Dare Tessa - Dama o północy Tom 2.pdf

(606 KB) Pobierz
1
Thorne
od początku wiedział, że tak właśnie będzie.
Ostrzegał ją wielokrotnie, że gdy go rozpozna, będzie się chciała
znaleźć jak najdalej od niego, i to tak szybko, jak tylko można.
Patrzył teraz, jak cofa się ku drzwiom z wyrazem szczerego
obrzydzenia na twarzy.
– Miałabym wyjść za ciebie? Dzisiaj? – Pokręciła głową. –
Oszalałeś! Chyba to skutek jadu żmii.
– Nigdy nie mówiłem, że jestem wykształcony, ale na pewno
pozostaję przy zdrowych zmysłach. – Przeszedł powoli przez
pokój, usiłując utrzymać równowagę, bo prawe ramię ciążyło mu,
jakby było z ołowiu. – Spędziłaś u mnie noc. Sama. W mojej
kwaterze.
– Przecież byłeś chory. Nie mogłam cię zostawić. Nie
miałam wyboru. A poza tym nic się przecież nie stało. –
Zaczerwieniła się nieco. – No, prawie nic.
Przeszedł go dreszcz, gdy przywołał w pamięci cudowne
ruchy jej aksamitnego języka, ciepło i gładkość skrytych miejsc.
No i te wszystkie naiwne, radosne obietnice – że go będzie kochać,
trwać przy nim, że stworzy mu dom – jakby był jeszcze jednym
zagubionym szczeniakiem do przygarnięcia.
Rzecz jasna, wszystko to już nie miało znaczenia.
– Wiesz równie dobrze, jak ja – powiedział – że nieważne,
czy coś się zdarzyło, czy nie. Ważne jest tylko to, co ludzie sobie
pomyślą. – Nie po to zabrał ją z burdelu tyle lat temu, żeby teraz
miała przed sobą perspektywę uznania jej za dziwkę. – Musimy
wziąć ślub. Nie masz wyboru.
– Ależ mam, oczywiście, że mam. Przekonasz się, co zrobię!
Otwarła gwałtownie drzwi i wypadła za nie jak z procy.
Patrzył w ślad za nią. Biegła ku miasteczku na oślep, niczym
nietoperz uciekający przed brzaskiem, i wkrótce zniknęła mu
niemal z oczu.
Ruszył w ślad za nią, myśląc z żalem, że wolałby to zrobić,
gdyby miał wcześniej trochę chleba i piwa w żołądku. Borsuk,
uszczęśliwiony, dołączył do tego pościgu z uszami położonymi po
sobie.
Szła pospiesznie ścieżką wiodącą od zamku do miasteczka.
Obejrzała się przez ramię i rzuciła:
– Daj mi spokój, nie ścigaj mnie. Nie wyjdę za ciebie,
Thorne. Ty pojedziesz do Ameryki, a ja mam zamiar pozostać w
Anglii. Z moją rodziną.
Ścieżka schodziła w tym miejscu na dół mniej ostro niż gdzie
indziej. Thorne przyspieszył więc kroku, zmuszając osłabione ciało
niemal do biegu, aż wreszcie schwycił ją wyciągniętą ręką za
ramię.
Nic sobie nie robiąc z tego, że krzyknęła z oburzenia,
odwrócił ją twarzą do siebie. Ciężkie fale włosów, z których
wysunęły się szpilki, opadły jej na ramiona. Wpatrywała się w
niego, dysząc ciężko.
Thorne również z wielkim trudem chwytał oddech. Co ona
powiedziała o sobie wcześniej? „Tak olśniewająca, że nie sposób
wyrazić tego słowami”? Rzeczywiście, nic dodać, nic ująć.
– Powinnaś sobie zadać jedno ważne pytanie – powiedział. –
Jeśli ta rodzina jest naprawdę twoja i rzeczywiście są to ludzie
bardzo wyrozumiali… w takim razie dlaczego twoja matka nigdy
się do nich nie zwróciła z prośbą o pomoc? No i dlaczego Simon
przed śmiercią nikomu nie wspomniał o swoim dziecku?
– Pewnie nie zdążył. No i, jak mi wyjaśniała ciotka
Marmoset, rodzice Elinor nigdy nie pogodzili się z ich miłością. A
Evan był wtedy jeszcze chłopcem. Zresztą czasy się zmieniły.
Gramercy także. Nie opuszczą mnie.
– A jeśli to zrobią? Jeśli zostaniesz wyrzucona z Królowej
Ruby – skoro spędziłaś ze mną noc, możesz się w końcu tego
spodziewać – nie będziesz miała gdzie mieszkać. Z czego będziesz
żyła?
Wzruszyła ramionami.
– Mam przyjaciół. Może ty tego nie pojmujesz, ale istnieją
ludzie, którzy mogliby mi przyjść z pomocą. Susanna i lord Rycliff
mogą mnie wziąć do siebie.
– Na pewno. Tylko że Rycliff to mój dowódca. Jeżeli się ode
mnie dowie, co się stało, sam przyzna mi rację, że musimy wziąć
ślub.
Odwróciła się i wpatrzyła w zielonobłękitne morze,
zrozpaczona i zgnębiona. Serce mu się ścisnęło.
– Katie – powiedział – ja próbuję się zachować, jak należy.
Spojrzała ku niemu z gniewem.
– Tylko że spóźniłeś się o rok!
Wiedział, że sobie zasłużył na te słowa.
– To nie w porządku. Wiem o tym. Miałaś zbyt dobre serce,
żeby mnie zostawić samego zeszłej nocy, a teraz musisz za to
płacić swoją przyszłością. Tak to już jest. Za dobroć zawsze trzeba
płacić.
Życie go tego nauczyło aż za dobrze.
Tylko że zrobiłby wszystko jeszcze raz, gotów byłby połknąć
nawet całe gniazdo żmij, gdyby mógł w ten sposób oszczędzić jej
choćby chwilowego bólu.
Chciał to wyrazić jakoś łagodniej, bez swojej zwykłej
oschłości i bezwzględności.
– Chodź, pozwól mi odprowadzić cię do domu. Jesteś
zmęczona.
– Owszem, jestem zmęczona. Zmęczona sekretami i
łgarstwami. Ale najbardziej życiem pomiędzy dwoma różnymi
rodzajami przeszłości i przyszłości. Zamierzam powiedzieć o
wszystkim Evanowi. Całą prawdę o tym, co się zdarzyło i nie
zdarzyło ostatniej nocy. O Ellie Rose i o burdelu w Southwark.
Porozmawiamy o tym otwarcie, a potem wysłucham, co będzie
miał do powiedzenia.
– Czy na tyle mu ufasz, żeby mógł o tym decydować? Znasz
go ledwie kilka tygodni. On nie…
– Powiedziałam, że wysłucham tego, co będzie miał do
powiedzenia – powtórzyła. – A potem podejmę własną decyzję.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin