Cassandra O'Donnell - Rebecca Kean 02 - rozdzial 48.pdf

(259 KB) Pobierz
Rozdział 48
- Gdzie on jest? - powiedział, ignorując Bruce’a i zwracając swój perłowy wzrok na
mnie.
Powietrze zatrzeszczało z wściekłości i furii. Raphael wydawał się mniej ludzki niż
kiedykolwiek.
- O kim mówisz? - ustalałam.
- O Michaelu. Gdzie on jest?
Przełknęłam.
- A czemu o to pytasz? Co zamierzasz zrobić? - odpowiedziałam mu gardłowo, a
dreszcz przeszedł po moich plecach.
- To co muszę. - powiedział tonem tak strasznym, że w jego głosie mogłam poczuć
ciemność otaczającą mnie w swoich szponach i wisienkę mojej duszy wewnątrz niej.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nigdy nie widziałam jeszcze Raphaela w stanie złości.
Widziałam, jak mówi, śmieje się, negocjuje, zabija, ale nigdy nie widziałem go tracącego
zimną krew.
- Raphael...
Wykonał nagły ruch, zaskakując mnie.
Nagle zdałam sobie sprawę, że strach, który czułam przed wilkiem-demonem, był
niczym w porównaniu z przerażeniem, którym ten wampir zaraził mnie w tym momencie.
- Proszę. - powiedziałam, kładąc drżącą rękę na jego ramieniu, zanim otworzył drzwi.
Uwaga do siebie: nie dotykaj, nie sprzeczaj się lub udaremniaj czegoś wampirowi
mającego ponad dwa tysiąclecia. A już na pewno nie bądź celem jego gniewu.
Jego moc płonęła jak morze piekielnego ognia.
- Czuję jego obecność, gdzie on jest? - ryknął, lewitując w salonie.
Jego gniew wstrząsnął mną tak głęboko, że czułam, jakbym się rozpadała.
- Śpi w łazience, ale uspokój się, proszę. - powiedziałam cicho.
Odwrócił się i spojrzał na mnie.
Jego włosy powiewały za jego plecami, jakby niesione wiatrem, a jego kły wystawały z
ust.
- Czy on cię dotknął? Czy...?
Słowa ugrzęzły mu w gardle.
- Nie, nic się nie stało.
A kiedyś tak zazdrościłam mu jego zen...
- Nic się nie stało? Żartujesz, Rebecco? Czułem to, co ci zrobił, czułem pragnienie...
Czułem, że nie byłaś bezpieczna...
- Raphael, ja po prostu odpowiedziałam ci, że nic się nie stało.
Patrzył na mnie długo i gwałtownie uderzył o ścianę.
- Jak uwolniłaś się z jego sideł?
Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś teraz w normalnym stanie? Że twoje emocje i
uczucia przytłaczają ci umysł i sprawiają, że zachowujesz się całkowicie irracjonalne?
- Dlaczego irracjonalnie? Bo chcę ukarać krzywoprzysięstwo i zdradę? - splunął.
- Nie. Ponieważ jesteś w kleszczach zazdrości.
- To śmieszne, wampir w moim wieku nie...
Podniosłam rękę, przerywając mu.
- Czyżby? Jak więc wyjaśnić szaleństwo swoim zachowaniu? Pomyśl przez chwilę,
Raphaelu. Powiedziałeś mi, że kontakt ze mną stopniowo na nowo rozpala twoje ludzkie
emocje. Doświadczyłeś więc na nowo uczucia zazdrości.
Zastygł nagle, a jego oczy się rozszerzyły, jakby właśnie miał objawienie.
- Nie, to nie jest możliwe, nie mogę... to nie jest... nie czuję...
Odetchnął głęboko, wbił swoje perłowe oczy w ścianę i nagle zastygł.
- Jest ono jest bolesne. - powiedział.
Skinęłam głową.
- Tak. Emocje są bolesne. To z tego właśnie powodu, my Vikaris, uczymy się od
najmłodszych lat, by nic nie czuć. Nasza moc nie może być zwodzona na manowce przez
impulsy emocjonalne, to zbyt niebezpieczne.
- Jestem mistrzem w kontroli uczuć, wszystkie moje decyzje są racjonalne i
przemyślane. - powiedział surowym tonem.
Przewróciłam oczami.
- Jaki byłeś jako człowiek? Porywczy, zaborczy, brutalny...?
Jego białe oczy odzyskały nieco swojego niebieskawego koloru.
- Straciłem człowieczeństwo zbyt dawno temu, aby to pamiętać, Rebecco.
- Cóż mogę ci zakomunikować, że „człowiek” znów jest częścią ciebie, ma okropny
charakter, jest zabójczo trendy i nie pozwala, by ktoś próbował gryźć jego dziewczynę. -
uśmiechnęłam się.
Biała mgła, która go otaczała nagle znikła, a jego stopy znów znajdowały się na
podłodze. Wyglądał, jakby wyszedł spod zimnego prysznica.
Spojrzał na mnie.
- No dobra, powiedzmy, że mam pewne trudności w zarządzaniu emocjami, odkąd
twoja moc rozpaliła mnie, a ja...
- Zdecydowanie masz...
- To nadal nie wyjaśnia, dlaczego nie pozwalasz mi zabić Michaela. Po tym wszystkim
jak groził twojemu klanowi i próbował nadużywać...
- Dobra, dobra, rozumiem. Nie twierdzę, że nie chcę, żebyś się go pozbył. Twierdzę
tylko, że nie chcę, abyś to robił przy Leonorze. - powiedziałam.
- Przy Leonorze?
Powoli skinęłam głową.
- Tak. Ona jest tu z nim. Nie czujesz tego?
Zamknął oczy i się skrzywił.
- Byłem tak zaślepiony gniewem...
Nagle zamarł.
- Widziała się z nim? Jak zareagowała?
- Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę okoliczności. Jest już duża i chce się go pozbyć...
Twarz Raphaela zrelaksowała się i od razu wypłynął na nią uśmiech.
- Szybka i bezwzględna. Nie ma wątpliwości, to twoja córka...
Wzruszyłam ramionami.
- Psy nigdy nie będą kotami.
Zerknął.
- Myślisz, że jest szczera?
- Weź poprawkę na to, że to tylko dziecko. - odpowiedziałam - Zachowuje się dojrzale,
buntowniczo i zmiennie jak 15-letnia nastolatka, więc może jeszcze zmienić zdanie.
- Sugerujesz mi, że może kłamać?
- Nie. Po prostu proponuję uniknąć pozbawiania jej ojca życia na jej oczach. -
powiedziałam sarkastycznie.
Roześmiał się.
- Nie martw się. - powiedział - Nie zamierzam zamordować Michaela we śnie. Chcę,
aby być w pełni świadomy tego, co się z nim stanie.
Zaskoczona, zmarszczyłam brwi.
- Nadal chcesz go zabić, nawet jeśli...? Nie odpuścisz mu?
- Zdradził nasze zasady. To daje mi prawo do wyzwania go na pojedynek i zabicia go. -
odpowiedział spokojnie.
Czułem się uśmiech.
- Ależ to oportunistyczne, co nie?
- Raczej polityczne. - poprawił.
- Semantyka.
Skinął lekko głową.
- No cóż, skoro omówiliśmy już jedną sprawę, to mam nadzieję, że zgadzasz się, aby
zając się drugą.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Wyjaśnij.
Opowiedziałam mu szczegółowo najnowsze wydarzenia (moją walkę z demonem,
nieoczekiwaną interwencję Michaela, oraz to co stało się z Bruce’m). Słuchał cierpliwie, a
potem się skrzywił.
- Cóż, podsumowując, wygnałaś demona, a następnie zostawiłaś Michaela przed
świtem, mając nadzieję, że spali się na śmierć, mimo że po uratował ci życie, a na koniec
przeprowadziłaś egzorcyzmy na wilku, z którym jesteście parą. Czy poprawnie streściłem
bieg wydarzeń?
Jego głos stał się zgorzkniały i spojrzał na mnie tępo.
- Eee... tak, mniej więcej.
- Nie miałabyś nic przeciwko temu, gdybym go zabił?
Napięłam oczy.
- Wydawało się, że odbyliśmy już tę dyskusję.
- Nie mówię o Michaelu.
Zajęło mi to kilka sekund, aby zrozumieć.
- Czekaj, mój związek z Bruce’m jest jedyną rzeczą, ze wszystkiego co ci powiedziałam,
która cię denerwuje?
- Tak. - przyznał chłodno.
Westchnęłam.
- Bruce nie jest niczemu winien. Nikt z nas nie jest tak naprawdę za to
odpowiedzialny...
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie bardzo mi to odpowiada, Rebecco.
- Co ty sugerujesz?
Rzucił mi znaczące spojrzenie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin