Jeden z przypisów do książki Wielka apostazja i zalecany do przeczytania przez jej autora ks. Tima Josepha.
Sól na ich rany
Salt for Their Wounds
Luty 1997
Zbyt wielu katolickich księży z problemami kieruje się do "ośrodków leczenia", gdzie nielicencjonowani psycholodzy zachęcają ich do lekceważenia nauki Kościoła. Co gorsze, odbiera im się szansę prawdziwej pomocy w ich problemach emocjonalnych.
Leslie Payne
Andrew Walter nie pasował do Seminarium Najświętszej Maryi w Baltimore, Maryland. Jego głośna obrona tradycyjnej teologii i skargi do biskupa na nadużycia w seminarium rozgniewały wydział. W lutym 1995, po 2 latach w tym seminarium, wysłano go na 2-dniową ewaluację psychologiczną (z powodu "problemów behawioralnych") do Ośrodka Nowego Życia [New Life Center] w Middleburg, Virginia, ośrodka terapeutycznego dla księży i zakonników zarządzanego przez dr Thomasa Drummonda. Wkrótce potem Andrew wyrzucono z seminarium. Kontaktował się z innymi diecezjami, czy ma szansę wyświęcenia na księdza, ale wielokrotnie odrzucano go bez żadnych wyjasnień.
Kilka miesięcy później, Anthony, przyjaciel Andrew, którego wyrzucono z tego samego seminarium po podobnym doświadczeniu, powiedział Andrew o swoim spootkaniu z psychologiem z terenu Filadelfii - Johnem Frauncisem. Anthony chciał dostac się do seminarium w innej diecezji i skierowano go do niego na ewaluację. Dzięki pomocy dr Frauncisa, Andrew zdobył kopię ewaluacji dr Drummonda, i dowiedział się, że terapeuta zdiagnozował go – w oparciu o 2 pisemne testy psychologiczne – na ostre zboczenie seksualne. Zdaniem dr Frauncisa nie było podstaw na taką diagnozę w oparciu o zgromadzone przez Drummonda dane, faktycznie testy nie mogłyby uzasadniać takiej diagnozy. Przygotowując się do procesu przeciwko Drummondowi i Seminarium, Andrew dokonał zadziwiającego odkrycia: Drummond nie był licencjonowanym psychologiem.
Po spotkaniu z dr Frauncisem i jego sąsiadem – psychiatrą dr Richardem Fitzgibbonsem, Andrew i Anthony dołączyli do nieformalnej sieci – małej choć szybko rosnącej – księży i seminarzystów, których poddano kierowanemu przez Kościół gułagowi psychicznemu, zwykle pod nadzorem liberałów teologicznych, często przez mężczyzn którzy są otwartymi i aktywnymi homoseksualistami.
Niektórych z tych ludzi do ośrodków terapeutycznych wysyłali kościelni zwierzchnicy na ewaluację takich "dolegliwości" jak "sztywność" doktrynalna, "kompulsywność" modlenia i "homofobia", i wracali z diagnozą, że "nie nadają się na księży". Inni szli dobrowolnie, z nadzieją na pomoc w walce z pokusami homoseksualnymi, tylko by im powiedziano, że ich orientacja jest okreslona genetycznie, że powinni nauczyć się z tym żyć, i zachowywać dyskrecję. Niektórych odsyłano z uwagi na powazniejsze problemy (np. przestępstwa seksualne, alkoholizm albo depresja kliniczna), przetrzymywano w ośrodkach terapeutycznych przez rok lub dłużej, i odmawiano skutecznego leczenia, bo widocznie ich biskupi już zdecydowali że nie powinni wracać do służby, zaleznie od ich reakcję na leczenie.
Dr Richard Fitzgibbons, katolicki psychiatra w Filadelfii, leczy wielu księży, którzy szukają go wiedząc, że jest wierny naukom Kościoła i leczy homoseksualizm. Ze wzrostem liczby księży wśród jego pacjentów, Fitzgbbons zauważył niepokojący szablon pośród tych których leczono w zarządzanych przez Kościół ośrodkach psychiatrycznych: lojalnych księży których wysyłano do tych ośrodków na ewalucaję, albo którzy mieli stosunkowo drobne problemy (np. powracająca pokusa homoseksualna, której jeszcze nie ulegli), przetrzymywano w ośrodkach przez wydłużony okres – 6 miesięcy lub dłużej – i naciskano by poprosili o laicyzację. Ale, mówili, wielu heterodoksyjnych księży, którzy popełnili dużo poważniejsze przestępstwa wysyłano z powrotem na parafie – czasem po miesiącach terapii, czasem natychmiast.
Pacjenci Fitzgibbonsa opowiadali mu o zderzeniach z terapeutami, których opisywali jako jawnych homoseksualistów, którzy namawiali ich do "wyjścia z szafy", i którzy uważali, że sprzeciw księży do święceń kobiet był dowodem na zaburzenia osobowości. Opowiadali o ośrodkach w których zachęcano albo pozwalano na schadzki między pacjentami homoseksualnymi, i gdzie pacjenci popierający nauki Kościoła o seksualności wyśmiewano na grupowych sesjach terapeutycznych.
Instytut św. Łukasza
Księżowski kryzys pedofilski z lat 1980 doprowadził do publikacji wielu książek i artykułów oskarżających różnych członków hierarchii o ukrywanie (albo udział) w molestowaniu dzieci i homo-skandalach. W obliczu ogromnych szkód w wiarygodności moralnej Kościoła, nie wspominając o wielomilionowych procesach, amerykańscy biskupi byli zrozumiale optymistyczni kiedy ksiądz-psychiatra Michael Peterson zaczął przyjmować pedofilów do swojego szanowanego Instytutu św. Łukasza, ośrodka terapeutycznego dla księży alkoholików z poza Waszyngtonu. Instytut reklamował swój 12-stopniowy program podobny do tego wykorzystywanego przez Anonimowych Alkoholików, włączający katolickie zasady teologiczne.
Jason Berry ujawnił powstanie i upadek ks. Petersona w znanej książce z 1992 o kryzysie pedofilskim Nie wódź nas na pokuszenie [Lead Us Not Into Temptation]. Berry, który twierdził, że przymusowy celibat i to co widział jako sprzeciw Kościoła wobec przyjemności seksualnych były przyczyną samoniszczącego zachowania seksualnego wśród księży, wykorzystał Petersona jako swojego głównego zwolennika, jedyny głos rozsądku wypowiadający się przeciwko lekkomyślnej hierarchii. (W połowie książkowej narracji, kiedy Peterson umiera na AIDS i okazuje się, że nadużywał narkotyków i alkoholu, jak również prowadził bezładne życie homoseksualne, Berry zaczyna tonować pochwały księdza.) Berry zauwazył niezgodność ks. Petersona z naukami Kościoła o seksualności, i wykazał, że terapia w Instytucie obejmowała potwierdzenie homoseksualnej orientacji księży i pytania o tym czy głęboko osadzone problemy emocjonalne skłaniały mężczyzn do stawania się księżmi na pierwszym miejscu.
Berry nigdy nie opisuje wpływu jaki emocjonalne problemy Petersona mogły mieć na program terapeutyczny w Instytucie. Ale może niechcący porusza sprawę tego czy Ptereson nadawał się na terapeutę, kiedy mówi, że Peterson "stracił nerwy" i szybko zakończył wywiad, zapytany o jego wychowaniu i alkoholizmie matki.
Berry publikuje także fragmenty listu z 5 kwietnia 1988 o rezygnacji lekarza, który był pracownikiem Instytutu św. Łukasza: "Czułem się coraz bardziej niekomfortowo z powodu moralnego tonu Instytutu i jego programów terapeutycznych. Uważam, że od samego poczatku Instytut wykorzystywano jako upust dla psychopatologii jego założyciela i… dla innych członków personelu".
Nie jest jasne jak Instytut spełniał skłonności swojego lidera. Berry cytuje byłego pracownika Instytutu, który skarżył się, że Peterson zakupił nieruchomości przylegające do ośrodka, gdzie pacjenci, łącznie z pedofilami, mogli mieszkać. Ten były pracownik "stawał się podejrzliwy, że pacjenci wysyłani do nowo zakupiuonych domów 'nie mieli nic wspólnego z naszą misją, a jeszcze mogli wedrowac do woli po okolicach z dziećmi'. Mówił, że Peterson powiedział sasiadom iż mężczyźni ci odwiedzali biskupów i zwierzchników'.
Teoria według św. Łukasza
Instytut św. Łukasza, który teraz znajduje się w Silver Spring, Maryland, nadal ma reputację najlepszego ośrodka terapeutycznego dla księży i zakonników, wykorzystywany przez diecezje z całego świata. Mimo że Instytut jest najbardziej znany z leczenia księży-pedofilów, to leczy wszystkie rodzaje zaburzeń psychicznych i psychologicznych, od depresji do ostrych nerwic. Księża angazujący się w jawny albo rozwiązły homoseksualizm są często wysyłani do Instytutu po pomoc w odzyskiwaniu samokontroli.
Po śmierci ks. Petersona w 1987 i po krótkich seriach wewnętrzenj walki o władzę, zebrał się nowy zespół przywódczy. Ks. Canice Connorsa mianowano na prezesa w 1992, wcześniej prezesa Southdown, ośrodka terapeutycznego koło Toronto. Ks. Stephen Rosetti, były dyrektor edukacji w House of Affirmation (katolicki programk który zamknięto z powodu niegospodarności finansowej) został zatrudniony w 1993 jako dyrektor Nowych Programów. I w 1989 Curtis Bryant, który właśnie ukończył staż z psychologii w Kalifornii został mianowany na dyrektora leczenia szpitalnego, nadzorującego wszystkich terapeutów.
Jakie podejście stosuje ten zespół? W książce z 1990 o seksulanym molestowaniu dzieci w Kościele, Zabójcy dusz [Slayers of the Soul], ks. Rosetti pozwala dr Frankowi Valcour, który wcześniej był lekarzem w Instytucie od czasów ks. Petersona, omawiać program. Dr Valcour uważa, że przyczyny pedofill obejmują nieprawidłowości chromosomalne, zaburzenia wrodzone, nierównowaga hormonalna, problemy neuropsychologiczne i "represję" seksualną. Mimo że on (podobnie jak wielu innych analityków) dostrzega, że ktoś kto był molestowany seksualnie, emocjonalnie albo seksualnie jako dziecko, może mieć skłonności do pedofilii, to odrzuca przezycia z dzieciństwa jako prawdziwy powód problemu. Inną możliwą przyczyną kompulsywnych zaburzeń seksualnych, zdaniem dr Valcoura, jest dorastanie w "niewyobrażalnie dużej" rodzinie, co on uważa za "traumę z dzieciństwa".
Przedstawiając swoje podejście do terapii, dr Valcour twierdzi, że psychoanaliza wewnetrzna jest "raczej nieskuteczna" w leczeniu problemów behawioralnych. Preferuje stosowanie hormonu Depo-Provera obniżającego poziom testosteronu i zmniejszajacego zainteresowanie seksem i reakcji – razem z 12-krokowym programem i technikami modyfikujacymi zachowanie. Zauważa znaczenie opieki poszpitalnej i bliskiego monitorowania pacjentów zwolnionych z ośrodka.
We wprowadzeniu do książki zatytułowanym Mit o pedofilu (napisanej zanim pojawił się w Instytucie), ks. Rosetti sugeruje, że większość ludzi ma popędy pedofilskie, ale są w stanie je tłumić. Uważa, że większość przypadków pedofilii nigdy nie jest ujawniona, i to szczególnie dotyczy czynów pedofilskich dokonywanych przez kobiety. Rosetti jest szczególnie podejrzliwy co do matek, tłumacząc, że jest "łatwiej matce w naszym społeczeństwie kamuflować nieodpowiedni kontakt z dziecmi jako macierzyńskie zajmowanie się myciem, pielęgnacją i ubieraniem".
Ks. Rosetti podkreśla także swoje przekonanie, że nie ma żadnego związku między homoseksualizmem i pedofilią. W końcowym eseju Wyzwanie dla Ludu Bożego, powtarza swoją teorię, że większość ludzi odczuwa jakiś stopień atrakcyjności seksualnej do dzieci. Powołuje się na badania z 1976 niezyjącego już psychologa Roberta Stollera, który wywynioskował, że niemożliwe jest znaleźć 'linię continuum zachowania seksualnego które oddzielałoby normalne od zboczonego". Obwinia Kościół za kultywowanie "klimatu represji i / lub obsesji", co jego zdaniem prowadzi do dewiacyjnych zachowań seksualnych.
Ustaw własne normy
Ks. John został wysłany na 6 miesięcy do Instytutu św. Łukasza w 1994 po zrobieniu przyjaznych, choć niepoprawnych gestów seksualnych. On przyznaje, że miał poważny problem, zaś Instytut, jak mówi, nie. "Wszystkim powiedzieli od samego początku bardzo jasno" - mówi ks. John - "że w Instytucie leczono kompulsywność i rozwiązłość, ale na pewno nie homoseksualizm. To było bardzo jasne, że idea monogamicznego związku homoseksualnego będzie preferowane", Ks. John krytykował: "Jeśli dwaj księża w domu przypadli sobie do gustu seksualnie, nikt z tym nic nie zrobił.... Tego nie uważano za problem".
Mówiąc o akceptacji homoseksualizmu przez personel Instytutu, ks. John powiedział: "To oznacza, że mojego głównego problemu nigdy nie zdiagnozowano, skoro go nie uznano. Instytut uważałby za sukces gdyby mężczyzna opuścił kapłaństwo i wszedł w monogamiczny związek seksualny. Nawet terapeuta powiedział mi, że dla mnie wspaniałym przezyciem byłoby gdybym po raz pierwszy stał się czyimś obiektem miłości".
Zdaniem ks. Johna, terapeuci próbowali go przekonać by wyraził zgodę na pletyzmograficzne badanie prącia opracowane dla wykrycia seksualnych preferencji mężczyzny. "Jeden z księży ostrzegł mnie, że prawdopodobnie o to mnie poproszą" – powiedział. "Odradził mi. Sam przeszedł przez nie i okazało się być degradujące i poniżające. Polega na tym, że do penisa przymocowuje się kabel i słucha się historyjek pornograficznych (wcześniej wykorzystywali zdjęcia i filmy). Powiedziałem o tym mojemu biskupowi, i zgodził się iż badanie to jest niemoralne".
Ks. John mówi, że wieczorami pacjentów zabierano do różnych 12-krokowych programów w mieście, np. Alcoholics Anonymous, Narcotics Anonymous i Overeaters Anonymous [kompulsywne obżarciuchy]. "Dla nałogowych 'seksów' dobre było odwiedzenie Sexaholics Anonymous (SA), bo na spotkaniach opowiadano się za całkowitą czystością seksualną" – powiedział ks. John. Dalej mówił:
Ale były inne grupy do których wolno było chodzić takie jak SCA - Sexual Compulsives Anonymous. W tej grupie ty decydujesz co jest dla ciebie najlepsze – czy uważasz, że przesadzasz – i sam ustalasz swoją normę. To na pewno nie jest katolickie podejście. Jedno z 12-krokowych spotkań odbyło się w należącym do geja klubie w dzielnicy Dupont Circle. To miejsce stało się miejscem wypadów dla wielu gejów. I tutaj w taką sytuację stawia się ludzi z Instytutu. Courage [ang. odwaga] – wierna organizacja katolicka dla homoseksualistów, miała kilka spotkań w Waszyngtonie – nigdy nie była w planach Instytutu jako miejsce warte odwiedzenia.
Niekatolicka atmosfera
Zdaniem ks.. Johna, duchowość w Instytucie była zdecydowanie niekatolicka. "To jest rażący problem w Instytucie" – twierdzi – "bo w moim przypadku, tak jak większości innych księży i zakonników, rozkład naszego modlitewnego życia szedł ręka w rękę z naszymi problemami i nałogami".
"Nie akceptuje się idei o kapłaństwie i życiu zakonnym jako stałego i do końca zycia poświęcenia" – mówi ks. John. "One zredukowane są do zawodów, a nie powołań. Nie należy postrzegac ich jako części tego 'kim jesteś'".
Ks. John zauważył, że w Instytucie nie było żadnych dyrektorów duchowych. Podczas jego pobytu ks. Kena Phillipsa, dyrektora programu opieki duszpasterskiej zastąpił Michael Fonseca, żonaty były ksiądz-jezuita. Mówi, że wtedy pacjenci uczestniczyli w 2-dniowych rekolekcjach. W pierwszym dniu głosił je młody jezuita z Georgetown, który właśnie "ujawnił się" i był zły na Kościół za jego "przestarzałe" stanowisko w kwestii homoseksualizmu. W drugim dniu rekolekcjonistą była zakonnica z akademickim wykształceniem badacza Pisma Świętego, która (on mówi) zgodziła się z pytaniem sugerującym, że Jezus mógł być gejem.
Ks. Johna niepokoiło również to, że niektórzy terapeuci w Instytucie zachęcali pacjentów do uczestniczenia w Mszach sponsorowanych przez prohomoseksualną grupę Dignity [ang. godność], które celebrowano w lokalnym kościele episkopalnym, bo Kościół Katolicki w Waszyngtonie nie uznawał Dignity. Wielu pacjentów z Instytutu uczestniczyło w tych niewaznych Mszach, wspomina.
Ks. John mówi, że kobieta która była jego erapeutką w pierwszych kilku miesiącach jego pobytu w Instytucie, skarżyła się na standardy etyczne w Instytucie. Później wpadł na nią i powiedziała mu, że jego biskup poinstruował Instytut by zalecił mu nie wracać do posługi. Wspomina:
To był jeden z jej problemów z etyką Instytutu, że nie byli uczciwi wobec księży o ich przyszłości, i że Instytut był w zmowie z diecezjami. W moim przypadku był pewien rozgłos lokalny, i przypuszczam, że diecezja od początku postanowiła, że bez względu na to, jak będzie ze mną, oni nie przywrócą mnie do pracy, ale nigdy mi tego nie powiedzieli. Moja terapeutka wiedziała o tym od poczatku, ale nie wolno jej było mi to powiedzieć.
"Z drugiej strony – zawsze to podejrzewam – że zawsze znano mnie jako tradycyjnego, konserwatywnego księdza" – mówi ks. John. "Wydaje się, że w przypadku konserwatywnego księdza, kiedy ma problem, biskup korzysta z okazji by pozbyć się faceta, natomiast kiedy jest liberalny, sprawa zakończona jest pomyslnie".
Przedłużone leczenie
Ks. Pete wysłano do Instytutu św. Łukasza w 1996 na ewaluację, kiedy oskarżono go o przytulenie innego mężczyzny w niewłaściwy sposób wiele lat wcześniej – zarzut któremu zaprzecza. Ks. Pete przeszedł 1-tygodniową ewaluację w Instytucie (łącznie z mocną presją poddania się pletyzmograficznemu badaniu prącia, odmówił). Na podstawie tej ewaluacji, i nie rozmawiając z oskarzycielem, Instytut zalecił 6-miesięczna terapię.
"To odbiega od ustalonych standardów opieki w zakresie zdrowia psychicznego" – mówi dr Fitzgibbons. "Dzisiaj nie stosowalibyśmy przedłużonej hospitalizacji dla żadnej choroby, chyba że pacjent nie reagował na leki. Tylko placówki kościelne to robią. I jeśli chodzi o tego księdza, był to przypadek oskarżenia, któremu zaprzeczył, bez żadnych dowodów klinicznych czy behawioralnych, że wymagał leczenia psychiatrycznego".
Wspominając swoją ewaluacje w Instytucie, ks. Pete powiedział:
Dla nie było to bardzo, bardzo przykre doświadczenie. Nie wiedziałem dużo o tym miejscu zanim tam poszedłem, ale wiedziałem, że jeśli będę się opierał, to prawdopodobnie zostanę suspendowany. Był to bardzo męczący tydzień, wypełniony licznymi spotkaniami z psychologami, pisaniem o sobie raportów. Musiałem przejść kilka testów na monitorze komputera. Nie byli zadowoleni z pierwszych rezultatów, i zmuszali mnie do przejścia przez nie wiele razy.
Kiedy przyszedł raport z Instytutu zalecający dłogotrwałe leczenie, mój biskup zagroził mi suspensą jeśli nie zgodzę się na terapię. W marcu skontaktowałem się z dr Fitzgibbonsem przez przyjaciela księdza. Przeprowadził jeszcze jedną ewaluację i raport wysłał do biskupa. ten powiedział mi, że nie znalazł żadnych powaznych problemów, i że nie ma potrzeby na hospitalizację. W sierpniu wezwano mnie jeszcze raz do biskupa, i chcieli mnie wysłać do New Life Center w Middleburg, Wirginia. Biskup zmusił księdza-psychologa w diecezji do napisania raportu o mnie, zalecający iż powinienem pójść do New Life Center. Ale ten psycholog nigdy mnie nie leczył, nigdy ze mna nie rozmawiał, w ogóle nie miał nic wspólnego z moja sprawą. Jest to jawne naruszenie etyki w dziedzinie zdrowia psychicznego, jeśli nigdy kogoś nie leczyłeś, nie możesz nic zalecać.
Ks. Pete jest przekonany, że jego biskup również skontaktował się z Instytutem zanim tam przybył, instruując personel by zalecił przedłużona terapię i usuniecie go z czynnej służby kapłańskiej. Mówi, że czlowiek który oryginalnie oskarżył go o niechciane podejście w końcu odwołał zarzuty, który w każdym razie dotyczył przytulenia raczej, a nie kontaktu genitalnego. Uważa, że jest "sterowany" z powodu jego tradycyjnych poglądów o moralności seksualnej i innych sprawach teologicznych.
"bezbożne miejsce"
Ks. Rogera wysłano z daleka do Instytutu św. Łukasza na kilka miesięcy w 1992, ponieważ jego zwierzchnicy podejrzewali go o "zaburzenia osobowości". Skarzyli się iż był sztywny, za dużo pracował i "wydawał się jakby był człowiekiem kompulsywnym".
Ks. Roger odniósł wrazenie, że Instytut jest skuteczny w leczeniu powaznie chorych umysłowo osób – leczy osoby chore psychicznie i stosuje terapię hormonalną dla zredukowania popędu seksualnego pedofilów. Ale zasugerował, że wielu pacjentów najwyraźniej wysłano tam gdyż byli "niepoprawni politycznie". Zaś z drugej strony upiera się, że pewien ksiądz którego spotkał w Instytucie, aktywny homoseksualista wysłany na leczenie przez konserwatywnego biskupa, ogłosił, że był szczęśliwy z tego że był gejem, i że biskup nie powinien być "polcją sypialnianą". Ks. Roger mówi: "Instytut zwolnił go jako ok., bo czuł się niekomfortowo z tym kim był".
Ks. Roger skarżył się także na brak katolickiej duchowości w Instytucie. Powiedział, że tam nigdy nie nosiło się sutanny, i że często nie odprawiano Mszy. Kiedy była zaprogramowana, mówi, "każdy 'koncelebrował', łacznie z kobietami". Opisując duchowość Instytutu, powiedział: "Kiedy tam jesteś, lepiej byś nigdy nie mówił iż coś jest grzechem albo coś jest przeciwko woli Boga. Nigdy nie mów o Bogu w stosunku do swojego życia. Jest to bezbożne miejsce – z wyjątkiem klasy o duchowości jaką przechodzisz przed wyjściem, kiedy mówisz o tym jak nienawidzisz Boga i jak On zmuszał cię do robienia złych rzeczy".
Ks. Roger docenił Instytut za zorganizowanie pozytywnej atmosfery pod jednym względem: księża rozmawiali ze sobą otwarcie o swoich osobistych walkach. "Nigdy nie spotkasz się z tym na żadnym probostwie ani w seminarium w żadnej diecezji".
Nielicencjonowany i nieodpowiedni
Najbardziej niezwykłe zarzuty wniesione przeciwko pracownikom Instytutu dotyczą Curtisa Bryanta, sprowadzonego w 1989 do nadzorowania terapeutów. Kilku z nich rzekomo skarżyło się ks. Canice Connors, prezesowi Instytutu, o nieodpowiednim zachowaniu Bryanta, które najwyraźniej wiązało się z problemem alkoholowym Bryanta. Ale ks. Connors nie zareagował.
Bryant został mianiwany na stanowisko nadzorujące w Instytucie mając niezwykle małe doświadczenie, natychmiast po ukończeniu stażu w psychologii. Przez pierwsze 19 miesięcy jego kadencji jako dyrektor kliniczny hospitalizowanych, Bryant nie ma licencji, otrzymał ją w Maryland 26 maja 1991, a mianowany we wrześniu 1989.
Terapeuci którzy pracowali z Bryanem w Instytucie zarzucają, że nadużywał władzy, dręczył nadzorowanych terapeutów, i wykazywał nieprofesjonalne zachowanie. Pewna kobieta-terapeutka, która odeszła z Instytutu po serii zignorowanych skarg, mówi: "W pewnym sensie personel jest bardziej dysfunkcyjny niż pacjenci". Mówi to, że z powodu "nieodpowiedniego zachowania" administratorów, zwłaszcza Bryanata i ks. Connorsa, "terapeuci odchodzili masowo".
Byli terapeuci z Instytutu potwierdzają, że skargi przeciwko Bryantowi składano do Instytutu, do stanu Maryland i do Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologów [APA]. Jedną skargę złożoną w APA odwołano kiedy ci terapeuci dowiedzieli się, że Bryant nie był wtedy członkiem APA.
Zapytany czy skargi przeciwko Curtisowi Bryant zwróciły uwagę Archidiecezji Waszyngtonu albo innych biskupów których księża przebywali w Instytucie, pewien terapeuta odpowiedział:
Biskupi byli w stałym kontakcie z Instytutem, i kierowali całą imprezą. Candice robił to co chcieli biskupi. Mielu wiedziało o Curtisie. Czasem wizytujący biskup spotykał go, widząc go paradującego jak paw, i mówili'Kto to jest'. Odpowiadaliśmy 'To nasz dyrektor'".
Kiedy sytuacja uległa pogorszeniu, terapeuci wnieśli skargę w Maryland na licencję praktykowania Bryanta jako psychologa. Tych terapeutów poinformowano, że stan już wszczął śledztwo, niektórych poproszono o dostarczenie dodatkowych informacji. Później kilku z nich śledczy powiedzieli, że Bryant nie będzie już miał pozwolenia na praktyke w Maryland.
Zdaniem stanu Maryland, licencja Bryanta od 31 marca 1996 miała "status nieczynny". Stan nie potwierdził tego czy złożono na niego jakieś skargi, bo takich informacji nie ujawnia się opinii publicznej do chwili podjęcia ostatecznej akcji.
W końcu Bryant wziął urlop, i odszedł z Instytutu w 1996. Teraz pracuje dla Archidiecezji Los Angeles, widzi pacjentów, dokonuje ewaluacji, i służy w "zespole interwencyjnym" dla księży. Do stycznia 1997 nie otrzymał licencji na praktykę psychologiczną w Kalifornii.
Program obroniony
Ks. Canice Connors odszedł z Instytutu w grudniu 1996, i kierowanie placówką przejął dotychczasowy jego zastępca, ks. Stephen Rosetti. Ks. Rosetti stwierdził, że nie wie o żadnych zarzutach o zachowaniu ani Curtisa Bryanta ani Canice Connorsa, i uważa, że odeszli z Instytutu z dobra opinią.
Zapytany o niezwykle długi okres hospitalizacji w Instytucie, ks. Rosetti oświadczył, że cel ich programu różni się od większości świeckich programów. Podczas gdy zwykła placówka lecznicza chce tylko zapewnić, że pacjent jest stabilny – nie ma mysli ...
OlaGordon