Guy Sayer - Zaginiony żołnierz.pdf

(2237 KB) Pobierz
Guy Sayer
Zapomniany żołnierz
( Le Soldat Oublie)
Skan Operator: AR
1
Wydanie oryginalne: Laffont, Paris 1967
Guy Sajerze, Guy Sajerze, kimże jesteś?
Gdy moi rodzice urodzili się na tej ziemi, dzielił ich dystans kilku tysięcy kilometrów —
dystans powikłanych granic, złożonych problemów, wieloznacznych i
nieprzetłumaczalnych uczuć.
Z tego związku powstałem ja, by istnieć w owej wielorakości, mając tylko jedno życie na
zmaganie się z tyloma przeszkodami.
Byłem dzieckiem, nie ma to jednak większego znaczenia. Problemy istniały już wcześniej,
a ja je dostrzegałem.
A potem była wojna. Związałem się z nią na dobre i na złe, ponieważ istniała właściwie
tylko ona, — kiedy tak jak inni młodzi ludzie byłem w wieku zakochanych.
Doświadczyłem jej w pełni. I nagle miałem czcić dwa sztandary, być na dwóch liniach
obrony: Zygfryda i Maginota, wreszcie przeciwstawić się potężnemu wrogowi
zewnętrznemu. Poznałem smak służby, marzeń i nadziei. Drżałem też z zimna i ze strachu
przed bramą, gdzie nigdy nie pojawiła się Liii Marleen.
Aż wreszcie nadszedł dzień, kiedy umarłem, i odtąd nic już nie miało większego znaczenia.
Mój żywot trwa nadal; niczego nie żałuję, choć zerwałem wszelkie więzy z normalnym
ludzkim losem.
Guy S AYER
NOTA WYDAWCY
Jego ojciec był Francuzem pochodzącym z Masywu Centralnego, matka Niemką z
Saksonii. Opowieści ojca, byłego uczestnika Wielkiej Wojny, sprawiły, że wyobrażał sobie
Niemców jako monstra obcinające dzieciom piąstki. Pierwszy żołnierz niemiecki, którego
zobaczył, mając czternaście lat, w czerwcu roku 1940 w departamencie Loiret, gdzie
Wehrmacht zatrzymał falę uchodźców, wydawał mu się potężnym wojownikiem, wręcz
gigantem. Był nim oczarowany. Podziwiał go, a zarazem drżał ze strachu: zaraz obetnie
mi rękę… Nie odcięto mu jej jednak. Nakarmiono go i napojono. Wraz z bliskimi
powrócił do Wissemburga na terenie Alzacji, gdzie przed kilku laty osiedliła się jego
rodzina.
Alzacja przyłączona była do Wielkiej Rzeszy. Po obozie młodzieżowym w Strasburgu
uczestniczył w kolejnym
— w Kehl. Arbeitsdienst nie zaimponował mu jednak. Wraz z kolegami zazdrościł
rówieśnikom, którzy w mundurach Hitlerjugend sposobili się do wojny o wielką stawkę.
Oddałby wszystko, by móc robić to samo, by im dorównać.
Naturalnym biegiem rzeczy (niemiecka machina wojenna działała bez zarzutu) został
konwojentem pociągu. Nie była to Luftwaffe ani też jednostka liniowa, o jakiej marzył i
gdzie również on mógłby okryć się chwałą.
Wreszcie jednak otrzymał przydział do Wehrmachtu. Od jesieni 1942 roku brał udział w
kampanii w Rosji, gdzie gra toczyła się o najwyższą stawkę, a w maju 1943 roku, w wieku
siedemnastu lat zaciągnął się do elitarnej jednostki „Gross Deut-schland”, by służyć w niej
aż do końca — do końca wojennego piekła.
Zdołał stamtąd powrócić, bogatszy w niezatarte doświadczenia: cierpienia i śmierci.
Przede wszystkim był przekonany, że walczy o jakąś sprawę, o wzniosłe cele, a
tymczasem stopniowo dawano mu do zrozumienia, że nie walczył o nic; że na próżno
umierali jego towarzysze broni, co więcej — że walczył o cele, które potępiało zbiorowe
sumienie. On sam tego nie rozumiał. I widział, że nikt nie potrafi go zrozumieć ani nawet
wysłuchać. Był sam ze swoją wizją historii.
W 1952 roku, podczas choroby, zaczął w szkolnym zeszycie opisywać prawdziwą historię
młodego chłopaka, relacjonując całą swą wędrówkę, przeżywając wszystko od nowa. Po
pięciu latach powstało siedemnaście zeszytów zapisanych ołówkiem, z rysunkami
precyzyjnymi niczym ilustracje anatomiczne — byle tylko nic nie uleciało z pamięci;
siedemnaście zeszytów, które wszędzie zabierał ze sobą i które niekiedy w szalonym
odruchu zamierzał zniszczyć. Czytali je przyjaciele; oni też opublikowali ich fragmenty w
belgijskim czasopiśmie.
Pewnego dnia zeszyty te dotarły do nas. Oto one.
Czytelnika może zaskoczyć ich styl. Nie jest to, co oczywiste, styl człowieka parającego
się pisaniem zawodowo. Jest to po prostu styl kogoś, kto własnymi słowami, w sposób
bardzo osobisty, czasem nieporadnie, często niezmiernie obrazowo, lecz zawsze z
ogromną siłą ekspresji usiłuje opowiedzieć to, co jeszcze nigdy nie zostało opowiedziane.
W polskim wydaniu, podobnie jak w tekście francuskim, zachowano oryginalną pisownię
nazw własnych, trudnych do wyjaśnienia. Nie poprawiono także oczywistych błędnych
nazw typów czołgów, samolotów, kalibru dział. Niejednokrotnie autor wprowadza nie
używane w armii niemieckiej nazwy typów broni.
2
Guy Sajer — szeregowy żołnierz piechoty — miał ograniczoną wiedzę wojskową. Znał
dobrze jedynie typy i nazwy broni, używanej w pododdziałach liniowych (przyp. red.).
NOTA WYDAWCY POLSKIEGO
Guy Sajer, pochodzący z Alzacji syn Niemki i Francuza, wcielony do Wehrmachtu,
jesienią 1942 wyruszył na wielką wojnę.
Siedemnastoletni chłopiec w szeregach niemieckiej armii walczył do wiosny 1945, w
straszliwych mrozach rosyjskiej zimy i w spiekocie lata, na bitewnym szlaku od Rosji,
poprzez Rumunię, Polskę, Prusy Wschodnie do Gdyni. Ewakuowany do Niemiec,
zakończył swoją wojenną wyprawę jako jeniec wojsk brytyjskich. Był synem Francuza,
został więc zwolniony do domu.
Walczył tylko trzy lata i aż trzy lata. Wojna wycisnęła na jego psychice niezatarte piętno.
Tak trwałe, że nie zdołał znaleźć dla siebie miejsca w normalnym życiu, ponieważ „nie
opuszczał go dręczący, ponury lęk”. Tak mocne, że wyzwoliło w nim pragnienie przelania
na papier wojennych przeżyć.
Minęło jednak wiele lat od zakończenia wojny, nim Sajer zaczął spisywać swoje
wspomnienia. Wydany we Francji w 1967 roku pamiętnik pt. „Zapomniany żołnierz”
przedstawiamy obecnie czytelnikowi polskiemu.
Jest to relacja szczególna, o niezwykłej wartości. Swego rodzaju reportaż z pola walki,
pisany przez prostego żołnierza, który zakończył wojenną służbę jako starszy szeregowiec
w dywizji „Gross Deutschland”.
„Postaram się możliwie jak najpełniej oddać absurdalność ludzkiego losu” — zapowiada
Sajer. Spisuje to, czego był uczestnikiem i świadkiem. Dystans czasowy pozwala mu nie
tylko opowiadać o wydarzeniach, ale i wyrazić swoje stanowisko wobec nich. Jego
wspomnienia to opowieść o zwykłych żołnierzach, początkowo dumnych ze zwycięskiego
marszu na wschód, a później odrętwiałych z przerażenia, pragnących tylko jednego —
przetrwać.
To zapis wydarzeń, jak stwierdza autor „oglądanych oczyma siedemnastoletniego
młodzieńca, który przeżywać musi to, co wielu dojrzałym mężczyznom niełatwo byłoby
znieść”. Wydarzeń oglądanych z poziomu okopu rozjeżdżanego jakże często tonami
śmiercionośnej stali.
„Jestem za młody, aby być żołnierzem” — zapisuje na początku swojej relacji Sajer. Cóż,
był nim jednak, i to z własnego wyboru.
Pamiętnik ten jest inspirującym źródłem historycznym dotyczącym lat drugiej wojny
światowej i zarazem wstrząsającym dokumentem osobistym. Opis działań wojennych
prowadzonych przez kompanię, w składzie której walczył Sajer, jest rzetelny. Pewna
przesada, wyolbrzymianie sukcesów wojsk niemieckich i powiększanie strat Armii
Czerwonej — są zrozumiałe. Trudno oczekiwać obiektywnej oceny sytuacji od
szeregowego żołnierza jednej z walczących stron. Nie zdobyli się przecież na to i
generałowie. Ale codzienność żołnierska, udręka życia w okopach, więzy koleżeństwa i
wojennej przyjaźni, dowodzenie pododdziałami, strach i rozpacz, głód i robactwo
nękające żołnierzy, braterstwo i tchórzostwo, stosunek do jeńców — wszystko to
przedstawione jest pełniej, wyraziściej, niż w wielu wspomnieniach dowódców czy w
naukowych publikacjach poświęconych wschodniemu teatrowi działań wojennych.
Wielką zaletą pamiętnika Sajera jest unikanie ocen wartościujących. Autor nie stara się
przekonywać o wyższości żołnierza niemieckiego. W boju różnie bywało.
Czytelnika polskiego szczególnie zainteresuje ostatnia cześć pamiętnika relacjonująca
wydarzenia z przełomu 1944/1945; ostatni akt dramatu rozgrywający się w Prusach
Wschodnich oraz w rejonie Zalewu Wiślanego i Zatoki Gdańskiej.
Przemieszczanie się ogromnej masy ludzi ze Wschodu na Zachód; wędrówkę żołnierzy,
głodnych, obdartych, atakowanych bez przerwy z lądu i powietrza, pokonujących pieszo
setki kilometrów i walczących do końca; do końca wykonujących obowiązek obrony i
ochrony ludności cywilnej, przedstawia Sajer bez zbędnego patosu, ale w sposób
poruszający autentyzmem opisu.
„Marsz śmierci” niemieckiej ludności cywilnej stał się tematem wielu publikacji. Wartość
zapisu Sajera polega na tym, że autor opowiada o wydarzeniach, w których sam
uczestniczył. Relacja o exodusie starców, kobiet, dzieci; jakże często bardzo małych
dzieci, nie pojmujących co się wokół nich dzieje, zagubionych, przerażonych i głodnych,
uciekających przed bombami rosyjskich samolotów jest wstrząsająca. „Nie ma
zwycięstwa nad martwymi” — pisze Sajer.
Zainteresowani dziejami drugiej wojny światowej czytelnicy, ale i historycy wojskowości,
znajdą w pamiętniku Sajera odpowiedzi na wiele pytań. Odpowiedzi, jakich nie zawierają
naukowe rozprawy i uczone analizy oparte na dokumentacji archiwalnej. Sajer zdołał
bowiem przekazać „z jak największą siłą wyrazu krzyki dochodzące z rzeźni”.
Jego wspomnienia mogą służyć historykowi jako dokument bardzo przydatny w
rozpoznawaniu psychiki żołnierzy znajdujących się na polu walki, poznaniu przebiegu —
nie wielkich operacji, lecz pojedynczych bitew na frontach wojny, rozciągających się na
ogromnych obszarach Rosji.
Talent narracyjny Sajera jest niezrównany, a relacja tak plastyczna, tak sugestywna, że
czytelnik ma wrażenie, iż ogląda wstrząsający realizmem film wojenny.
Trudno wymagać od autora, którego edukacja dokonywała się na polach bitwy, a nie w
salach wykładowych, by 3
lepiej władał piórem niż karabinem. Jego styl jest często nieporadny, a terminologia
nierzadko odbiega od wymogów precyzyjnego języka wojskowego. Dla stylu Sajera
charakterystyczne jest używanie, obok języka potocznego — z licznymi wtrąceniami fraz
i wyrazów, równoważnikami zdań, wtrąceniami — języka
podniosłego, pełnego metafor i epitetów, rozbudowanych okresów zdaniowych.
W przekładzie na język polski zachowano typowy dla autora język „mówiony”,
nieporadności stylistyczne, a także wulgarne słownictwo, charakterystyczne dla gwary
żołnierskiej.
Nazwy lokalne, których właściwego brzmienia nie udało się ustalić, pozostawiono w
wersji oryginalnej.
Większość nazw miejscowości podano albo we współczesnym brzmieniu, albo zachowano
Zgłoś jeśli naruszono regulamin