Piękna strona zła - Johanna Michaelsen.pdf

(381 KB) Pobierz
Johanna Michaelsen
Pi´kna strona z∏a
t∏umaczy∏a Magda Fuszarowa
WARSZAWSKI DOM WYDAWNICZY
1992
Tytu∏ amerykaƒskiego orygina∏u:
The Beautiful Side of Evil
(c) 1982 by Harvest House Publishers
Eugene, Oregon 97 402
(c) Copyright for the Polish Edition
by PALABRA, Warszawa 1992.
Wydawca: WARSZAWSKI DOM WYDAWNICZY
Warszawa 1992
Redaktor prowadzàcy:
Leszek Lachowiecki
SPIS TREÂCI
Przedmowa ...........................................................
Spotkanie ..............................................................
Pra—praciotka Dixie:.............................................
Intruz ..................... ...............................................
Punkt zwrotny ....... ...............................................
Wesleyan ..............................................................
Chapel Hill ............ ...............................................
Damon ................... ...............................................
Rozgniewane cienie...............................................
Mind Control ......... ...............................................
Piękna strona zła ... ...............................................
Znaki i cuda .......... ...............................................
Pachita .................. ...............................................
Exodus ..................................................................
Nowy fundament ...................................................
Aksamitne szpony ..................................................
Prawdziwe i fałszywe..............................................
Badajcie duchy ......................................................
Wyzwolenie ..........................................................
7
10
17
19
28
34
46
52
59
75
99
124
142
154
178
191
209
227
237
"Wziął nóż i wyciął duży guz, który zawinęliśmy w czarny papier. Hermanito położył rękę na kil-
ka sekund na ranie, po czym odsunął zakrwawioną watę i przykrył miejsce operacji czystym
opatrunkiem.
- Skończyliśmy, drodzy bracia. Zabandażujcie go teraz i zabierzcie stąd, aby odpoczął.
Chalio, Adrew i tata pomogli wynieść Davida z pokoju; pozostali wyszli, aby się nim zająć. Zo-
stalam w pokoju sama z Hermanito, który stał obok ołtarza. Nagle akryl twarz w dłoniach i zaczął
płakać. Były to Izy strachu i ulgi zarazem.
— Hermanito, Hermanito, co się stało? — zapytałam. Serce pękato mi na widok jego głębokie-
go smutku. — Och, moja maleńka, staję się takim tchórzem. David umarł wtedy, na stole. Siła
stojąca za Hermani to przywróciła go do życia, ale śmiertelne wezwanie przeszło zbyt blisko. "
"Jestem charyzmatyczką. Wierzę, że dary Ducha Świętego, a wśród nich proroctwo, czynienie
cudów, uzdrowienie i dar języków rzeczywiście istnieją i działają wśród wiernych. Widziałam wie-
lu ludzi uzdrowionych przez Boga dzięki modlitwie. Jednym z nich był mój mąż, który wyzdrowiał
z dnia na dzień, gdy Bóg dosłownie scalił na nowo dwa bolesne, rozsypujące się kręgi jego krę-
gosłupa. Słyszałam prawdziwe słowa mądrości, językowi proroctwa: Oryginal istnieje.I właśnie
dlatego szatan trudzi się, aby przy pomocy osób o zdolnościach nadzmysłowych sfałszować
dzieła Boże. Tego należy się po nim spodziewać. "
Randolphowi, mojemu mężowi
i przyjacielowi — za jego
miłość.
Imiona, które z różnych przyczyn zostały zmienione, oznaczono gwiazdką przy pierwszym podaniu ich
w tekście. Wszystkie pozostałe imiona należą do prawdziwych osób i tam, gdzie było to niezbędne, uzy-
skano pozwolenie na ich użycie.
Wszystkie cytaty w tłumaczeniu polskim pochodzą z Biblii Tysiąclecia, wydanie trzecie poprawione,
Wydawnictwo Pallotinum, Poznań — Warszawa 1980.
Specjalne podziękowania
— Halowi i Kim Lindsey — mojej rodzinie — za ich miłość, nieustanne poparcie, wielki wkład pracy
i żarliwą modlitwę.
— Tym którzy dostarczyli cennych komentarzy i uwag; byli wśród nich: Dr Os Guinnes, Dr Walter Mar-
cin, Brad Miner, H.G. Miller, John Odean, Pani Donna Odean, Ann Bare i Elliot Miller. Książka ta byłaby
z pewnością o wiele lepsza, gdybym pełniej skorzystała z ich pomysłów. Za treść książki w jej ostatecz-
nym kształcie ponoszę jednakże wyłączną odpowiedzialność.
— Mojej matce, Paschal J. Abkarian, za wiele godzin spędzonych cierpliwie na przemian na redagowa-
niu tekstu i pocieszaniu autorki.
— Mojemu ojcu, Albertowi L. Abkarianowi, za jego nieustanną troskę o moje bezpieczeństwo i powo-
dzenie. Dziękuję, Tigerlily!
— Mojej siostrze ciotecznej, Rose Marie Johnson, za jej badania dotyczące Ciotki Dixie.
— Normie Van Deusen i Sondrze Hirsch za ich wytrwałość w żmudnym przepisywaniu rękopisów na
maszynie.
— Kierownictwu i pracownikom Courtyard Cafe w Malaga Cove w Kalifornii za pogodne przyjęcie mnie
jako części stałego wyposażenia ich zakładu na wiele tygodni pisania niniejszej książki.
PRZEDMOWA
Od piętnastu lat jesteśmy świadkami wzrostu zainteresowania zjawiskami nadprzyrodzonymi
i ludzką psychiką w skali nie spotykanej dotychczas w historii. Fascynacja rzeczami uważanymi
za cudowne lub przynajmniej niewytłumaczalne objęła prawie wszystkie sfery społeczne. Jest to
szczególnie łatwo zauważalne w środowisku akademickim, gdzie jeszcze dwadzieścia lat temu
zainteresowania tego typu zostałyby uznane za absurdalne.
Teraz jednak, po prawie dwóch wiekach sceptycyzmu wobec "cudownych" zjawisk, świeckie
społeczeństwo jest wprost bombardowane dowodami na istnienie sił wykraczających poza zwy-
kłe badania naukowe. Większość głównych uniwersytetów otworzyła wydziały parapsychologii,
na których studenci nie tylko uczą się historii, ale także zgłębiają tajemnice okultyzmu.
Istnieją potwierdzone, niezbite dowody na to, że podczas praktyk okultystycznych zachodzą
niewytłumaczalne zjawiska. Lekarze potwierdzili wiele przypadków nadprzyrodzonych uzdrowień
dokonanych przez ludzi posługujących się niekonwencjonalnymi metodami leczenia.
Główny problem, na jaki niniejsza książka stanowi odpowiedź, brzmi następująco: czy ekspe-
rymenty okultystyczne i nadprzyrodzone uzdrowienia są rzeczywiście dobre, czy też mogą one
stanowić początek zniewolenia przez ledwo uchwytne byty duchowe o niewiarygodnie niszczy-
cielskich zamiarach.
Johanna Michaelsen jest w sposób niezwykły upoważniona do zabrania głosu na ten temat.
Nigdy jeszcze nie spotkałem osoby, która z tak wielką szczerością i zaangażowaniem badała tę
dziedzinę. Johanna studiowała ze mną w szkole Light and Power House przez kilka lat. O jej do-
świadczeniach rozmawialiśmy przez więcej niż osiem lat. Kiedy usłyszałem o nich po raz pierw-
szy, wątpiłem w ich prawdziwość. Były tak zupełnie niewiarygodne, że wprawiły mnie w zakłopo-
tanie.
Od tamtej pory jednak, miałem możność dokładnie zweryfikować wszystkie zdarzenia jej życia.
Oświadczam, że ta zadziwiająca historia jest w całości prawdziwa. Johanna stała się ekspertem
w dziedzinie okultyzmu i posiada dar mówienia o skutkach do wszystkich, którzy podejmują po-
dobne eksperymenty.
Książka ta jest niezmiernie potrzebna w czasach, gdy stare przepowiednie hebrajskich proro-
ków sprawdzają się na naszych oczach. Przestrzegali oni szczególnie przed czasami, gdy złe du-
chy będą czynić zwodnicze cuda. Uważam, że z wielu stron doświadczamy teraz spełnienia tej
przepowiedni.
Słowa nie mogą wyrazić, jak gorąco polecam tę książkę. Uważam, że każdy powinien ją prze-
czytać, bez względu na to czy miał do czynienia z okultyzmem czy też nie. Wierzę, że może ona
dosłownie uratować życie!
Hal Lindsey
SPOTKANIE
Napięcie stawało się prawie nie do zniesienia, gdy tak jeździliśmy przeszukując ciemne ulice
Mexico City. Zabłądziliśmy. Spojrzałam na zegarek w świetle przejeżdżającego samochodu. Nic
z tego. Prawie ósma. Byliśmy zbyt spóźnieni, aby obejrzeć jakąkolwiek z zaplanowanych na dzi-
siejszy wieczór operacji.
Poczułam jak wzbiera we mnie gniew, gdy Tom* po raz kolejny zatrzymał samochód, aby zo-
rientować się w położeniu. Ani on, ani jego sekretarka, Nora*, nie przejmowali się, czy przyjedzie-
my do domu Pachity na czas. Oboje byli tam już wcześniej i widzieli ją przy pracy. Tom nawet
sam poddał się operacji, w czasie której, jak twierdził, zardzewiały nóż myśliwski został mu wbity
w rzepkę, w celu usunięcia dawnej kontuzji kolana. Nie użyto żadnego znieczulenia, ani środka
dezynfekującego. Kolano miał teraz zupełnie zdrowe.
Co do mnie, to wiedziałam, że mogę wybrać się innym razem, aby zobaczyć medium w czasie
pracy. Ale Kim, moja siostra, wyjeżdżała z Meksyku nazajutrz. Była to dla mnie ostatnia szansa
przekonania
"No cóż, teraz już nic na to nie poradzę" — pomyślałam. "Wszystko w rękach Boga." Ode-
tchnęłam głęboko i zmusiłam się do rozluźnienia mięśni.
— To tu! Dojechaliśmy! — zawołał Tom, z całej siły naciskając hamulec. Jednym szarpnięciem
zaparkował przed starym targowiskiem. Gdy wysiadałam z samochodu, słodko gryzący odór gni-
jących odpadków zaszczypał mnie w nozdrza. Przez całe życie spędzone w Meksyku, gdzie się
urodziłam i wychowałam, nie mogłam przyzwyczaić się do tego zapachu.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i stanęliśmy przed brudnobiałą metalową furtką w ciągną-
cym się w obie strony murze. Noc była jasna i spokojna, ale gdy tak staliśmy, niebo nagle wypeł-
niło się gromadą niewidocznych stworzeń, które wirowały i okrążały nas z szelestem podobnym
do tego, jaki wydają wysokie drzewa w porywach wiatru. Serce waliło mi w gardle. Bałam się.
Pozostali wydawali się nieświadomi poruszenia wokół nich, a ja nie powiedziałam nic.
Gdy Tom zastukał, metalowa brama otworzyła się. Weszliśmy na wąskie podwórko wypełnione
ludźmi. Niektórzy wyglądali na bogatych, inni ubrani byli w łachmany świadczące o skrajnej nę-
dzy, jednak wszystkich łączyła wspólna więź cierpienia, które kazało im sięgnąć w nieznane po
promyk nadziei i uzdrowienie, niemożliwe do osiągnięcia przez konwencjonalną medycynę.
Jakiś rozgniewany głos wzbił się ponad przyciszony szept tłumu. Należał on do dystyngowanie
wyglądającego siwiejącego mężczyzny z wąsami, ubranego w czarne spodnie i białą koszulę
z rękawami podwiniętymi do łokci. Jego postawa zdradzała nieomylnie, że zajmował tu ważne
stanowisko. Kiedy zaczął wymachiwać pięściami w stronę Toma, dla pewności wycofałam się
w stronę bramy.
— Jesteś wreszcie! — krzyczał. — Chodź tu, chcę z tobą pomówić!
Jego angielski był nienaganny, pomimo silnego akcentu.
— Czy wiesz co się tutaj dzisiaj działo? Opowiem ci. Jeden z twoich ludzi z Mind Control zja-
wił się tu dzisiaj z kamerami filmowymi i zażądał,
zażądał,
żeby mu pozwolono sfilmować Pachnę
w czasie operacji. Powiedział, że ty go przysłałeś i nie chciał odejść, kiedy mu powiedziałem, że
to nie jest pokaz cyrkowy dla ciekawskich. Wbił Pachicie szpilkę, żeby sprawdzić, czy jest w tran-
sie i o mało mnie nie uderzył, kiedy kazałem mu się wynosić.
Głos trząsł mu się ze zdenerwowania.
— Doktorze Carlos* niech się pan uspokoi! — wykrzyknął Tom. — Nic . o tym nie wiem. Ja go
nie przysłałem. — Nie wiem czy przysłałeś czy nie, ale powiem ci jedno: jeśli nie potrafisz upilno-
wać swoich własnych ludzi i nauczyć ich szacunku do pracy, którą tutaj wykonujemy, nikt z was
nie będzie tutaj mile widziany!
Doktor Carlos odwrócił się i zniknął w tłumie. Tom potrząsnął tylko głową i wzruszył ramionami.
Po chwili ruszył w tym samym kierunku, w którym udał się doktor.
— Kto to był? — zapytąłam Norę, która stanęła obok.
— To doktor Carlos — odpowiedziała. — Jest chirurgiem, ma praktykę w tej okolicy. Pracuje
od kilku miesięcy jako jeden z głównych pomocników Pachity i bardzo się nią opiekuje. Chodź,
zaprowadzę cię do niej.
Przecisnęłyśmy się przez tłum, obok otwartego zlewu pełnego brudnych naczyń, potem obok
bardzo cuchnącej ubikacji, oddzielonej tylko cienką plastikową zasłoną. Miałyśmy właśnie prze-
kroczyć próg domu, gdy usłyszałam szelest na nadprożu nad moją głową. Spojrzałam w górę
wprost w dwoje paciorkowatych oczu, połyskujących po obu stronach paskudnego dzioba.
— Och, nie przejmuj się nią — odezwała się Nora trochę za bardzo ściszonym głosem. — To
Ursula, oswojony sokół Pachity.
— Jakie to miłe — mruknęłam do Ursuli tonem, który miał zabrzmieć ujmująco.
Weszłyśmy do ciemnej poczekalni, zupełnie pustej, jeżeli nie liczyć metalowego biurka i odgło-
su sokolich szponów wbijających się w drewno. Wejście do pokoju operacyjnego zakrywała kolej-
na plastikowa zasłona. Nora odsłoniła ją i przytrzymała, abym mogła wejść.
Natychmiast przytłoczył mnie zapach wypełniający pokój, zapach zbutwiałych, zwiędłych róż
i alkoholu. Elektryczne mrowienie, które poczułam już przy przejściu przez próg domu Pachity,
stało się teraz znacznie silniejsze, jakby to ten pokój był jego źródłem. Modlitwa Pańska, którą
powtarzałam w duchu od naszego przyjazdu, zmieniła się w wypełniający moją głowę wrzask.
Zatrzymałam się w progu, nie mogąc postąpić dalej i rozejrzałam dookoła.
Niewielki pokój oświetlała jedna tylko żarówka zwisająca z sufitu. Osiem do dziesięciu osób,
wliczając w to doktora Carlosa, stało rozmawiając po cichu.
Pod nagą, cementową ścianą po mojej prawej stronie znajdowała się szafka z lekarstwami,
dalej rozklekotane drzwi wychodzące na podwórze. Po lewej stronie stał drewniany stół cały zaję-
ty przez kłębki waty i butelki z alkoholem. Ale najbardziej zwracał uwagę pokaźny, piętrowy ołtarz
wypełniający lewy róg pokoju. Pokrywały go całymi tuzinami słoiki i wazony wypełnione gnijącymi
różami.
Obraz Chrystusa na krzyżu i duży drewniany krucyfiks otaczały białe świece. Obok krucyfiksu,
w centrum ołtarza, znajdowała się brązowa figurka przedstawiająca Cuauhtemoca, księcia Azte-
ków, który z pogardą przyjął tortury i śmierć z rąk hiszpańskich konkwistadorów. U stóp figurki le-
żała para chirurgicznych nożyczek i zardzewiały nóż myśliwski.
Mój wzrok powędrował w prawy koniec pokoju. Tam, na kozetce, siedziała stara, mądra kobie-
ta. Jej nogi okrywał zniszczony koc. Paliła papierosa rozmawiając z Tomem, który siedział przed
nią. Przyglądałam się jej sękatym rękom, poruszającym się często dla podkreślenia jakiegoś sło-
wa lub zwrotu, choć jej gesty zdradzały zmęczenie. Przeczesywała dłońmi krótkie, szpakowate
włosy, potem przesuwała nimi po twarzy, którą teraz zaczęła pocierać, jakby wyczerpana.
Podeszłam bliżej i przyglądałam się uważnie, nie mogąc w pierwszej chwili pojąć, co widzia-
łam na jej dłoniach. Aż do nadgarstków były one pokryte zaskorupiałą, skrzepłą krwią.
Nora i Kim wystąpiły naprzód, aby przywitać się ze starą kobietą.
— Gdzie jest Johanna? — zapytał Tom, rozglądając się dookoła.
— Chodź — ponaglił mnie z uśmiechem — Pachito, to jest Johanna, jedna z moich najlep-
szych uczennic.
Podeszłam i ujęłam jej wyciągniętą rękę w swoją, patrząc w zmęczone, bardzo surowe prawe
oko. Lewe było na wpół przymknięte, jakby na skutek wylewu. Poczułam się naga, kiedy jej
wzrok nagle skoncentrował się na mnie. Spojrzenie miała równie ostre i przenikliwe jak jej sokół.
Ochrypłym mruknięciem skwitowała moje przybycie, potem spojrzała z powrotem na Toma, a ja
wycofałam się na środek pokoju.
Odwróciłam się, aby jeszcze raz popatrzeć na ołtarz. Fale delikatnego światła zdawały się te-
raz emanować z figurki wojownika i stojącego obok krucyfiksu.
— Panie Boże, — wyszeptałam — dziękuję Ci za to miejsce. Po latach życia w strachu dopro-
wadziłeś mnie nareszcie do świątyni światłości. Pozwól mi tutaj służyć Tobie, Panie.
Moja modlitwa została przerwana przez ugrzecznionego młodego człowieka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin