Gena Showalter - Kroniki białego Królika 01 - Alicja w Krainie Zombi.pdf

(1816 KB) Pobierz
Gena Showalter
Alicja w Krainie Zombi
Tłumaczenie
Jan Kabat
Od Alicji
Gdyby ktoś mi powiedział, że całe moje życie zmieni się między
jednym uderzeniem serca a drugim, parsknęłabym śmiechem. Od szczęścia
do tragedii, od niewinności do upadku? Żarty.
Ale tyle wystarczyło. Jedno uderzenie serca. Mgnienie oka, oddech,
sekunda – i wszystko, co znałam i kochałam, zniknęło.
Nazywam się Alicja Bell i tamtej nocy, kiedy ukończyłam szesnaście
lat, straciłam matkę, którą kochałam, siostrę, którą uwielbiałam, i ojca,
którego nie rozumiałam do chwili, nim zrobiło się za późno. Aż do tego
jednego uderzenia serca, gdy cały mój świat się zawalił, a wokół mnie
powstał nowy.
Ojciec miał rację. Chodzą wśród nas potwory.
W nocy te żywe trupy, te... zombi wstają z grobów i są złaknione
tego, co utraciły. Życia. Żywią się tobą. Zarażają cię. A potem zabijają.
Jeśli tak się wydarzy, wstaniesz z grobu. To niekończący się cykl, jakby
mysz biegała wewnątrz najeżonego drutem kolczastym diabelskiego
młyna, krwawiąc i umierając; ostre szpikulce tną coraz głębiej, ona zaś
nie potrafi zatrzymać się w tym śmiertelnym biegu.
Zombi nie odczuwają strachu, nie znają bólu, doznają jednak głodu.
O tak, głód je prześladuje. Jest tylko jeden sposób, by powstrzymać te
potwory, ale nie mogę wam powiedzieć jaki. Musiałabym pokazać. Jedno
nie ulega wątpliwości: musimy z nimi walczyć, by pozbawić je mocy. By
z nimi walczyć, musimy się do nich zbliżyć. By się do nich zbliżyć, musimy
wykazać się odrobiną odwagi i znacznie większym szaleństwem.
Ale wiecie co? Wolałabym, żeby świat uważał mnie za szaloną, bo
zginęłam w walce, niż gdybym miała przez resztę życia uciekać przed
prawdą. Zombi są realne. Istnieją.
Jeśli nie będziecie czujni, was też dopadną.
No tak. Trzeba było słuchać ojca. Ostrzegał mnie wielokrotnie, bym
nigdy nie wychodziła z domu nocą i nie zapuszczała się na cmentarz,
i żebym nigdy, pod żadnym pozorem, nie ufała nikomu, kto chciałby mnie
namówić na jedno albo drugie. Powinien był posłuchać własnej rady: ufał
mi, ja zaś go przekonałam, by zrobił obie te rzeczy.
Żałuję, że nie mogę się cofnąć w czasie i postąpić inaczej w wielu
sprawach. Powiedziałabym siostrze: nie. Nie błagałabym matki, by
porozmawiała z ojcem. Zasznurowałabym usta i przełknęła te nienawistne
słowa. Albo chociaż uściskałabym siostrę, mamę i tatę po raz ostatni.
Powiedziałabym im, że ich kocham.
Żałuję... tak, żałuję.
1
W głąb zombicznej nory
Sześć miesięcy temu
– Proszę, Alicjo. Proszę.
Leżałam na kocu za domem, plotąc wianek dla siostry. Na niebie
świeciło słońce, a puszyste białe chmury sunęły niczym duchy po
bezkresie bladego błękitu. Wdychając ciężką woń wiciokrzewu i lawendy,
typową dla lata w Alabamie, dostrzegałam kilka niewyraźnych kształtów.
Długą wielonogą gąsienicę. Motyla z postrzępionym skrzydłem. Tłustego
białego królika, który biegł w stronę drzewa.
Wokół mnie tańczyła ośmioletnia Emma w błyszczącym różowym
kostiumie baletnicy; kucyki podskakiwały jej przy każdym ruchu.
Stanowiła miniaturową wersję naszej matki i całkowite przeciwieństwo
mojej osoby.
Obie, moja siostra i matka, wyróżniały się długimi lśniącymi
czarnymi włosami i cudownymi skośnymi złotymi oczami. Mama była
niska, miała niespełna sto pięćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu;
wątpiłam, czy Emma w ogóle dorówna jej pod tym względem. A ja?
Kręcone blond włosy, duże niebieskie oczy i nieprawdopodobnie długie
nogi. Przy stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu byłam wyższa
niż większość chłopców w naszej szkole i zawsze wyróżniałam się
fizycznie – dokądkolwiek bym poszła, nieodmiennie przyciągałam
zdziwione spojrzenia, które mówiły: ale z ciebie żyrafa.
Chłopcy nigdy się mną nie interesowali, ale nie zliczę, ile razy
widziałam, jak któryś z nich ślini się na widok mojej matki albo – co
przyprawiało mnie o mdłości – gwiżdże, gdy się pochylała, żeby podnieść
coś z ziemi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin