnikami, ale także chronią innych. Śpią zbite w gromady. Same się o siebie troszczą. Są inne niż ludzie.
Devyn przestaje się rozciągać.
- Ich DNA jest po prostu inne.
-I nie mają męskiego kompleksu bohatera - dodaje Issie. Podskakuje, dotykając palców u nóg. Koszulka z króliczkiem
podjeżdża nieco do góry, odsłaniając jaskrawopo-marańczową bieliznę. - Czyż to nie przydatna wskazówka
do poradnika? „Jeśli zadajesz się z piksami, nie możesz mieć kompleksu bohatera".
Devyn i ja zaczęliśmy bowiem pisać poradnik. Zatytułowaliśmy go
]a\ przetrwać ata\ piksów,
co jest oczywiście kopią tytułu
książki o zombie, ale pomyśleliśmy, że trzeba dać ludziom jakieś pożyteczne wskazówki na wypadek, gdybyśmy kiedyś
zdecydowali się ujawnić. A tak naprawdę to pewnie anonimowo wrzucimy poradnik do Internetu. Kilka miesięcy temu nie
wiedzieliśmy nawet, że piksy istnieją. A teraz jedyne, co robimy, to próbujemy je powstrzymać.
—Dodam to zdanie — rzuca Devyn i zwraca uwagę na jakieś poruszenie w drzwiach. Do sali wpada lodowate powietrze.
Zima w Maine to nie przelewki.
Do sali wchodzi Nick i moje serce prawie przestaje bić. W spodenkach i ciemnozielonej koszulce jest wręcz absurdalnie
przystojny. Wydaje się, że tacy piękni ludzie są delikatni, wręcz nierealni.
Ale Nick jest prawdziwy - prawdziwe są jego ciemna cera, ciemne włosy i oczy. No dobrze - brwi, tak jak nos Devyna, są dość
spore, a gdy przyjrzeć się z bliska, usta wydają się nieco krzywe. Całowałam je. Czułam oddech Nicka na uchu i wiem na pewno,
że był prawdziwy, nawet jeśli mój ukochany jest wilkołakiem.
Gdy podchodzi bliżej, dostrzegam potężne mięśnie jego nóg. Machając usprawiedliwieniem w stronę trenera, woła:
—Przepraszam za spóźnienie! Mam tu papier.
2
—Nie ma sprawy, kolego! - odkrzykuje trener. On i Nick są prawie kumplami.
Nick wkłada zwolnienie - zapewne fałszywe - do kieszeni. Choć stoimy daleko od siebie, czuję jego zapach. To chyba
feromony, które wydzielają faceci, by przyciągnąć dziewczyny. Widocznie feromony Nicka mają zaprogramowane moje imię i
atakują całą masą.
- Zaczynasz się rozklejać - zauważa Issie śpiewnym głosem i delikatnie mnie szturcha. Odwraca się do Devy-na, który
uśmiecha się jak wariat i siedząc spokojnie, przygląda się sytuacji. - Dev, spójrz tylko na Zarę. Znów ma maślane oczy.
Gdy zaś sama Is obdarza przyjaciela zakochanym spojrzeniem, on rzuca w odpowiedzi:
- Tak. Szczenięca miłość. To oczywiste. Same hormony.
- To nie hormony - prostuję z udawanym oburzeniem.
Ale Dev tylko się śmieje. Widzimy, jak macha do niego Cassidy — dziewczyna, z którą podobno kiedyś chodził, w czwartej
klasie. Uśmiechając się, odwzajemnia pozdrowienie. Issie cała sztywnieje, ale kiedy chcę jej powiedzieć, że Cassidy nie jest
przecież żadną konkurencją, podchodzi do nas Nick. Obejmuje mnie i przyciąga do siebie. Instynktownie przywieram do jego
piersi. Nie mogę nic na to poradzić. Wdycham te nieszczęsne feromony, aż zaczyna kręcić mi się w głowie. Czuję las, czyste
powietrze i ciepło. I pocałunek w czubek głowy.
- Hej, wy tam! Żadnego obściskiwania! — Trener Walsh podchodzi bliżej, dzierżąc rakietki do ping-ponga i zestaw piłeczek.
Palce Nicka na sekundę zaciskają się wokół moich, ale od razu puszczają.
- Wasza czwórka - rzuca trener. - Tenis stołowy, zapraszam. Ostatni stół. Dasz radę, Devynie?
Devyn kiwa głową i sięga po kule. Jeszcze miesiąc temu nie mógł nawet stać, a teraz zaczyna powoli chodzić. Lekarze mówią,
że to cud. Ale my znamy prawdę. Devyn, tak jak Nick, jest tylko w połowie człowiekiem. Należy do zmiennokształtnych - może
zmieniać się w zwierzę, orła, i dzięki temu szybciej zdrowieje, a rany lepiej się goją. To, co zwykłego człowieka by sparaliżowało,
jego nie pokona.
A jednak nie potrafi ukryć frustracji, że proces zdrowienia postępuje tak wolno. Czasem aż zaciska zęby ze zniecierpliwienia.
Is podaje mi rakietkę i szepcze:
—On kiedyś byl mistrzem ping-ponga.
—Jak można być mistrzem czegoś takiego? - Uśmiecham się.
—Tylko popatrz — odpowiada z przekonaniem i podaje drugą rakietkę Nickowi.
—To dzięki ptasiej naturze - wyjaśnia Nick. - Dobra koordynacja ruchowa.
—Nabijacie się ze mnie? — prycha Dev. Trzyma już rakietkę w odpowiedniej pozycji, tak jak uczył nas trener.
—Pewnie. — Is zaczyna uwodzicielsko trzepotać rzęsami. - Nabijamy się.
—Nie chodzi o koordynację ręka—oko, ale o to, by przewidzieć, dokąd poleci piłeczka i posłać ją tam, gdzie się chce —
tłumaczy Devyn. — Podobnie jest w życiu. Chodzi o cel i kierunek. Nie można się o to martwić, trzeba tylko planować,
przewidywać i reagować.
Issie prawie puchnie z dumy.
—Czytałem ostatnio o związkach piksów z mitologią skandynawską - Devyn zmienia temat. - Ciekawe rzeczy. Ale dość
niejasne.
— Powiesz nam? — Nick serwuje pierwszy. Dev odbija piłeczkę.
—Jeszcze nie teraz. Zaro, chciałbym do poradnika dopisać rozdział o mitologii. Zgadzasz się?
—Jasne. - Obracam rakietkę i skubię prasowankę na starej koszulce z U2.
Nick znów odbija piłeczkę, Devyn odpowiada z woleja. Mała jaskrawopomarańczowa kulka przelatuje z jednej strony na drugą
tak szybko, że ledwo ją dostrzegam. Słyszę tylko charakterystyczny dźwięk, gdy odbija się od twardego stołu. Odsuwam się, Issie
także, ale chłopcy nawet tego nie zauważają.
—Dlaczego się spóźniłeś? — pytam Nicka.
—Patrol. - Ruchem nadgarstka posyła piłkę w stronę Devyna, który natychmiast ją odbija.
—To wiemy, bohaterze. — Issie podbiega do stołu, jakby uważała, że uda jej się dosięgnąć piłeczkę. — Ale się spóźniłeś.
Wpatrujemy się w niego wszyscy, lecz Nick odwraca wzrok.
—Miałem przygodę — odpowiada po chwili, marszcząc czoło.
Devyn nie trafia w piłeczkę, która odbija się od stołu i spada na bok. Issie rzuca się, by ją złapać, ale piłeczka toczy się po
lśniącej podłodze pod inny stół.
Odgarniam włosy z twarzy, by lepiej przyjrzeć się Nickowi. Jest tu — cały i zdrowy.
—Wszystko w porządku? — pytam.
Napotykając mój wzrok, rozkłada szeroko ręce, jakbym chciała go przeszukać.
—Oczywiście.
Issie przynosi piłeczkę i podaje ją Devynowi, by zaserwował, choć to nie jego kolej, bo przegrał ostatni punkt.
—Cassidy przesyła ci liścik — oznajmia smutnym głosem.
—Dzięki. - Dev wkłada kartkę do kieszeni, poprawia kule i pochyla się nieco do przodu, ale serwuje idealnie w poprzek stołu.
Piłeczka odbija się przede mną, lecz dostrzegam ją dopiero wtedy, gdy Nick odbija ją za mnie. Po drugiej stronie stołu Issie
krzyżuje ręce na piersi i wbija wzrok w podłogę. Przeraża ją myśl, że Dev może lubić Cassidy. Dziewczyna jest nawet miła, lecz
daleko jej do fantastycznej Issie.
—O czym gadacie? - pyta.
- O tym, dlaczego się spóźniłem. Spotkałem piksa -odpowiada Nick. - Ale dałem sobie radę.
Nick uderza piłeczkę trochę za mocno, a ona odbija się od stołu i uderza w ścianę po drugiej stronie sali, niedaleko Cassidy.
- Tę chyba odpuszczę - oznajmia Issie.
- Spotkałeś się z piksem i nie wezwałeś... - zaczynam prawie piszczeć z irytacji - ...nie wezwałeś pomocy?
Nick z typowym dla siebie spokojem odpowiada:
- Wszystko działo się za szybko, skarbie.
- Nie mów tak do mnie - proszę poważnie. - Znasz zasady. Wzywasz pomoc, jeśli wiesz, że się spóźnisz. Ta zasada obowiązuje
nas wszystkich, bo wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie.
- Hm, cóż - mamrocze Issie - może jednak pójdę po tę piłeczkę, bo jeszcze zacznę wykład o tym, że faceci używają określenia
„skarbie", gdy nie potrafią poradzić sobie z silniejszą kobiecą naturą i robią się zazdrośni. Ups! Już zaczęłam. Zaraz wracam.
- Issie ma problem, zawsze unika konfrontacji - ocenia Devyn, jakbyśmy tego nie wiedzieli.
3
-Nie potrzebowałem pomocy. - Nick ignoruje nasze komentarze i zwraca się do mnie. W jego oczach widzę dobroć, ale głos
wydaje się całkiem poważny. - Nie było na to czasu.
- Zawsze jest czas - upieram się. - By wysłać SMS, wystarczą dwie sekundy.
Is wraca z piłeczką.
- Już po kłótni?
Przytakuję, choć to nie do końca prawda. Nick musi przestać podejmować niepotrzebne ryzyko i ja powinnam sprawić, że to
zrozumie. Ale teraz nie czas na to. Jesteśmy na wuefie. Bez żartów. Trącam biodrem Nicka i znów ustawiamy się we właściwych
pozycjach.
- To ja mam rację — upieram się.
- Taak, już po kłótni - zapewnia Devyn. Is uśmiecha się do niego.
- Serwuję. - I nie trafia w piłkę. - Hm. Może ty serwuj. Devyn robi, co trzeba, i rzucam się do piłeczki, ale to
Nick odbiera ją pierwszy.
- Wybacz - mruczy.
Z irytacją wznoszę oczy do nieba, bo chłopcy znów zaczynają grać sami. Próbuję śledzić tor lotu piłeczki, ale nie potrafię
przewidzieć jej kierunku, a tym bardziej zmusić, by leciała tam, gdzie chcę. I nie mogę powstrzymać się od cichego komentarza:
- Ciągle zgrywasz bohatera, aż w końcu coś ci się stanie. Nick przestaje grać i patrzy na mnie uważnie.
- Ty miałaś lekcje, a ja wolną godzinę - przypomina łagodnie.
-Ale zasady są takie, że gdy widzisz piksa, wzywasz wsparcie - przypomina Issie. - Nie chcę się kłócić, lecz taki jest protokół
postępowania. Kurczę, ale to fajne określenie.
To Devyn je nam podsunął. Ale słowa nie mają znaczenia. Liczy się to, że mamy wyłapywać wszelkie zabłąkane piksy w naszej
okolicy. Łapiemy je i wsadzamy do wielkiego domu, który otoczyliśmy żelazem. Dom stoi w lesie i kryje go czar, coś jakby
zaklęcie, przez które ludzie nie widzą, co naprawdę się tam znajduje. Nie bardzo podoba mi się pomysł więzienia kogokolwiek, ale
nie znalazłam lepszego rozwiązania. Piksy były niebezpieczne. Zabijały chłopców, ale je powstrzymaliśmy. Trawiło je pragnienie i
dlatego wymknęły się spod kontroli króla. W społeczeństwie piksów obowiązuje hierarchia. Król i większość okolicznych piksów
wciąż są uwięzieni, ale od czasu do czasu z innych miejsc przybywają pojedyncze osobniki.
Nie wiemy dlaczego.
Wiemy jednak, że je także musimy powstrzymać.
Wskazówka
Piksy nie wyglądają wcale tak, jak psotna wróżka z
Piotrusia Pana.
Nawet jeśli czasami wkładają podobne ubrania.
Przecież coś muszą nosić.
Zamiast pójść na lunch do szkolnej stołówki, Devyn i ja bierzemy kanapki i ruszamy do biblioteki, by poszukać nowych
informacji. Macham na przywitanie bibliotekarce, której imię wciąż zapominam, a to wstrętne, bo jest dla mnie bardzo uprzejma,
po czym kładziemy nasze laptopy na jednym z wypolerowanych drewnianych stołów. Drewno jest tak jasne, że prawie żółte.
Devyn uderza głową o kant blatu, gdy próbuje podłączyć zasilacz do prądu.
- Au! - Upuszcza kabel na ziemię.
- Daj, ja to zrobię. - Podnoszę wtyczkę.
- Dzięki. - W powietrzu przeskakują impulsy elektryczne.
- Nie ma sprawy.
Biblioteka jest w połowie zapełniona uczniami. Zamiast szeptać, wszyscy wbrew przepisom wrzeszczą na cały głos. Wokół
jakiejś dziewczyny i jej komputera rozsiadła się grupa chichoczących koleżanek. Słyszę kliknięcia - chyba się fotografują. Jakiś
chłopak w ciemnym ubraniu pochyla się nad monitorem. Dwóch innych, kawałek dalej, pisze coś bardzo szybko, ale nie wiem,
czy pracują, czy grają. Dev i ja przyszliśmy, by poszukać informacji do naszej książki o piksach - a to niełatwe. Większość rzeczy,
które znajdujemy w sieci, dotyczy
pixies
- psotnych wróżek podobnych do Dzwoneczka - albo założonego w 1986 roku w
Bostonie zespołu rockowego.
- Dlaczego wciąż trafiam tylko na
Piotrusia Pana
albo strony z muzyką? - niecierpliwię się.
- Spokojnie.
Otwieram kolejną stronę i rzucam okiem.
- Dobra, mój spokój doprowadził mnie do strony, której autorka próbuje zrobić doktorat, chce spędzić emeryturę w Szkocji i
ma wyraźną słabość do obrazków kobiet pracujących w bardzo krótkich spódniczkach.
- Daj popatrzeć. - Zaciekawiony Devyn podnosi wzrok. — Może sama też takie nosi?
- Wątpię.
- Nigdy nic nie wiadomo. - Odsuwa się od komputera i odrywa kawałek kanapki.
Przez ostatni miesiąc sprawdziliśmy jakieś dwadzieścia blogów, które miały opowiadać o piksach, jednak żaden tak naprawdę o
nich nie mówił. Większość autorów po prostu lubi powieści fantasy - super, tyle że my szukamy czegoś innego.
- Mam już dość. Chciałabym w końcu coś zrobić, wykazać jakąś aktywność.
Dev milczy, gryząc kolejny kęs kanapki, i po chwili odpowiada:
- Zbieranie informacji to właśnie aktywność. Nie mogę powstrzymać parsknięcia.
- Tak samo patrolowanie.
Uśmiecham się bezwiednie, słysząc wibracje mojej komórki.
- Nick? - pyta Devyn. - Kiedy widzieliście się ostatnio? Pięć minut temu?
- Pięć minut - wciskam klawisz telefonu, by odebrać wiadomość - to bardzo długo.
4
Słyszę westchnienie irytacji.
- Co pisze?
Kocham Cię, skarbie
- Cicho bądź. Pisze:
Spotkajmy się przy poezji.
- Podskakuję na krześle, rozglądając się. - Jest tutaj.
- Chcesz się wykręcić, co? - Devyn zaczyna się śmiać.
- Pewnie - rzucam, próbując sobie przypomnieć, gdzie znajduje się dział poezji. - I tak lepiej niż ja radzisz sobie z
wyszukiwaniem informacji.
- Nieprawda.
Ruszam w stronę ostatnich rzędów półek, ale zatrzymuję się jeszcze na chwilę i pochylając nad Devynem, mówię szeptem:
- Poszukaj „inwazja piksów". Jest ich tu nagle zdecydowanie za dużo, to nienormalna sytuacja.
- Dobry pomysł.
Szybkim krokiem mijam biurka bibliotekarek, gdzie jedna z nich opowiada bodajże o sporządzaniu bibliografii, i wchodzę
między rzędy „Proza Ca-Cz". Skręcam w prawo, gdzie półki sięgają do samego sufitu - czasem trzeba wchodzić po małej
drabince. Jak na szkolną bibliotekę, zbiory są tu naprawdę ogromne. Wydaje mi się - choć nie jestem pewna - że poezja znajduje
się na samym końcu, w lewym rogu.
Moja komórka znowu się odzywa.
Idziesz} -
odczytuję wiadomość.
Takj cierpliwości
— odpowiadam.
W bibliotece unosi się zapach książek - starych i nowych - kawy oraz bajgli. Jasne światło wpada przez rzędy wysokich okien,
zalewając całą bibliotekę pięknym złotym blaskiem. Skręcam za róg.
Nick uśmiecha się, opierając o wielki szary kaloryfer. Jego gruby czarny sweter przytula się do ściany. Przez chwilę chciałabym
być tą ścianą. No dobra, dłużej niż przez chwilę.
- Cześć — rzuca.
- Cześć. - Odwzajemniam uśmiech. - Myślałam, że zrezygnowałeś z lunchu, żeby razem z Issie patrolować teren.
- Skłamałem. - Nick przykuca i podnosi mały czarny plecak, który widzę po raz pierwszy. Wyciąga z niego plażowy ręcznik i
zaczyna rozkładać go na podłodze.
- Daj, pomogę ci. — Łapię za brzeg jasnoniebieskiego materiału z wyszytą falą. Palce moje i Nicka dotykają się i choć czujemy
przepływający ładunek elektryczny, nie odsuwamy dłoni.
- Elektrostatyka - mruczy Nick. Patrzę, jak jego usta poruszają się powoli, gdy wypowiada to słowo, jakby mnie całowały.
Sama słodycz. Pochylam się do przodu, ale on podnosi palec, zatrzymując mnie. — Momencik. Usiądź na ręczniku, skarbie.
- Rządzisz. — Siadam pokornie.
- Ty też lubisz rządzić.
- Zgadza się — potwierdzam.
Śmiejąc się, Nick wyjmuje plastikowy woreczek z czymś okrągłym i ciemnym w środku. Ciastka! Rzucam się do przodu.
- Czy to...
- Czekolada i masło orzechowe - kończy zdanie. Wciąż wpatruję się w jego usta, ale otwieram woreczek.
- Uwielbiam je! Mama często takie piekła.
- Wiem o tym.
- Skąd?
- Powiedziałaś mi kiedyś.
Nick siada obok mnie i zanim totalnie się wzruszę, wyjmuje jedno ciastko i podnosi je do moich ust, drocząc się.
- Masz ochotę?
Rozchylam wargi, a on wsuwa mi smakołyk do buzi. Odgryzam kęs, czując, jak słodycz rozpływa się na języku.
- Mmm, pycha.
Z uśmiechem odsuwa się odrobinę i szepcze:
- Wiesz, że tu nie wolno jeść.
- Ależ jesteśmy niegrzeczni. — Przełykam szybko herbatnik.
- Bardzo. — Nick odgryza kolejny kawałek. — A wiesz, że za kilka tygodni będą tańce?
- Bal Zimowy. Wszędzie w szkole wiszą plakaty.
- Chcesz iść?
Zastanawiam się całe pół sekundy.
- Ubierzesz się ładnie? Nick kiwa głową.
Przysuwam się odrobinę, opierając dłonie na ręczniku i zbliżając twarz do twarzy Nicka. W moim sercu pojawia się nagle
dziwne ciepło, coś jak przyjemny pożar, gdy pytam:
- Zatańczymy wolny kawałek?
Kolejne skinienie. Nick delikatnie i tylko na moment rozchyla usta. Prawie natychmiast je zamyka - nic się nie stało.
Nachylam się, jakbym chciała musnąć wargami jego wargi, i dodaję:
- Przytulisz się do mnie ? Będziemy tańczyli bardzo blisko siebie, a ty położysz rękę na moim karku i powoli zanurzysz ją w
moich włosach i...
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin