4 resnick mike - starship 04 - buntownik.pdf

(1316 KB) Pobierz
MIKE
RESNICK
STARSHIP: BUNTOWNIK
PRZEŁOŻYŁ
R
OBERT
J. S
ZMIDT
Dla Deborah, jak zawsze
I dla Erica Flinta,
Przyjaciela,
Współpracownika,
Współwydawcy,
Geniusza
R
OZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy nadeszła wiadomość z mostka, Wilson Cole siedział sam, popijając kawę, przy
stoliku w ciasnej mesie „Teodora Roosevelta”.
- Dotarliśmy na pozycję, sir - zameldowała Christine Mboya, szczupła czarnoskóra
kobieta, której holograficzna sylwetka pojawiła się nagle przed kapitanem.
- Czy pan Briggs dokonał już analizy ich potencjału? - zapytał Cole.
- Dysponują działami pulsacyjnymi drugiej generacji i laserami trzeciej.
- W takim razie nie mamy się czym przejmować. Przełącz mnie na Walkirię.
Moment później nad blatem pojawiła się sylwetka trzeciego oficera, niezwykle
wysokiej, rudowłosej kobiety.
- Czego chcesz? - zapytała.
- Roześlij wiadomość. Chcę, żeby wszystkie jednostki oprócz naszej zatrzymały się
poza polem rażenia.
- Dlaczego? Przylecieliśmy tutaj walczyć z wrogiem, czyż nie?
- Oni nie będą w stanie uszkodzić „Teddy’ego R.”, ale bez problemu pokonają osłony
wielu mniejszych okrętów.
- Nie zrobią tego, jeśli my zniszczymy ich pierwsi.
- Zrób, co ci kazałem - powiedział Cole. - Przy odrobinie szczęścia nie będziemy
musieli niczego niszczyć.
- I to ma być wojna?! - prychnęła i przerwała połączenie.
- Christine?
- Tak, sir.
- Czy Cztery Oczy jest już w przedziale bojowym?
- Komandor Forrice jest w drodze - odparła dziewczyna. - Chwileczkę, sir... -
przerwała na chwilę. - Już dotarł na miejsce.
- Przełącz mnie na niego.
Nad blatem pojawił się wizerunek trójnogiego, przysadzistego Molarianina. Wokół
niego widać było konsole komputerów uzbrojenia.
- Wszystko gotowe - stwierdził Forrice. - Czekamy na rozkaz.
- Ilu ludzi masz w przedziale?
- Czterech, licząc ze mną.
- To powinno wystarczyć - stwierdził Cole. - Nie otwierajcie ognia, dopóki nie wydam
takiego rozkazu.
- Nawet w przypadku, gdy sami znajdziemy się pod ostrzałem?
- Nawet wtedy. Oni nie posiadają broni, którą mogliby nam zaszkodzić.
- Ty tu jesteś kapitanem - odparł Forrice.
- Dzięki za przypomnienie - rzucił oschle Wilson, kończąc transmisję.
Dopił kawę, zastanawiał się przez moment, czy nie wrócić na mostek, ale uznał, że nie
ma takiej rzeczy, której nie mógłby zrobić, siedząc na tyłku w mesie, więc znów wywołał
Christine Mboyę.
- Tak, sir?
- Czy namierzyliśmy już kwaterę główną Matchela?
- Nie, sir. Przeciwnik nadal utrzymuje ciszę radiową i wizyjną.
- Chyba nie powinniśmy im mieć tego za złe - mruknął Wilson. - Gdybym ja był na
ich miejscu, na pewno nie ujawniłbym kryjówki w obliczu tak znacznej przewagi wroga. -
Wzruszył ramionami. - Dobra, negocjacje w kameralnym stylu mogą się okazać o wiele
prostsze. Jedziemy z tym przedstawieniem. Przełącz mnie na możliwie najszersze pasmo
audio i wideo.
- Zrobione - zameldowała. - Może pan zaczynać w każdej chwili.
Cole wybrał jedną z kamer monitorujących mesę i spojrzał prosto w jej obiektyw.
- Mówi Wilson Cole, kapitan „Teodora Roosevelta”. Kieruję te słowa do Matchela
albo, jeśli to nie on wami rządzi, do osoby, która przejęła dowodzenie organizacją. Moja flota
została wynajęta przez rząd gromady Pirelli, aby pozbyć się band rozbójniczych, które ją
nękają. Domyślam się, że wiecie już, że udało nam się zlikwidować dwie inne floty należące
do człowieka zwanego Chester Braithwaite i Canphoryty Grabiusa. Wy jesteście ostatni.
Przerwał, czekając prawie pół minuty, wystarczająco długo, by odbiorcy zaczęli się
zastanawiać z niepokojem, czy ma zamiar kontynuować, czy jest już po rozmowach i zaraz
zostaną wybici do nogi.
- Macie dziewięć okrętów na powierzchni i trzy w dokach na orbicie. Jestem pewien,
że dokonaliście pełnej analizy naszych sił, ale na wypadek gdybyście o tym nie pomyśleli,
informuję, że dysponuję flotą składającą się z czterdziestu trzech jednostek, z których
większość posiada o wiele potężniejsze uzbrojenie niż wy.
Przerwał połączenie, nalał sobie następną porcję kawy.
- To już koniec? - zapytała Wal, pojawiając się ponownie nad stołem. - Nie powiesz
im nic więcej?
- Powiem - odparł Cole. - Ale najpierw niech kilka minut pozostaną w niepewności.
- W tym momencie namierzają nas pewnie każdą bronią, jaką posiadają.
- Raczej liczą nasze statki i dokonują oceny ich systemów obronnych - uspokoił ją
Cole. - Za jakąś minutkę dojdą do wniosku, że nie kłamałem. Wtedy przyjdzie czas na
kontynuację rozmowy.
- Jak na razie to raczej monolog - zauważyła Wal.
- Jak na razie nie prosiłem, by się odzywali.
W głośnikach interkomu rozległ się niespodziewanie głos Malcolma Briggsa:
- Ostrzał! Ogień laserowy i pulsacyjny!
- Skierowany tylko na nas? - Nie, sir. Mierzą także w pana Sokołowa i Pereza.
- Mam nadzieję, że obie jednostki pozostają poza zasięgiem?
- Tak, sir.
- Świetnie, proszę przekazać Christine, żeby dała mnie na wizję za trzydzieści sekund.
- Namierzyłem źródła ostrzału pulsacyjnego - meldował Forrice z przedziału
bojowego. - Mam je zdjąć?
- Masz siedzieć na tyłku, dopóki nie wydam rozkazu - odparł Cole.
- Właśnie pytam, czy nie masz ochoty na wydanie rozkazu.
- Nie mam.
- Wchodzi pan za pięć sekund, sir - poinformowała go Christine.
Kapitan odchrząknął, policzył do pięciu i zaczął mówić.
- To znowu ja. Zakładam, że zrozumieliście już, iż nie jesteście w stanie uszkodzić
moich okrętów. A to oznacza, że wykończymy was w mniej niż minutę... - zamilkł na
moment. - Aczkolwiek nie mamy zamiaru niszczyć waszych okrętów ani pozbawiać was
życia. Nie jesteśmy zdobywcami czy lokalnymi watażkami, a co najważniejsze, nie jesteśmy
zbrodniarzami. Reprezentuję flotę najemników wynajętą przez rząd gromady Pirelli, aby
zakończyć waszą agresywną i nielegalną dominację kilku lokalnych systemów planetarnych.
Pozwolę sobie jeszcze zauważyć, że moja flota posiada nad wami przytłaczającą przewagę.
Dotarliśmy właśnie do punktu, w którym musicie podjąć decyzję. - Znów zamilkł, a potem
ciągnął dalej: - Zamierzamy skonfiskować trzy jednostki znajdujące się aktualnie w dokach.
Osobom przebywającym na powierzchni planety proponuję poddanie się i złożenie przysięgi
na wierność mojej flocie. Jeśli tak postąpicie, daję słowo, że nikomu nie stanie się krzywda.
Utracicie jednak kontrolę nad waszymi okrętami. Dopóki nie udowodnicie, że jesteście godni
zaufania, dowodzić nimi będą moi ludzie, którzy zajmą stanowiska kapitana i pierwszego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin