Cassandra Clare - Piekielne Maszyny 02 - Mechaniczny Książę.pdf

(1379 KB) Pobierz
Mechaniczny książę
Cassandra Clare
Diabelskie maszyny
Księga druga
Tłumaczenie nieoficjalne
Spis treści
Prolog: Odrzuceni umarli
2
Rozdział pierwszy: Sala posiedzeń Rady
5
Rozdział drugi: Odszkodowania wojenne
15
Rozdział trzeci: Nieuzasadniona śmierć
24
Rozdział czwarty: Podróż
33
Rozdział piąty: Cienie przeszłości
46
Rozdział szósty: Zapieczętowane ciszą
58
Rozdział siódmy: Klątwa
65
Rozdział ósmy: Cele gniewu
78
Rozdział dziewiąty: Sroga północ
91
Rozdział dziesiąty: Cnota aniołów
103
Rozdział jedenasty: Szaleństwo i niepokój
118
Rozdział dwunasty: Bal
135
Rozdział trzynasty: Miecz Anioła
152
Rozdział czternasty: Ciche Miasto
164
Rozdział piętnasty: Tysiące
178
Rozdział szesnasty: Dzika furia
189
Rozdział siedemnasty: W snach
197
Rozdział dziewiętnasty: Jeśli zdrada ma prawo bytu
218
Rozdział dwudziesty: Ostatni sen
227
Rozdział dwudziesty pierwszy: Węgle ogniste
240
Prolog: Odrzuceni umarli
Mgła była gęsta. Tłumiła dźwięk i przesłaniała wzrok. Tam, gdzie się rozstępowała, Will
Herondale mógł zobaczyć wznoszącą się przed nim mokrą i śliską ulicę, uczernioną deszczem oraz
słyszeć głosy umarłych.
Nie wszyscy Nocni Łowcy byli w stanie słyszeć duchy, chyba że duchy chciały być usłyszane,
ale Will był jednym z tych nielicznych, którzy tą zdolność posiadali. Gdy zbliżał się do starego
cmentarza, ich nierówny, muzyczny chór stał się głośniejszy. Zawodziły i lamentowały. Krzyczały i
warczały. Will wiedział, że to nie było ciche miejsce spoczynku. Nie pierwszy raz odwiedzał Cross
Bones Graveyard niedaleko London Bridge. Starał się jak mógł nie zwracać uwagi na hałas. Garbił
się tak, aby kołnierz zakrywał mu uszy. Głowę miał pochyloną. Drobny deszcz zwilżał jego czarne
włosy.
Wejście do cmentarza znajdowało się w połowie przecznicy. W wysokim, kamiennym murze
umieszczono bramę z kutego żelaza. Każdy przechodzący obok przyziemny mógł zobaczyć zawiązane
na niej grube łańcuchy. Znak, że ten teren jest zamknięty. Ostatnie ciało pochowano tu piętnaście lat
temu, ale samo to miejsce nie zostało jak dotąd zbezczeszczone. Gdy Will zbliżał się do bramy, z
mgły wyłoniło się coś, czego żaden przyziemny nie mógł zobaczyć – wielka kołatka z brązu w
kształcie ręki o niesamowicie chudych, kościstych palcach. Krzywiąc się, Will sięgnął dłonią w
rękawicy po kołatkę, uniósł ją i pozwolił jej opaść jeden raz, drugi raz, trzeci raz. Głuchy brzdęk
odbijał się echem poprzez noc, niczym grzechot łańcuchów ducha Marley'a.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Za bramą Will widział mgłę unoszącą się nad ziemią
niczym para wodna, zasłaniającą nagrobki i długie, nierówne pasy ziemi między nimi. Mgła zaczęła
powoli unosić i zlewać się, zyskując upiorny, niebieski blask. Will chwycił dłońmi pręty bramy.
Zimno metalu przeniknęło przez jego rękawice aż do kości. Zadrżał. To było więcej niż zwykłe
zimno. Gdy duchy pojawiały się, czerpały energię ze swego otoczenia, pozbawiając ciepła powietrze
i przestrzeń wokół nich. Will poczuł ciarki na plecach, a włosy na jego karku zjeżyły się, gdy
niebieska mgła wirowała, nabierając powoli kształtu starej kobiety w poszarpanej sukni i białym
fartuchu. Jej głowa była pochylona.
– Witaj, Mol – powiedział Will – pragnę zauważyć, że wyglądasz nadzwyczaj pięknie tego
wieczoru.
Duch uniósł głowę. Stara Molly była silnym duchem, jednym z silniejszych, które napotkał na
swojej drodze Will. Nie wyglądała na przezroczystą, mimo blasku księżyca sączącego się przez
wyrwę w chmurach. Jej ciało było stałe, jej włosy były gęstym, żółto – siwym splotem,
przerzuconym przez jedno ramię, a swoje szorstkie, czerwone dłonie opierała na biodrach. Jedynie
jej oczy były puste. Bliźniacze, niebieskie płomyki migotały w ich głębi.
– William Herondale – odpowiedziała. – Tak szybko z powrotem?
Zbliżyła się do bramy z tą zwiewnością charakterystyczną dla duchów. Jej stopy były gołe i
brudne, mimo że nigdy nie dotknęły ziemi.
Will oparł się o bramę.
– Wiesz, że tęskniłem za twoją śliczną twarzyczką. Uśmiechnęła się, a jej oczy zamigotały i
mignęła mu na chwilę jej czaszka, ukryta pod półprzezroczystą skórą. Chmury nad nimi, czarne i
grzmiące, znowu zamknęły się i przesłoniły księżyc. Patrząc bezmyślnie przed siebie, Will
zastanawiał się, co też Stara Molly mogła uczynić, aby zasłużyć na pochówek tutaj, z dala od
poświęconej ziemi. Większość z szepczących głosów umarłych należała do prostytutek, samobójców
i poronionych dzieci – do tych odrzuconych umarłych, których nie można było pochować na
cmentarzu przy kościele. Jednak Molly udało się osiągnąć całkiem spore zyski ze swojej sytuacji,
więc może aż tak bardzo jej to nie przeszkadzało.
Zachichotała.
– Zatem czego chcesz, młody Nocny Łowco? Jad Malphasa? Mam pazur demona Morax,
starannie wypolerowany, a trucizny na jego końcu w ogóle nie widać…
– Nie – powiedział Will. – Nie tego pragnę. Potrzebuję prochu demona Foraii, startego
dokładnie.
Gdyby duch mógł zbladnąć, Stara Molly zbladłaby, ale skoro nie mogła, gdy Will mówił, drgała
niczym płomień świecy przy otwartym oknie. Gdy skończył, odwróciła głowę na bok i splunęła
niebieskim płomieniem.
Will westchnął. Zimne powietrze zamieniło jego oddech w mgłę. – Jestem pewien, że to nie jest
najgorsza rzecz, za jaką ci kiedykolwiek zapłacono, Staruszko Mol – powiedział. Zawsze tak było.
Sprzeczała się z nim, ale potem w końcu dawała za wygraną. Magnus zdążył wysłać Willa do Starej
Mol już kilka razy, raz po czarne, cuchnące świece, które lepiły się do jego skóry niczym smoła, raz
po kości nienarodzonego dziecka, raz po kilka sztuk gałek ocznych faerie, które zaplamiły jego
koszulę krwią. W porównaniu z tym proch demona Fora – ii wydawał się przyjemny.
Wsunęła dłonie do kieszeni na przodzie fartucha. Gdy wyciągnęła je, trzymała wyblakłą
sakiewkę przewiązaną strzępem brudnej wstążki. Potrząsnęła wolno głową. – Sądzisz, że jestem
głupia – powiedziała ochryple. – To pułapka, tak? Wy, Nefilim, przyłapiecie mnie na sprzedawaniu
tego rodzaju rzeczy i gra skończona dla Staruszki Mol, że tak powiem.
– Jesteś przecież już dawno martwa – Will starał się jak mógł nie brzmieć gniewnie. – Chyba
nie wyobrażasz sobie, że Klawe może ci coś w takiej sytuacji zrobić.
– Pff – jej puste oczy zapłonęły – poziemne więzienia Cichych Braci potrafią zatrzymać
zarówno żywych, jak i umarłych, wiesz o tym, Willu Herondale.
Will uniósł dłonie. – Żadnych sztuczek z mojej strony, staruszko. Na pewno słyszałaś plotki
krążące w podziemnym świecie. Klawe ma inne sprawy na głowie, niż tropienie duchów, które
zajmują się dystrybucją prochów demonów i krwi faerie – pochylił się do przodu.
– Dobrze ci zapłacę – wyciągnął z kieszeni płócienną sakiewkę i pomachał nią przed jej
oczami. Zabrzęczała, jakby w środku były monety. – Wszystkie pasują do twojego opisu, Mol. Na jej
twarzy malowała się chciwość. Stężała na tyle, żeby móc wsiąść od niego sakiewkę. Zanurzyła w
niej jedną dłoń i wyciągnęła garść pierścionków – złotych ślubnych obrączek, każda ozdobiona
węzłem. Stara Mol, jak wiele innych duchów, wiecznie szukała tego talizmanu, tego utraconego
fragmentu przeszłości, który raz na zawsze pozwoliłby jej umrzeć, tej kotwicy, która więziła ją w tym
świecie. W jej przypadku była to jej ślubna obrączka. Magnus powiedział Willowi, że w mniemaniu
wszystkich ten pierścionek już dawno przepadł, zakopany w mulistym dnie Tamizy, ale ona w
międzyczasie przyjmowała każdą sakiewkę znalezionych pierścionków w nadziei, że jeden z nich
okaże się jej własnością. Jak dotąd, nie odnalazła go.
Wrzuciła pierścionki z powrotem do sakiewki, która zniknęła gdzieś w jej ubraniu i dała mu w
zamian złożoną saszetkę prochów. Włożył ją właśnie do kieszeni płaszcza, gdy duch zaczął migotać i
zanikać – zaczekaj, Mol. To nie wszystko, po co przyszedłem dziś w nocy. Duch zadrgał. Chciwość
walczyła z jej instynktem samozachowawczym. W końcu chrząknęła. – No dobrze. W takim razie,
czego jeszcze potrzebujesz?
Will zawahał się. To nie było coś, po co przysłał go Magnus. To było coś, co chciał wiedzieć
dla siebie. – Eliksiry miłosne…
Stara Mol wybuchła skrzekliwym śmiechem. – Eliksiry miłosne? Dla Willa Herondale? Nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin