The Winner's Crime 11.rtf

(118 KB) Pobierz

Kestrel odstawiła kubek na spodek. - Nie prosiłam o widzenie się z tobą - powiedziała.

- Szkoda. - Arin zajął krzesło naprzeciwko jej stolika w bibliotece z manierą nieznośnie podobną do jej. Jakby to krzesło od zawsze należo do niego.

Zgarbił się na siedzeniu, odchyliłowę do tyłu i spojrzał na nią spod opuszczonych powiek. Poranne światło oświetlało jego profil. - Zmartwiona, Lady Kestrel? - wił po Valoriańsku, jego akcent uczyniłos szorstkim. Zawsze wymawiał r za nisko w gardle, więc kiedy mówił w jej języku wszystko przechodziło w miękkie mruczenie. - Lękasz się tego co powiem... czy zrobię? - Uśmiechnął się wisielczym uśmiechem. - Nie ma potrzeby. Będę idealnym dżentelmenem. - Pociągnął za swoje mankiety. Tylko dlatego Kestrel zauważa, że były za krótkie i ukazywały jego nadgarstki.

Bolało ją to, że widzi jego nieśmiałość, to jak nagle się ujawnia. W tym świetle jego szare oczy były zbyt czyste. Jego postawa była dumna. Jego słowa miały ostre krawędzie. Ale jego oczy były niepewne. Arin znów zaczął majstrować przy mankietach, jak gdyby było z nimi coś nie tak - coś nie tak z nim. Nie, mogłaby powiedzieć. Jesteś doskonały, chciałaby powiedzieć. Wyobraza sobie to: jak sięga rę by dotknąć nagiego nadgarstka Arina.

Nie mogło to prowadzić do niczego dobrego.

Była nerwowa, była zimna. W jej żołądku panowała śnieżyca.

Opuściła ręce na suknię.

- Nikogo tu nie ma - powiedział Arin. - A bibliotekarze są przy regałach. Jesteś wystarczająco bezpieczna.

Było za wcześnie by jakikolwiek dworzanin pojawił się w bibliotece. Kestrel brała to pod uwagę, i to, że gdyby ktokolwiek się tu zjawił, widząc ją na spotkaniu z Herrańskim ministrem rolnictwa okazałby nikłe zainteresowanie.

Jednak z Arinem, oczywiście, była to zupełnie inna historia. To było frustrujące: jego tajemnicza umiejętność zakłócania jej planów - i w ogóle jej jestestwa. Powiedziała: - Wciskanie się tam gdzie nie jesteś proszony wydaje się być twoim przyzwyczajeniem.

- A twoim pokazywanie ludziom gdzie ich miejsce. Ale ludzie nie są pionkami w grze. Nie możesz ustawiać ich tak, jakby ci odpowiadało.

Bibliotekarz zakaszlał.

- Ściszos - syknęła Kestrel. - Przestań być taki...

- Uciążliwy?

- Szczerze, tak.

Jego uśmiech powrócił: bystry, szczery, zaskoczony sam przez siebie. Potem zmieniony, leniwy. - Móbym być gorszy.

- Jestem tego pewna.

- Móbym ci powiedzieć jak.

- Arinie, jak ci tutaj, w stolicy?

Przytrzymał jej spojrzenia. - Wolałbym porozmawiać o tym, o czym mówiliśmy.

a palce wzdł gwoździ, które przyczepiały zieloną skó do blatu. Dotknęła każdego zimnego, twardego gwoździa. Cisza w niej była nie, jak one. To co ściągało ją w dół było czymś bardzo prostym: uczuciem jak delikatny jedwab, falujący w rytm jego głosu.

Gdyby ona i Arin porozmawiali znów o tym, o czym mówili wcześniej, jedwab móby się rozedrzeć. Unióby się. Złapałby światło i schwytał wszystkie kolory cieni.

Jaki miałby kolor, zastanawiała się Kestrel, jedwab jej uczuć?

Jak by to było go wypuścić, pozwolić by utworzył nad nią baldachim.

- To nie było fałszywe pytanie - powiedziała cicho. - Myś, że stolica musi być dla ciebie dziwaczna.

Arin studiował jej twarz, teraz zamyślony. Czy tak jest dla ciebie?

- Nie powinno być.

- Dorastał w Herranie. To nie jest twój dom.

- Alej kraj.

Twarz Arina zamknęła się wzdł rys, które tak dobrze znała. Wzruszył ramionami, ruch był nieznaczny i krótki. Wspomó się łykiem herbaty.

Niepewnie, Kestrel zapytała: - Są tu dla ciebie dobrzy?

Wzrastająca wstęga pary zakręciła się wokół niego. Napił się z kubka i odstawił go, gestem płynnym jak u arystokraty. Ale jego dł byłonią robotnika, a porcelana w malowane kwiaty i skąpana w złocie, wydawała się być nie na miejscu. Zmarszczył brwi patrząc na kubek. - Czasem myś, że łatwiej było być ignorowanym. Tutaj nikt mnie nie ignoruje. A nawet jeśli mnie ignorują, to i tak mnie nie ignorują, nie naprawdę. Sposób w jaki nie patrzą, odczuwam jakby się gapili. Kiedy byłem niewolnikiem w Herranie, nikt nigdy na mnie nie spojrzał. Nikt nie spojrzał na niewolnika. - Arin odstawił kubek na spodeczek z głnym kliknięciem. - Kestrel, kiedy to zrobiłem? Wciąż zadaję sobie pytanie, kiedy zrobiłem coś, czego nie mogł zrozumieć. Czy była jakaś jedna, konkretna rzecz, która sprawiła, że uznał, iż to za dużo, żeby mi wybaczyć? Kłamstwa...

- Ja także bym kłamała.

- Herrańska rebelia. Knułem miesiącami. Knułem przeciwko tobie.

- Rozumiem dlaczego.

- A więc twoi przyjaciele. Twoi ludzie. Trucizna. Śmierć Benixa. Choroba Jess. To była moja wina. Winisz mnie.

Kestrel potrząsnęła głową - nie by zaprzeczyć jego słowom, ale dlatego, że to nie było takie proste jak mówił. - Czasami wyobrażam sobie, że jestem tobą. Wyobrażam sobie twoje życie. Co zrobiliśmy. I wiem czym ty się odpłacił. Więc tak, winię cię... I nie winię. Gdybym była tobą, postąpiłabym tak samo. Może nawet gorzej.

- Więc czego nie możesz zrozumieć? - Jego głos stał się ochrypły. - Czy to był... pocałunek? W mojej kuchni. Czy to była ta niewybaczalna rzecz?

- Arin.

- Nie powinienem tego zrobić.

- Arin.

- Przepraszam, Kestrel. Przepraszam. Powiedz, co mogę powiedzieć.

To nie nieszczęście sprawiło, że umilkła. To był jego głos. To było to, co leżo pod jego głosem: podziemna rzeka pieśni, która zawsze była obecna, któ próbował odgrodzić, zablokować i zniszczyć. To był jego sekret. Gdy go kupiła, czuła jak nawet wtedy ten sekret przenika. Arin był śpiewakiem. Jednak wypierał się tego, ukrywał to. Jego sekret wydawał się b taki istotny, tak zaciekle utrzymywany w tajemnicy, że Kestrel nigdy nie zmuszała go do ujawnienia się, i nie pytała, czy Arin ukrywał coś jeszcze.

Czeka, aż się odezwie. Biblioteczny zegar wybił godzinę. Dźwięk wyciągnął ze wspomnień. Nowa myśl ukłuła jej skó strachem.

Nawet jeśli Arin nie znał jej sekretów, wyczuwał je. Jakby mó je usłyszeć szeleszczące w ciemnościach jej serca. Kestrel zdecydowała, że nigdy mu nie powie. Jeszcze chwilę temu mówiła zbyt otwarcie, jak ktoś, kto ma nadzieję, że on domyśli się jakie dokładnie są jej sekrety.

Napotkała jego niespokojne oczy. Myślała o gwoździach w stole i sile, która została użyta by je tam wbić. Myślała o pokusie i mądrej rzeczy, i o tym, że przez siedemnaście lat przed spotkaniem Arina zawsze wiedziała, co wybrać. - Wybaczam ci. - Kestrel uczyniła swój ton bezceremonialnie miłym, znudzonym nawet. - Teraz czujesz się lepiej? Moja decyzja by poślubić księcia nie ma nic wspólnego z obwinianiem cię. Tu w ogóle nie chodzi o ciebie. Po prostu chciałam czegoś innego.

Patrzył na nią bez słowa.

- Naprawdę, Arinie. Mam szansę by pewnego dnia rządzić połową znanego świata. To nie jest trudne do zrozumienia.

Odwrócił się, by spojrzeć ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin