a11.txt

(94 KB) Pobierz
Rozdział pierwszy
To nie jest mój pierwszt FF dotyczący tego pairingu, jednak właśnie ten postanowiłam tutaj wrzucić. Dla wyczulonych- nie ma tutaj zbyt wielu błędów ortograficznych (czasami interpunkcyjne). Zakochałam się w tym pairingu po przeczytaniu "In your dreams" autorstwa duj. Hermiona i Snape pasują do siebie- oboje są inteligentni ponad normę, czują głód wiedzy, są rozsądni, odważni i poświęcają się dla innych. On potrzebuje kogoś, kto go zauważy, a ona potrzebuje kogoś, kto ją doceni. Jeszcze jedno ostrzeżenie, tym razem dla fanów Lilly Evans-Potter. Nienawidzę tej kobiety i nigdy nie znajdziecie u mnie ani jednego pozytywnego słowa na jej temat. Zawsze wyjdzie z niej... no :)

1.

Kuchnia w Norze jak zwykle była pełna ludzi. Pani Weasley krzątała się przy garnkach, jej mąż czytał Proroka Codziennego, a dzieci wraz z gośćmi jadły obiad. Profesor McGonagall dyskutowała z Nimfadorą Tonks na temat nowych zaklęć, które miałyby usprawnić transmutowanie ludzi w zwierzęta, Remus Lupin przysłuchiwał się im, natomiast Harry nie mógł się powstrzymywać od ciągłego spoglądania na stronę tytułową gazety, która była w dłoniach pana Weasleya. Było tam wielkie zdjęcie grubej kobiety, podobnej do ropuchy, która uśmiechała się paskudnie. Jeszcze gorszy, jeśli to w ogóle było możliwe, był nagłówek: DOLORES UMBRIDGE NOWYM MINISTREM MAGII. Harry miał wrażenie, że grzanki, które zjadł na śniadanie, zamieniają się w kamienie. Umbridge Ministrem?! Widocznie nie tylko on wyczuwał w tym coś niewłaściwego, bo na wieczór zapowiedziane zostało spotkanie Zakonu Feniksa.

Były letnie wakacje i kilka dni wcześniej Harry Potter ukończył siedemnaście lat, co oznaczało, że stał się pełnoletni, według czarodziejskiego prawa. Musiał opuścić dom wuja i ciotki, jednak nie tęsknił za nimi ani tym bardziej oni za nim. Tym bardziej był zszokowany, gdy w dzień urodzin znalazł w nogach swojego łóżka prezent od nich – małą ramkę z ich zdjęciem. Co dziwniejsze, w środku był list. List od Dudleya. W pierwszym szoku jedyną rzeczą, o której pomyślał Harry było to, że nie miał pojęcia, że Dudley umie pisać. Dopiero przy drugim czytaniu dotarł do niego sens listu. Dudley pisał, że chociaż nie dogadywali się dobrze, co było eufemizmem na skalę światową, będzie za nim tęsknił i ma nadzieję, że ten prezent nie pozwoli mu zapomnieć o rodzinie. Wbrew sobie postawił ramkę obok łóżka, chociaż sam nie wiedział dlaczego. Z równie wesołym skutkiem mógł tam ustawić portret Snape’a.

Mistrz Eliksirów był ostatnim człowiekiem, na którego chciałby patrzeć. Kiedy w czerwcu Śmierciożercy dostali się do Hogwartu, uciekł razem z nimi po drodze nokautując Dumbledore’a. Dyrektor później im wytłumaczył, że robił to zgodnie z rozkazem, ale Harry nie mógł zapomnieć wyrazu nienawiści, jaki pojawił się na twarzy Snape’a, gdy rzucał zaklęcie. Tak, zdecydowanie lepiej było patrzeć na Dursleyów. Poza całkowicie nieoczekiwanym prezentem od rodziny dostał również kilka innych rzeczy, ale tutaj nie było zbyt wielkich niespodzianek. Państwo Weasleyowie podarowali mu zegarek, zgodnie z tradycją rodzinną, i ciągle przepraszali, że nie jest nowy, chociaż Harry’ego tak uradował ich podarunek, że przez kilka minut musiał walczyć ze sobą, by się nie rozpłakać. Fred i George przesłali mu chyba połowę asortymentu z „Magicznych Dowcipów Weasleyów”, a Bill razem z Fleur dodali do tego skrzynię, która była cała pomarańczowo-czerwona z wielką, złotawą błyskawicą na wieku. Hermiona, jak należało się spodziewać, dała mu książkę, ale po raz pierwszy miał ochotę ją za to uściskać. „Poradnik do walki z Czarną Magią dla początkujących Aurorów” był czymś, czego pragnął, a wstydził się wejść do księgarni i kupić. Musiała zauważyć jego tęskne spojrzenia. Ginny i Charlie wręczyli mu kilka egzemplarzy smoczych łusek, które bardzo dobrze działały na bóle głowy. Hagrid przysłał tort własnej produkcji, który na szczęście został wręczony ghulowi ze strychu i zatkał go na kilka dni, oraz włosy z ogona jednorożca, które trzymały silniej niż niejeden łańcuch. Remus i Tonks, którzy zamierzali się pobrać, dali mu wspaniałą pelerynę, która, jak mówiła Tonks, sama się składała i prasowała. Mile zdziwiła go dodatkowa przesyłka z Hogwartu – kadra profesorska życzyła mu pomyślnych wiatrów i na dowód sympatii otrzymał dosyć spory gobelin przedstawiający godło Gryffindoru – lwa. Podobny prezent otrzymał kilka miesięcy wcześniej Ron i z tego co się orientował, to każdy uczeń w dzień swoich siedemnastych urodzin dostawał list od nauczycieli wraz z gobelinem odpowiedniego domu. Jedynym zmartwieniem Harry’ego było to, że nie miał go gdzie zawiesić. Grimmauld Place 12 nie było już tajną kwaterą Zakonu, bo w chwili, gdy aportowali się tam razem z Dumbledore’em w lipcu, dopadli ich Śmierciożercy. W związku z tym obecnie przebywali w Norze.

 

Pan Weasley odłożył gazetę i ciężko westchnął, po czym zwrócił się do profesor McGonagall.

– Minerwo, czy wiedzieliście coś na ten temat? Wczoraj, kiedy wychodziłem z biura, Scrimgeour wciąż był Ministrem.

– Niestety, dla nas też było to szokiem. – Profesor posmarowała sobie grzankę masłem i dodała dżemu. – Przy śniadaniu dostaliśmy pocztą gazetę i chyba pierwszy raz w swoim życiu widziałam Albusa tak wściekłego. Pomona omal nie zeszła na zawał i Poppy musiała jej podać waleriany na uspokojenie. Najgorsze jest to, że nikt nie wie, co się stało z Scrimgeourem. Kingsley miał się odezwać, ale wciąż milczy.

– Co zamierza Dumbledore?

– Nie wiem. Od razu zajął się powiadamianiem członków Zakonu o spotkaniu, poprosił Kingsleya, żeby poszedł do Ministerstwa i czegoś się dowiedział. Potem odbył krótką rozmowę z Severusem, po której ten zniknął. Miał się dowiedzieć, czy to sprawka Sami-Wiecie-Kogo, ale też milczy. Robi się bardzo nieciekawie.

Przy ostatnim słowie skrzywiła się i dodała nieco cukru – dżem był za kwaśny. Harry omal nie podskoczył. Po raz pierwszy mówiono o sprawach Zakonu w ich towarzystwie. Zauważył, że bliźniacy, Ron, Ginny i Hermiona też chciwie łapią każde słowo. I tak mieli się niedługo wszystkiego dowiedzieć.

Dosłownie trzy dni wcześniej na kolacji pojawił się Dumbledore i spokojnie jedząc kaczkę powiedział:

– Molly, chciałbym, by Harry, Hermiona i twoje najmłodsze dzieci przystąpiły do Zakonu, jeśli taka jest ich wola.

Nie był to najsubtelniejszy sposób przekazania tej szokującej informacji, ponieważ pani Weasley opuściła różdżkę powodując, że noże zaczęły wirować po kuchni, Harry omal się udławił sokiem z dyni, Hermiona pisnęła i złapała ją czkawka, Ginny zakrztusiła się ziemniakiem, bliźniacy stuknęli się głowami sięgając po sól, a Ron wylał sobie zupę na kolana. Dumbledore z chichotem odczekał, aż wszyscy się uspokoją. No, prawie wszyscy. Pani Weasley wyglądała, jakby ktoś ją mocno ukłuł.

– Albusie! To są jeszcze dzieci!

– Nieprawda! – Oburzyli się unisono Fred i George.

– Milczcie!

– Nie, Molly, oni mają rację. Są już pełnoletni, tak samo Harry, Ronald i Hermiona. Ginewra za mniej niż rok osiągnie pełnoletniość. Wiesz dobrze, jaka jest sytuacja. Nie tylko ich potrzebujemy, ale ich własne bezpieczeństwo zależy od informacji. Informacji, które muszą poznać.

– Nie zgadzam się! Mam już połowę rodziny w Zakonie, nie zmuszaj do tego tych dzieci!

– Nikogo nie zmuszam – powiedział poważnie, patrząc na każde z nich zza okularów-połówek. – Jeśli któreś z nich się nie zgodzi, wtedy może czuć się zwolnione z obowiązku. Nie będzie żadnych komentarzy, żadnego wyśmiewania. Stawką jest wasze życie, więc dobrze to przemyślcie.

Zapadła cisza, w czasie której słychać było jedynie histeryczne, ciężkie oddechy pani Weasley. Harry postanowił odezwać się pierwszy.

– Już w zeszłym roku dużo na ten temat myślałem, panie profesorze. – Głos tylko lekko mu się trząsł. – Nawet gdybym nie chciał, to jestem częścią tego wszystkiego. Chcę dołączyć do Zakonu.

– Harry! – zapłakała pani Weasley.

– Ja także. – Ron poważnie patrzył na swoje zaciśnięte pięści. – Ktoś musi się tym zająć, prawda?

– My też – powiedzieli bliźniacy.

– Dołączymy, bo…

– Tak trzeba.

Pani Weasley opadła na krzesło i zaniosła się głośnym szlochem, jednak to słowa Ginny ją dobiły.

– Jeśli mam zginąć, zginę w walce.

– Oszaleliście?! – Podskoczyła i ze łzami w oczach potrząsała najpierw Fredem, potem Ronem, w końcu przycisnęła do siebie Ginny. – Nie róbcie mi tego! Nie musicie tego robić! Zostawcie to wszystko nam! – Wszyscy Weasleyowie patrzyli w stół, żadne z nich nie uczyniło nawet ruchu. Harry czuł się tak, jakby to on wbijał sztylety w serce pani Weasley. To wszystko jego wina… – Hermiono! Chociaż ty wykaż się rozsądkiem! Co na to twoi rodzice?!

– Moi rodzice zrozumieją. – Głos Hermiony drgnął. – Dyrektorze, czy mogłabym w jakiś sposób zapewnić im bezpieczeństwo? Oni nie mają jak się bronić.

– Oczywiście.

– W takim razie ja również chcę przystąpić do Zakonu.

Dla mamy Rona było to za wiele – zemdlała. Bliźniacy, z minami winowajców, ułożyli ją na sofie i docucili.

– Wybacz, Molly…

Dumbledore był naprawdę smutny.

– Albusie, chociaż obiecaj mi, że przynajmniej na razie nie dostaną żadnej misji!

– Mamo! – padło z czterech gardeł.

– Obiecuję. W takim razie, drogie panie i drodzy panowie. – Wstał i ukłonił się. – Zobaczymy się na najbliższym spotkaniu. Dobranoc.

Teraz, siedząc w ciepłej kuchni, Harry mógł zrozumieć postawę pani Weasley. On był sam, Hermiona także, ale cała rodzina Rona była w tej chwili w Zakonie. Nawet Fleur, która w tej chwili kręciła się po Norze i ozdabiała sypialnię swoją i Billa, postanowiła dołączyć.

– Ni mogę zostawici Bill w takij chwili. Ja też będę waliczyć.

Jej narzeczony próbował ją przekonać, żeby tego nie robiła, ale okazało się, że trafił na wyjątkowo upartą osobę. W końcu poddał się, ale widać było, że nie jest z tego powodu zachwycon...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin