Odcinek 91 – Lizzy kontra koncert wielkiej gwiazdy.odt

(25 KB) Pobierz

Odcinek 91 – Lizzy kontra koncert wielkiej gwiazdy

-Mowy nie ma! - zaprotestowałam po raz kolejny. - Nie mam zamiaru iść na żaden koncert, bo i tak nie mam na to ochoty.

-No weź... - jęknął. - Logan mnie wysiudał, a nie chcę iść sam. To moja ulubiona piosenkarka, dobrze o tym wiesz. Bilety już mam, a nie wiadomo, kiedy wróci do LA. Jest w Burbank. Wiesz, jaka to dla nas szansa?

Mówił do mnie błagalnym tonem, jakby to dla niego była sprawa  życia i śmierci. Po raz pierwszy będzie na koncercie ulubionej wokalistki, możliwe, że nawet dostanie tam świra.

-Już dobra. - zgodziłam się, na co Chris objął mnie tak mocno, że zaparło mi dech.

-Kicham Cię, Liz. - powiedział uradowany. - Jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie.

-Dobra, dobra, już mnie puść, bo zaraz się przez Ciebie uduszę.

W końcu Chris uwolnił mnie ze swoich objęć, co przyjęłam z całkowitą ulgą.

-Wiem, ze ją uwielbiasz. - przyznałam. - Ale na koncert One Republic nie chciałeś ze mną iść.

Zarzuciłam mu. Chris tylko westchnął i usiadł z powrotem na stołku barowym.

-Wiem, po prostu łyknąłem placebo i kiepsko się po tym czułem...

-Chris... Placebo, to ściemniony lek. - wrzasnęłam. - Sól fizjologiczna, pigułki antykoncepcyjne, albo miętówki w drażetkach. Masz kłopoty z głową!

-Teraz to wiem! - odkrzyknął. - Miałem trzynaście lat.

-Tak, ja też. - jęknęłam, chwytając smycz Antonia.

Poprowadziłam go do drzwi, zaczepiając linkę na jego obroży.

-Kiedy skończycie się z Julie'm uczyć, pamiętaj, żeby zamknąć drzwi przy wyjściu. I nie róbcie nic głupiego.

~**Logan**~

Poprawiłem sztućce na stole i odsunąłem się na dwa kroki, żeby ocenić, jak mi wyszło. Mad miała przyjść dopiero za godzinę, a „romantyzm”, jaki na mnie wymusiła, musiał być czymś wyjątkowym. W końcu to madison. Najbardziej wymagająca dziewczyna, jaką kiedykolwiek miałem. No dobra, jest moją pierwszą dziewczyną.

-Krzywo. - oznajmił Kendall, wchodząc do pomieszczenia. - Mógłbyś się bardziej postarać.

-A co, zrobiłbyś lepiej? - zapytałem, sięgając do szklanej butelki z oranżadą. - Jak tak, to proszę.

Kendall zachichotał i pokręcił głową. Poczułem się jak przy robieniu projektu z biologii w pierwszej klasie, kiedy to musiałem być z nim w parze.

-Myślę, że Madison nie chciałaby, żebym się do tego dotykał. - oznajmił, krzyżując ramiona na piersiach. - I tylko po to mnie tu wezwałeś?

-Właściwie tak. - odpowiedziałem. - Tylko nie mam pojęcia jak to powinno wyglądać. A wiem, że pomagasz Carlosowi w zaproszeniu Jessici Ramsay na bal końcoworoczny.

-To co innego. - westchnął. - Pomogłem mu ją wybrać. Tylko przez nią nie będzie cierpiał.

-Przecież on z nią nawet nie rozmawia. - zauważyłem. - Jakby to przemyśleć... Jessie z nikim tak naprawdę nie rozmawia. Trzyma się z boku. Wcześniej ledwo ją zauważaliśmy.

-I o to chodzi. - pokiwał głową. - Nic do niej nie poczuje. Dzięki temu zachowa dystans. A potem będzie normalnie. Przynajmniej z kimś zatańczy.

-Tak, chociaż raz. - przytaknąłem. - Coś nowego?

-Chris wyciąga Lizzy na koncert Ellie Goulding. - powiedział, odwracając głowę od nakrytego stołu. - Ciekawe, czy mu się uda.

-A jak Twoja niespodzianka dla niej?

-Jeszcze nie jest do końca dopracowana. Muszę jeszcze trochę nad tym posiedzieć.

-No tak... - pokiwałem głową. - Bo dla Ciebie wszystko musi być perfekt.

-Niedługo skończę. - odparł, chowając dłonie do kieszeni.

Drzwi otworzyły się z cichym trzaskiem. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Madison, która weszła niepewnie do środka. Na jej widok zaparło mi dech. Mimowolnie uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem na Kendalla, który nawet nie ruszył się z miejsca.

-Cześć, chłopaki. - powiedziała, uśmiechając się promiennie. - Pomagałeś mu?

-Nie, Logan wszystko zrobił sam. - powiedział, wycofując się w stronę wyjścia. - To ja już lepiej pójdę. Miłej randki.

-Dzięki. - powiedziałem, a on pomachał nam nawet się nie odwracając.

Spojrzałem na Madison, która okrążyła przygotowany przeze mnie stolik. Jej spojrzenie było takie... fachowe.

-Podoba Ci się? - zapytałem niepewnie.

-No, mogłeś się bardziej postarać. - powiedziała. Poczułem, jak krew odpływa mi z Twarzy. Madison zaśmiała się i pokręciła głową. - Żartowałam. Jestem pod wrażeniem.

Podszedłem do niej, całując ją prosto w usta. Uśmiechnąłem się, spoglądając jej przez ramię na piekarnik w kącie kuchennym.

-Co to za miejsce? - zapytała, rozglądając się po kuchni połączonej z salonem i sypialnią.

-Jednopokojowe mieszkanie mojego ojca. - westchnąłem. - Sądzi, że nie potrzebuje nic więcej. Kiedy rozwiódł się z mamą... To było jedyne miejsce, jakie mu pasowało. Pozwolił mi z tego skorzystać. Na czas naszej randki.

-Nie wiedziałam, że Twoi rodzice się rozwiedli. - powiedziała ze zdziwieniem, kiedy usiedliśmy naprzeciwko siebie. - Dlaczego nic nie mówiłeś?

-Nie było takiej potrzeby. - odpowiedziałem. - Mama i tata dogadali się między sobą, że na oczach szkoły będą udawali, że wciąż są razem.

-Logan tak mi przykro...

-Niepotrzebnie. - pokręciłem głową, wstając i przechodząc do części kuchennej. - Już dawno się z tym pogodziłem. Tylko Lizzy to odkryła. Dotrzymała tajemnicy.

~**James**~

-Co robisz? - zapytałem Din, kiedy coś sobie bazgrała w bloku rysunkowym.

-Robię kostiumy do szkolnego przedstawienia. - powiedziała, opierając głowę o moje ramię. Podsunęła notes pod moją twarz, tak, że mogłem zobaczyć co rysuje. - Fajne?

Przyjrzałem się rysunkowi marynarki z falbanami.

-Niezłe. - odparłem. - A czy nie jest trochę... no wiesz... zbajerowana?

Din spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Zmarszczyła brwi i poprawiła sobie okulary na nosie.

-Lubię, kiedy w nich chodzisz. - powiedziałem łagodnie. - Dlaczego nie nosisz ich do szkoły?

-Bo są dziwne. - zmarszczyła brwi. - Nie chcę, żeby ludzie patrzyli na mnie jak na freeka.

-Nie jesteś freekiem. - powiedziałem, obejmując ją ramieniem. - Jesteś śliczna, a te okulary są urocze.

-To samo mówiłeś o sweterku w słoneczniki. - odparła, kiedy cmoknąłem ją lekko w usta.

-No co? - zaśmiałem się. - Jest fajny.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin