Mossakowski. [Siedem dni ale nie tydzień].(Sztuka).doc

(93 KB) Pobierz
 
LITERATURA. NET. PL 



 Paweł Mossakowski 

SIEDEM DNI, ALE NIE TYDZIEŃ 



Tower Press 2000 



Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 




OSOBY OSOBY OSOBY OSOBY 



Henryk , lat czterdzieci 



Róża , jego żona w podobnym wieku 



Wicu , ich syn, lat siedemnacie 



Dziadek , ojciec Róży, lat siedemdziesišt 



Karol , przyjaciel Henryka, z " kucykiem " , lat czterdzieci 



Pani Lucyna , zastępczyni Henryka, duża, piersiasta, lat trzydzieci oraz Mężczyzna I, Mężczyzna II, Mężczyzna III, Facet I, Facet II, Chłopiec 



Cała akcja sztuki rozgrywa się w jednym, ale za to bardzo dużym mieszkaniu. Miesz- kanie składa się z przedpokoju ( wieszak) , kuchni, pełnišcej zarazem rolę jadalni ( stół, krzesła, dwie lodówki) , łazienki, salonu ( stolik, fotele, telefon, telewizor, magneto- wid) , pokoju Dziadka ( łóżko, krzesło, stół, telewizor, maszyna do pisania, zszywki " Trybuny Ludu " , portret Jaruzelskiego) , gabinetu Henryka ( krzesło, biurko, oprawione " Zawiadomienie o internowaniu " , portret Papieża) , pokoju Wicusia ( biurko, krzesło, tapczan) , sypialni Róży i Henryka ( duże łóżko, dywanik, szafy) Przedmioty wymienio- ne w nawiasach sš niezbędne, resztę pozostawiam inwencji scenografa. 



DZIEŃ PIERWSZY 



Póne popołudnie. Róża krzšta się w kuchni. Wchodzi Henryk. RÓŻA: Zgadnij, kochanie, co dzisiaj przyrzšdziłam? ( Henryk siada pr zy stole) Prawdziwe " Greenfields " . . . ( stawia przed nim talerz) 



HENRYK: Przecież to zwykły szpinak. RÓŻA: O, nie. Wydaje ci się. Oprócz szpinaku jest. . . 



5 HENRYK: ( przerywa jej z irytacjš) Rany Boskie, czy ja choć raz dostanę w tym 



domu co bardziej swojskiego? Jakich kotlet schabowy albo. . . RÓŻA: Och, Henryku, nie bšd taki prowincjonalny. Cały wiat odwraca się od wieprzowiny. . . 



HENRYK: ( zrezygnowany grzebie widelcem w talerzu) Czy twój ojciec nie za- szczyci nas dzi na obiedzie? 



RÓŻA: No skšd? Od czwartego czerwca nie jada przecież z nami. . . Wzišł kur- czaka ze swojej lodówki i usmażył. 



HENRYK: ( z rozmarzeniem) Kurczaka. . . RÓŻA: Jedz, jedz. . . ( Henryk próbuje potrawy) Co tam w pracy? HENRYK: ( odkładajšc widelec) A, normalne kłopoty. Kucharze popili się i oble- wali zupš. 



RÓŻA: To okropne. HENRYK: Tak. Całe więzienie zostało bez posiłku. Ja zresztš też. RÓŻA: Jedz, Heniu, jedz. . . ( Henryk ponawia próbę) HENRYK: ( w zamyleniu) coraz gorzej ostatnio z dyscyplinš. Religijnoć też spa- da. . . Ale wiesz ( odkłada widelec) wymyliłem na nich sposób. Więniowie, którzy będš regularnie uczęszczali na mszę więtš, otrzymajš dodatkowe widzenia. Sprytne, co? 



RÓŻA: Bardzo. . . Zaraz, ale czy to nie będzie gwałciło ich sumień? HENRYK: Jakich sumień? Żartujesz chyba. To ludzie bez sumienia. Zresztš. . . jak inaczej bym ich tam zagonił? W ostatniš niedzielę sprowadziłem księdza z sšsiedztwa, słynnego kaznodzieję Urbanka. Wiesz ilu przyszło? Dwunastu. Mylałem, że ze wsty- du zapadnę się pod ziemię. 



RÓŻA: No, ale. . . HENRYK: ( przerywa jej) Wiem, co chcesz powiedzieć. Wy, dziennikarze, nazywa- cie to " neofickš gorliwociš " . Proszę bardzo, nazywajcie sobie. Ja się nawróciłem i wcale się tego nie wstydzę. 



RÓŻA: Ja wcale nie. . . HENRYK: ( rozpędzony) Czy ty już zapomniała, kto ci nie dał umrzeć z głodu, gdy byłem internowany? Kto paczki przysyłał? Gdybym się nie nawrócił, to byłaby po pro- stu czarna niewdzięcznoć. 



RÓŻA: ( kapituluje) Może jednak spróbujesz? ( wskazuje talerz) 



6 HENRYK: Nie, nie będę jadł. To paskudztwo. ( wstaje) 



RÓŻA: ( z przestrachem) Wychodzisz? HENRYK: Idę do twojego ojca. Miał podobno do mnie jakš sprawę. ( idzie do po- koju Dziadka. Dziadek sieci przy biurku i pisze na maszynie. Obok stoi talerz z reszt- kami kurczaka) Pisze Papa? 



DZIADEK: ( odwracajšc się) Ano. . . pisze się. Wymyliłem już nawet tytuł ( z dumš) " Mówię wszystko " . Ładnie? 



HENRYK: ( z przekonaniem) Pięknie. Tak prosto i. . . ( urywa) Zostało papie może trochę kurczaka? ( Dziadek przeglšda resztki) Poczęstuje mnie papa? Kuchnia Róży nie służy mi ostatnio. . . 



DZIADEK: ( ze miechem) Amerykanka. . . ( nachyla się konfidencjonalnie) Wszyst- kie przepisy bierze z takiej grubej ksišżki, schowanej za lodówkš. . . ( grzebie wród resztek) 



HENRYK: Za lodówkš, mówi papa. . . Co się, widzę, znalazło. . . DZIADEK: ( trzymajšc w ręku koć) Włanie, dobrze, że jeste. Miałem się ciebie o co spytać. Czy ja dobrze w " Trybunce " wyczytałem. . . przymknęlicie wy ostatnio Mietka Górkę? 



HENRYK: Górka? Jest taki na tymczasowym. Przemyt spirytusu z Niemiec. DZIADEK: ( ze zrozumieniem) Zawsze lubił wypić. . . Zwróć z łaski swojej uwagę na niego, dobrze? 



HENRYK: ( popiesznie) Zwrócę. Obiecuję. ( Dziadek rzuca mu koć, Henryk wgry- za się w niš łapczywie) 



DZIADEK: Niech go nie bijš za mocno. HENRYK: ( jedzšc) Papa żartuje. U nas się nie bije. To u was się biło. DZIADEK: Dobra, dobra. . . Tylko tak mówicie. HENRYK: ( walšc się wolnš rękš w piersi) Przysięgam. Pierwszym naszym posu- nięciem było zniesienie kar cielesnych. Na żadnego z więniów nie można podnieć nawet ręki. ( przełykajšc) Teraz to strażników trzeba chronić. A nie zawsze się to udaje. 



DZIADEK: Naprawdę? HENRYK: ( przełykajšc) Mhm. Przedwczoraj, na przykład, dwaj porzšdkowi obili szczotkš młodszego strażnika Ryłkę. 



DZIADEK: Straszne. . . 



7 HENRYK: Tak było. Szmatę wcisnęli do ust, kubeł nacišgnęli na głowę. . . A papa 



się martwi o swojego Górkę. . . DZIADEK: ( z przejęciem) Potworne. . . Muszę się napić. . . ( wycišga z szuflady biurka napoczętš butelkę wódki) Chlapniesz sobie, zięciu? 



HENRYK: Rosyjska? DZIADEK: " Stoliczna " . HENRYK: To nie. DZIADEK: Nie, to nie ( nalewa do kieliszka) A moje jednak? Co mi ostatnio nie- szczególnie wyglšdasz. . . 



HENRYK: ( sztywno) Dlaczego? Nie narzekam. DZIADEK: ( wypija) Ale wyżej chciałe podskoczyć, nie? HENRYK: ( ocišgajšc się) No. . . prawdę mówišc. . . mylałem. . . liczyłem, że uwzględniajšc moje zasługi otrzymam jakie poważniejsze stanowisko. . . E, niech papa poleje. ( Dziadek nalewa, Henryk wypija, kiwa głowš w zamyleniu) I to Paweł taki nielojalny się okazał. A leżelimy prycza w pryczę. . . O, tak, j ak teraz z papš siedzę. . . Równo paczki dzielilimy. . . A on mi teraz tylko więzienie. ( zmieszany swojš otwarto- ciš) No, ale nic. Wszędzie można służyć ojczynie. Zostało papie jeszcze co? 



DZIADEK: Nie. . . Chyba, że ta skórka. . . ( Henryk po chwili wahania potrzšsa prze- czšco głowš, wstaje) A, słuchaj. . . Wicusia jeszcze nie ma? 



HENRYK: ( czujnie) Nie. A co? DZIADEK: Nic, nic. . . Lekarstwo miał mi przynieć. HENRYK: Ja bardzo papę proszę, aby mu papa nie mšcił w głowie. DZIADEK: Ja? Ależ. . . HENRYK: Dobra, dobra. Ja dobrze wiem, jakie historie mu papa opowiada. Oka, Lenino, Berlin. . . 



DZIADEK: Nie uczš tego teraz w szkole. . . Zresztš, to było tylko raz. Nie mógł chłopak zasnšć, więc przyszedł posłuchać. . . 



HENRYK: ( łagodniej) No, dobrze. W każdym razie dziękuję za poczęstunek. ( wy- chodzi) 



DZIADEK: Nie ma za co. I tak miałem wyrzucić. ( za Henrykiem) Tylko pamiętaj o Mietku! ( Henryk idzie w kierunku kuchni. Róża wychyla głowę z sypialni) 



8 RÓŻA: Czego chciał? 



HENRYK: A, nic takiego. Jeden z jego starych towarzyszy jest teraz moim pod- opiecznym, więc prosił mnie o wstawiennictwo. 



RÓŻA: I co? HENRYK: Naturalnie odmówiłem. Nikt u mnie nie będzie korzystał ze specjalnych praw. 



RÓŻA: Bardzo słusznie. ( znika w sypialni. Henryk wchodzi do kuchni. Wołanie Róży) Nie widziałe gdzie naszego przecieradła? 



HENRYK: ( sięgajšc za lodówkę) Na łóżku. . . RÓŻA: Nie ma. Wszystko ginie w tym domu. . . ( wchodzi do kuchni, gdzie Hen- ryk maca rękš za lodówkš) Nie, tam na pewno też nie. 



HENRYK: ( zmieszany pokazuje lodówkę) Co tam tak burczało. . . ( zmienia temat) Ciekawe, co z tym Wicusiem? ( zerka na zegarek) Już dawno powinien wrócić. A to już nie pierwszy raz. . . 



RÓŻA: Podobno wzišł dodatkowe lekcje religii. HENRYK: ( miejšc się sarkastycznie) Dobrze by było. . . Nie, moim zdaniem za tym kryje się jaka dziewczyna. 



RÓŻA: Możliwe. HENRYK: ( poirytowany) I co? Tak spokojnie o tym mówisz? Nie słyszała o AIDS? ( przeniesienie do przedpokoju. Wicu cicho zamyka drzwi wejciowe. Idzie na palcach w stronę pokoju Dziadka. Trzyma co pod kurtkš. Z kuchni dobiegajš przy- tłumione odgłosy rozmowy) 



RÓŻA: . . . Dałam mu ulotkę Sztokholmskiego Instytutu Higieny. HENRYK: No wiesz? ! ( Wicu wlizguje się do pokoju Dziadka. Dziadek odwraca się znad maszyny) 



DZIADEK: Wreszcie! WICU: Mało ich ostatnio przyjeżdża, stšd opónienie w dostawie. ( wyjmuje spod kurtki flaszeczkę z ciemnš cieczš) Tadżycka, oryginalna. 



DZIADEK: ( wzruszony) Złoty z ciebie chłopak. Ty jeden w tym domu pamiętasz o zdrowiu starego, schorowanego człowieka. Jak ja ci się, dziecko, odwdzięczę? 



WICU: Dziadek da trzy dychy, to będzie o- kej. 



9 DZIADEK: ( lekko zawiedziony) Aha. . . Ale wysmarujesz mnie? 



WICU: Dziadek dorzuci jeszcze jednš, to wysmaruję. ( Dziadek nie ukrywajšc rozczarowania, wyjmuje pienišdze, wręcza, następnie cišga sweter i kładzie się na łóżku. Wicu spoglšda na niego z litociš) Dobra, niech stracę. ( zwraca jeden banknot) Wysmaruję Dziadka za darmo. . . Niele się udał Dziadkowi ostatni podpis ( przystępuje do smarowania) 



DZIADEK: ( miejšc się z ukontentowaniem) Nic nie poznali? WICU: ( smarujšc) Nie. Spytali tylko, czy ojciec nie uważa, że powinienem udać się do specjalisty. 



DZIADEK: ( zadowolony) He, he. . . Pamiętam, jak w szećdziesištym siódmym. . . nie, to było w siedemdziesištym szóstym, trzeba było podpisać się za jednego z człon- ków naszej egzekutywy. . . ( Wicu smaruje) ten dysydent nie zgadzał si ę z naszš u...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin