Ponad wszelką wątpliwość - Gianrico Carofiglio.pdf

(2202 KB) Pobierz
Tytuł oryginału:
Ragionevoli dubbi
Copyright © 2006 Sellerio Editore, Palermo
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B.,
2011
Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo
W.A.B., 2011
Wydanie II
Warszawa 2012
0
Kiedy Margherita powiedziała, że musi ze mną
porozmawiać, pomyślałem, że jest w ciąży.
Było późne, wrześniowe popołudnie. Pełne tego teatralnego
światła końca lata, zapowiadającego półcienie i tajemnice
jesieni. Dobry moment na wiadomość, że zostanę ojcem,
pomyślałem, kiedy siadaliśmy na tarasie, ze słońcem nisko za
naszymi plecami.
– Dostałam propozycję nowej pracy. Bardzo dobrą
propozycję. Ale jeśli ją przyjmę, będę musiała wyjechać na
kilka miesięcy. Może na rok.
Spojrzałem na nią jak ktoś, kto czegoś nie dosłyszał albo nie
zrozumiał. Co ta propozycja pracy miała wspólnego
z dzieckiem, które miało się nam urodzić za kilka miesięcy?
Nie mogłem zrozumieć, więc Margherita mi wytłumaczyła.
Bardzo duża amerykańska agencja reklamowa –
powiedziała mi nawet nazwę, ale natychmiast zapomniałem,
a może nawet nie usłyszałem – zaproponowała jej
prowadzenie kampanii reklamowej pewnych linii lotniczych.
Powiedziała bardzo znaną nazwę. Powiedziała, że to
niepowtarzalna okazja.
Niepowtarzalna okazja. Te słowa boleśnie tłukły się w mojej
głowie, jak głuche pulsacje migreny. Nagle wydało mi się, że
wszystko krąży wokół niewidzialnego punktu, którego nie
potrafiłem dostrzec ani określić.
– Kiedy dostałaś tę propozycję?
– W lipcu. Rozmawialiśmy wcześniej, ale oficjalną ofertę
dostałam w lipcu.
– Przed naszym wyjazdem na wakacje – powiedziałem,
jakby to miało jakieś znaczenie.
Chociaż może faktycznie miało.
Potem zrozumiałem. Mówiła mi o tym we wrześniu, dwa
miesiące po otrzymaniu oferty, kto wie, ile czasu po
rozmowach, więc już podjęła decyzję albo wręcz przyjęła
pracę.
– Już przyjęłaś pracę.
– Nie. Najpierw musiałam ci o tym powiedzieć.
– Już się zdecydowałaś.
Zawahała się – tylko na moment – potem skinęła głową.
Myślałem, że mi powiesz, że będziemy mieli dziecko.
Myślałem, że w wieku czterdziestu dwóch lat nagle, jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki, moje nijakie życie
nabierze sensu i celu. Dzięki temu synowi albo córce, których
zdążyłbym czegoś nauczyć, zanim się zestarzeję.
Nie powiedziałem tego. Zachowałem to dla siebie, jak jakąś
wstydliwą myśl. Bo słabość i wrażliwość są powodem do
wstydu.
Zamiast tego zapytałem, kiedy wyjeżdża, a mój wyraz
twarzy musiał być absurdalnie spokojny, bo spojrzała na
mnie z lekkim i niespokojnym zaskoczeniem. Z ulicy dochodził
wściekły, przeciągły warkot skutera z podrasowaną rurą
wydechową i pomyślałem, że nigdy nie zapomnę tego
dźwięku. Pomyślałem, że będę go słyszał za każdym razem,
kiedy przypomni mi się ta scena, niespodziewana i okrutna.
Nie wiedziała, kiedy wyjeżdża. Za dziesięć, piętnaście dni.
W każdym razie przed końcem miesiąca powinna być
w Mediolanie, a w połowie października w Nowym Jorku.
A więc jednak wiedziała, kiedy wyjeżdża. Pomyślałem.
Milczeliśmy przez dwie, trzy minuty. Albo i dłużej.
– Nie chcesz wiedzieć dlaczego?
Nie chciałem wiedzieć dlaczego. A może i chciałem, ale i tak
powiedziałem, że nie. Nie chciałem, żeby podawała mi swoje
powody – które na pewno były doskonałe – nie chciałem,
żeby jej ulżyło na sercu czy na duszy, czy gdziekolwiek mieści
się poczucie winy. Ja zostawałem ze swoim cierpieniem,
a ona ze swoim. Mam całe długie tygodnie i miesiące na
zamartwianie się tym pytaniem, wspomnieniami i całą
resztą.
Ale w to ciepłe, bezlitosne wrześniowe popołudnie miałem
Zgłoś jeśli naruszono regulamin