Samotność dziecka.doc

(1193 KB) Pobierz
Maria Łopatkowa

Maria Łopatkowa

Samotność dziecka

Wydanie drugie

 

WARSZAWA 1989

Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne

Okładka i karta tytułowa Cecylia Staniszewska

Redaktor Elżbieta Nowacka \

Redaktor techniczny Magdalena Byczynska

Korektor Andrzej Grzybowski •&. u^ l*.

 

Copyright

by Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne . Warszawa 1983

Printed m Poland "•

ISBN 83-02-02017-6

Wydawnictwa Szkolne l Pedagogiczne

Warszawa 1989

Wydanie drugie. Nakład 9860+140 egz. Arkuszy druk. 16,25, wyd. 11,95. Oddano do składania 1988-03-03

Zamówienie nr 1211.

Papier druk. mat. pd. kl. V, 71 g, 82X104 cm. „     Podpisano do druku "w październiku 1988 r. Druk ukończono "w styczniu 1989 r. Zakłady Graficzne w Toruniu Żarn. 1211. MEN „18".


Dzieci myślą sercem —

nie rozumem Dlatego nieraz jest nam

tak trudno Odnaleźć wspólny język z nimi

Iwan, Dracz

Wstęp

Termin «człowiek samotny» w powszechnym rozu­mieniu ujmowany jest dwojako: jako ten, kto jest po­zbawiony bezpośredniego kontaktu z ludźmi (samotny żeglarz) lub jako ten, kto nie ma żadnej bliskiej mu uczuciowo osoby.

Pierwsze określenie odnosi się zatem, do fizycznego 'oddalenia od ludzi, drugie zaś — do psychicznego od nich oddalenia, do braku emocjonalnej łączności.

Jan Szczepański odróżnia samotność i osamotnienie jako dwa różne stany i postacie ludzkiego bytowania. Dowodzi on, iż samotność jest wyłącznym obcowaniem z sobą samym, ze swym wewnętrznym światem, nato­miast osamotnienie jest brakiem kontaktu z innymi ludźmi oraz z sobą samym. „Osamotnienie może więc być także wynikiem niemożności schronienia się w sa­motność swojego wewnętrznego świata, jeżeli nie uczyliśmy się żyć i działać w tym naszym wewnę­trznym świecie. Są ludzie żyjący tylko w świecie .ze­wnętrznych rzeczy i innych ludzi." '

W moich rozważaniach będę używała zamiennie ter­minu samotność i osamotnienie, pojmując je jako po­czucie osamotnienia, czyli stan psychiczny charaktery-

1 Jan Szczepański Sprawy ludzkie. Warszawa, Czytelnik 1978, s. 20—21.


żujący się bolesną dolegliwością braku więzi i stałego kontaktu z osobą dla dziecka znaczącą.

Fizyczne oddalenie od ludzi będzie także przeze mnie brane pod uwagę, głównie jednak w aspekcie wpływu na przeżycia dziecka, na jego rozwój psy­chiczny.

Stosując zamiennie: samotność i osamotnienie mam na względzie dwa uzasadnienia. Pierwsze — o czym wspomina prof. J. Szczepański — utożsamienie tych pojęć w powszechnym, popularnym rozumieniu. I dru­gie — różnica jakościowa pojęć samotności i osamot­nienia dziecka a człowieka dorosłego. Ten ostatni ma­jąc swój wewnętrzny świat, może się do niego schronić, może z niego czerpać treści do życia, izolując się od ludzi. Jest to samotność nie obarczona egzystencjalną pustką, czyli nie przekraczająca granic psychicznej wy­trzymałości.

Natomiast dziecko jeszcze tego wewnętrznego świata nie posiada (niemowlę) lub posiada (dziecko starsze), w stopniu ograniczonym i tak ściśle powiązanym ze światem zewnętrznym, że oddzielenie tych dwu świa­tów niesie z sobą katastrofę rozwoju personalnego.

Jeśli brak jest świata wewnętrznego nie można się do niego schronić ani z nim kontaktować. Pozostaje więc brak kontaktu z sobą samym i z ludźmi —• czyli -osamotnienie.

Wprawdzie dziecko osamotnione w samoobronie pró­buje sobie 'ów świat wewnętrzny stwarzać, nie jest to jednak— jak będę chciała wykazać — zadaniem na jego siły.

Tak więc posługując się zespolonym terminem: sa­motność — osamotnienie, nie sprzeniewierzam się po­działowi tych pojęć, jakiego w stosunku do ludzi do­rosłych dokonał prof. J. Szczepański, natomiast sta­


ram się objąć nimi specyficzny teren doznań i odczuć

dziecięcych.

Podobnie zamiennie będę używała słów: strach i lęk, które zazwyczaj towarzyszą poczuciu osamotnienia dziecka.

Poczucie dziecięcego osamotnienia może być świado­me i nieświadome. Niemowlę nie ma jeszcze świado­mości braku matki, lecz ma już odczucie jej braku.

Cyrille Kouperfiik * pisze, że podczas dziewięciu miesięcy matka i dziecko tworzą kontinuum biologicz­ne. „Wszystko więc przemawia za tym, że w chwili urodzenia dziecko musi czuć się osamotnione czy opusz­czone".                             ,

Pojęcie samotność dziecka zawiera w sobie istotny, trwały czynnik, jakim jest brak matki i jej miłości. Określeniem „matka" będę się posługiwała także w rozumieniu matki zastępczej, czyli każdej osoby dla dziecka znaczącej, która wypełnia funkcje macierzyń­skie. Brak tej osoby jest brakiem podstawowym w za­spokajaniu elementarnych psychofizycznych potrzeb dziecka, musi więc działać destrukcyjnie. Różnica pod tym względem między dzieckiem a dorosłym jest duża.

Dla dziecka więź z matką jest niezbędna nie tylko do zaspokojenia potrzeb uczuciowych, lecz więź ta jest warunkiem jego prawidłowego rozwoju emocjonalnego bez czego nie może być pełnowartościowej osobowości. •v Więź jest więc środkiem do czegoś, a nie jedynie składnikiem stanu psychicznego, którego obecność ów stan bogaci, nieobecność zaś zuboża.

Poczucie osamotnienia u człowieka dorosłego', o ufor­mowanej w swych zasadniczych konturach osobowości wywołuje. stany przygnębienia lub smutku, lecz nie

* Ren6 Zazzo Przywiązawe. Warszawa, PWN 1.978, s. 111.


deformuje całej struktury psychicznej, bo jest ona, -w odróżnieniu od struktury dziecka, już ukształtowana..

Nasilone stany osamotnienia mogą wprawdzie poczy­nić szkody i w psychice dorosłych. Mogą, lecz nie mu­szą. U dziecka zawsze muszą. U ludzi dorosłych samot­ność może być czasem wyborem nie koniecznością. U dziecka nigdy nie jest wyborem, jest to bowiem sprzeczne z naturą dziecięcego okresu.

Terminem samotność dziecka obejmuję krótsze, dłuż­sze i trwałe stany, w których dziecko czuje się osamot­nione. Nie wszystkie one czynią znaczące szkody w rozwoju dziecięcym, ale wszystkie należą do przeżyć przykrych, których łagodzenie i eliminowanie to po­winności ludzi dorosłych, albowiem oni to je powodu­ją. Im mniej smutku w dzieciństwie, tym łatwiej o ra­dość w latach dojrzałych.

Poczucie dziecięcego osamotnienia może mieć różne stopnie intensywności i różne zakresy. Dziecko może czuć się osamotnione całkowicie (,,jestem niczyje, nic" — wypowiedź jednego z dzieci osieroconych) lub osamotnione częściowo. Osamotnienie częściowe wystę-.puje wówczas, gdy spośród bliskich dziecku osób jed­na odchodzi, lecz inne pozostają.

W samotności dziecka będę brała pod uwagę, oprócz ludzi, również zwierzęta i rzeczy. Bo chociaż człowiek dla dziecka jest istotą najważniejszą, to w tym okresie rozwojowym można się bardzo przywiązać do zabawki, do psa, do pomieszczenia, w którym dziecko ma poczu­cie bezpieczeństwa. Poczucie osamotnienia pociąga za sobą poczucie zagrożenia, niepokój.

. W skład pojęcia samotność dziecka włączyłam także sieroctwo i poświęcić mu zamierzam dużo miejsca. Jest to najcięższa forma samotności i najwięcej szkodliwych skutków niesie ze sobą. W placówkach opieki poczucie osamotnienia wzmaga odmienny od rodzinnego styl


życia i sieroca „firma", w której nie sposób ukryć swej samotności. Samotność ujawniona wbrew woli przed obcymi ludźmi zawsze jest gorsza do zniesienia od sa­motności ukrytej, nie szkodzącej godności już myślą-

; cego dziecka.

^ O samotności dziecka wiemy mało. Mało też ludzie dorośli przywiązują wagi do dziecięcego poczucia osa­motnienia. Odzwierciedla się to nawet w potocznych określeniach. Jest samotna matka, samotny ojciec, nie ma samotnego dziecka. Nie ma? Próbuję na to pytanie odpowiedzieć w niniejszej książce. Często posługuję się w niej nie moimi słowami. Przytaczam fragmenty do­kumentów, autentycznych zdarzeń, listów. One mają wymowę silniejszą od mego komentarza. Sporo spośród nich wpłynęło do mnie w trybie interwencyjnym. Za­wierały opisy wielu dziecięcych dramatów. Wówczas nie zawsze mogłam pomóc dziecku, chociaż wiedzia­łam, jak mu pomóc powinnam i czego ono ode mnie i od innych oczekuje. Na przeszkodzie stał bowiem często taki porządek rzeczy, który odpowiadał nie pra­gnieniom dziecka, lecz wyobrażeniom i interesom ludzi za sprawy dziecięce odpowiedzialnych.

Porządek ów nie był zazwyczaj dyktowany złą wolą ludzką. Wprowadzano go w imię dobra dziecka — ale dobra pojmowanego z pozycji człowieka dorosłego, mie­rzącego swoją miarą potrzeby dziecięce.

Miara ta w odniesieniu do potrzeb bytowych odpo­wiednio skorelowana z rozwojem fizycznym dziecka nie wymaga tak wielkiej korekty, jak miara odnosząca

.się do jego potrzeb psychicznych. Tu my dorośli ma­my wobec dziecka poważne przewinienia. Niejedno­krotnie to, co dla niego jest ogromnie ważne, bywa ma­ło lub nic nie znaczące dla osób dysponujących jego losem. Kto z nich zastanawia się nad tym, co przeżywa dziecko w placówce opiekuńczej przeniesione do innej


obcej mu grupy bez opiekunki, do której było przy­wiązane? Albo, ilu rodziców zabierając nagle do siebie dziecko wychowywane od kilku lat przez dziadków — liczy się z jego protestem?                  •

Decyzje ludzi dorosłych słuszne w jednej dziedzinie mogą być wysoce szkodliwe w innej, nie mniej istotnej dla dziecięcego rozwoju.

W medycynie do lekarstwa skutecznego na daną do­legliwość, lecz szkodliwie oddziaływającego na inne strefy zdrowotne dołącza się środki neutralizujące owe skutki uboczne. Rzadko, niestety, stosuje się tę zasadę w opiece wychowawczej nad dzieckiem. Stąd niejedno­krotnie w ważkich postanowieniach odnoszących się do systemu opiekuńczego poszczególnych grup czy jedno­stek dziecięcych, obok uzasadnień bezdyskusyjnych znaleźć można łatwo przewidywalne skutki ewidentnie szkodliwe. I tak np. niezaprzeczalna potrzeba wzmożo­nej opieki lekarskiej nad małymi dziećmi spowodowała u nas, i w wielu innych krajach, resortowy podział polegający na przekazaniu opieki nad dzieckiem do lat 3 ministerstwu zdrowia, powyżej zaś 3 lat -— minister­stwu oświaty.

Podział taki automatycznie pociągnął za sobą w pla­cówkach opieki całkowitej podział rodzeństw: 2-letnia siostra szła do domu małego dziecka, zaś 4-letni brat do domu dziecka. W ten sposób jedyna więź, która mo­gła uratować dzieci przed poczuciem całkowitego osie­rocenia, została zerwana.

Więź należy do zjawisk psychicznych, zabiegi pielę­gnacyjne — do zjawisk fizycznych. Troska o stronę fi­zyczną zawsze dominowała w praktyce nad troską o prawidłowy rozwój sfery emocjonalnej.

Stosowanie dotkliwych kar cielesnych jest prawnie uznawane za przestępstwo wobec dziecka. Stosowanie


dotkliwych kar psychicznych uchodzi dość powszech­nie bezkarnie.

Uderzenie fizyczne, powodujące kalectwo dziecka^ jest widoczne i napawa ludzi oburzeniem.

„Uderzenie" psychiczne, powodujące kalectwo uczuć,. jest niewidoczne, albowiem kalectwo to nie występuje w zdeformowanym kształcie fizycznym, natomiast ujawnia się w zachowaniu dziecka, w całym jego oka­leczonym życiu. Nie budzi to jednak zrozumienia i współczucia tak, jak kalectwo fizyczne. Ludzie bo­wiem nie wiążą tu niewidocznych przyczyn z widocz­nymi skutkami i dlatego obarczają winą za niewłaści­we postępowanie tych, wobec których sami są winni, Jest to tak, jakby człowiek, który przetrąciwszy nogę-drugiemu, miał potem do niego pretensje, że ten miast iść normalnie, kuleje.

Sporo jest na świecie takich „kulejących" nie ze swej winy dzieci. Gdyby zjawisko to miało tendencję-malejącą, nie trzeba byłoby bić na alarm. Niestety, dzieci z zaburzeniami w zachowaniu przybywa.

Coraz wyższy poziom materialny, coraz wyższy sto­pień wykształcenia, coraz wcześniejsze i intensywniej­sze dojrzewanie fizyczne młodzieży — i coraz bardziej zagrożona sfera psychiczna ludzi. Jest to wynik za­chwianej równowagi' dążeń ludzkich w zdobywaniu wartości materialnych i duchowych. Te ostatnie spy­chane są na dalszy plan przez tłumny pośpiech ku do­brom konsumpcyjnym. W pośpiechu, w tłumie trudno o życzliwość, wzajemną pomoc, poczucie bezpieczeń­stwa, zrozumienie. Za styl życia, jaki cywilizacja prze­mysłowa narzuciła człowiekowi, płaci on cenę bardzo-wysoką. Cena ta, to wzrastające wyobcowanie, aliena-cyjny smutek egzystencji pozbawionej oparcia wśród ludzi. Narastające pragnienie takiego oparcia młodzież. lokuje w nadziei na założenie własnej dobrej rodziny..

.9


l zakłada ją z miłości, bez przymusu, oczekując po niej

-wiele. Dlaczego więc tyle rodzin się rozpada? Dlaczego małżeństwa w coraz lepszych warunkach coraz gorzej

ze sobą żyją?

Można z całym prawdopodobieństwem domniemy­wać, że jedna z głównych przyczyn takiego stanu rze­czy tkwi w przecenianiu spraw bytowych i niedocenia­niu psychicznych. Brak właściwej troski o rozwój

-uczuć, o niezbędne dla tego rozwoju warunki sprawia, że sfera ta narażona jest — zwłaszcza w najwrażliw-szym okresie dzieciństwa — na liczne uszkodzenia i de­formacje. Można by było temu zapobiec, gdyby wiedza o potrzebach rozwojowych dziecka stosowana była po­wszechnie w praktyce.

Jeśli zmieniły się czasy i matki poszły do pracy

przekazując żłobkom opiekę nad swymi dziećmi, to żłobki powinny tę opiekę sprawować z jak najmniej­szym uszczerbkiem dla rozwoju emocjonalnego dziecka.

Personel żłobkowy stara się zastępować matki głów­nie w ich funkcjach pielęgnacyjnych. Ochrona sfery psychicznej ustępuje przed porządkiem organizacyj­nym, przed obawą o infekcję, przed potrzebami natury .żywieniowej i innej, nie jest to dziedzina w instytucji

Opiekuńczej ważna.

A jak dziedzina ta jest ważna w całym życiu ludz-

;kim — nie muszę udowadniać. Najwyższą wartość każ­dej ludzkiej egzystencji może nadać tylko miłość. Zdol­ność zaś do kochania trzeba umiejętnie rozwijać i strzec bardziej aniżeli wszelkie inne uzdolnienia. Zdol­ności muzyczne obejmują tylko jeden rewir możliwości psychofizycznych jednostki. Po utracie słuchu można

-tylko nie móc grać. Zdolność do emocjonalnego odbie­rania i tworzenia wartości obejmuje całego człowieka,

•zniszczenie jej to największa krzywda jaką można mu ^wyrządzić. Nie móc kochać, to nie móc żyć, można tyl-

10


ko istnieć. Czy zniszczenie lub uszkodzenie potencjal­nych możliwości rozwoju emocjonalnego jest potwier­dzone przez naukę? Potwierdzenie tego możemy zna­leźć niemal we wszystkich gałęziach wiedzy traktują­cej o ludzkiej osobowości.

Wyniki badań nad dziećmi wskazują na upośledze­nie zdolności nawiązywania prawidłowej więzi uczu­ciowej z drugim człowiekiem.

Badania osób określanych terminami psychopata, so-cjopata zawierają stwierdzenia: brak zdolności kocha­nia, brak sumienia, niedorozwój uczuć wyższych, oso­bowość antysocjalna.

Nauka nie jest pewna, jaką rolę odgrywają tu czyn­niki biologiczne, jest jednak zgodna co do tego, że czynniki środowiskowe nie są bez znaczenia, a nawet w wielu sytuacjach mogą decydująco wpłynąć na pra­widłowy lub nieprawidłowy rozwój psychiczny czło­wieka. Zwłaszcza dotyczy to okresu dzieciństwa, w. którym wychowalność ma największe szansę skutecz­ności.

Jeśli zgadzamy^się z tak postawionym zagadnieniem, 'to trzeba także uznać wypływający z tego logiczny .jwniosek: praktykę opiekuńczo-wychowawczą należy -"doskonalić w tym kierunku, by eliminować z niej wszystko, co szkodzi rozwojowi psychicznemu dziecka a przed czym przestrzega nauka i mądrość życiowa, oparta na doświadczeniach pracy wychowawczej.

Wniosek taki wydaje się niemal truizmem. Stosowa­nie wiedzy w praktyce jest chwalebnym znakiem na­szych czasów. Racjonalizacja święci nie spotykane do­tąd triumfy. I jest to prawdą, lecz odnoszącą się do po­stępu technicznego i gospodarczego. O postępie w wy­chowaniu można by mówić wtedy, gdyby ludzie lu­dziom byli coraz bliżsi. Jak dotąd ani wyniki badań, ani obserwacje potoczne »»a to nie wskazują.

11


Istnieje wprawdzie termin „postęp pedagogiczny" -'-ogranicza się jednak do dziedziny nauczania.  ,     '

Nad brakiem ofensywności wychowawczej zaciążyła w znacznym stopniu rozbieżność teorii z praktyką. Roz­bieżność ta tak dalece utrwaliła się w rzeczywistości, że nie narusza spokoju — poza nielicznymi wyjątka­mi — ani teoretykom, ani praktykom wychowania. Teoretycy nie protestują, kiedy środki masowego prze­kazu lansują od czasu do czasu formy pomocy dzie­ciom będące zaprzeczeniem podstawowych zasad peda­gogiki. Praktycy nie protestują, kiedy teoretyk inter­pretuje wyniki badań w sposób nie odpowiadający prawdzie faktów pedagogicznych.

Tak to jedni drugim nie przeszkadzają, chociaż prze­szkadzać powinni. Dzięki tym twórczym „przeszkodom" rozwinąć by się mógł autentyczny racjonalizatorski ruch w wychowaniu i opiece nad dzieckiem. Ruch ten

•pozyskawszy sobie reprezentantów polityki społeczno-

-wychowawczej mógłby mieć istotny wpływ na dosko­nalenie systemu wychowawczego, na funkcjonowanie poszczególnych jego ogniw, a co za tym idzie na pracę z konkretnym dzieckiem odpowiadającą, jego odrębno­ści psychicznej i sytuacyjnej.

Zespolenie wysiłków pedagogów, lekarzy, dzienni­karzy, twórców może dać wiele nie tylko dziecku, nam wszystkim. Bo od tego czy i jak rozwiniemy uczucia wyższe u naszych dzieci — zależna będzie nasza przy­szłość.

To one, już usamodzielnione, albo podeprą nas, zmę­czonych życiem, albo odejdą i skażą na samotność. Sa­motność u kresu istnienia i na jego początku jest nieco do siebie podobna w ciężarze nieproporcjonalnym do sił. Małe dziecko jest jeszcze za słabe, starzec jest już za słaby, by ją bez szwanku psychicznego unieść.

12


Oba te rodzaje samotności, jakościowo bardzo różne i bardzo od siebie odległe, są jednak wzajemnie uwa­runkowane.                                     /

Uszkodzenia mechanizmów emocjonalnych we wcze­snych latach powodują, także w późniejszych okresach, zakłócenia w kontaktach międzyludzkich, zwłaszcza ro­dzinnych. To z kolei prowadzi do zaniku więzi, jeśli takowe istniały, i do całkowitego osamotnienia w wie­ku emerytalnym.

Do podjęcia tematu samotności dziecka nie skłoniła mnie jednak tylko obawa o nasz starczy, nieuchronny los.

. Skłoniło mnie do tego także cierpienie niektórych ludzi młodych daremnie usiłujących nawiązać kontak­ty emocjonalne z otoczeniem. Nie potrafią. Widzą wo­kół . siebie, u innych, miłość, przyjaźń, wierność, Dla nich takie szczęście jest nieosiągalne. Są więc zgorzkniali, agresywni. Im jest źle i z nimi jest źle.

Najsilniejszym jednak motywem zobowiązującym mnie do napisania tej książki były prośby dzieci o zro­zumienie i docenienie ich potrzeb emocjonalnych. Proś­by te odczytywałam z ich oczu, gestów, płaczu-, z ry­sunków, ankiet, testów, rozmów, wspomnień. Był w nich zawsze zawarty lęk przed osamotnieniem. Wśród najtrwalej zapamiętanych przykrych zdarzeń w dzie­cięcym życiu było rozstanie, utrata, rozdzielenie, po­rzucenie, odtrącenie — czyli wszystko to, co godzi w przywiązanie i grozi samotnością. Samotność jest an­tytezą dzieciństwa. Tych dwu pojęć nie da się ze sobą pogodzić. Ilekroć życie postawi je obok siebie, zawsze będzie to ze szkodą dla dziecka. Jakie szkody dziecko ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin