OSTATNIE WIDZENIE.docx

(18 KB) Pobierz

OSTATNIE WIDZENIE

 

Patrzył na jej nienaturalnie bladą twarz, lśniące, ciemne włosy, delikatne dłonie... Nie mógł uwierzyć, iż było to ich ostatnie widzenie. Że ta dłoń spoliczkowała go, gdy spotkali się ostatni raz. Ta sama dłoń ongiś głaskała go po policzku, obejmowała, czule trzymała... A niedawno napisała list, w którym prosiła, by asystował przy jej pogrzebie.

Oczy... Jej jasnozielone, kocie oczy zamknęły się na zawsze. Pamiętał, jak zawsze chciał w nie spojrzeć, całując ją. Pamiętał, jak pragnęli zasnąć w swych objęciach. Tymczasem ona zapadła w wieczny sen. Sama.

Żałował. Żałował swego egoizmu, wygodnictwa. Wiedział, iż przyczynił się do jej decyzji. Zainspirował ją własnymi samobójczymi chęciami, potem ignorując ją, wreszcie ją porzucając. Nie sądził, iż naprawdę mogła się zabić, lecz ona była złośliwa - udowodniła mu, że odbierze sobie życie i że to go załamie. Czy była z siebie dumna?

Wiem, że nie powinnam się przyznawać do swoich uczuć, zawsze byłam dla Ciebie za dobra... Naprawdę Cię kochałam. Prędzej czy później to odwzajemnisz. Chciałabym Ci wtedy pokazać, iż już mnie nie obchodzisz, ale różnie to bywa... Wiesz, że jestem bardzo niecierpliwa... Nie mogę już czekać! Nie mogę! Choć minęło dość dużo czasu, ja nadal nie potrafię zapomnieć, mimo pomocy innych i szczerych chęci. Chyba to naprawdę "Miłość jak narkotyk"... W końcu mnie zabija. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, skoro wiem dobrze, iż nie jesteś mnie wart. Nie wierzysz w miłość, więc nie potrafisz kochać. To nie jest stan, to cecha. Albo się umie, albo nie.

Przykro mi, że nie chciałeś mojej pomocy. Cóż, nawet Bóg nie będzie Cię na siłę uszczęśliwiał. Nie wiem, czy to, co zrobię, jakoś na Ciebie wpłynie, ale mam to gdzieś, robię to dla siebie. Po katuszach pokuty będę już tylko szczęśliwa. Ani razu już nie będę o Ciebie zazdrosna, nie będę przez Ciebie płakać. Nigdy już mnie nie skrzywdzisz. Raz na zawsze się od Ciebie uwolnię.

Wiesz, nadal nie jestem pewna, czy żałować, iż kocham Cię nawet w tej chwili... Na szczęście umrę ze świadomością, iż choć przez jakiś czas Ty również mnie naprawdę kochałeś... Obyś nie kłamał, gdy to mówiłeś.

Proszę Cię jeszcze, byś asystował przy moim pogrzebie. Bardzo mi na tym zależy, choć nie umiem wyjaśnić, dlaczego. Proszę. Wyobraź sobie wtedy, że szczerze mnie kochasz... Wmów to sobie chodź na chwilę, proszę” - kolejny raz czytał ostatni list, który do niego napisała. Patrzył martwo na starannie kreślone czarne litery, na jego niemal wykaligrafowane imię w nagłówku, na zawijasy w podpisie. Wyobrażał sobie, jak pisze te słowa z beznamiętną miną, delikatnymi dłońmi wkłada list do koperty, którą adresuje jego imieniem, potem ostatni raz gra na gitarze Odchodząc oraz Fade to Black, wreszcie połyka garść tabletek, opada na łóżko i zamyka oczy...

Cały zaczął się trząść i zacisnął powieki, lecz to nie powstrzymało potoku łez. Skulił się i w samotności przyznał się sobie, Bogu oraz jej samej do miłości, którą jednak ją darzył.

- Dlaczego?! Dlaczego tak musiało być?! To moja wina... Przeze mnie zaczęłaś myśleć o śmierci... Dlaczego wcześniej nie mogłem być dla ciebie dobry i cię kochać... Przepraszam, skarbie, przepraszam...

Niestety, było już za późno na naprawę błędów. Ona nie żyła. Już nigdy nie miała go wziąć za rękę, pocałować, przytulić... Nigdy nie miał już mieć okazji, by ją przeprosić, dotknąć, płakać przy niej, powiedzieć, że ją kocha. Nigdy już nie miał ujrzeć jej kocich oczu, pięknego uśmiechu, usłyszeć jej narzekań, dostać od niej maila.

Już nigdy.

Modlił się za nią ciągle. Jej śmierć pomogła mu zaufać ponownie Bogu. Pragnął, aby Pan wziął ją do siebie. Przecież była taka dobra, troskliwa, cicha, pomocna... Na pewno przebaczył jej odebranie sobie życia. Komu jak komu, ale jej z pewnością.

Była chowana tak, jak sobie wymarzyła - w najlepszych jeansach, koszulce Nirvany, kraciastej koszuli i glanach. Na szyi jak zawsze miała apaszkę. Paznokcie pomalowane na czarno-biało, oczy muśnięte fioletowym cieniem, wargi czerwoną pomadką. Sama doskonale zadbała o swój wygląd.

Patrzył na nią z bólem. Pragnął wziąć ją w ramiona, potrząsnąć, krzyknąć „Obudź się!”, ale mimo wszystko wiedział, iż to daremne. Nie żyła.

Jej pogrzeb był najgorszym wydarzeniem w jego życiu. Uczestniczył w nim półświadomie. Kiedy zakopano trumnę, załamał się doszczętnie. Szlochał jak bezbronne, bezradne dziecko. Nikt nie ośmielał się do niego podejść, lecz on i tak nie chciałby z nikim rozmawiać. W głowie ciągle miał refren Last Kiss Pearl Jamu.

Oh where, oh where can my baby be? / Gdzie, o gdzie może być moja ukochana?

The Lord took her away from me. / Pan zabrał ją ode mnie.

She's gone to heaven, so I got to be good, / Odeszła do nieba, więc muszę być dobry,

So I can see my baby when I leave this world... / Aby ujrzeć ją, gdy opuszczę ten świat…

 

Zasypiając tamtej nocy (z pomocą wódki, bo bał się zażyć choć jedną tabletkę), miał najbardziej bolesny sen w życiu. Z nią w roli głównej.

- Skarbie! Kochanie, przepraszam... - Natychmiast podbiegł do niej i ją przytulił.

- To już nieważne - szepnęła, obejmując go ostrożnie.

- Jak to? To moja wina... Przepraszam, że nie chciałem być lepszy... Mogłaś teraz żyć i być szczęśliwa...

- Mówię, iż to nieważne. Nie czuję już bólu. Nie cierpię. Jednakże martwię się trochę o ciebie. Musisz nadal żyć, spełniać marzenia, dążyć do celów.

- To nie ma sensu bez ciebie. Przepraszam, że dopiero teraz otworzyły mi się oczy...

- Lepiej późno niż wcale. - Uśmiechnęła się gorzko.

- Wiesz, że cię kocham? - spytał nieśmiało.

- I tak ja zawsze kochałam cię bardziej. - Jej bladą twarz rozświetlił delikatny uśmiech, po czym pocałowała go. To na pewno nie była mara. Jej wargi smakowały miętą, a włosy pachniały migdałami, zupełnie jak za życia. Pragnął zapamiętać to na zawsze.

Czuł, jak się budzi i nie mógł nic na to poradzić.

- Naprawdę cię kocham - szepnął jeszcze raz, po czym opuściły go ramiona i jej, i Morfeusza.

 

- Cześć, kochanie. - Jak co parę dni przyszedł ją odwiedzić. - Przyniosłem ci frezje. Zawsze je lubiłaś. - Położył kwiaty na nagrobku. - Mam nadzieję, że się cieszysz, bo załatwiliśmy koncert na festiwalu. To dzięki tobie. - Uśmiechnął się lekko. - To ty mnie zainspirowałaś do napisania tej piosenki. Dziękuję ci, skarbie. - Spauzował. - Tęsknię za tobą, naprawdę tęsknię...

Poczuł, jak obejmuje go wiatr, przywodząc jej woń, zapach mięty i migdałów. Wiedział, iż w ten sposób chciała go przytulić.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin