Cassandra O'Donnell - Rebecca Kean 02 - rozdzial 52.pdf

(238 KB) Pobierz
Rozdział 52
- Dobry wieczór, Pierre. - powiedziałam, otwierając drzwi. Cień Michaela, jego cyngiel,
jego piękny i uroczy prawa ręka stała na moim progu.
Nie miał na sobie swojego zwykłego, ekstrawaganckie stroju (jasnoróżowej koszuli,
obcisłych hiper trendy spodni, oraz swetra z cekinami), ale pięknie wycięty czarny garnitur,
który nadawał mu wygląd młodego włoskiego playboya.
- Czy mogę wejść? - powiedział z wahaniem i błyskiem w oku.
Uniosłam brwi.
- Co ty tu robisz?
- Muszę ci powiedzieć, Rebecco, że to poważna sprawa. Grób... Zawsze uważałem, że
słowo to nie znaczy zbyt wiele, po prostu dlatego, że większość ludzi używane go na oślep.
- Co jeszcze?
- Raphael wyzwał mojego pana. - powiedział zachrypniętym głosem. - Potrzebujemy
twojej pomocy.
Chociaż spodziewałam się tego, nagle poczułam, jakby zaschło mi w gardle.
- Wejdź do mnie. - powiedziałam, cofając się.
Widząc, że znalazł się w salonie, Bruce i Beth gwałtownie wstali z miejsc. Wydawało
mi się nawet, że usłyszałam coś w rodzaju ryku, ale nie byłam tego zbyt pewna.
- Uspokójcie się. Przedstawiam wam Pierre’a, przybocznego Michaela.
Wtedy mój wzrok najechał z powrotem do Pierre’a.
- Pierre, to jest Beth (przywitał ją skinieniem głowy) i Bruce, moi przyjaciele.
- Jesteś tym wilkiem, u którego mój mistrz spędził noc? Opiekun jego córki?
Michael nie oszczędził mu szczegółów. Wydawało się, że dostał kompletny raport.
- Prawda. - potwierdził Bruce.
Jego głos był spokojny, ale widziałam, jak pulsuje żyła na jego gardle.
Mogłam się założyć, że ich wrogość do siebie była wzajemna.
- Nie chciałem nikogo urazić, po prostu stwierdziłem fakt. - powiedział Pierre
Bruce’owi.
I co jeszcze? Skinęłam głową.
- Możemy porozmawiać przy nich, nie mam przed nimi nic do ukrycia.
Pierre się uśmiechnął.
- Naprawdę?
Nasze oczy spotkały się i zaczęłam być trochę zakłopotana.
- Przestań owijać w bawełnę, powiedz o co chodzi, Pierre.
Skinął głową.
- Raphael oficjalnie wyzwał mojego mistrza. Twierdzi, że Michael złamał
porozumienie między nimi, starając się wykorzystać swoje moce przeciwko tobie.
- Powiedział prawdę.
Niedowierzanie błysnęło na jego twarzy.
- Co jest złego w tym, że zwrócił twoją uwagę swoim wyglądem? - warknął.
- On nie wykorzystał tego „rodzaju” władzy, Pierre. - odpowiedziałam.
Przebłysk zrozumienia nagle rozpalił się oczy.
- Rozumiem.
- Michael jest nieco obsesyjny względem mnie i nie rozumie słowa „nie”.
- Przyznaję, że bywa taki. - powiedział ze znużeniem.
Zapadł między nami niezręczna cisza. Postanowiłam spytać go wprost.
- Boisz się o Michaela? Dlatego przyszedłeś?
Skrzywił się.
- Trwam przy boku mojego nauczyciela od prawie 700-set lat, Rebecco. Kocham go i
szanuję. Raphael nie jest wojownikiem, którego można zlekceważyć.
Zdecydowanie nie.
- Co chcesz, żebym zrobiła? Chcesz, żebym wstawiła się za nim u Raphaela, żeby
odpuścił sobie ten pojedynek, prawda?
Potrząsnął głową.
- Już na to za późno, nie sądzę, by ktoś mógł to powstrzymać.
- Więc czego oczekujesz ode mnie?
- Mam nadzieję na...
- Na co? Na cud?
- Michael poznał swoją córkę, więc nie opuści.
Potem spojrzał mi w oczy i położył ręce na ramionach.
- Dlaczego drżysz, Rebecco?
Jego moc zaczęła płynąć ku mnie jak prysznic na asfalcie.
- Nie jestem dziewczyną w niebezpieczeństwie, lub księżniczką z innego wieku. -
powiedziałam oschle. - Nie potrzebuję być ratowana.
- Więc dlaczego nie odwiodłaś Raphaela od wyzwania mojego mistrza? - zapytał, a
jego głos był pełen wściekłości.
Nastawił magiczną tarczę i nakierowałam swoją siłę przeciwko niemu.
- Co ty sobie myślisz? Że nie próbowałam? Ten pojedynek jest błędem, Pierre. Nie
jestem całkowicie niedoświadczona, lub zaślepiona gniewem. - powiedziałam chłodno.
- Wierzę ci. - powiedział, puszczając mnie. - Mogę winić cię o wiele rzeczy, ale na
pewno nie brakuje ci rozsądku. Cieszę się, że tak mówisz...
- To bardzo dobrze. Do czego nas to wszystko prowadzi? - zapytałam.
Zamyślił się na chwilę, a potem wbił we mnie oczy.
- Użył na tobie swojej mocy, a jednak ty się mu nie poddałaś. - powiedział, nadal
myśląc.
- A dlaczego miałbym to zrobić? To kosztowało mnie tylko trochę nerwów, nie miało
żadnych konsekwencji.
- Innym Vikaris się to nie udawało, choćby nie wiem jak próbowali.
- To jest możliwe.
- Nie. Jasne. Kiedy poinformował mnie, że rozwinęły się w tobie emocjonalne więzi z
członkami innych klanów, nie chciałem w to wierzyć. No cóż, domyślałem się, że się nieco
zmieniłaś, ale nie zdawałem sobie sprawy jeszcze kilka sekund temu w jakim stopniu.
- Czy to ważne?
- O tak, ważne. Mogę nawet powiedzieć, że to znacznie wszystko zmienia. -
powiedział, rzucając krótkie spojrzenie na Bruce’a i Beth.
- Pozytywnie?
- Nie powiedziałbym. - rzekł tajemniczo.
- Rebecco, telefon! - Bruce rzucił mi natarczywe spojrzenie. - To pilna wiadomość od
Williama.
- Nie masz nic przeciwko?
Wyszłam do kuchni i rzuciłam wokół siebie zaklęcie ciszy.
- Co się dzieje?
- W promieniu stu metrów wokół budynku znajduje się kilkanaście wampirów.
- Zauważyli was?
- Myślę, że tak.
- Znasz któregoś?
- Nie, nigdy żadnego nie widziałem.
- Dobrze, a teraz wracaj!
- W porządku, ale poinformuję o tym dziadka.
- Zrób jak uważasz, ale zbieraj pośladki. Natychmiast!
Położyłam laptopa na stole w kuchni i wróciłam do salonu.
- Gdzie się podział ten krwiopijca? - zapytałam, szybko skanując pokój.
- Poszedł sobie. Przeprosił nas i szybko opuścił pokój. - odpowiedziała Beth, marszcząc
brwi. Czy mamy jakiś problem?
- Tak i to niemały. Jesteśmy otoczeni przez kilkanaście wampirów, prawdopodobnie
członków obstawy Michaela. To nie potrwa długo, jak zaczną atakować.
- Ale nie dostaną się!
- Skoro zaprosiłam Pierre’a, to on zrobi to samo względem swoich kolegów.
- Więc to był Michael? - warknął Bruce i zaczął się zmieniać.
Pokręciłam głową.
- Nie. Wierzę, że Pierre działał na własną rękę.
- Jakie działania zalecasz? - Beth była zmartwiona. - Rzucisz zaklęcie ochrony?
Skrzywiłam się.
- Nie, bo nie sądzę, żeby było wystarczająco skuteczne, przeciwko tak silnemu
atakowi.
Odetchnęła głęboko.
- Dobrze, w takim razie co mam zrobić?
- Idź do pokoju Leo i zadzwoń do Raphaela. Pozostań w ludzkiej postaci, ale podejmij
wszelkie środki ostrożności. W szafce zlewu znajdują się dwie pochodnie, nie sposób je
przegapić. Może i te wampiry są bardzo stare, ale wciąż są łatwopalne.
- A Bruce? - zapytała udręczonym tonem, obserwując ogromnego wilka siedzącego w
salonie.
- Jest wilkołakiem stepowym, więc chyba jest wystarczająco duży, aby bronić się
przed wulgarnymi chodzącymi zwłokami, prawda?
Bruce odpowiedział warkotem, który zmroził mi krew w żyłach. Prawdopodobnie
będzie zadawał wampirom niewyobrażalne obrażenia.
- Ok.
Mniej niż sekundę później poczułam za drzwiami energie Linusa i Williama.
- Przykro mi, że zostaliście w to wszystko wmieszani. - powiedziałam, szybko ich
wpuszczając.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin