Pawlikowski Jan Gwalbert (red.) - Wierchy - R.6 [1928].pdf

(15200 KB) Pobierz
List Wladyslawa Matlakowskiego
do Zygmunta Kramsztyka.
Uprzejmosci p. Waclawa Olszewicza zawdzieczamy moznosc ogloszenia listu Wla-
dyslawa Mat1akowskiego, zachowanego miedzy pamiatkami po dr. Zygmuncie Kramsztyku.
List dotyczy wydania znakomitej, podstawowej pracy Matlakowskiego "Zdobnictwo i &'przet
ludu polskiego na Podhalu" i rzuca jasne swiatlo na ,niepospolita postac autora. Urywki
?- niego byly juz oglaszane w zyciorysach Matlakowskiego, niewatpliwie jednak zaslu- guje on w calej pelni na to, aby byc ogloszonym w calosci, .
w klamrach [ ] pochodza od wydawcy.
Redakcja.
Podstawa druku jest kopia sporzadzona z wielka starannoscia przez p, Olszewicza.
Zachowana zostala pisownia i interpunkcja oryginalu, - przypiski i dopelnienia podane
Drogi Zygmuncie!
Pisze do Ciebie w sprawie dla mnie nieslychanie waznej, a moze nie-
obojetnej i dla spolecznosci. Moze obilo Ci sie o uszy, iz przygotowalem dzielo
o Ornamentyce podhalskiej, Dzielo to ukonczylem rok t e m u i zlozylem
w Akademji Umiej[etnosci] na rece prof. Malinowskiego. W listop[adzie] r. z.
otrzymalem wiesc, iz niema pieniedzy na wydanie w r, z, Teraz znów
pokornie i grzecznie, a obocznie, (bo sa tam ludzie b, b, b, drazliwi, z wa-
dami serca), co slychac, Niema odpowiedzi; ale z Zakopan[ego] doszla mie
wiesc, iz wszelkie starania, jakie ludzie wplywowi, n i e p r o s z e n i, z a
m o i m i p l e c a m i, przez zarliwosc dla sprawy, by przyspieszyc wydanie
(do hr, Tarnow[skiego], do Smolki) rozbily sie, Ma to ten smutny skutek,
iz te wplywy uboczne sa nienawistne ludziom, z którymi jestem w otwartej
korrespondencji, i skoro sie dowiedzieli o staraniach pansko- hrabiowsko-
jasniewielmoznych, gotowi sie zemscic na mnie, choc jak czcze Ciebie, nie
ruszylem palcem o owe protekcje, Dotad sza i z wydania nic. A tu czas
idzie. A co ten czas znaczy? Zwloka to to = mnie zycje ucieka, raz wraz
zapadam, i moge nie ujrzec wydania; nietylko chodzi mi o egoistyczna przy-
jemnosc, lecz i o a b s o l [utna] pewnosc, iz rzecz juz' stala sie! B, ntepe- wien jestem, czy obecna moja matergja jednostki, po mOjej smierci, zamie-
Wiercily VI.
2
List Wl. Matlakowskiego
. niona znów w etergje, czy bedzie JTIiala swiadomosc rzeczy, dziejacyc
na swiecie ziemskim, 2) Zwloka to = hazard i wszelkie niebezpieczenstwa
dla rekopisu; to znaczy pozar, to wojna, to rabunek, to kradziez, to zla wola!-
A zaprawde powiadam Ci, dziecko moje z krwi i ciala nietyle mnie obaw,
zachodu, mozolu, biedy, staran, kosztowalo, co taki dran-robota. - Patrz
jeno, - Ja niemlady z rekami zgrabialemi, chory lub slaby, odwykly, z bi-
ciem serca, musialem n a u c z y c sie piórkowego rysunku! Zasiadlem do ro-
boty 27 Stycz[nia] 1893. - i sleCzac po 4 - 6 godzin na dzien, jedz
i pijac obiad lub podwieczorek, na rajzbrecie, oblozony gratami, odpedzaja
gosci i znajomych, przejety jedna idea, palony goraczka aby predzej
watpliwoscia - "czy dokonczysz ?", z omdlewaniem rozpaczy "to naprózno
po kazde m zapadnieciu na zdrowiu, myslacy w dzien, marzacy o
w t1Qcy, - slowem nasiakly tem, az do tego stopnia, ze zona, Kiesio i Kas
tylko o tem, jak idjoci mówili i mysleli - pracowalem tak 4 miesiace i zro-
bilem 20 kilka tabJjc - z cyrklem w reku, zmniejszajac ze scisloscia gi
metryczna, Wiekszosc gratów dostarczyly zbiory, Ale mniejszosc! Ja
,trzeba bylo zdobywac!! Zonisko moje, zziajane, zapadajac po uda w snie
sciagalo graty z Gubal[ówki] z Kiesciel[isk], Nieraz ,po jedna i te s
rzecz trzeba bylo jezdzic zima po 3 razy, bo zona chate zastala zamk
zabita, a gazdy na innej "dzierzawie" (possesio); czasami pod naporem na-
mietnosci, trzeba bylo okno odrywac po zlodziejsku, by swego dop
A dopiero mycie i czyszczenie gratów? A tlumaczenie góralom celu, a kap-
towanie benevolentiae, I to miesiace, miesiace - z perypetjami: tydzien krwo-
toku, 2 tyg[odnie] goraczki z oczami z lózka utkwionemi w stolik rysonkowy.
Na lato 1893 wyjechalem z Zakop[anego]. Przerwala sie robota. Na jesieni
1894 [sic! zamiast 1893] wrócilem do Zakop[anego], Nawal roboty z Ham-
let[em] naglil mnie - przerwa trwala. 11. xn, 1893 przyszedl straszny
krwotok, a po nim co 2 tygodnie 4 potez[ne] krwotoki - zostalem bez
duszy. I umierajac patrzylem na te 20 kilka tablic. - na nic! na marne!
bez textu! Po drugim krwotoku, w lózku, olówkiem, siedzac, kpiac z rad
"trzeba spokoju" zaczalem pisac co najpilniejsze. Robota jak w halucynacji
rosla, codzien, choc przeznaczylem sobie napisac tylko 1/2 arkusza. I ta
piszac, z dusza na ramieniu, z upiorem krwotoku w gardle, lykajac plwocin
by nie widziec przypuszczalnej krwi, ze zdrewnialymi miesniami krzyz
osleply co dzien ku wieczorowi - skonczylem rekopism, nadspodziewan
na Sy. Maciej [23 ltego 1894]! Ale co z rysunkami i reszta? Skrycie przed zona - rysowalem,' zrazu ze strachu po niewiele, potem po godzinie; po 2.
Sciagnalem z Monachjum szwagra [Waclawa Zaborowskiego], wprzaglem
do roboty niewolnika z tryremy, Byly tez rysunki perspektywiczne absolute
List Wl. Matlakowskiego
3
poza obrebem mOJeJ moinosci, Sprowadzilem podrecznik gieom[etrji] wy-
kreslnej, zdjalem spodnie l), i jak student zabralem sie do nauki! Inne kupilem
u budowniczego - klaniajac sie, basujac, pochlebiajac, zagrzewajac jego
Sursum Cor, Inne placilem drogo; robil mi jeden cudny rysownik ze szkoly,
ale biedactwo suchotnik in extremis, po krwotoku juz nie mógl.
Wszystko to jednak furda! Zelazna wola, wola niestarta brukowca
z Gnojnej lub Grzybowa, wola i wytrzymalosc podeszwy bosej, wola lodowca
polerujacego granity - pokonywala i trudnosci, i koszta, i gniewy, i wstrety. .:..-
Ale cos idzie trudniejszego, W Zakop[anem) bawi Witk[iewicz), Jakze go
nie zuzytkowac, nie wprzadz? Proponowalem spólke lub wstep krytyczny itd.
Na nic. Obieca wszystko, ucaluje, lza stanie mu w oku - ale miesiac uplynie
nie zrobi nic, On zdrów - nie zna co smierc z krwotoku, on moze czekac!
Ja nie, Znasz go; wiesz - jest to czlowiek tak strasznie dobry, uczynny,
zyczliwy, tak idealnie plonacy do wszystkiego co szlachetne - ze jeszcze
takiego nie widzialem! Wiesz, iz literacko - to gienjusz. Ma on odczucie przy-
rody i piekna - niebywale! Odczucie Goncourt'ów, Renan'a. Wiesz, it tegi
malarz, - ze rysownik piórkiem - wielki, znamienity, Nie wiesz, zem z nim
z Wars7,awy w scislej znajomosci, leczylem go za darmo, posylalem obiady,
.bo byl chory i sam. Jest on tak wdzieczny, takie ma serce, jak naj czulsza
kobieta. - Mnie kocha, lubi, ceni - codzienny dawniej gosc, pocieszyciel,
bawiciel, rozraduj-serce moje, - Otoz ten i taki czlowiek - extra fine -
czlowiek rzadki - kochajacy, rozplyniety w góralszczyznie - skutkiem pewnej
nowej slabosci moralnej - zostal bez woli. Zadne zaklecia, zadne blagania,
. protekcje jego zony, prosby mojej - nie byly w stanie zlamac 1 e n i a,
Miesiac zeszedl - przyniósl ledwie jedna tablice - Jak narysowana? Trzebaz
Ci mówic - arcydzielo - zrobione w l/S godziny, I tem wieksza oskoma
dla mnie, I tak debiac, proszac, narazajac sie, poruszajac wszystkie klawisze,
niezwazajac na uboczne niecheci (nieboszczyk Dembowski mówil Witkiewi-
czowi, czy pani Lilpopowej, ze ja mu bezecnie czas zabieram i naduzywam
jego talent) - wydostalem 12 tablic z Witkiewicza, Ale jak? Kapanina taka,
ze n. p, ostatnia tablice dostalem, gdy górale juz wiazali kosze na wyjazd!!
Na usprawiedliwienie Witkiewicza dodac musze, iz on i dla siebie i dla
wszystkich pr
ani
al dzialac, wola jego zginela
ani
t
Czas,
zawsze.
Kurjer,
ni
ani
i
nikt,
e
nikt!
do roboty: ani Paprocki, ani Oyga-
zest
Baranowski,
, Oby ylko nie na
ani
Nic i nikt go e byl w stani sklonic
sinski,
Otoz to krwawo zdobyte dzielo - ze 20 arkuszy druku i 60 tablic -
z 50 fotogramów, - bo zapomnialem Ci dodac, ze sciagnalem aparat, ku-
powalem k lisze, i,td, - ze 1 00 ryunków do textu lezy w kasie ogniotrwalej
l) W gwarze szkolnej warszawskiej tyle co "zakasac rekawy".
1*
4
List Wl. Matlakowskiego
w Krakowie. Jak zas tam rzeczy legiwaja, dowód ze mój zbiorek wyrazów
przelezal 12-13 lat, ja juz mialem go za stracony! l) Jezeliby to przepadlo -
oho! juz nikt takiej pracy, z taka miloscia i wzyciem sie nie podejm
Witkiewicz, ten by zrobil oczywiscie cos cudownego - ale on juz zagwoz-
dzony na dlugo.
Przystepuje k'rzeczy. Czyby nie mozna wydostac pieniedzy z Kassy
Mian[owskiego]? l dla czego od razu sie tam nie zwrócilem? Oto widzisz
dla tego. Akademja wydala moje Budownictwo nieslychanie dla mnie ko-
rzystnie: 1) wydala swoim kosztem i klopotem. tak, zem tylko robil 2-ga
korekte, 2) dala mi 30 egzemplarzy (He B'b npHM-Bp'b APYrHM'b). 3) zaplacila mi
300 flor. za 8 arkuszy druku i 27 tablic, 4) rozeslala dzielo jako swoje wy-
dawnictwo na 4 strony swiata, gdzie je czytali i mnie doszly tak pochlebne
oceny, ze mi wynagrodzily nedzne przyjecie w naszej nedznej prasie, Otoz
udaje sie do Ciebie jak do wypróbowanego przyjacjela, i nie wiem czem
zyskanego sobie serdecznego czlowieka - jako do patrjoty, któremu kazdy
grosik Mianow[skiego] jest krwawica, czy ja móglbym uzyskac pieniadze na
takich samych warunkach? z honorarjum dla siebie w takiej samej pro-
porcji? Bo przeciez musze zaplacic ludziom, co ze mna robili, a i sam co
zarobic, bo mi sie nie przelewa teraz. Czy to uwzglednia Kassa? Czy byly
juz takie prejudykaty?
Zapytasz mie sie, ile to moze kosztowac? Nie wiem absolutnie, Nale-
zaloby pójsc do Tyg[odnika] lIlustr[owanego] i zapytac, ile kosztowal naklad
"Na przeleczy" Witkiewicza, bo +- tyle bedzie tekstu i tyle rysunków
i taki format, i taki papier - róznica tylko, ze u mnie beda nie drzeworyty,
lecz same trawionki, t. j. grubo taniej. Ale zeby byly trawionki fajne musza
byc od Angerer'a z Wiednia - i papier doskonale satynowany, bo rysunki
sa jak s t a lor y t y. Ile kosztowac by mogly tablice - latwo dowiedziec sie
bo mozna w Tyg[odniku] Illustr[owanym] dowiedziec sie, ile kosztuje
u Angerer'a centym[etr] D trawionki? Moje zas tablice maja 13X19 centym.
Takim to brzemieniem Cie obarczam. Czy mi wybaczysz? Czy bedziesz
laskaw? Czy doniesiesz? Zapadlem znowu ciezko - i zdjela mie trwoga
o los dziela. W niedziele byli Dunin i Jawd[ynski]. Troche mi bylo lepiej,
dzis nieco gorzej. Kiedy Sessja w Kassie? Czyby to bylo mozliwe? Lecz
wierze, ze co mozna Ty - ze spokojem sobie wlasciwym zrobi'sz. Wiem tez,
w Kassie sa ludzie, którzy by kazdej dobrej sprawie przychylili nieba - ale
i to wiem, j ak nie ma grosza - to nikt nic nie pomoze. Poniewaz naklad musi
') Matlakowski ma tu na mysli swój "Slownik wyrazów ludowych, zebranych
w Czerskiem i na Kujawach", drukowany w V. tomie Sprawozdan Komisji Jezykowej
Akademji Umiejetnoki str. 362-373 i w odbitce. Kraków 1892.
List Wl. Matlakowskiego
5
np, iz
byc duzy, moznaby tak urzadzic,na poczatek na ten rok, uzyskac
1000 rs, - a nastepnego na nowo
sie podac, jak czynia wydawnictwa
Wisly, Kroniki itd,
Nie mysl, izbym byl tak marny, zebym mniemal, iz moja ksiazka jest
cos extra; o nie I Niemcy, Anlicy robia rzeczy w porównaniu z czem to
moje dzielo jest rzecza skromna; ani to arcydzielo rysunku, ani owoc gle-
bokiej mysli. - Ale wzglednie, w. odniesieniu do naszych warunków -
jest e x t r a ! Jest to niedogar, popiól serca, które palilo sie dla kraju i dobra
pospolitego, lecz brak talentu, zdrowia i czasu nie dozwolil zrobic czego lepszego,
nad ten swad i niedopal przedsmiertny. Tak 'patrz, a wtedy, choc ocenisz
surowo ukochasz wielce.
Sciskam Cie, Szanownej Pani oboje z 'zona zasylamy najmilsze pozdro-
wienie, proszac o pamiec. Badz zdrów
12, II. 1895 r.
W/ad. Mat/akowski.
Stacja Czerniewice kol. Bydgos {ki ej),
Format i papier ksiegi dla prof. Brodowskiego odpowiada prawie mojemu
pojeciu, Ile tez ona kosztowala?
*
*
*
(Do powyzszego listu dolacza p,. W. Olszewicz tytulem komentarza nastepujacy
artykul, który objasnia nas o okolicznosciach, w jakich list powstal i o osobie adresata,
a takze podaje zródla do poznania zyciorysu Matlakowskiego, zebrane z pomaca dr.
Zweigbauma, bibljotekarza warsz. Tow, lekarskiego a kolegi M.].
"Byl on czlowiekiem w wysokiem znaczeniu tego wyrazu". Tak scharakteryzowal
Wladyslawa M a t l a k o w s k i e g {) jego serdeczny przyjaciel, dr. Zygmunt Kramsztyk, we
wspomnieniu, które jest moze najpiekniejsze ze wszystkich, ogloszonych o przedwczesnie
zmarlym lekarzu-artyscie. Prócz podobnych pogladów na zawód i spoleczna role lekarza,
prócz wspólnego umilowania literatury pieknej, zblizalo dwóch tych przyjaciól jedno
uczucie, któremu wierni byli do smierci: umilowanie Tatr i Podhala, Kolegom swym
Peszkemu i. Kram sztykowi w opieke powierzyl umierajacy Matlakowski rekopis dziela
"Zdobienie i sprzet ludu polskiego na Podhalu", a z listów p. Julji Matlakowskiej
i prof. Lucjana Malinowskiego widac, jak gorliwego dla swego dziela znalazl w Kramsztyku
Qpiekuna. Widac to jednak zwlaszcza z samego wydawnictwa; jego koszty poniosla
Kasa Mianowskiego, której Komitetu dlugoletnim czlonkiem byl dr, Z. Kramsztyk. Jego
to glównie zabiegi sprawily, ze "Zdobienie" moglo sie ukazac w pieknej formie, z której
autor bylby z pewnoscia zadowolony.
Matlakowski rekopis "Zdobienia" zlozyl w Akademji Umiejetnosci. Komisja Antro-
Pologiczna nie wydala go z braku funduszów i pomimo entuzjastycznej oceny dziela.
Jej prezes, prof. Lucjan Malinowski, wyrazil sie, w liscie z dnia 24 pazdziernika 1895 do
dra Kramsztyka, ze to 1est "w swoim rodzaju arcydzielo i przyniesie chlube naszej lite-
raturze naukowej"; sekretarz Komisji prof. R. Zawilinski zabiegal równiez gorliwie o wy-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin