Kwartet- Vina Jackson.pdf

(1019 KB) Pobierz
Korekta
Bogusława Jędrasik
Hanna Lachowska
Projekt graficzny okładki
Małgorzata Cebo-Foniok
Tytuł oryginału
The Pleasure Quartet: Autumn
Copyright © 2014 by Vina Jackson
All rights reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2014 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-5291-9
Warszawa 2014. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63
tel. 620 40 13, 620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl
Konwersja do wydania elektronicznego
P.U. OPCJA
juras@evbox.pl
1. Pieśń o tęsknocie
Z
awsze wiedziałam, że nie jestem taka jak inne kobiety.
Uznany psychiatra wyróżnił pięć stadiów żałoby: wyparcie, gniew, negocjacje,
depresja i akceptacja.
Zaraz po śmierci Dominika nie doświadczyłam żadnego z nich.
Więc jeśli chcecie, możecie mnie za to wykluczyć z kręgu ludzkości.
Na początku był jedynie szok. A potem mogłam już tylko tęsknić, tęsknić, tęsknić i
tęsknić, wciąż od nowa.
To były walentynki i akurat ten dzień wybrałam na pierwsze od dwóch tygodni
wyjście z domu. Wślizgnęłam się w zimowy płaszcz i poszłam na główną ulicę po
kawę i chleb. Zastanawiałam się, co za pokręcona logika kazała mi wybrać właśnie ten
dzień na opuszczenie bezpiecznego domu, w którym mieszkaliśmy razem przez ostatnie
trzy lata.
Zatrzymałam się przed jakąś wystawą i gapiłam na tanie, entuzjastyczne kartki z
życzeniami i na tłustego, złotego kupidyna, który stał obok i kierował strzałę prosto w
pęk czerwonych balonów unoszących się nad jego głową. Na białym dymku
wylatującym z jego wydętych usteczek widniało wypisane na czarno pytanie: „Czy pan
przypadkiem o czymś nie zapomniał?”
Dominik umiałby się z tego śmiać, szczególnie z sugestii, że to on jest podejrzewany
o zapomnienie o romantycznej okazji, a nie ja.
Od ostatniego dnia spędzonego razem z nim minęły zaledwie dwa miesiące.
To był ranek przed Bożym Narodzeniem. Leżeliśmy obok siebie w łóżku. Czułam w
uchu jego gorący oddech, bo przysunął do niego usta. Mocno zaciskałam powieki,
udając sen, chociaż zdawałam sobie sprawę, że on wie, że już się obudziłam. We śnie
oddycham inaczej. On też. Kochankowie i pary wiedzą takie rzeczy.
Kiedy podniósł kołdrę i zsunął się z łóżka, na jego odległym drugim brzegu,
poczułam na plecach zimny powiew. Po chwili odwrócił się i otulił mnie kołdrą. Jak
zawsze, odsunął mi z twarzy pukiel włosów i zniknął. Rozciągnęłam się na łóżku, a
potem znów zwinęłam w kłębek, tak jakbym zajmując mniej miejsca, mogła dłużej
pospać.
Słyszałam dochodzący z dołu szum rozgrzewającego się ekspresu i stukanie, kiedy
Dominik oczyszczał filtr z fusów wczorajszej kawy. Po każdym użyciu bardzo starannie
mył ekspres i wycierał wszystkie części.
Zakup ekspresu do kawy był jednym z ustępstw, na jakie poszedł, gdy
zamieszkaliśmy razem. Wcześniej bardzo się opierał i marudził, że te smukłe, srebrne
potwory zajmujące kuchenne blaty w całym północnym Londynie to burżujstwo i strata
pieniędzy, bo przecież łyżka kawy rozpuszczalnej albo kawa z sieciówki sprawdzają
się równie dobrze. Szybko jednak podzielił mój odwieczny kawowy nałóg.
Do pokoju wdarł się bogaty zapach świeżo parzonej kawy i usłyszałam skrzypnięcie
zamykanych drzwi. Dominik cicho podszedł do łóżka, postawił filiżankę na szafce
nocnej i przedarł się nade mną na swoją stronę łóżka, zachowując kilka centymetrów
odstępu. Zanim wyruszył w drogę do kuchni po zimnych drewnianych podłogach
naszego domu, włożył luźne bawełniane spodnie od pidżamy i skarpetki. Teraz
próbował je jedną ręką zdjąć, jednocześnie gramoląc się z powrotem. Kiedy był znów
nagi, wziął mnie w ramiona. Odsunął mi zmierzwione włosy na kark i skubnął mnie w
płatek ucha. Znaczył linią pocałunków moją szczękę. Wcisnęłam się w niego i
zamruczałam, wydając odgłos sennej akceptacji.
Wsunął lewe ramię pod moją szyję jak poduszkę, a prawą mnie dotykał. Trzymał w
otwartych dłoniach moje piersi, jakby po raz pierwszy miał do czynienia z ich ciężarem
i kształtem. Leżeliśmy obok siebie jak dwie litery S. Jego ciało odwzorowywało
pozycję mojego. Przyciskałam plecy do jego piersi, nasze uda były sklejone, kolana
wsunął we wnętrza moich kolan, a ja trzymałam stopy na grzbietach jego stóp. Gdybym
miała wybrać jedną pozycję, w jakiej spoczywalibyśmy do końca życia, tak jak ludzie
mówią czasem, jaką książkę albo potrawę wzięliby na bezludną wyspę, to była ta.
Dominik często się dziwił, że tak doskonale do siebie pasujemy mimo dużej różnicy
wzrostu. Tak jakby nasze ciała zostały wykute z jednego kawałka skały.
Miękki, aksamitny hełm na główce jego fiuta napierał mi na plecy nad pupą, a jego
erekcja rosła. Cały czas miałam zamknięte oczy. Jasne, że chciałam czuć go w sobie.
Zawsze chciałam. Ale nie byłam rannym ptaszkiem i zawsze, tego ranka jak każdego
poprzedniego, podniecenie walczyło z pragnieniem zapadnięcia w sen i odsunięcia w
czasie chwili zmierzenia się z troskami wstającego dnia. Zawsze byłam zbyt
rozleniwiona, żeby odpowiedzieć pieszczotą. Poruszyłam się i zamruczałam z głębi
gardła, a potem pozwoliłam mu dalej pieścić moje piersi. Zakołysałam biodrami,
wygięłam plecy i naparłam na niego pupą, moszcząc się w zagłębieniu jego tułowia i
bioder. Zawsze dawałam znak, że jestem wystarczająco obudzona, żeby uprawiać seks.
On zawsze oczekiwał sygnału, że go chcę, chociaż milion razy mówiłam mu, że może
mnie pieprzyć nawet przez sen albo przez stan bliski snu. Bez względu na mój nastrój,
samopoczucie i porę dnia zawsze miałam ochotę na seks. Tylko jego rodzaj zależał od
mojego humoru, zasobów energii i aktualnego temperamentu.
Zsunął dłoń niżej i objął nią mój wzgórek łonowy. Kiedy lekko rozdzielił wargi
palcem, cicho jęknęłam i wiedziałam, że jestem już mokra. Podniósł palec, tak jakby
chciał mnie uciszyć i rozsmarował mi mój sok na dolnej wardze, żebym mogła
skosztować słodko-słonego smaku. Dominik zawsze powtarzał, jak uwielbia mój smak
i nigdy też nie znudziło mu się udowadnianie tego. Przesunął mi kostkami palców po
kręgosłupie, a potem złapał swojego fiuta i wprowadził go we mnie, bo wzajemne
wiercenie nie zaowocowało połączeniem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin