Awaria_uczuc_-_Joanna_Kruszewska.pdf

(1527 KB) Pobierz
JOANNA
KRUSZEWSKA
Awaria uczuć
„Swój” lakier, szampon, fryzjer, krem do twarzy...
Jest cała lista rzeczy, które człowiek latami testuje i dopasowuje do własnych, najwłaśniejszych
wymagań. Testy dosyć często prowadzą do godnych pożałowania następstw. Na przykład do uczulenia na
jakiś magiczny, gorąco polecany przez koleżanki preparat, który potrafi wszystko.
Sprawi, że – jak głosi dołączona do niego ulotka – skóra stanie się bardziej odporna na stres, a zarazem
delikatniejsza, zrelaksowana i promienna. Re-klamowe banialuki i tyle. Banialuki, bo po zastosowaniu
okazuje się zwykle, że wymienione w ulotce zalety nijak się mają do rzeczywistości. Kosmetyk zaś jedno
potrafi na pewno: przyozdobić – twarz na ten przykład –
fantazyjnymi plamami. We wszystkich odcieniach czerwieni i różu.
A opłakane w skutkach próby w tzw. salonach piękności? Zbyt rozpędzone nożyczki fryzjera albo
kosmetyczka z ambicjami na charakteryzatorkę do najgorszych, czy może najlepszych – zależy, z której
strony na to patrzeć – horrorów, gotowa wyregulować kobiecie brwi na wzór zombie, to tylko dwa z
brzegu przykłady na potwierdzenie tezy o złudności TL R
obietnic.
No i wreszcie „swój” facet.
Przy testowaniu kolejnych egzemplarzy tego gatunku również można się nabawić zmian wszelkiego
rodzaju. Zdaje się nawet, że o wiele gorszych niż dwu lub trzydniowa pokrzywka. Uczuleniowa
opuchlizna po jakimś czasie przecież schodzi.
Włosy odrastają.
Ale skrzywienie charakteru czasami zostaje do końca życia. Uboczny efekt ciągłego pochylania się nad
wybrankiem serca, skłonność do postrzegania rzeczywistości przez pryzmat potrzeb drugiego człowieka.
1
Niekoniecznie tak bliskiego, jakim mógł się na początku wydawać.
Jedno jest pewne: w aptece antidotum na skrzywioną psychikę się nie znajdzie.
Matylda snuła rozważania na temat damsko – męskich relacji już od jakiegoś czasu, wpatrując się w tego,
który je wywołał. Przesuwała kosmyk włosów za ucho i zastanawiała się, na ile ten tu osobnik jest w
stanie ją skrzywić. No, odgiąć od normy, jej normy oczywiście. Byli w nieformalnym związku już od
trzech lat, więc gdyby się miały pojawić jakieś skrzywienia, to chyba już by je zarejestrowała, prawda?
Chociaż, Matylda podwinęła nogi pod siebie i usadowiła się wygodniej w fotelu, może takie zmiany
przychodzą powoli, tak, że nie sposób ich zauważyć? W tym momencie jej myśli wprowadziły ją na tory,
których zdecydowanie unikała. Unikała, bo nie lubiła. Matylda Bięcka była bowiem osobą
przewidywalną, ściśle planującą wszystko i omijającą szerokim łukiem wszelkie przykre niespo-dzianki.
Udawało jej się to w dużej mierze właśnie dzięki temu, że potrafiła
– jak żartowali znajomi – sięgać wyobraźnią w kilku kierunkach. Po prostu nauczyła się opracowywać
plany awaryjne w takiej ilości, aby nic TL R
nieoczekiwanego nie sprowadziło jej z jasno wytyczonego kierunku jazdy.
Zakręty, omijanie, owszem, ale żadne znaki stopu czy zakazu na życiowej drodze nie wchodziły w grę.
Paweł, rozsiadłszy się wygodnie na kanapie i położywszy długie nogi na stoliku, zdawał się nie zauważać
rzucanych na niego spojrzeń, bo pochłonęły go całkowicie i bez reszty rozgrywki piłkarskie.
– Pawełku, przycisz odrobinę – rzuciła amatorka testów znad laptopa.
– Uhm – puszka z niedopitym piwem stanęła na stoliku i Paweł zaczął
macać naokoło siebie w poszukiwaniu pilota, a nie znalazłszy go, przysunął
się do telewizora i przyciszył ręcznie, ani razu nie spuszczając wzroku z 2
ekranu.
– Strzelaj, strzelaj, na co czekasz... – mruczał wyraźnie zniecierpliwiony brakiem postępów ulubionej
drużyny.
Matylda porzuciła na chwilę pracę na rzecz konstruktywnych przemyśleń i podsumowań.
Egzystowali obok siebie i ze sobą już od dobrych paru lat. Hołdowali tym samym zasadom, dogadywali
się zarówno w kwestii przyszłości, kryzysu gospodarczego, jak i wybranych dzieł kinematografii. Mieli
także podobny stosunek do pracy.
I bardzo dobrze, bo to praca zajmowała w ich życiu miejsce pierwsze i najważniejsze. Ustalili, czy może
samo się ustaliło, że dopóki nie zgromadzą odpowiednich funduszy, nie ma mowy o zalegalizowaniu
związku.
Wprawdzie bywały chwile, kiedy Matylda – dopatrzywszy się w lustrze kolejnej zmarszczki na swoim
trzydziestotrzyletnim obliczu – wklepywała kolejny, cudowny preparat regenerujący skórę z napisem już
(już! ) „30
plus” i zaczynała się zastanawiać, co kryło się pod określeniem
„odpowiednie fundusze”. I czy nie leży to czasami w sferze daleko TL R
przekraczającej ich fizyczne możliwości. Będąc jednak osobą twardo stąpającą po ziemi i daleką od
snucia pesymistycznych wizji, rozpraszała wątpliwości jednym, małym machnięciem ręki. Gestowi temu
towarzyszyło zazwyczaj pospieszne zerknięcie na zegarek. Wiadomo, czas...
Dzisiaj zrobiła podobnie.
Niech sobie baby w pracy gadają, że się zmieniła, że nie jest już taka, jak kiedyś, że to wszystko pod
wpływem stałego związku traci siebie i inne takie tam pierdoły. A właśnie, że nie traci.
Jest taka jak zawsze. I kropka. Zapisz, zamknij, start, zamknij, enter.
Dobranoc.
3
– Zostajesz dzisiaj? – odsunęła nogi Pawła i odłożyła w bezpiecznej odległości swój bezcenny sprzęt.
– Tiaa, już późno, obejrzę sobie do końca, ale ty idź spać, nie czekaj na mnie – cmoknąwszy Matyldę
przelotnie w brodę, z powrotem wlepił
oczy w ekran, na którym dwudziestu dwóch dorosłych facetów w krótkich spodenkach bezskutecznie
próbowało posłać piłkę do bramki przeciwnika.
Przecież to niepoważne – zauważyła w myślach Matylda – chociaż z drugiej strony może to najlepszy
sposób na uwolnienie się od nadmiaru testosteronu? Kto wie? Ziewnęła ze zmęczenia i ruszyła do
łazienki, magicznego miejsca, gdzie można było spłukać trudy dnia i nakremować się odżywczo na
spokojną i zazwyczaj krótką noc. Krótką, bo bladym świtem trzeba było podnieść raczej średnio
wypoczęte członki i ruszyć znowu do wyścigu. W tym „wyścigu szczurów” – jak go z przekąsem nazywali
zazdrośni – chętnie i z własnej nieprzymuszonej woli zaczęła uczestniczyć kilka lat temu. Zaczynała od
miernie płatnej posadki szarego konsultanta, ale dzięki wytrwałości i niezliczonej ilości kursów
wdrapywała się po szczeblach drabiny władzy coraz wyżej. Nie bez znaczenia był też fakt, że TL R
robiła to z uporem osła i pracowitością nie jednej, ale całego stada mrówek.
Zadzierała kusą spódniczkę i wyciągała długie nogi o wiele szybciej niż koledzy próbujący stanąć jej na
drodze.
O nie, płeć nie miała najmniejszego znaczenia. A może właśnie miała...? Może właśnie dzięki temu, że na
Matyldę przyjemnie było popatrzeć, jak pochylała małą głowę nad ważnymi papierzyskami, jak
marszczyła w skupieniu czoło, jednocześnie mrużąc oczy zwyczajem krótkowidza. Nie da się ukryć, że jej
osoba stanowiła o wiele przyjemniejszy widok niż przedstawiciele płci przeciwnej. Zwłaszcza, jeśli
przełożony miał wyszukany gust i cenił wrażenia estetyczne. Jedynie 4
kwestią czasu było zauważenie przez szefa sporego potencjału, który kryło na dodatek to urocze
opakowanie, i w efekcie właściwie samoistna redukcja konkurencji.
Matylda z namaszczeniem wklepywała krem przeciwzmarszczkowy, nowo nabyte cudo, które
Zgłoś jeśli naruszono regulamin