WOJCIECH MANN - Jak nie zostałem saksofonistą.pdf
(
5901 KB
)
Pobierz
W O J C I E C H MANN
ROCK MANN
C Z Y L I
J A K
N I E
Z O S T A Ł E M
S A K S O F O N I S T Ą
Wydawnictwo Znak
K r a k ó w 2010
Książki od najmłodszych lat
były dla m n i e czymś
szczególnym.
Wprowadzały mnie w nurt fascynujących wydarzeń bez ograni
czeń, które narzucała rzeczywistość. Książki były lepsze od dzi
siejszych agresywnych mediów, pozostawiających tak niewiele
miejsca na wyobraźnię. Nic więc dziwnego, że gdy Wydawnictwo
w osobie Jerzego Illga zaproponowało mi napisanie książki, po
rządnie się wystraszyłem. W końcu książki piszą pisarze. Umówi
łem się więc sam z sobą, że jeśli nawet opowieść o moim poznawa
niu świata muzyki będzie wydrukowana i opatrzona ilustracjami,
a może nawet specjalnie zaprojektowaną okładką, to na pewno nie
będzie „książką" w moim rozumieniu. Potraktujmy to wydawnic
two jako wspomnienie o tym, jak przez kilka dziesięcioleci żyłem
muzyką. To moje życie muzyką było dość pasożytnicze, ponieważ
s a m jej nie tworzyłem. Przeszedłem zaledwie drogę od słuchania
i gapienia się do przekazywania tego, co lubię, innym. Po drodze
poznałem wiele sekretów świata rozrywki, rozmawiałem ze zna
n y m i i nieznanymi jego mieszkańcami, nauczyłem się wielu po-
trzebnych. i zupełnie niepotrzebnych rzeczy, ale, co najciekawsze.
nigdy nie poczułem znużenia ani przesytu.
Pierwsze r a d i o ,
pierwszy g r a m o f o n ,
pierwsza płyta
Moje pierwsze świadome
kontakty z muzyką miały miejsce
w latach pięćdziesiątych.
Zawdzięczam je odbiornikowi radiowemu AGA, który otwierał przede
mną magiczny świat eteru. Sąsiadka z piętra, niejaka Marysia, próbowała
mnie przekonać, że w skrzynce radiowej siedzą małe ludziki i mówią oraz
grają na instrumentach. Twierdziła, że wystarczy rozgrzebać palcem tka
ninę umieszczoną z przodu odbiornika, aby dostać się do ludzików. Nie
wierzyłem jej, ale ziarnko wątpliwości zostało zasiane.
Któregoś wieczora podszedłem do sprawy diametralnie inaczej, niż
radziła Marysia, i zdjąłem ostrożnie tylną ściankę. Oczarowała mnie
kraina świecących lamp, przewodów i innych nieznanych mi bliżej ele
mentów przypominających tajemnicze miasto nocą. Nierozwiązana po
została kwestia, czy rzeczywiście w tym tajemniczym mieście mieszka
ją ludziki.
Pierwsze moje wrażenia estetyczne dotyczące tego, co nadawało Pol
skie Radio, ograniczały się do takich orkiestr jak ta kierowana przez
Feliksa Dzierżanowskiego, Edwarda Ciukszę bądź Jana Cajmera. Rytmy
proponowane przez te zespoły, mimo niewątpliwych talentów muzyków
i dyrygentów.
wydawały mi się nienowoczesne, a do tego podejrzanie sil
nie lansowane przez Radio. Trzeba przyznać, ze orkiestra Cajmera próbo
wała przeciwstawić się komunistycznej modzie na bezbarwność i ludo-
wość Swingowali, usiłując przemycić zachodnią muzyczną truciznę na
teren Polski Ten dyrygent i bandleader zniknął jednak z mojego widno-
kregu muzycznego Zawsze dobrze poinformowany wujek Janek przekazał
Pierwsze
radio
pierwsza
gramofon
pierwsza płyta
11
nam poufną informację, że pan Cajmer uciekł do Izraela ze złotą patel
nią. Trochę mnie zdziwiło, dlaczego akurat z patelnią, bardziej logiczne
byłoby udanie się w podróż ze złotymi skrzypcami, a w wypadku większej
ilości kruszcu - ze złotym fortepianem. Ale wujek Janek chyba wiedział
najlepiej.
Muzyka płynąca do mnie z radia była więc mieszanką melodii lu
dowych i ocalałych z filtra ludowo-komunistycznej estetyki elementów
muzyki rozrywkowej. Takie pojęcia jak swing czy jazz były przed 1956 ro
kiem wyklęte i co odważniejsi muzycy musieli kamuflować swoje praw
dziwe zainteresowania muzyczne, aby nie narazić się na nieprzyjem
ności. Pamiętam również, że jednym z moich ulubionych muzyków był,
Pierwsze
radio,
pierwszy
gramofon,
p i e r w s z a płyta
dziś powiedzielibyśmy, klawiszowiec, niejaki Benon Hardy, grający na
„organach kinowych". Do dzisiaj nie wiem, co to są „organy kinowe", ale
w każdej chwili jestem w stanie przywołać ich dźwięk. I za każdym ra
zem, kiedy to robię, upewniam się, że były to po prostu niezwykle rzad
kie wówczas w Polsce organy Hammonda. Może „Hammond" brzmiał
wówczas niesłusznie?
Moje radio AGA wydawało z siebie nie tylko dźwięki muzyczne, ale tak
że słowo. To słowo było przesiąknięte nierozpoznawalną dla mnie wów
czas propagandą systemu. Pamiętam szczekliwy głos anonsujący Falę 49,
która po przełomie przerodziła się w „falę 56". Najdobitniej jednak utkwi
ła mi w głowie kuriozalna radiowa transmisja ze śmierci Józefa Stalina
w 1953 roku. Ociekający żalem głos z radia wieścił coś jakby koniec świa
ta i pamiętam, że ze strachu schowałem się pod stojącą w przedpokoju
maszynę do szycia. Na szczęście maszyna mnie ochroniła i koniec świata
nie nadszedł.
Wspomniany wujek Janek próbował na swój sposób bronić mnie przed
propagandowymi ekscesami radiowymi. Kiedy zapytałem go, co oznacza
fragment jednej z audycji, w której tłum ludzi skandował: „Bie-rut, Bie-rut,
Bie-rutl", wujek wyjaśnił mi, że po prostu nieuważnie słucham radia i ci
ludzie w rzeczywistości krzyczą: „ko-gut, ko-gut, ko-gutl". Dziś wiem, że
tylko moja dyskrecja uchroniła wujka Janka przed aresztowaniem.
12
Plik z chomika:
miventry
Inne pliki z tego folderu:
NIKOŁAJ NIKULIN - Sołdat.pdf
(1990 KB)
WILLIAM BYNUM - Krótka historia nauki.pdf
(4286 KB)
NANCY FRIDAY - Tom 1. Mój tajemny ogród.pdf
(2234 KB)
NANCY FRIDAY - Tom 2. Zakazany owoc.pdf
(2251 KB)
NANCY FRIDAY - Tom 3. Kobiety górą.pdf
(3505 KB)
Inne foldery tego chomika:
Koty
Najnowsze
PDF
Powieści
Zbigniew Nienacki - Pan Samochodzik
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin