Amigazyn 3.pdf

(12471 KB) Pobierz
(
POD
ADAM ZALEPA
PRĄD
)
scalenie
środowiska
to
tylko
niespełnione marzenie. Dlatego już
teraz, na stronie 64 możecie zapoznać
się z moją bardzo subiektywną
recenzją systemu z motylem w logo.
Pamiętajcie, że system pod PowerPC
też był kiedyś widziany jedynie w
kategoriach pobożnych życzeń, a dziś
mamy go na wyciągnięcie ręki. Poza
tym - drogie Panie i drodzy Panowie -
czym byłoby życie bez marzeń?
K
olejne zmiany zawitały do naszego amigowego podwórka.
Niektóre dopiero stukają, a inne są jedną wielką niewiadomą.
Mam na myśli oczywiście rzekomą upadłość firmy Hyperion. Co
dalej z rozwojem AmigaOS 4? Musimy to zostawić do czasu
oficjalnego wyjaśnienia, choć niepewność wzmaga refleksje.
Mam w zamian dużo pozytywnych wieści.
Przede wszystkim Amigazyn przeszedł w
nowe ręce, w związku z czym podjęliśmy
decyzję o zwiększeniu objętości. Pojawili
się
kolejni
autorzy
tekstów
i
współpracownicy. W dalszych numerach
powinniśmy
osiągnąć
większe
zróżnicowanie, zarówno pod względem
tematyki
jak
i
wykorzystywanych
systemów operacyjnych. Mam nadzieję,
że taki pluralizm będzie odbieramy przez
Was pozytywnie, wszak należy dać
szansę
wszystkim
rozwiązaniom
wywodzących się z Amigi.
Wraz z Krzysztofem Radzikowskim
rozpoczęliśmy
serię
cyklicznych
wspólnych
podcastów
pod
nazwą
„AmiWigilia”. Ostatni odcinek specjalny
dotyczący sytuacji bieżącej wywołał
szereg kontrowersji, ale to chyba dobrze,
bowiem konstruktywna krytyka i rzeczowa
dyskusja zawsze jest w cenie. Nie
możemy zamykać się na świat, wręcz
przeciwnie. Choć idziemy zgodnie z
tytułem wstępniaka - „pod prąd” to nie
musi być to marsz tylko w jednym
kierunku. Temat ten jest przedmiotem
oddzielnego felietonu na stronie 61.
Będziemy
nadal
przypominać
o
wzrastającym znaczeniu emulacji Amigi,
choć nie jestem zwolennikiem „udawania”
zawsze i wszędzie. Nie sposób nie
dostrzec jednak zarówno wad, jak i
niezaprzeczalnych
zalet
emulatorów.
Widać to nie tylko na polu systemu
AmigaOS 4, ale również - a może przede
wszystkim – po zmianie nastawienia dużej
grupy użytkowników. Po uzyskaniu
emulacji procesora PowerPC spora część
osób deklaruje, że nie kupi żadnego
amigowego sprzętu, a pozostanie raczej
przy WinUAE lub jego linuksowej
odmianie FS-UAE. Choć jest to „tylko”
(czy może „aż”) namiastka prawdziwej
Amigi, uruchomienie najnowszej edycji
systemu z pewnością kusi. Szczególnie w
obecnej sytuacji, gdy nie wiadomo jak
rozwój potoczy się dalej. Pamiętajmy,
że niezależnie od naszej osobistej
oceny ostatnich wydarzeń, oddziałują
one na środowisko. Na łamach
Amigazynu nie będziemy udawać, że
temat nie istnieje (jak na niektórych
stronach w Internecie), ale nadal
pozostaniemy przede wszystkim w
duchu sprzętowej, a nawet jak to
mówią - „koszernej” Amigi.
W tym numerze przeczytacie
między innymi o tworzeniu rysunków
technicznych i programowaniu
urządzeń
przemysłowych.
Wszystko między innymi na
poczciwej Motoroli 680x0.
Zabierzemy
Was
na
wycieczkę
po
mało
wymagających,
lecz
niezwykle
przydatnych
Numer 3.
Marzec 2015
programach dla AmigaOS 4,
działających z powodzeniem
Redakcja:
nawet pod niezbyt szybkim
Adam Zalepa
emulatorem. Dowiecie się o
Współpraca:
programowaniu nie tylko
Basica i Asemblera, ale
Rafał Chyła
również języka skryptowego
Marcin Libicki
PHP, który - jak się okazuje -
Robert Szacki
może
być
przydatny
Krzysztof Radzikowski
niekoniecznie wyłącznie w
Tomasz Pacyna
przeglądarce internetowej. A
Renata Gralak
dla wszystkich miłośników
Tomasz Bernacik
sceny
mamy
przegląd
Krzysztof Sowiński
najlepszych dem amigowych
ubiegłego roku.
Korekta:
AMIGAZYN
Na koniec mała zapowiedź:
Amigazyn niebawem znów
zostanie rozszerzony, tym
razem
o
problematykę
systemów MorphOS i AROS.
Chcemy pisać o wszystkich
popularnych rozwiązaniach z
nadzieją, że będą one powoli
się integrować. Nawet jeśli
Marcin Zybała
Skład i okładka:
Andrzej Wilczyński
Wydawca:
„A2” Aleksandra Zalepa
Wszystkie nazwy oraz znaki handlowe
należą do ich właścicieli i zostały
użyte wyłącznie w celach
Informacyjnych.
3
PROBLEMY HYPERIONU.
CO DALEJ Z AMIGA OS 4?
Rozpoczynamy od tematu, który wywołał
ogromne poruszenie, chyba największe
od wielu lat. Otóż okazuje się, że firma
Hyperion
Entertainment,
rozwijająca
system operacyjny Amigi, ma spore
kłopoty. W stosunku do spółki został
postawiony wniosek o upadłość. Na razie
niestety nie ma oficjalnego stanowiska
oprócz tego, że na forum internetowym
wiadomość została - w zasadzie -
zdementowana. Piszę „w zasadzie”, bo
powiedziano o przejściowych trudnościach
związanych z bliżej nieokreśloną osobą
trzecią oraz o tym, iż jest to
nieporozumienie, które oczywiście „już
wyjaśniamy”. Taki jest przekaz właścicieli
spółki. Czy jest to cała prawda?
Przeanalizujmy fakty. Według doniesień
upadłość została ogłoszona 27 stycznia,
lecz na światło dzienne wyszło to dopiero
14 lutego, czyli ni mniej ni więcej, tylko w
same Walentynki. Spółka otrzymała
kuratora, co teoretycznie jest stosowane w
sytuacjach, gdy firma nie może prowadzić
swoich spraw. Kurator jest przydzielany na
wniosek kogoś, kto ma tak zwany interes
prawny, a więc może być to wierzyciel,
wspólnik albo na przykład były członek
zarządu. Co robi kurator? Mówiąc w
największym skrócie, powinien postarać
się o rozwiązanie kłopotów lub - gdy nie
ma innego wyjścia - o jej likwidację. Samo
ustanowienie kuratora jest jednak tylko
małym elementem naszej sprawy z
Hyperionem. Przecież złożony został
wniosek o upadłość. Uprawnieni do tego
są wierzyciele i składa się go do Sądu,
który może nawet odrzucić pismo. W takiej
sytuacji można zastosować postępowanie
upadłościowe, ale to oczywiście dalej jest
w gestii Sądu.
Nie wdając się w szczegóły, ważne jest to,
iż ogłoszenie upadłości następuje jeśli
dłużnik – czyli Hyperion – przez dłuższy
czas nie reguluje swoich zobowiązań, ale
z drugiej strony możliwa jest ochrona
wierzycieli, czyli jest szansa na ich
zaspokojenie. I to jest paradoksalnie
największa niewiadoma w całej sprawie,
bo firma milczy, a jedynie na forum
AmigaWorld pojawiła się informacja, że
nie ma czym się martwić, bo rozwój
systemu AmigaOS 4 nie jest
zagrożony. W teorii spółka funkcjonuje
normalnie. Zachodzi pytanie: wobec
tego dlaczego Sąd ogłosił Waszą
upadłość? Nie może być to po prostu
nieporozumienie, bo nikt na „piękne
oczy” nie zatwierdza upadłości. Muszą
zostać spełnione konkretne przesłanki
prawne, inaczej nic z tego. Wiele firm
ma długi, nawet wielkie korporacje
mają kłopoty z płynnością finansową i
są to fakty powszechnie znane,
szczególnie w dzisiejszej niepewnej
sytuacji ekonomicznej. Dlaczego więc
Hyperion nie wyjaśni nam co się
dzieje? Tak mętne tłumaczenia lub –
co gorsza – nabieranie wody w usta z
pewnością nie pomaga. Sprawa nie
jest czysta, a postępowanie firmy –
przynajmniej na razie – dziwne.
Zastanówmy się jakie konsekwencje
dla naszego amigowego świata mają
te wydarzenia? Czy w ogóle jakieś
będą?
Nie
wyciągajmy
zbyt
pochodnych wniosków, pośpiech jest
złym doradcą. Nie przeceniajmy też
tego co przeczytaliśmy, bo
nie do końca wiemy jak
rozumieć
sprzeczne
komunikaty. W historii Amigi
wiele było już upadków i
bankructw. Cała „akcja”
pokazuje jednak pozycję
systemu rozwijanego przez Hyperion,
niezależnie od tego, który amigowy
„obóz” preferujemy. Spowodowała
ożywienie i reakcję wielu osób, które
zwykle są dość spokojne i rzadko
wypowiadają się radykalnie. Sam
uległem klimatowi zmian, ale nie
można też powiedzieć, że całkiem bez
powodu. Co by się stało, gdyby
rzeczywiście AmigaOS 4 przestał być
wspierany komercyjnie? Wiemy, że nie
jest finansowany na poziomie wielkich
tego świata, ale jednak bez tego
wsparcia rozwój systemu na pewno
byłby trudniejszy. Użytkownicy nowych
komputerów AmigaOne wydali niemałe
pieniądze, aby używać najnowszego
systemu operacyjnego Amigi i mają
prawo oczekiwać nie tylko progresu
prac,
ale
także
wiarygodnych
informacji ze strony Hyperionu. Nie
zdziwię się, jeśli przynajmniej część z
nich dziesięć razy zastanowi się przed
następnym zakupem. Niestety firma
straciła na swojej wiarygodności.
Jest za wcześnie, aby ocenić
prawidłowo sytuację. Możecie tak
powiedzieć i będziecie mieli rację.
Niech opadną emocje, a wtedy okaże
się jakie są fakty. Zobaczymy czy w
ogóle coś się zmieniło i czy są powody
do
niepokoju.
Papier
przyjmie
wszystko, a przecież liczy się to jak
spółka będzie potrafiła wybrnąć z
problemów i tego jej wszyscy
powinniśmy życzyć. Miejmy nadzieję,
że to zamieszanie okaże się to tylko
burzą w szklance wody i szybko o nim
zapomnimy. Jednak, niezależnie od
tego,
zapamiętajmy
ten
dzień
niepewności. On pokazuje jak niewiele
trzeba, aby świat Amigi zmniejszył się
o większą część na naszych oczach.
Biorąc pod uwagę wszystkie inne
problemy,
podziały
i
wzajemne
animozje, a także konkurencję ze
strony emulatorów – nie trzeba więcej,
aby dostrzec, że tylko współpraca
może przynieść wymierne efekty. Nie
wiem jak ona może wyglądać, bo to co
pożądane
musi
zostać
skonfrontowane z tym, co możliwe, ale
środowisko powinno się w jakiś
sposób skonsolidować. Inaczej nie
przetrwamy
jednej
większej
zawieruchy, która wcale nie musi być
taka wielka w skali rynku. Mam
nadzieję, że Hyperion wyjdzie z
problemów i wszyscy wyciągniemy z
tego wnioski na przyszłość.
O EMULACJI POWER PC
RAZ JESZCZE
Teraz temat, który również wywołuje
skrajne emocje. Mimo mniejszej wagi
może mieć niemałe znaczenie dla
przyszłości naszej platformy. Nie
mówię oczywiście o wszechobecnych
dyskusjach
oraz
dylematach
-
ważnych i tych „mniej” istotnych. Ich
nigdy nie zabraknie. Mam na myśli
TELE
GRAM
4
osławioną już emulację procesorów
PowerPC w UAE. Proponuję nie pisać już
tylko o WinUAE, bowiem wszystko działa
równie dobrze (a przynajmniej podobnie –
przyp. Red.) na Linuxie i FS-UAE.
Przypomnijmy, że dzięki temu możliwe jest
uruchomienie systemu AmigaOS 4 w
środowisku zarówno Windows, jak i
Linuxa, a być może niedługo będzie
możliwe uruchomienie MorphOSa.
Nie milkną głosy na ten temat, wiele osób
opublikowało poradniki jak posługiwać się
nowymi funkcjami. Nie jest to takie proste i
co oczywiste, wymaga pewnej wiedzy
oraz sprawności w posługiwaniu się
emulatorem. W praktyce jednak, poza
ustawieniem kilku charakterystycznych
cech udawanego sprzętu, nic wielkiego
nie trzeba robić. Jak można było się
spodziewać system działa niezbyt szybko,
ale
podczas
korzystania
z
mało
wymagającego oprogramowania nie jest
to bardzo widoczne. Jeśli chcecie się o
tym przekonać zapraszamy do lektury
artykułu Rafała Chyły o małych, lecz
bardzo przydatnych programach dla
AmigaOS 4. Pewnie z czasem wszystko
zostanie dopracowane i zoptymalizowane.
My zastanawiamy się jakie skutki niesie za
sobą
to
całe
zamieszanie?
Wydaje
się, że nastąpił pewien
przełom,
który
niekoniecznie
tylko
pozytywnie odbije się na
naszym
środowisku.
Zauważmy, że wiele
osób kupiło system w
„Wersji Ostatecznej” 4.1
właśnie po to, aby uruchamiać go na UAE.
Jakkolwiek
w
kontekście
ostatnich
wydarzeń dziwnie dla mnie brzmi
tłumaczenie angielskich słów „Final
Edition”, nie można odmówić mu ani
poprawności,
ani
wyrazu
pewnej
symboliki. Nawiązuje do tego okładka tego
numeru Amigazynu.
Wiele można powiedzieć na temat trzech
konkurentów do schedy po Amidze. Przez
wiele lat wymieniano ich wady, zalet i
cechy
szczególne.
Licytowano
się
obsługiwanym sprzętem i szybkością
działania. Bardzo wiele zrobiono i muszę
przyznać, że niezależnie od różnych
kontrowersji i uwag, wywołuje to we mnie
przede wszystkim poczucie wielkiego
szacunku do wiedzy amigowych
programistów. Jednak dzisiaj, gdy
technologia powoduje coraz większą
unifikację, powoli staje się jasne, że
procesory PowerPC odchodzą niestety
do lamusa historii. Czy mamy szansę
przetrwać i tę rewolucję? Oczywiście,
że tak, ale tylko razem, bo „w jedności
siła, a jednostka jest zerem” - jak pisał
pewien rosyjski poeta już na początku
XX wieku. Tę szansę paradoksalnie
daje nam właśnie emulacja.
Przypomnijmy sobie złote czasy
„klasyków”. Czy mieliśmy sentymenty
używając Shape Shiftera? Czy nie
chcieliśmy emulować C64 lub ZX
Spectrum na Amidze? Ja przynajmniej
chciałem i nie będę się tego wypierał.
Wcale nie myślałem, że „to nie to
samo” co prawdziwy sprzęt. Emulatory
wielu różnych komputerów na stałe
gościły w moim systemie. Dlaczego
więc dzisiaj tak usilnie deprecjonujemy
osiągnięcia takich ludzi jak Toni Wilen?
Przecież jest to tylko wyraz tych
samych potrzeb, które definiowały
kształt i chęci rozbudowy naszych
„przyjaciółek”
kilka
czy
nawet
kilkanaście lat temu.
Świat się zmienia, czy
tego chcemy czy nie.
Niestety nie jesteśmy
w stanie zatrzymać
wskazówek
zegara.
Procesory
PowerPC
powoli
stają
się
historią. Mówię to z
wielką przykrością, bo
sam miałem wielką wiarę w to, że
możemy jeszcze zadziwić świat. Skoro
już tak musi być, nie traćmy sprzed
oczu
Amigi.
Tej
prawdziwej,
nieprawdziwej, udawanej, czy może
„skanapkowanej”,
małej,
dużej,
wynaturzonej, niedocenionej i jak
jeszcze tylko będziemy chcieli ją
nazwać. Tak naprawdę liczy się tylko
to, co niesiemy z sobą. Ideę sprzeczną
z interesami wielkich tego świata.
Używajmy sprzętu, który daje nam
radość i nie dajmy sobie wmówić, że
jest to nic nie warty sentyment. To
nieprawda. Każdy okruch Amigi wart
jest
przekazania
następnym
pokoleniom. Niezależnie od tego jak
go oceniamy i jak oceniać będą go
nasze dzieci i wnuki. Niech mają
świadomość, że komputery nie
zawsze były takie same.
RATUNEK DLA SMERFÓW
NIEAKTUALNY
Historia gry „Smurf Rescue” mogłaby
być zabawna, gdyby nie to, że jej autor
ponosi srogie konsekwencje swoich
czynów. W zasadzie nie stało się nic
wielkiego oprócz tego, że Mikael
Persson mieszkający na stałe w
Szwecji postanowił pokazać, że na
bazie dobrej grafiki można stworzyć
całkiem ciekawą grę posiłkując się
niesławnym edytorem Backbone. W
zasadzie jest to interpreter AMOSa, a
wiemy jak bardzo jest on krytykowany.
Moim zdaniem często niesłusznie, ale
niektórym głosom nie sposób nie
przyznać racji. W każdym razie nasz
bohater stworzył w styczniu nową grę,
ale wykorzystał grafikę z gry
wyprodukowanej dla konsoli Sega
Mega Drive. Powiedziałbym nawet, że
poddał ją obróbce, ale cały czas jest to
ta sama grafika, choć gra wygląda
inaczej niż w oryginale.
Niestety radość nie trwała długo, bo
produkcję zauważyli prawnicy firmy
posiadającej prawa autorskie do
wizerunku
słynnych
Smerfów.
Wystosowali pismo do Mikaela i
zażądali w nim opłaty we wstępnej
wysokości
2000
euro
oraz
zaprzestania dystrybucji gry. W
związku z tym aktualnie „Smurf
Rescue” raczej nie pobierzemy, a cała
strona
autora
jest
praktycznie
nieaktywna. Możemy się domyślać
przyczyny.
Czy stało się dobrze? Z pewnością
złamane zostały prawa autorskie. Na
pewno podlega to odpowiedzialności
karnej, a więc sprawa jest poważna.
Czy jednak tak powinno wyglądać
egzekwowanie prawa? Mamy co do
tego wątpliwości. Autor nie pobierał
opłaty za grę, opracował ją dla
przyjemności swojej i odbiorców,
których – nie ma co ukrywać – nie ma
przecież milionów. Można powiedzieć,
że
spowodował
przypomnienie
wizerunku Smerfów w jak najbardziej
pozytywnej formie. Jednocześnie czy
TELE
GRAM
5
ktoś poniósł stratę? Przecież firma nie
planowała produkcji gry dla Amigi i pewnie
nigdy by się nią nie zainteresowała, gdyby
nie względy, powiedzmy, „prestiżowe”. O
co więc chodzi w tym szaleństwie?
Przecież nie o Amigę. Na pewno też nie o
pieniądze, skoro produkuje się nowe filmy
fabularne o niebieskich skrzatach, które
przynoszą wymierne korzyści. Mam
wrażenie, że motywami firmy jest
zabezpieczenie się przed niebezpiecznym
z jej punktu widzenia precedensem.
Gdyby gra pod tytułem „Smurf Rescue”
była bez przeszkód rozprowadzana dalej,
mogłoby to stworzyć wrażenie, że
możemy korzystać z pracy innych osób
tylko dlatego, że wydali swoje produkty
wiele lat temu. Myślę, że przed tym
chciano się zabezpieczyć i pewnie
głównie dlatego Mikael Persson otrzymał
„wezwanie” do zapłaty sumy 2000 euro.
Trzeba przyznać, że kwota nie jest
specjalnie wygórowana i to już coś
znaczy.
Jest niewątpliwą racją, że nie powinno się
bezkarnie korzystać z pracy innych, chyba
że są oni tego świadomi i wyrażają zgodę.
Uważamy jednak, że należy zachować
pewien dozwolony zakres wykorzystania
„obcych” materiałów w ramach czegoś
zbliżonego do niedookreślonych zasad
współżycia społecznego. Niestety mało
kto stara się pamiętać, że litera i duch
prawa niekoniecznie idą w parze. Przez to
ofiarami stają się ludzie, którzy – tak jak
autor „Smurf Rescue” - chciał tylko dać
kilku osobom odrobinę radości. Nie
negując ewentualnego wyroku sądu
pomyślmy czy taki sposób interpretacji
przepisów nie stanowi przypadkiem
pewnego rodzaju manipulacji. Trzymamy
kciuki za to, aby właściciele praw
autorskich do Smerfów przejrzeli nieco na
oczy i nie niszczyli wspomnień z
dzieciństwa wielu osób. Inaczej stawiają
się w jednym szeregu z Gargamelem,
który stworzył Smerfetkę po to, aby zatruła
serca niebieskich ludzików. Wszyscy
wiemy jak to się skończyło.
choć tu właściwie kończą się główne
podobieństwa. Co można powiedzieć
o PPA numer 14? Na pewno to, co
rzuca się pierwsze w oczy - „papier
jednak robi różnicę”. Przyjemnie
trzyma się w ręku numer grubszy i
mniej podatny na uszkodzenia. Pismo
jest w całości kolorowe, co od
początku stanowiło zaletę, a teraz jest
dużo bardziej widoczne. Skład, na
który niektórzy narzekają, nie wydaje
mi się taki zły. Oczywiście PPA nie
może się równać komercyjnym
produktom, ale przecież nie w tym
rzecz. Wizualnie pismo odpowiada mi
w 90 procentach. Co mieści się w
brakujących 10-ciu? Głównie pewne
niedoróbki wizualne, jak przesunięta
kolumna
czy
też
niedokładnie
wstawiona grafika. Są to jednak błędy,
które zdarzają się nawet w tak
zwanych
„renomowanych”
wysokonakładowych wydawnictwach i
w żadnym razie nie mogą przesądzać
o ocenie całości.
Na niektórych stronach można znaleźć
też kilka białych plam, czyli całkiem
niezagospodarowanych miejsc. Pół
biedy,
gdy
wypadają
one
na
kolorowym tle, ale jeśli zdarzyło się tak
na pierwszej stronie rzucającej się w
oczy, czyli wstępniaku, który ma na
dodatek białe tło to jest już większy
problem. Niezbyt podoba mi się także
umieszczanie po 5 czy 6 zrzutów
ekranowych na jednej stronie A4.
Rozumiem, że pismo ma być
atrakcyjne wizualnie, ale przy tak
małej objętości jak 28 stron uważam,
że
„obrazków”
powinno
być
zdecydowanie mniej, a jeśli już to
niech będą ciekawsze, aby przykuwały
bardziej uwagę. Zauważyłem też, że
niektóre cliparty potrafią powtarzać się
na różnych stronach. Podoba mi się za
to, że pismo jest soczyście kolorowe,
dzięki czemu nie mamy poczucia
monotonii. Jest to kwestia gustu i
niektórych mogą razić duże kontrasty
sąsiadujących stron, ale nie czepiajmy
się zanadto. Generalnie rzec biorąc –
jest dobrze, choć można coś poprawić.
Wygląd wyglądem, ale – jak to mówią
– nie oceniaj książki po okładce.
Szczerze mówiąc niespecjalnie lubię
to określenie, ale tu wyjątkowo pasuje.
Trzeba powiedzieć, że warstwa
merytoryczna PPA jest dość nierówna.
Mamy na przykład ciekawy kurs
programowania
zestawiony
z
recenzjami gier, gdzie tekstu jest
zdecydowanie mniej, a zaraz potem
recenzję przystawki „Full Motion
Video” co Amigi CD32 zajmującą
(pomijając zdjęcia) z trudem pół
strony. W ogóle wydaje mi się, że jest
zbyt dużo treści o grach, a zbyt mało o
użytkowym charakterze Amigi – nowej
czy starej. Właściwie, gdy policzymy
materiał opisujący wyłącznie użytkowe
podejście do komputera, okazuje się,
że jest to tylko 5 programów lub
opisów sprzętu. Pozostałe są albo
pozycjami służącymi do uruchamiania
gier albo mamy publicystykę. Tę
ostatnią bardzo lubię, dlatego podnosi
to moją ocenę PPA o kilka oczek.
Zdecydowanie podoba mi się, że
piszecie o zlotach Amigowców, a więc
o żywych imprezach, które każdy
może doświadczyć, o ile tylko
wybierze się do Gdańska czy
Raciborza. Miejmy nadzieję, że takie
inicjatywy będą się rozwijać.
Na koniec chciałbym poruszyć kwestię
okładki. W numerze 14-tym podoba mi
się
ona
dużo
bardziej
niż
wcześniejsze, ale zdziwił mnie brak
napisów, oprócz oczywiście nagłówka.
Przypuszczam, że chodziło o to, by
była nietypowa, poza tym „podpisana”
jest obudowa widocznej na zdjęciu
Amigi. Trochę to jednak przeczy
poprzednim wydaniom „Polskiego
Pisma Amigowego”, które posiadały
okładki w innym stylu. Postawiłbym
więc lekki zarzut braku spójności.
Reasumując, ostatni numer PPA
oceniam pozytywnie, choć dostrzegam
też pewne niedociągnięcia. Pod
względem jakości papieru jest to
zdecydowanie najlepsze wydawnictwo
o Amidze wielu ostatnich lat.
Przydałoby się tylko nieco więcej
tekstu, aby nie przeważała grafika, a
na większości stron tak właśnie się
dzieje. Uważam, że jeśli artykułów
będzie nieco więcej i zostaną one
gęściej „upakowane”, pismo wiele na
tym zyska. Niezależnie od tych uwag,
artykuły czyta się bardzo przyjemnie i
przekazują one sporą dozę wiedzy o
Amidze i wydarzeniach dziejących się
nieco „obok”. Polecam zakup PPA i już
czekam na kolejny numer, bo aktualny
przeczytałem jednym tchem i czuję
głód w moim amigowym umyśle. A
niezdecydowanych
zachęcam
do
pobrania darmowych elektronicznych
wersji poprzednich numerów.
„Polskie Pismo Amigowe”
dostępne jest na stronie
Polskiego Portalu Amigowego
pod adresem:
ODŚWIEŻONE
PAPIEROWE PPA
Do tej pory nie pisaliśmy o konkurencji, ale
stało się coś co zmieniło nasze zamiary.
Otóż „Polskie Pismo Amigowe” zmieniło
wizerunek na bardziej zawodowy, bowiem
drukowane jest teraz na kredowym
papierze. Pierwsze skojarzenie przywodzi
na myśl Amiga Computer Studio z roku
1999 pod wodzą Rafała Belke. Dla
niewtajemniczonych (są tacy? - przyp.
Red.) należy wyjaśnić, że ACS był
drukowany na podobnej jakości papierze,
www.ppa.pl
6
marzeN
Historia Amigi Multimedia Convergence
Computer była od początku podejrzana.
Najpierw
organizatorzy
całego
zamieszania, ówczesny właściciel Amigi -
firma Gateway - na czele z Petro
Tyschtschenko w 1999 roku przekonywali,
że będzie to przyszłość na miarę
przełomowej
Amigi
jaką
znaliśmy
wcześniej.
Sam
byłem
mocno
podekscytowany, bowiem wygląd sprzętu
robił wrażenie, a parametry techniczne,
choć podane dość ogólnikowo, były
naprawdę interesujące. Całości dopełniać
miał nowy system operacyjny, roboczo
(czy też może już trochę bardziej oficjalnie
- przyp. Red.) zwany „AmigaOS 5.0”.
Wyglądało na to, że Gateway chce
wykonać zwrot w kierunku odświeżenia
Amigi, nawet wbrew całej rzeszy
użytkowników
przywiązanych
do
klasycznych
modeli
produkcji
Commodore. Był to czas, w którym
szumne
zapowiedzi
były
jeszcze
traktowane poważnie przez sporą część
Amigowców,
choć
wielu
z
nich
przeczuwało
niezbyt
przychylne
zakończenie projektu. Niestety ci ostatni
mieli rację.
Losy sprzętu miały się wyjaśnić bardzo
szybko, na razie jednak jesteśmy w
czasie, gdy Amigowcy zapewniani są o
wielkim powodzeniu przedsięwzięcia,
a Multimedia Convergence Computer
ma być platformą dedykowaną do
łatwego korzystania z usług Internetu,
przez co zrewolucjonizuje rynek,
podobnie jak stare Amigi były
przełomowe
kiedyś
dla
rynku
komputerowego.
Jak
wiadomo
oprogramowanie dla systemu 3-ciej
generacji
miało
coraz
większe
problemy z obsługą technologii
sieciowych, a ich znaczenie stale się
zwiększało, więc pomysł ten wydawał
się
wychodzić
naprzeciw
oczekiwaniom. Sam w sobie był
bardzo dobry, pytano tylko o sposób
jego wdrożenia, bo jak wiadomo diabeł
tkwi w szczegółach.
Nowy model miał być sprzedawany w
dwóch formach: jako kompletny
komputer w futurystycznej obudowie
oraz sama płyta główna w popularnym
standardzie ATX. Wraz z premierą
sprzętu dostępny miał być nowy
system operacyjny, a oprogramowanie
miało obsługiwać bezproblemowo
„przyszłościowe” funkcje takie jak
odtwarzanie
filmów
DVD,
skomplikowaną grafikę trójwymiarową
oraz dźwięk przestrzenny. System miał
działać na bazie produktu firmy QNX
Software Systems z interfejsem
graficznym
o
nazwie
Photon.
Opublikowano
szereg
zrzutów
ekranowych
mających
na
celu
uwiarygodnienie przedsięwzięcia i
prezentowały się nadzwyczaj okazale,
ale zrywały kompletnie z wizją
interfejsu graficznego znanego do tej
pory z Amigi. Ponadto nadal nie były
podawane żadne bliższe informacje,
mimo upływu czasu.
Warto przyjrzeć się bliżej samej
obudowie Amigi MCC. Przypominała
odtwarzacz DVD, ale o bardziej
nowoczesnym
kształcie.
Komplet
obejmował monitor w tak samo
stylizowanej obudowie i zestaw
prezentował się znakomicie. Jak się
później
okazało,
projekt
został
zakupiony od firmy Pentagram Design
i mógł śmiało konkurować ze
sprzedawanym od 1998 iMakiem. To
Budowanie
,
N
a pewno przynajmniej część z Was słyszała o Amidze oznaczonej dziwnym
symbolem MCC. Jest to skrót od słów Multimedia Convergence Computer.
Model ten był prezentowany szeroko na wielu imprezach przełomu lat 1999-2000.
Wyglądał bardzo ciekawie i jak zwykle zapewniano o świetlanej przyszłości Amigi.
Nieco później okazało się, ze prawda jest bolesna, bo sprzęt jest ładnie
wyglądającym, lecz nie działającym i do tego niekompletnym prototypem,
niemniej rozbudził nadzieje i fantazje wielu Amigowców. Przypadek ten skłonił
mnie do zastanowienia na ile rewolucyjne podejście do komputerów ma w
dzisiejszym świecie rację bytu. Czy na globalnym rynku zdominowanym przez
pecetowe korporacje nie jest to archaizm skazany na porażkę?
MARCIN LIBICKI
7
Zgłoś jeśli naruszono regulamin