Moja córka widzi anioły.doc

(32 KB) Pobierz
Moja córka widzi anioły

Moja córka widzi anioły

Nie bój się duchów – bój się żywych
Kiedy moja córka była noworodkiem, a potem niemowlęciem uśmiechała się do kogoś lub czegoś nade mną, do narożników pokoju, jednym słowem patrzyła „po kątach” i bawiła się w najlepsze.
Mieszkamy w starym domu, zbudowanym przez nieżyjącego już dziadka i mój mąż zawsze z uśmiechem mi tłumaczył, że Marysia po prostu bawi się z pradziadkiem. Traktowałam to z przymrużeniem oka i wolałam się nie zagłębiać w ten temat. Wystarczyło mi, że mąż każde nieoczekiwane trzaśnięcie drzwi, czy niczym nieuzasadnione trzeszczenie starej podłogi zawsze kwitował krótkim: „ No dziadek, chodź do nas, nie wstydź się!”.
Nie ukrywam, że przez kilka pierwszych lat wywoływało to we mnie złe emocje, ale potem stawało się już obojętne. Kiedy mówiłam, że nie ma mnie straszyć, mąż odpowiadał tylko: Nie bój się duchów. Żywych się trzeba bać a nie duchów.
Marysia rosła
Córeczka rosła i jak każde dziecko, ”wyrosła” z uśmiechania się do rzekomych duchów. Jak dla mnie, wszystko było w porządku. Dopiero, gdy skończyła osiem lat, jakoś przez przypadek dowiedziałam się od niej, że w naszym domu mieszka dużo duchów. Codziennie chodzą po domu, ale najczęściej w jej pokoju, jak już zostanie w nim wieczorem sama. Opowiadała mi o jednym z nich ze szczegółami.  Ciarki mnie przeszły. Marysia była zdziwiona, że ja ich nie widzę. Według jej mniemania, każdy musi je widzieć. Była przekonana, że my też mamy swoje duchy w sypialni. Potem mi opowiadała dalej. Wieczorem przychodzi ich więcej i wtedy zaczyna się bać. Dlatego czasami po północy lądowała w naszym łóżku, bo się ich bała. Gdy tamtych brzydkich jest już dużo w pokoju - najczęściej przychodzi jakiś inny, jasny i z loczkami i tamte wyrzuca, ale nie zawsze. Ten z loczkami jest fajny i kochany. Przy nim się nie boi. Gdy on się zjawia tamte grzecznie opuszczają pokój. Moje ręce i nogi zdrętwiały ze strachu. Nie bardzo wiedziałam, jak mam zareagować.
Oswoić demony
Na szczęście kiedyś poznałam bioenergoterapeutkę.  W luźnej rozmowie opowiadała mi, że dzieci często widzą więcej, niż my dorośli. Tłumaczyła, że trzeba być otwartym na to, co mówią dzieci i broń Boże nie zaprzeczać temu, co dziecko być może widzi bądź czuje. Kiedyś też powiedziała mi, że jak ją nawiedzają dziwne postacie, po prostu mówi im, że mają się wynosić. One słuchają i odchodzą. Pewnie już wtedy się domyślała, że moje dziecko widzi więcej... Skorzystałam więc z dawno zasłyszanej rady i zaczęłam uspakajać córkę. Tłumaczyłam, że choć my ich nie widzimy, nie ma w tym nic złego, że przychodzą właśnie do niej. Jeśli zaś nie ma ochoty się z nimi widywać ma im to powiedzieć wprost. Wtedy odejdą i nie będą  jej dalej nękać. Zasugerowałam, że może też zawsze poprosić o pomoc swojego anioła stróża. To z pewnością jest ten „Sympatyczny” pan z loczkami. Marysia przyznała mi rację. Powiedziała, że z całą pewnością to jest JEJ Anioł Stróż. Zna go przecież nie od dziś.
Jak rozmawiać z duchem
Nie czułam się jednak usatysfakcjonowana tą rozmową. Bałam się, że nie potrafię pomóc swojej córce. Bałam się bardziej od niej, w nocy nie mogłam zasnąć, skóra mi się jeżyła na wspomnienie naszej rozmowy. Następnego dnia pojechałam razem z nią odwiedzić moją koleżankę – bioenergoterapeutkę. Powiedziałyśmy jej o naszym nowym, rodzinnym odkryciu. Ale dla niej to chyba nie było nic nowego. Ona wiedziała...pewnie od dawna...
Utwierdziła Marysię w przekonaniu, że nie wszyscy „widzą”, że jest wyjątkowa. Przekonywała, że nie może się ich bać, bo takie stwory żywią się strachem ludzi. Przychodzą najczęściej, gdy potrzebują jakiejś pomocy i jak tylko zbierze się na odwagę i spyta – odpowiedzą.  Pierwsze Twoje myśli będą ich odpowiedzią – powiedziała. Często wystarczy zapalić im świeczkę...
Mamo, mamo, a w szkole też są anioły!
Następnego dnia Marysia opowiadała mi, że w szkole jest pełno aniołów. Dzisiaj na przykład siedziały w ostatniej ławce i były taaakie śmieszne, bo tak fajnie udawały, że się uczą. Z powagą właściwą sytuacji pisały w zeszytach i rozwiązywały zadania. Zasugerowałam, że to pewnie były anioły rówieśników siedzących w ostatnich ławkach.
Przyznała mi rację, ale jednocześnie poinformowała, że często jednak te anioły „wypuszczają” się dalej. Opuszczają swoje dziecko, kiedy innemu jest potrzebna pomoc. Szkoda, że za moich czasów nie było takich aniołów w szkole:-) Albo, że ich nie widziałam...
Nie bój się mamo
Pewnie niedługo tak powie do mnie moja córcia, bo mam wrażenie, że nie będę umiała nad tym przejść do porządku dziennego. Zawsze byłam twardą realistką, mocno stojącą na ziemi, nie wierzyłam w duchy, bałam się horrorów a teraz mam zamieszkać z nimi pod jednym dachem? Boję się... Jestem też pełna niepokoju o dalsze, dorosłe życie mojej Marysi. Czy dobrze się żyje komuś kto za dużo „widzi”?
 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin