Georges Simenon - Pomylka Maigreta.pdf

(581 KB) Pobierz
GEORGES SIMENON
POMYŁKA MAIGRETA
PRZEŁOśYŁA AGNIESZKA DANIŁOWICZ
TYTUŁ ORYGINAŁU MAIGRET SE TROMPE
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zegar wskazywał dwadzieścia pięć po ósmej, kiedy Maigret wstał od stołu, kończąc
ostatnią filiŜankę kawy. ChociaŜ był dopiero listopad, w pokoju paliła się lampa. Pani
Maigret
stała przy oknie i usiłowała odróŜnić we mgle sylwetki ulicznych przechodniów, którzy
skuleni, z rękami w kieszeniach, szli pospiesznie do pracy,
— Powinieneś chyba włoŜyć coś ciepłego — powiedziała. Obserwując przez okno ludzi
mogła naprawdę zdać sobie sprawę, jaka jest pogoda. Wszyscy tego ranka szli szybko,
wiele
osób nosiło szaliki, zauwaŜyła tez, ze prawie wszyscy kichają i uderzają nogą o nogę,
jakby
chcąc się rozgrzać.
— Zaraz przyniosę ci płaszcz.
Kiedy zadzwonił telefon, Maigret trzymał jeszcze filiŜankę w ręku. Teraz on z kolei
patrzył na domy naprzeciwko, niemal całkowicie przesłonięte Ŝółtawą mgłą, jaka
utworzyła
się przez noc na ulicach. Podniósł słuchawkę.
— Halo! Komisarz Maigret? Tu Dupeu z dzielnicy Ternes.
Ciekawe, Ŝe dzwonił właśnie komisarz Dupeu, gdyŜ był to człowiek chyba najbardziej
pasujący do atmosfery tego ranka. Dupeu pracował przy ulicy Etoile jako komisarz
policji.
Miał zeza. Jego Ŝona miała zeza. Przypuszczano, Ŝe jego trzy córki, których Maigret nie
znał,
teŜ mają zeza. Dupeu był niezwykle sumiennym pracownikiem i do swoich obowiązków
podchodził z chorobliwym niemal przejęciem. KaŜdy przedmiot, wszystko wokół niego
wydawało się ponure i chociaŜ wiadomo było, Ŝe to najlepszy pod słońcem człowiek,
wszyscy starali się go unikać. Nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe Dupeu, latem jak i zimą, chodził
stale
zakatarzony.
— Przepraszam, Ŝe panu przeszkadzam i dzwonię do domu. Miałem nadzieję, Ŝe pana
jeszcze zastanę, i pomyślałem sobie…
Nie było innego wyjścia, jak przeczekać tę falę słów. Dupeu musiał się tłumaczyć.
Odczuwał nieustającą potrzebę wyjaśniania, dlaczego robi to czy tamto, jak gdyby czuł się
winny.
— Wiem, Ŝe pan zawsze lubi być osobiście na miejscu wypadku. MoŜe się mylę, ale mam
wraŜenie, Ŝe chodzi o dość niezwykłą sprawę. Właściwie nic jeszcze nie wiem albo
prawie
nic. Dopiero co tu przyszedłem.
Pani Maigret czekała z płaszczem w ręku, komisarz powiedział cicho w jej stronę, nie
chcąc, Ŝeby się niecierpliwiła:
— To Dupeu.
Dupeu ciągnął monotonnym głosem:
— Przyszedłem do biura jak zwykle o ósmej i właśnie przeglądałem poranną pocztę,
kiedy
siedem minut po ósmej zadzwoniła jakaś sprzątaczka. Znalazła ciało wchodząc do
mieszkania
przy avenue Carnot. To dwa kroki stąd, więc od razu poszliśmy tam z moim asystentem.
— Morderstwo?
— Mogłoby od biedy wyglądać na samobójstwo, ale jestem przekonany, Ŝe to
morderstwo.
— Kto to?
— Niejaka Luiza Filon, nigdy o niej nie słyszałem. Młoda kobieta.
— Zaraz tam będę.
Dupeu znowu zaczął coś mówić, ale Maigret udając, Ŝe tego nie zauwaŜa, odłoŜył
słuchawkę. Przed wyjściem zadzwonił jeszcze na Quai des Orfèvres i poprosił o
połączenie z
Instytutem Medycyny Sądowej.
— Czy jest gdzieś tam Moers? Tak, poproście go do telefonu. Halo! To ty, Moers? Czy
mógłbyś przyjechać ze swoimi ludźmi na avenue Carn? Morderstwo… Zaraz tam będę.
Podał Moersowi numer domu, włoŜył płaszcz i w kilka chwil potem jeszcze jedna szara
sylwetka dołączyła do idących szybkim krokiem we mgle ludzi. Maigret znalazł taksówkę
dopiero na rogu bulwaru Voltaire.
Szerokie aleje odchodzące od placu Etoile były niemal zupełnie wyludnione. Śmieciarze
zbierali pojemniki. W większości okien firanki były jeszcze zasunięte i tylko w kilku
oknach
widać było zapalone światło.
Przed domem na avenue Carnot stał policjant w pelerynie, ale Maigret nie zauwaŜył
Ŝadnego zgromadzenia, Ŝadnych ciekawskich.
— Które piętro? — zapytał.
— Trzecie.
Wszedł do bramy, gdzie lśnił miedziany, wypolerowany guzik dzwonka wpokoju, w
którym konsjerŜka jadła śniadanie, paliło się światło. Spojrzała przez szybę na komisarza,
ale
nie podniosła się. Winda chodziła cicho, jak w kaŜdym dobrze utrzymanym domu.
Wypastowaną dębową posadzkę schodów pokrywał dywan w intensywnie czerwonym
kolorze.
Na trzecim piętrze komisarz stanął niezdecydowany przed jednym z trzech mieszkań,
kiedy otworzyły się drzwi z lewej strony. Pojawił się w nich Dupeu, miał czerwony nos,
tak
jak się komisarz tego spodziewał.
— Proszę, niech pan wejdzie. Na wszelki wypadek niczego nie ruszałem, czekając na
pana. Nawet nie przesłuchałem jeszcze tej sprzątaczki.
Przeszli przez korytarz, gdzie stał tylko wieszak i dwa krzesła, i dotarli do oświetlonego
pokoju.
— Sprzątaczkę od razu uderzyło to, Ŝe palą się lampy. W kącie Ŝółtej kanapy siedziała
dziwacznie pochylona młoda kobieta o ciemnych włosach. Na jej szlafroku widniała
ciemnoczerwona plama.
— Dostała kulę w głowę. Prawdopodobnie strzelano z tyłu, z bardzo bliska. Jak pan
widzi,
nie upadła.
Była tylko pochylona na prawą stronę, ze spuszczoną głową, jej włosy dotykały niemal
dywanu.
— Gdzie jest sprzątaczka?
— W kuchni. Spytała, czy moŜe sobie zrobić filiŜankę kawy. Przyszła tutaj, jak twierdzi,
o
swojej normalnej porze, o ósmej. Ma klucze od mieszkania. Weszła, zauwaŜyła ciało,
utrzymuje, Ŝe niczego nie dotykała i Ŝe od razu do mnie zadzwoniła.
Dopiero w tym momencie Maigret zdał sobie sprawę z czegoś, co od samego początku go
dziwiło. Zazwyczaj juŜ na ulicy musiał przedzierać się przez kordon ciekawskich.
Zazwyczaj
teŜ lokatorzy stoją na czatach wokół mieszkania. A tu panował zupełny spokój, jakby nic
się
nie wydarzyło.
— Kuchnia jest tam?
Kuchnię, do której drzwi były otwarte, znalazł na końcu korytarza. Obok kuchenki
siedziała ubrana na ciemno kobieta o ciemnych oczach i ciemnych włosach i piła kawę,
dmuchając, Ŝeby się nie sparzyć.
Maigretowi wydało się, Ŝe juŜ ją gdzieś spotkał. Patrzył na nią badawczo, zmarszczywszy
brwi. Kobieta wytrzymywała spokojnie jego spojrzenie i dalej piła kawę. Była bardzo
niskiego wzrostu. Kiedy siedziała, jej stopy ledwie sięgały podłogi, w dodatku nosiła za
duŜe
buty, za szeroką i za długą sukienkę.
— Mam wraŜenie, Ŝe się skądś znamy — powiedział.
Kobieta ani drgnęła.
— MoŜliwe.
— Jak się pani nazywa?
— Désirée Brault.
Imię Désirée naprowadziło go na ślad.
— Nie była pani kiedyś karana za kradzieŜ w domach towarowych?
— Za to takŜe.
— A za co jeszcze?
— Tyle razy byłam karana!
Jej twarz nie wyraŜała Ŝadnej obawy. Na dobrą sprawę nie wyraŜała nic. Kobieta
przyglądała mu się. Odpowiadała na jego pytania. Ale trudno było odgadnąć, o czym
właściwie myśli.
— Siedziała pani w więzieniu?
— MoŜe pan znaleźć wszystko w moich papierach.
— Prostytucja?
— A co w tym złego?
Dawno temu, oczywiście. Teraz zbliŜała się juŜ pewnie do sześćdziesiątki. Wydawała się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin