Kuferlin- bajka Kiedy chłód fioletowy odął usta chimerom strzegących schodów promiennych , co prowadziły do wnijścia, olbrzymio głowy Kufelin uniósł żonę jak berło i do łożnicy ja zaniósł złożył na miękkich liściach, Więc muzykanci poczęli stroić narzędzia kruche, aby im było słodziej i ciszej i bardziej miękko, lecz nie znaleźli poklasku i skinął Kufelin ręką, i grać rozkazał piorunom, dębom, grzmieć, gwizdać wichrom. Zwęziły się oczy zony od tego huku, od trwogi, płakać poczęła cicho, bardzo cicho jak strumień; tłumaczyła mu, że jest mała, że boi się, że nie rozumie. Na próżno: śmiał się Kufelin i spalał ja wolno, jak ogień. A potem już było cicho. Powietrze pachniało morwą i po ramionach żony pot spływał jak srebrny ocean… Więc kiedy się uśmiechnęła, westchnęła i usnęła, przez okno w powale wpadł księżyc! Wrzasnąć zdążył Kufelin , a już rozkręcone włosy ciągną mu głowę do góry, za głową brzuch i w niebiosy tak ulatują, a żona śpi i nic nie wie. O świcie płakał Kufelin. Śmiała się żona i z konwi lała złocistą wodę w dziecinne usta kwiatów, Głupcze- mówiła do męża- on by naprawdę cię porwał, gdybym za ucho cię mocno nie uchwyciła zębami… ...
P.Kuba-47