Rzecznik Finansowy miażdży ubezpieczenia z UFK. „Odradzamy je konsumentom”.docx

(20 KB) Pobierz

http://biznes.onet.pl/wiadomosci/finanse/rzecznik-finansowy-miazdzy-ubezpieczenia-z-ufk-odradzamy-je-konsumentom/kdd1yn

Rzecznik Finansowy miażdży ubezpieczenia z UFK. „Odradzamy je konsumentom”

Najnowszy raport Rzecznika Finansowego na temat tzw. polisolokat, czyli ubezpieczeń z Ubezpieczeniowym Funduszem Kapitałowym (UFK) nie pozostawia złudzeń. Produkt, z którego korzysta 5 mln Polaków, praktycznie nie daje żadnych szans na zarobek. Chyba że dla ubezpieczycieli i banków, dzięki wysokim opłatom likwidacyjnym, które sięgały nawet 100 proc. oszczędzonych środków, a także prowizjom za sprzedaż.

„Rzecznik Finansowy (…) postanowił nie rekomendować umów inwestycyjnych, występujących w obrocie pod nazwą ubezpieczeń na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym, jako umów adresowanych do masowego odbiorcy, którym jest konsument” – możemy przeczytać w najnowszym raporcie Rzecznika Finansowego „Ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym – część II”.

Co stoi za tak radykalną rekomendacją? Przede wszystkim znaczne skomplikowanie tych umów oraz duża skala generowanych przez nie problemów. Zdaniem RF produkty te powinny być kierowane co najwyżej do osób dysponujących „wiedzą z zakresu finansów, ekonomii, a także inwestycji”.

Polisy z UFK: bez szans na realny zysk

– Musiałaby być niesamowita hossa, aby klient zarobił na tej inwestycji – mówi Cezary Orłowski z Biura Rzecznika Finansowego. – Mamy analizy funkcjonowania tych produktów opracowane na przypadkach osób zgłaszających się do nas, gdzie w większości końcowy wynik jest ujemny. Rzadko się zdarza, żeby wynik był na plusie. A inwestycja trwa zwykle 15 lat, więc nawet jeśli wyjdzie na plus, to po uwzględnieniu inflacji klient musi liczyć się ze stratą – dodaje.

To efekt wysokich opłat w polisach z UFK. Towarzystwa Ubezpieczeniowe stworzyły całą ich gamę, aby zarobić na tych produktach. I tak pobierane są opłaty za zarządzanie, choć najczęściej i tak za dobór funduszy odpowiada klient, który ponosi pełne ryzyko, opłaty aktywacyjne naliczane od każdej składki, opłaty operacyjne, opłaty za konwersję, opłaty za ryzyko, a do tego dochodzą standardowe opłaty pobierane przez fundusze inwestycyjne. Kluczową opłatą okazała się jednak opłata likwidacyjna.

Polisy z UFK: zaplanowane tak, żeby ludzie rezygnowali

Zasadą nadrzędną polis z UFK jest systematyczność wpłat i długi okres oszczędzania wynoszący od 5 do nawet 30 lat, choć najczęściej wynosił on 15 lat. Aby zmusić klienta do regularnych wpłat przez tak długi okres, wymyślono opłatę likwidacyjną, która w niektórych umowach zmieniła się w świadczenie wykupu, ale sens pozostał ten sam. W pierwszych latach przy próbie wycofania środków z takiego produktu ubezpieczyciel miał prawo potrącić od 90 do 100 proc. zgromadzonych środków. Z czasem wysokość tej kary za wycofanie spadała, aby zbliżyć się do 0 proc. w ostatnim roku umowy.

Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ubezpieczyciele zakładali, że… większość klientów wycofa się przed końcem umowy. Wyszło to na jaw przy okazji jednego z procesów – analityk Skandii przyznał, że plan aktuarialny zakładał, że 70 proc. klientów zrezygnuje w ciągu 5 lat.

Polisy z UFK: oszustwo na masową skalę

Wcześniejsze rezygnacje zdarzały się często, także dlatego, że kliencie w ogóle nie wiedzieli, że zobowiązali się wpłacać pieniądze przez tak długi czas. Wszyscy sprzedawcy, pośrednicy finansowi, różnego sortu doradcy czy po prostu banki wciskały te polisy, komu się dało, zbierając wysoką prowizję. Jak czytamy w raporcie w skrajnych przypadkach, prowizje przekraczały nawet 100 proc. pierwszorocznej składki. Tym samym „doszło do patologicznej sytuacji, w której konsumentom niemal na siłę sprzedawano nieadekwatne do ich potrzeb polisy inwestycyjne”. Według RF polisy z UFK stały się „pułapką inwestycyjną, drenującą portfele klientów. Było to działanie perfekcyjne, sprawiające wrażenie systemowego wprowadzania w błąd, zaplanowanego i realizowanego w majestacie prawa, przy biernej postawie regulatorów”.

Sprzyjała temu skomplikowana forma umowy, w której pod płaszczem ubezpieczenia, które miało marginalny charakter sprzedaje się produkt inwestycyjny. Raport wskazuje, że przeciętna liczba stron takiej umowy wynosiła 30–60 kart zagęszczonego tekstu, pisanego małą czcionką. Dodatkowo stosowano rozczłonkowanie umowy na część zasadniczą, tabele i regulaminy. Do tego dochodziły skomplikowane wzory matematyczne czy trudne pojęcia, które mogły przerazić każdą osobę próbującą się wgłębić w treść.

Wysokie opłaty były konieczne, aby sfinansować wysokie prowizje. – Dopiero po tzw. okresie referencyjnym, który wynosi przeciętnie od 7 do 10 lat, ubezpieczyciel zaczynał zarabiać na polisie z UFK. Wcześniejsze wpływy pozwalały sfinansować prowizję – wyjaśnia ekspert z Biura Rzecznika Finansowego.

„Innowację” w postaci polis z UFK wprowadziły na polski rynek firmy związane ówcześnie z grupą finansową Leszka Czarneckiego. Raport Rzecznika Finansowego wskazuje, że to Europa Życie TU oraz Open Life Życie TU wraz z Getin Noble Bankiem, który sprzedawał te produkty na masową skalę, jako pierwsze stworzyły mechanizm zarabiania na tego typu produktach.

Polisy z UFK: jak wyglądało to w praktyce

Jedną z osób, które dały się wmanewrować w polisy z UFK, jest pani Ewa (nazwisko znane redakcji). Trudno ją nazwać kimś nieporadnym życiowo – ma skończone studia wyższe i jest wykwalifikowanym pracownikiem służby zdrowia z drugim stopniem specjalizacji. Jak sama mówi, została oszukana w białych rękawiczkach.

– Ponieważ nie orientowałam się w sprawach finansowych, zdecydowałam się zasięgnąć opinii eksperta. Poszłam do Open Finance, jako firmy specjalizującej się w sprawach finansowych. Biuro było w prestiżowym miejscu, na ul. Emilii Plater w Warszawie. Moim "doradcą" był pan, chwalący się tytułem „Doradcy Roku" – wyjaśnia.

To miał być produkt inwestycyjny, który pozwoli osiągnąć zyski w ciągu 3-4 lat i pomóc spłacić zaciągnięty kredyt hipoteczny. – Doradca zaproponował mi „superprodukt”, który miał wpasować się idealnie w moje potrzeby. Była to polisa Pareto w TU Europa. Już przy podpisywaniu zwróciłam uwagę, że umowa jest na 15 lat, ale doradca przekonał mnie, że to maksymalny okres inwestycji – opowiada.

– Rysował wykresy zysków po 5 latach, kiedy najkorzystniej mogłabym odzyskać wpłacone, wraz z zyskami, pieniądze. Doskonale wiedział, że nie mam zamiaru inwestować na tak długo, wręcz przeciwnie, że na krótki czas. I wiedział dlaczego – przekonuje.

Zanim się zorientowała, jak toksyczny jest ten produkt, kolejny doradca namówił ją na drugą tego typu polisę. Wkrótce okazało się, że ze sprzedawcami polis nie ma żadnego kontaktu, wprost zapadli się pod ziemię. A Home Broker udzielił tylko informacji, że już nie pracują w firmie.

W rezultacie do dziś pani Ewa odprowadza co miesiąc 530 zł składki, szukając wyjścia z tej inwestycji. Co więcej, produkt systematycznie generuje straty. – Kiedy pieniądze były mi potrzebne, okazało się, że polisa jest na 15 lat, a koszty wycofania pożerają prawie wszystkie wpłacone środki. Na wszystkie moje pisma ubezpieczyciel odpowiada, że „miałam świadomość, co podpisuję”. Żadna państwowa instytucja nie zdołała zrobić z tym porządku przez tyle lat – skarży się.

Polisy z UFK: problem istnieje do dziś

Według szacunków Rzecznika Finansowego sprzedano 5 mln polis z UFK, w których może być zamrożonych nawet 50 mld zł. To znacznie więcej, niż chociażby szeroko relacjonowanej w mediach aferze Amber Gold, gdzie roszczenia klientów nie przekroczyły miliarda.

Gdy w 2012 roku RF wypuścił pierwszy raport na ten temat, wreszcie zaczęło się coś dziać. Sejm przegłosował nowelizację zmniejszającą opłaty likwidacyjne do 4 proc., ale tylko w nowo zawieranych umowach. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wlepił ubezpieczycielom 50 mln zł kar i zmusił 16 towarzystw do obniżenia opłat do 20-25 proc. Te decyzje jednak nie tylko nie satysfakcjonują klientów, ale dużej części z nich w ogóle nie obejmują. To efekt tego, że UOKiK może badać tylko wzorce aktualnie stosowane przez ubezpieczycieli lub wycofane najpóźniej pół roku wcześniej. A towarzystwa często zmieniały druki, nawet nadając im tylko nowe numery bez zmieniania treści. Nadal toczy się postępowanie ze Skandią, która jest znaczącym graczem na tym rynku, a czas gra na jej korzyść.

Tymczasem z problemem podobnych produktów ubezpieczeniowo-inwestycyjnych już dawno uporano się w innych państwach europejskich, a nawet w… Indiach. W Wielkiej Brytanii doprowadził do tego odpowiednik polskiego Rzecznika Finansowego, który jest wyposażony w znacznie silniejsze kompetencje, a we Włoszech branżę pogrzebał Sąd Najwyższy. Stwierdził on po prostu, że produkty ubezpieczeniowe z przewagą komponentu inwestycyjnego podlegają przepisom m.in. wynikającym z dyrektywy MIFID, która nie pozwala na pobieranie tak wysokich opłat likwidacyjnych. W Indiach władze powiedziały ubezpieczycielom wprost, że pozwolą na sprzedaż tylko prostych i łatwych do zrozumienia produktów.

Raport RF mocno krytykuje zarówno instytucje rynku ubezpieczeniowego, jak i organy państwa. „Choć czar prysł, to instytucje rynku ubezpieczeniowego, Polska Izba Ubezpieczeń, a także nadzór ubezpieczeniowy, pomimo wyraźnych sygnałów ostrzegawczych pochodzących od klientów i Rzecznika Ubezpieczonych oraz wbrew doświadczeniom płynącym z krajów Europy Zachodniej nie były w stanie zareagować na czas i przeciwdziałać negatywnym skutkom wywołanym dystrybucją ubezpieczeń inwestycyjnych.” – czytamy.

Co robić, jeśli mam polisę z UFK?

Dla większości jedynym wyjściem pozostaje sąd. Kilka tysięcy osób próbuje sił w pozwach grupowych, a wiele osób wygrało w postępowaniach indywidualnych. Jednak postępowanie przed sądem wiąże się z kosztami i ryzykiem – trzeba bowiem posłużyć się prawidłowo argumentacją.

– Na wynik sprawy ma wpływ aktywność i argumenty stron. Czasem ubezpieczeni powołują się na nieważność umów, ale ten zarzut wygasa w ciągu roku od dowiedzenia się przez osobę ubezpieczeniową, że została wprowadzona w błąd. Oprócz nieważności można powoływać się na abuzywność (orzeczoną niezgodność z prawem – red.) klauzul o opłacie likwidacyjnej potwierdzonej przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. To najskuteczniejszy argument. Dodatkowo tu przedawnienie na podstawie świadczenia nienależnego występuje dopiero po 10 latach – wyjaśnia Orłowski.

Można też poprosić RF o tzw. istotną opinię, która staje się argumentem w walce przed sądem, zwiększając szanse na wygraną. Inną metodą jest wystąpienie do Rzecznika Finansowego o mediację z ubezpieczycielem. To nowa instytucja działająca od początku roku, a ubezpieczyciel ma obowiązek wziąć udział w tej procedurze. Do tej pory ws. polis z UFK o mediację zwróciło się do RF kilkanaście osób.

Marek Muszyński Dziennikarz

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin