Cassandra O'Donnell - Rebecca Kean 02 - rozdzial 38.pdf

(228 KB) Pobierz
Rozdział 38
- Już wróciłaś?
Frederic stał na ganku. Lekka bryza poruszała jego jasnobrązowe włosy. Na jego
zamyślonej twarzy gościł wyraz smutku.
- Jestem tylko przejazdem. - odpowiedziałem, zsiadając z motoru.
Wyglądał na rozbawionego nieprzyzwoitym ubiorem Gordona, ale ten uśmiech nie
osiągnął wysokości jego oczu.
- Raphael nie będzie zbyt zachwycony, że pożycza swoją garderobę. - powiedział
komentując prowokujący wygląd Gordona.
Wzruszyłam nonszalancko ramionami. Raphael nie miał powodu do zazdrości o Alfę,
niezależnie, czy był on ubrany, czy też nie.
- Gdzie on jest?
- Rozmawia w patio z Felipe. - odparł.
- Doskonale.
Zwróciłam się do Gordona.
- Znajdź Hektora i poproś go, aby pożyczył ci jakieś ubrania. Ja pójdę porozmawiać
pięć minut z naszym gospodarzem.
Frederic ruszył się i zobaczyłam, że idzie moim śladem.
- Co ty robisz? - zapytałam, odwracając się do niego.
- Pozwalam Raphaelowi przebywać sam na sam z Felipe, bo mu ufam, ale byłbym
najgorszym ochroniarzem na świecie, jeśli bym pozwolił zostać mojemu mistrzowi bez
ochrony, gdy ty jesteś w pobliżu.
- Jaką miałeś pracę, kiedy jeszcze żyłeś? Byłeś satyrykiem? - rzuciłam.
Duży salon był wypełniony, podobnie jak reszta domu, kilkudziesięcioma wampirami.
Zrobiłam sobie slalom między nimi. Niektóre z nich nosiły wyszukane stroje, inni zaś nosili
dżinsy. Większość stanowili mężczyźni, ale tu i tam widziałam kilka bardzo elegancko
ubranych kobiet. To wszystko wyglądało jak seminarium lub spotkanie korporacyjne. Trwały
zażarte dyskusje, a śmiechy słychać było z drugiego końca pokoju.
- Więc znalazłaś osobę odpowiedzialną za podpalenie? - spytał Frederic zza moich
pleców.
- Tak. To wilk-demon, ale nie martw się, raczej nie wiedział, że członkowie Mortefilis
przebywają w gościach. Myślę, że to mnie chciał zabić.
- Wilk-demon? - powiedział niezwykle zmartwionym tonem. Poważnie?
- A co? Nie chcesz iść się ze mną bawić? - powiedziałam wyzywającym tonem.
- Felipe dał mi jasne instrukcje co do tego, ale jeśli się zgadzasz...
- Mówiłam ci dziś rano, że to nie stanowi dla mnie problemu. - powiedziałam, w
końcu docierając na patio.
Ochrona Gordona była moim priorytetem i nie mogłam odrzucić pomocy, jakiej
mógłby mi udzielić tak potężny wampir jak Frederick.
- Pani Kean, w końcu pani do nas wróciła! - Felipe Montegar wykrzyknął radosnym
głosem, graniczącym z hipokryzją.
Rafał stanął obok niego, wyglądając poważne ze szklanką krwi w ręku. Milczał i
patrzył się na mnie, ubrany w dużą, białą marszczoną bluzkę i w czarne, idealnie dopasowane
spodnie.
- Felipe. - powiedziałam, skinąwszy uprzejmie głową.
- Brakowało nam ciebie, kochanie. Zostawiłaś nas tak nagle, a teraz...
- Musiałam pilnie coś załatwić, a później zamknęliby mi sklepy. - odpowiedziałam z
uśmiechem.
Felipe uniósł brwi i odwrócił się pytająco do Rafaela.
- Moja żona uwielbia żartować. - odpowiedział nonszalancko.
- Z całym szacunkiem… to niezwykła zdolność wśród czarownic twojego gatunku,
Rebecco.
- Och, ależ ja się wcale nie czuję obrażona. Sposób życia mojego klanu jest bardzo
surowy i rzeczywiście nie ma tam zbyt dużo rozrywek. - przyznałam.
- To prawda. Zbrodnie i sesje tortur nie zawsze przynoszą tyle zabawy, ile by się
chciało. Urwana przez Raphaela głowa Glastrowa nie przynosiła już takiej frajdy następnego
dnia. - powiedział żartobliwie.
Nie mogłam powstrzymać wypływającego uśmiechu na twarz.
- To prawda, bardzo szybko można się czymś znudzić. Gdyby istniały tylko wojny i
zbrodnie, szybko dowiedzielibyśmy się jak strasznym uczuciem jakim nuda. Gdybyśmy się nie
nudzili, nie mielibyśmy takiej ochoty by się nawzajem zabijać. - powiedziałam podobnym
tonem.
Długo na mnie patrzył i w końcu zaczął się śmiać.
- Och, Rebecco, przynosisz nam taki przyjemny powiew świeżego powietrza! Mam
nadzieję, że zrobisz nam zaszczyt dotrzymując nam towarzystwa tej nocy!
- Chciałabym, proszę mi wierzyć - skłamałam - ale niestety muszę wyjść, żeby szukać
zabójcy.
- Masz na myśli tego, który podpalił dom naszego drogiego Raphaela? - zapytał Felipe,
zdenerwowany z powodu mojej odmowy.
- Zgadza się. Planuję przyskrzynić go w ciągu kilku najbliższych godzin. Oczywiście,
jeśli Frederic i kilku innych członków straży pomoże mi w tym niesamowitym polowaniu, nie
będę miała nic przeciwko temu. - powiedziałam, zwracając się do członków straży.
Ale wbrew temu, czego się spodziewałam, Montegar pokręcił głową.
- Jedynym zadaniem moich strażników jest ochrona mnie, a ja nie chcę, żeby ich
odrywać od tego, dając im inne misje do wypełnienia.
Ale chciałabym mu przyłożyć w zęby!
- Prawdopodobnie możesz obyć się bez ich pomocy, bo przecież właśnie na tym
polega twoja praca, prawda, Assayimie?
Ależ z niego arogancki dupek...
- Nie prosiłam o twoją pomoc, Felipe. Dziś rano Frederic zaproponował mi, że pójdzie
ze mną i pomoże mi znaleźć człowieka, który zaatakował jego mistrza. Nie chcę cię urazić
poprzez odmowę, to wszystko. - powiedziałam oschle.
Zauważyłam jak przechodzi go dreszcz.
- To co powiedziałaś to prawda. Pomyślałem, że zechcesz mojej pomocy w
wyeliminowaniu jakiegokolwiek ryzyka lub zagrożenia. - potwierdził Frederic pokornym
tonem.
- Jesteśmy na terytorium Raphaela, w pełni ufam mu w kwestii dotyczącej mojego
bezpieczeństwa. Jeśli Pani Kean musi być wspierana, jestem przekonany, że jej mąż będzie w
stanie ją wystarczająco wesprzeć. - wyjaśnił mu Felipe.
Było to bardzo złym pomysłem, żeby Raphael został pozbawiony swoich najlepszych
ludzi, podczas gdy Montegar i Michael byli na naszym terytorium. Absolutnie nie miałam
zamiaru wpaść tak łatwo w pułapkę.
- Powtarzam, że nie potrzebujemy od nikogo pomocy, Felipe. - powiedziałam z
przekonaniem.
- „Czy aby na pewno? A może dyskretnie wysłać parę osób, żeby ci pomogły?” -
mruknął w mojej głowie Raphael.
- „Zapomnij o tym, będzie przy mnie Gordon”.
- „Rebecco...”
- „Już ci powiedziałam, że nie”.
Zwróciłam się do Montegara i kiwnęłam głową.
- Przepraszam, panowie, ale mam robotę do wykonania.
- Zobaczymy. - powiedział Rafał gwałtownie zatrzaskując nie mnie.
- Błagam cię, zostań z naszymi gośćmi. - powiedziałam, odwracając się do niego.
- Czuję twoją złość, Rebecco. Co się dzieje?
- Nic nie dzieje.
- To z powodu Michaela? Zrobił ci coś?
- To nie jest dobre miejsce, ani czas, aby o tym rozmawiać.
- Dobrze, moja słodka. - powiedział, całując mnie w rękę. - Bądź ostrożna.
- Tak, postaram się o tym pamiętać. - powiedziałam sarkastycznie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin