Howard Robert E - Conan obieżyświat.pdf

(566 KB) Pobierz
ROBERT E. HOWARD
L. SPRAGUE DE CAMP
LIN CARTER
CONAN OBIEŻYŚWIAT
TYTUŁ ORYGINAŁU: CONAN THE WANDERER
PRZEKŁAD ZBIGNIEW A. KRÓLICKI ROBERT P. LIPSKI
Mapa na wyklejce powstała na podstawie notatek i szkiców Roberta E. Howarda oraz
map
stworzonych przez P. Schuylera Millera, Johna D. Clarka, Davida Kyle’a i L.
Sprague’a de
Campa.
Notki biograficzne przed opowiadaniami zostały napisane na podstawie artykułu P.
Schuyleta Millera i dr. Johna D. Clarka Prawdobny przebieg kariery Conana (A
Probable
Outline of Conan’s Career) opublikowanym w The Hyborian Age (Los Angeles, 1938)
oraz
na podstawie rozszerzonej wersji tego eseju p.t. Nieoficjalna biografia Conana
Cymeryjczyka
(An Informal Biography of Conan the Cimmeriam), którego autorami są P. Schuyler
Miller,
John Clark i L. Sprague de Camp, a który został opublikowany w czasopiśmie
poświeconym
twórczości Howarda Amra (tom 2, nr 8).
Blatck Tears: pierwodruk w 1968 roku w tym tomie.
Shadows in Zamboula: pierwodruk w październikowym numerze Weird Tales, 1935.
The Devil in Iron: pierwodruk w sierpniowym numerze Weird Tales. 1934.
The Flame Knife: pierwodruk w Tales of Conan, Gnome Press, 1955
WSTĘP
Twórca Conana, Robert E. Howard (1906–36), urodził się w Peaster w Teksasie, a
większość swego życia spędził w samym środku tego stanu, w Cross Plains. W ciągu
swego
krótkiego życia (zakończonego samobójstwem w wieku trzydziestu lat) wyprodukował
ogromną ilość popularnej beletrystyki: sportowej, kryminalnej, historycznej,
przygodowej,
westernów, science fiction i opowieści grozy, nie wspominając już o wierszach i
licznych
utworach fantasy. Z kilku jego cykli heroic fantasy największą popularność
zyskały
opowieści o Conanie. Osiemnaście z nich doczekało się publikacji za życia
autora, osiem
innych (w różnych stadiach zaawansowania: od luźnych fragmentów i szkiców fabuły
do
kompletnych rękopisów) znaleziono w papierach Howarda po roku 1950. Niekompletne
opowiadania zostały dokończone przez Lina Cartera i przeze mnie.
Ponadto we wczesnych łatach pięćdziesiątych przerobiłem cztery niepublikowane
teksty
Howarda — przygodowe opowiadania osadzone w realiach średniowiecznego lub
współczesnego Orientu — na opowieści z cyklu conanowskiego: zmieniłem imiona,
usunąłem anachronizmy i wprowadziłem elementy zjawisk nadprzyrodzonych. Okazało
się to
nietrudne, gdyż bohaterowie Howarda są do siebie podobni jak garnitury szyte z
tego samego
materiału i ostatecznie opowieści te są przynajmniej w trzech czwartych lub
czterech piątych
oryginalnymi dziełami Howarda.
Najdłuższą z nich jest „Płomienny nóż”. Howard napisał ją w roku 1934 jako
liczącą
42.000 słów krótką powieść o przygodach we współczesnym mu Afganistanie,
zatytułowaną
„Przeznaczenie o trzech ostrzach”. Jej bohaterem był Francis X. Gordon, należący
do wielkiej
howardowskiej rodziny muskularnych, awanturniczych, irlandzkich poszukiwaczy
przygód
występujący w kilku opublikowanych opowiadaniach o przygodach w krainach
Wschodu. W
„Przeznaczeniu o trzech ostrzach” odkrywa tajemnice kultu, który jest
współczesnym
wariantem średniowiecznych Asasynów. Gdy pierwotnej wersji utworu nie udało się
sprzedać, Howard skrócił ją w roku 1935 do 24.000 słów, ale i ta nie znalazła
nabywcy.
Opowiadanie wykazuje wpływy Harolda Lamba i Talbota Mundy’ego. Obecna wersja,
której
jestem współautorem, liczy 31.000 słów i pod względem długości jest kompromisem
pomiędzy obiema wersjami Howarda.
Carter i ja napisaliśmy też kilka pastiszy opartych na wzmiankach w notatkach i
listach
Howarda, aby wypełnić luki w sadze. Prezentowane w niniejszym tomie „Czarne łzy”
jednym z nich.
Wszystkie te opowiadania należą do podgatunku literatury fantastycznej, który
znawcy
określają jako „heroic fantasy” lub czasami „literaturę szermierki i magii”.
Akcja takich
utworów rozgrywa się w wymyślonej starożytności lub średniowieczu — czasami na
Ziemi
takiej, jaką była dawno temu albo będzie w odległej przyszłości, czasami na
innej planecie
albo zgoła w innym wymiarze — w każdym razie gdzieś, gdzie działa magia, a
nowoczesna
technologia jeszcze nie została odkryta. Przykładami tego gatunku — poza cyklem
o Conanie
— mogą być „The Worm Ouroboros” E.R. Eddisona, trylogia „Władca Pierścieni”
J.R.R.
Tolkiena, „The Well of the Unicorn” Fletchera Pratta i opowieści Fritza Leibera
o Fafhrd i
Grayu Mouserze. Dobrze napisane utwory tego gatunku są źródłem najlepszej
zabawy, jaką
można znaleźć w literaturze.
Wśród kilku sztandarowych postaci howardowskiej fantasy Cymeryjczyk Conan jawi
się
jako bohater nr 1. Conan żył, kochał i podróżował w świecie wymyślonej Ery
Hyboryjskiej,
około dwunastu tysięcy lat temu, pomiędzy zatonięciem Atlantydy a początkiem
znanej nam
historii. Ów, gigantycznej postury, barbarzyński awanturnik z posępnej,
zacofanej krainy na
północnych kresach, Cymerii, w bitwach, pojedynkach i karczemnych burdach
przemierzył
pół świata brodząc w rzekach krwi i pokonując wrogów zarówno śmiertelnych, jak i
nadprzyrodzonych, by w końcu zostać królem potężnego hyboryjskiego królestwa —
Akwilonii.
Przybywszy do królestwa Zamory (patrz mapa) jako surowy, niezgrabny i nie
uznający
żadnych praw młodzieniec, przez kilka lat wiódł Conan tam i w sąsiednich krajach
niebezpieczny żywot złodzieja. Zmęczony w końcu tą głodową egzystencją,
zaciągnął się
jako najemnik do wojsk Turanu. Przez kolejne dwa lata wiele podróżował i
pogłębiał swoje
umiejętności łucznicze i jeździeckie.
W rezultacie kłótni o kobietę ze swoim zwierzchnikiem Conan uciekł z Turanu. Po
zakończonej niepowodzeniem próbie poszukiwania skarbów w Zamorze i krótkiej
wizycie w
rodzinnej Cymerii rozpoczął karierę najemnego żołnierza w królestwach
hyboryjskich.
Okoliczności — jak zwykle gwałtowne — czynią zeń pirata u wybrzeży Kush.
Towarzyszy
mu shemicka piratka Belit i załoga krwiożerczych czarnoskórych. Po śmierci Belit
Conan
zostaje wodzem jednego z czarnych plemion, potem służy jako najemnik w Shemie i
południowych państwach hyboryjskich.
Jeszcze później pojawił się jako przywódca kozaków — banitów, wędrujących po
stepach
pomiędzy krajami hyboryjskimi a Turanem. Dowodził też pirackim statkiem na
wielkim,
śródlądowym Morzu Vilayet.
Służąc jako kapitan w gwardii królowej Taramis w Khauranie, Conan został
schwytany
przez wrogów królowej, którzy go ukrzyżowali. Gdy nadleciał sęp, próbując
wydziobać mu
oczy, Conan odgryzł ptakowi głowę. (Nie znajdziecie twardszego bohatera.)
Zaporoskanin
Olgierd Władysław, przywódca bandy Zuagirów (koczownicze plemię wschodnich
Shemitów, zamieszkujące pustynię), natknął się na Conana w tym krytycznym
momencie i
uratował go — zresztą dla swoich własnych celów. Gdy narosły tarcia pomiędzy
Conanem a
Olgierdem, zawzięty Cymeryjczyk bezlitośnie pozbawił Olgierda przywództwa bandy,
którą
— po przywróceniu tronu królowej Taramis — poprowadził na wschód, by łupić
Turańczyków. W tym miejscu zaczyna się ta historia.
L. Sprague de Camp
przeł. Ryszard Borys
CZARNE ŁZY
Black Tears
L. Sprague de Camp
Lin Carter
Pomógłszy królowej Taramis odzyskać tron Conan udaje się ze swymi Zuagirami na
wschód grabić turańskie miasteczka i karawany. Cymeryjczyk ma trzydzieści jeden
lat i jest w
szczytowej formie. Już drugi rok spędza wśród synów pustyni — najpierw jako
zastępca
Olgierda, a później jako ich wódz. Jednak okrutny i energiczny król Yezdigerd
szybko reaguje
na wyczyny Conana; wysyła silny który ma go złapać w pułapkę.
1
W POTRZASKU
Bezlitosne słońce prażyło z rozpalonego do białości nieba. Nagie, wyschnięte
piaski Shan–
e–Sorkh, Czerwonego Pustkowia, kąpały się w tym buchającym jak z pieca żarze.
Nic nie
poruszało się w nieruchomym powietrzu; nieliczne kolczaste krzaki porastające
niskie,
obsypane piachem pagórki wznoszące się murem na skraju Pustkowia nawet nie
drgnęły.
Tak samo, jak ukryci za nimi żołnierze, którzy czujnie obserwowali szlak.
W tym miejscu jakiś pradawny konflikt sił natury pozostawił głęboką szczelinę w
skarpie.
Wieki erozji poszerzyły ją, lecz wciąż był to wąski parów — idealne miejsce na
zasadzkę.
Przez cały długi, upalny ranek na szczytach pagórków krył się oddział turańskich
żołnierzy.
Omdlewając z gorąca w swoich długich kolczugach i łuskowych pancerzach, czekali
z
obolałymi kolanami i pośladkami. Ich kapitan, emir Boghra Chan, klnąc pod nosem
znosił
niewygody długiego oczekiwania razem ze swoimi podkomendnymi. Gardło miał
wyschnięte
jak stary rzemień i piekł się w swojej zbroi niczym jagnię na rożnie. W tej
przeklętej krainie
śmierci i palącego słońca człowiek nawet nie mógł się porządnie spocić — suche
powietrze
pustyni chciwie wypijało każdą kroplę wilgoci, pozostawiając ciało wyschnięte
jak
pomarszczony język stygijskiej mumii.
Emir zamrugał i potarłszy powieki zmrużył oczy przed blaskiem, wypatrując
krótkich
błysków światła. To ukryty za wydmą zwiadowca lustrem przekazywał sygnały
oczekującemu na szczycie pagórka dowódcy.
Niebawem można już było dostrzec chmurę pyłu. Otyły, czarnobrody szlachcic
turański
uśmiechnął się i zapomniał o niewygodach. Zdrajca–informator chyba rzeczywiście
zasłużył
na te ogromne pieniądze, które mu wypłacono!
Wkrótce Boghra Chan mógł już rozróżnić poszczególnych wojowników, jadących
rzędem
na drobnych, pustynnych konikach. Kiedy banda odzianych w powiewne, białe
chałaty
Zuagirów wyłoniła się z chmury pyłu wzbijanego przez kopyta wierzchowców,
turański
oficer mógł dojrzeć nawet ich ciemne, wychudłe twarze o orlich rysach — tak
przejrzyste
było powietrze pustyni i tak jasno świeciło słońce. Turańczyk upajał się tym
widokiem
niczym czerwonym, aghrapurskim winem z prywatnych zapasów młodego króla
Yezdigerda.
Ta banda rabusiów od lat grasowała na pograniczu Turanu, plądrując miasta,
składy
handlowe i podróżujące tędy karawany kupieckie — najpierw pod wodzą
zatwardziałego
zaporoskijskiego zbója, Olgierda Władysława, później, od przeszło roku,
dowodzona przez
jego godnego następcę — Conana. W końcu turańskim szpiegom wysłanym do wiosek
przyjaźnie nastawionych do rabusiów udało się znaleźć przekupnego członka bandy
niejakiego Vardanesa, nie Zuagira, lecz Zamoranina. Vardanesa łączyło przymierze
krwi z
obalonym przez Conana Olgierdem; nie tylko pałał żądzą zemsty, ale także chciał
pozbyć się
cudzoziemca, który przejął władzę nad bandą.
Boghra Chan w zadumie gładził długą brodę. Zamorański zdrajca był uśmiechniętym,
wesołym zbójem, drogim sercu Turańczyka. Mały, chudy, zwinny i przystojny
Vardanes,
chełpliwy i zuchwały jak młody bóg, był miłym kompanem do bitki i wypitki,
chociaż
wyrachowanym i zdradliwym jak grzechotnik.
Zuagirowie wjeżdżali już do wąwozu. Na czele straży przedniej jechał Vardanes,
dosiadający pięknej, karej klaczy. Boghra Chan podniósł rękę, stawiając swoich
ludzi w
pogotowiu. Chciał, żeby jak najwięcej Zuagirów wjechało do parowu, zanim
zatrzaśnie
szczęki pułapki. Tylko Vardanes zdoła wyjechać z wąwozu.
Kiedy jeździec na czarnym koniu wyłonił się spośród bloków piaskowca, Boghra
gwałtownym ruchem opuścił dłoń.
— Bić psów! — zagrzmiał, wstając.
Grad strzał spadł na Zuagirów jak śmiercionośny deszcz. W jednej chwili równa
kawalkada jeźdźców zmieniła się w kłębowisko wrzeszczących ludzi i wierzgających
koni.
Chmary strzał opadały na nich raz po raz. Synowie pustyni walili się na ziemię,
kurczowo
szarpiąc pierzaste bełty, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
wyrastały z ich ciał.
Konie rżały przeraźliwie, gdy ostre groty rozcinały ich boki. Obłok dławiącego
pyłu uniósł się
w górę spowijając parów. Był tak gęsty, że Boghra Chan kazał swoim łucznikom
zaprzestać
na chwilę, strzelania, aby nie marnowali strzał. Ten nagły przypływ skąpstwa
zgubił go.
Wśród zgiełku dał się słyszeć donośny, dźwięczny głos, który opanował
zamieszanie:
— Na zbocza! Na nich!
Głos należał do Conana. W chwilę później gigantyczna postać Cymeryjczyka
pojawiła się
na stromym stoku. Barbarzyńca gnał jak szalony w górę na swoim olbrzymim, dzikim
rumaku. Ktoś mógłby sądzić, że tylko głupiec lub wariat może szarżować pod górę
na
stromym zboczu pokrytym sypkim piaskiem i odłamkami zwietrzałej skały, ale Conan
nie był
ani jednym, ani drugim. Istotnie, ogarnęła go szalona żądza odwetu, lecz ta
ponura,
pociemniała od słońca twarz i oczy płonące pod zmarszczonymi brwiami jak dwa
błękitne
płomienie należały do zahartowanego w bojach, doświadczonego wojownika.
Wiedział, że
często jedynym wyjściem z zasadzki jest zaskoczenie przeciwnika jakimś
niespodziewanym
ruchem.
Zdumieni wojownicy turańscy na moment zapomnieli o swych hakach. Z chmury pyłu
wypadła na nich wyjąca horda rozwścieczonych Zuagirów, którzy pieszo lub konno
zdołali
się wdrapać na szczyt pagórka. W jednej chwili pustynni wojownicy — liczniejsi,
niż się emir
spodziewał — runęli z wrzaskiem na turańskich żołnierzy; klnąc i wydając bojowe
okrzyki
siekli zakrzywionymi szablami.
Olbrzymi Cymeryjczyk jechał na czele atakujących. Strzały porwały mu biały
chałat
odsłaniając czarno błyszczącą zbroję, która okrywała imponująco umięśniony tors.
Spod
stalowego hełmu spływała zmierzwiona grzywa nie przyciętych włosów, powiewając
za nim
jak poszarpany proporzec; przypadkowa strzała zerwała mu zawój. Wpadł na
rozszalałym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin