Via Crucis - Rozważania Drogi Krzyżowej (Plinio Correa De Oliveira).pdf

(4614 KB) Pobierz
PLINIO CORRÊA DE OLIVEIRA
PLINIO CORREA DE OLIVEIRA
(1908-1995). W ybitny publicysta
katolicki. Praw nik, profesor his­
torii w spółczesnej na Katolickim
U niw ersytecie w Sao Paulo. Z na­
ny działacz katolicki, obrońca
cyw ilizacji chrześcijańskiej, obda­
rzony przydom kiem „krzyżow ca
XX w ieku".
Autor setek artykułów oraz
wielu książek, w tym znanego na
całym św iecie dzieła
Rewolucja
i Kontrrew olucja
(1959). Założyciel Stow arzyszeń Obrony
Tradycji, Rodziny i W łasności (TFP), działających na całym
św iecie organizacji katolików św ieckich, których celem
jest obrona i prom ow anie wartości kultury chrześcijańskiej
w życiu publicznym .
N iniejsze rozw ażania Drogi Krzyżowej ujrzały św ia­
tło dzienne po raz pierw szy w m arcu 1951 r. na łam ach
brazylijskiego m iesięcznika „C atolicism o", a następnie były
w ielokrotnie publikow ane przez różne dzienniki Am eryki
Łacińskiej w okresie W ielkiego Postu. O trzym ały one im ­
prim atur m.in. od arcybiskupa Rafaela Sarm iento Peralty
z Nowej Pampeluny, biskupa sufragana Gabriela Diaza Cu-
evy z Guayaquil w Ekw adorze oraz arcybiskupa R ene Fer-
nandeza z Sucre (Boliw ia).
Fundacja Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. Ks. Piotra Skargi
ul. Augustiańska 28, 31-064 Kraków
V
ia
C
rucis
ROZWAŻANIA DROGI KRZYŻOWE]
© Copyright by Instytut im. Ks. Piotra Skargi
grafiki: J. Beau
ISBN 978-83-89591-48-7
Płyta CD
czyta: Jacek Romanowski
oprawa muzyczna: Agnieszka Plebanek
P
linio
C
orrea de
O
liveira
V
ia
CRUCIS
ROZWAŻANIA DROGI KRZYŻOWEJ
DO PRYWATNEGO O D M A W IA N IA
O
M atko Bolesna, w tych czasach, kiedy w iększość ludzi
unika cierpienia, chociaż je st ono tak n iezbędne dla d o ­
skonałego w ypełnienia przykazań i rad Twojego B o s­
kiego Syna, uproś wszystkim odpraw iającym tę D rogę Krzyżową
siłę do dźwigania własnego krzyża aż na sam szczyt Golgoty.
+
S
ta c ja
I
JEZUS SKAZANY NA ŚMIERĆ
S
ędzia, który pop ełn ił n ajokrutn iejszą zbrodnię sądową, jak ą
zna historia, nie kierow ał się jakąś p łom ienn ą n am iętnością.
Nie zaślepiła go nienaw iść ideologiczna ani pożądanie b o ­
gactw, ani chęć, by przypodobać się ja k iejś Salom e. Zdecydow ał
się skazać Sprawiedliwego, pow odowany obawą przed utratą sta­
nowiska, jeśli okazałby się m ało gorliw y w przestrzeganiu praw
Cezara. Kierow ał nim strach przed popadnięciem w kłopoty p o ­
lityczne, wywołane niezadow oleniem m otłochu , instynktow ny lęk
przed pow iedzeniem „nie”, przed odm ów ieniem kom uś spełnienia
jeg o żądania, przed przeciw staw ieniem się panującej opinii.
Ty, Panie, utkwiłeś w nim na długo to sam o spojrzenie, k tó­
re sprawiło, że w jed n ej chw ili dokonało się odkupienie Piotra.
W tym spojrzeniu m ożna było dostrzec Tw oją najwyższą dosko­
nałość m oralną i Tw oją n ieskończoną niew inność. A m im o to on
wydał na Ciebie w yrok skazujący.
O Panie, ile razy naśladow ałem Piłata! Ile razy przez przy­
wiązanie do własnej kariery pozw alałem , by w m ojej obecn ości
prześladow ano wiarę i m ilczałem ! Ile razy z założonym i rękam i
byłem św iadkiem walki i m ęczeństw a tych, którzy bron ią T w oje­
go K ościoła i nie m iałem odwagi, by poprzeć ich choćby jednym
słowem! W szystko to przez godne pożałow ania lenistw o duchowe,
by nie sprzeciw ić się tym , którzy m nie otaczają, by nie pow iedzieć
„nie” w m oim środowisku, ze strachu, że będę „inny niż wszyscy”.
Tak, jakbyś stworzył m nie Panie nie po to, bym Ciebie naśladował,
ale bym naśladow ał służalczo m oich znajom ych.
W tam tej bolesn ej chwili, kiedy zostałeś skazany, cierp ia­
łeś przez tych w szystkich tchórzy, przez wszystkich ustępliwych,
przez w szystkich letnich... Przeze m nie, Panie.
O M ój Jezu, przebacz m i i bądź m iłosierny! D ałeś m i Panie
przykład, ja k stawiać czoła przeciw nościom . Przez m ęstwo, dzięki
którem u z odwagą przyjąłeś w yrok wyższego urzędnika rzym skie­
go, ulecz m oją duszę z choroby ustępliw ości i słabości!
J
ezus
b ier z e k r z y ż n a r a m i o n a
T
ak oto zaczyna się, m ój um iłow any Panie, Tw oja droga
do m iejsca kaźni. O jciec N iebieski n ie ch ciał dla Ciebie
szybkiej śm ierci. Ty m iałeś nauczyć nas sw oją M ęką nie
tylko tego, ja k um ierać, ale ja k stawić czoła śm ierci. Przyjąć ją ze
spokojem , bez wahania czy słabości, idąc ku niej zdecydowanym
krokiem żołnierza, który staje do walki. O to godna podziwu lek­
cja, której m i udzieliłeś.
A ja , m ój Boże, ja k bardzo tchórzę w obliczu bólu! Bądź to
ulegam , zanim wezm ę swój krzyż, bądź to w ycofuję się, zdradza­
ją c sw oje obow iązki, bądź to w koń cu przyjm uję swój krzyż, ale
z tak im znużeniem , z taką niech ęcią, jakbym nienaw idził ciężaru,
który z T w ojej woli spoczął na m oich ram ionach.
Ileż razy zam ykam oczy, aby n ie widzieć bólu! O ślepiam się
dobrow olnie naiwnym optym izm em , b o nie m am odwagi podjąć
walki przeciw ko pokusom . I przez to okłam uję sam siebie: „To n ie­
prawda, że pow inienem w yrzec się przyjem n ości, aby nie popaść
w grzech; to nieprawda, że m uszę zwalczyć ten zły nawyk, sprzyja­
ją c y m oim najskrytszym n am iętn ościom ; to niepraw da, że m uszę
porzu cić to otoczenie, zakończyć tę przyjaźń, która osłabia i p od ­
kopuje całe m oje życie duchowe. Nie! N ic z tego n ie je st prawdą...”
- zam ykam oczy i odrzucam na b o k swój krzyż.
O M ój Jezu, przebacz m i tak w ielkie lenistw o i przez rany, które
Krzyż otw orzył na Tw oich ram ion ach , ulecz, O jcze M iłosierdzia,
straszną ranę, którą ja sam otw orzyłem w m ojej duszy, całym i lata­
m i trw ając w lenistw ie duchow ym i pobłażliw ości w obec sam ego
siebie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin