Kasza J. - Duchy dżungli. Opowieść o Yanomami,ostatnich wolnych Indianach Amazonii.pdf

(3378 KB) Pobierz
Gdybym to ja odkrył Amerykę,
nie powiedziałbym o tym nikomu!
Moim synom
i towarzyszom moich podróży
===LUIgTCVLIA5tAm9Pah1yGGwJYlJiWxt8EXAZdVs4Vzof
Wstęp
Nie wiem, skąd się bierze pasja odkrywania świata. Wiem natomiast, że niewielu ludzi ją czuje,
większość zadowala się ofertą biur turystycznych.
Różnica między turystą a podróżnikiem polega na tym, że turyści oglądają to, co im pokażą
przewodnicy wycieczek, a podróżnicy wolą w ciekawe miejsca dotrzeć własną drogą. Miliony osób
mają zdjęcia na wielbłądzie na tle piramid, niewielu natomiast spało na piasku pod piramidami,
niewielu obudziły pierwsze promienie słońca wschodzącego nad pustynią.
Na pierwszą wyprawę wyruszyłem, gdy miałem pięć lat. Powodem był gniew na świat i jego
kłamstwa, kiedy rozpoznałem w towarzyszących św. Mikołajowi aniołach dwie sympatyczne córki
sąsiada. Następnego dnia odprowadziłem brata pod przedszkole, a sam, zamiast iść do
„średniaków”, poszedłem na stację kolejową, by zobaczyć dyszące parą lokomotywy i ludzi
wyruszających w daleki świat.
Początkiem mojej przygody były... znaczki pocztowe - malutkie kolorowe kawałki papieru
z wizerunkami koronowanych głów nieznanych księstw i królestw na końcu świata, rysunkami
egzotycznych zwierząt i niezwykłych miejsc, których szukałem w szkolnych atlasach, a potem
zapragnąłem zobaczyć na własne oczy. Paszportem do poszukiwań własnej drogi stały się książki,
wspaniałe opowieści wielkich podróżników i odkrywców. W książkach Centkiewiczów, Fiedlera,
Puchalskiego, Conrada, Chichestera, Szwarc-Bronikowskiego i wielu innych, wyszukiwanych we
wszystkich możliwych bibliotekach, znajdowałem inspirację do wydeptywania własnych ścieżek.
Oglądałem świat ich oczami, marząc, by kiedyś wyruszyć w nieznane w poszukiwaniu własnych
dróg. Z zapartym tchem czytałem pod kołdrą przygody zdobywców himalajskich szczytów
i samotnych żeglarzy, wyznaczających nowe szlaki na bezkresach oceanów. Aż któregoś dnia trafiłem
na książki, które zdecydowały o moim życiu - opowieści o „zielonym piekle” amazońskiej dżungli:
Papillon
Henriego Charrière’a,
Wyprawa Orinoko – Amazonka
Alaina Gheerbranta i
Zielone piekło
nieszczęsnego Raymonda Maufrais’go, która spowodowała, że kilkanaście lat później MUSIAŁEM
ruszyć na wyprawę jego śladami na pogranicze Brazylii i Gujany Francuskiej. Jak każdy oglądałem
telewizyjne
Spotkania z przyrodą, Klub sześciu kontynentów, Kawiarenkę pod globusem
i programy
niesamowitego Tony’ego Halika, którego ogniste opowieści i filmy przyciągały przed telewizory
tłumy marzących o egzotycznych krainach zapaleńców.
Myślę, że rozumiem pierwszego odkrywcę, którego intrygowało, co jest za najbliższą górą, widoczną
z jaskini, w której przez pokolenia mieszkało jego plemię. Pchany tajemniczą siłą zabrał pewnego
dnia swój niewielki dobytek i wyruszył przed siebie.
Co zmuszało go, by mimo wielu przeszkód iść dalej, szukać nowych ścieżek, wydeptywać
własne szlaki? Dlaczego zamiast ciepła domowego ogniska wybrał trudy wędrówki? Dlaczego nie
zatrzymało go piękno wschodzącego nad oceanem słońca i sucha jaskinia nad jego brzegiem?
Dlaczego on, a potem jego wnuki, podjęli trud budowy wielkich łodzi, by zobaczyć, co się kryje za
horyzontem Wielkiego Błękitu?
Każdy ma swój sposób poznawania świata. Jedni mają pasję odkrywania, drudzy wolą go oglądać
oczami innych w telewizyjnych reportażach. Ja chyba zawsze będę się zastanawiał, co jest za
kolejnym pagórkiem.
Liczy się tylko droga...
===LUIgTCVLIA5tAm9Pah1yGGwJYlJiWxt8EXAZdVs4Vzof
Przygotowania
Kiedy w środku nocy, gdy człowiek śpi najsmaczniejszym snem, zadzwonił telefon, miałem ochotę
roztrzaskać go o ścianę. Nieznany mi głos oznajmił, że czytał moje reportaże z wyprawy do dżungli
w Gujanie Francuskiej, które drukowałem w USA, a teraz organizuje wyprawę do Wenezueli
i proponuje mi w niej udział. Powoli otrzeźwiałem. Okazało się, że głos należy do Sylwestra
Walczaka, nowojorskiego korespondenta „Rzeczpospolitej”, który zaaferowany swoim pomysłem,
nie zwrócił uwagi na to, że w Polsce jest trzecia w nocy. Po długiej rozmowie wiedziałem już więcej
o jego planach. Celem wyprawy miało być dotarcie do Indian Yanomami - bodaj ostatniego
plemienia na świecie, które żyje z dala od cywilizacji, a jego tajemniczymi zwyczajami interesują się
naukowcy z całego świata. Projekt ekspedycji zainteresował mnie tak bardzo, że do rana zdążyłem
przeglądnąć trzydzieści roczników „National Geographic”,
Klimaty świata,
kilka atlasów
geograficznych. Wciąż jednak niewiele wiedziałem o celu wyprawy. Następny dzień spędziłem więc
w Jagiellonce i bibliotece PAU, szukając jakichkolwiek informacji o Yanomami. Nie było tego dużo.
Trafiłem jednak na
Podróże
Aleksandra Humboldta, niemieckiego przyrodnika i podróżnika, który
ponad dwieście lat temu, podczas kilkuletniej (1799-1804) wyprawy przez Amerykę Południową,
pływał po Orinoko wraz ze swoim towarzyszem, francuskim botanikiem Aimé Bonplandem.
Humboldt pozostawił niezrównany opis fauny i flory Amazonii oraz napotkanych po drodze plemion.
W jego dziennikach znalazłem wzmiankę o tajemniczych Indianach Guahibo, niepozwalających
podróżnym na żeglugę w górę Orinoko i budzących strach wśród innych indiańskich plemion.
W opisach innych podróżników również można było spotkać wzmianki o tym plemieniu, które
zakłada osady wysoko w górach, unikając kontaktu nie tylko z białymi, ale również z innymi
indiańskimi plemionami. Kilka dni przed wylotem do Wenezueli udało mi się wypożyczyć
niesamowitą książkę -
Yanoáma. Opowieść kobiety porwanej przez Indian.
To spisane przez
włoskiego podróżnika Ettore Bioccę wspomnienia Heleny Valero, córki Hiszpana i Brazylijki, która
jako dziecko została porwana przez Yanomami i przeżyła wśród nich dwadzieścia lat. W końcu udało
jej się uciec z dziećmi i schronić pod opiekę misjonarzy w miejscowości El Platanal nad Orinoko.
Książka Biocci i Valero była dla mnie prawdziwą kopalnią informacji. Znacznie później okazało się,
że mimo kilku naukowych opracowań jej relacja jeszcze długo pozostanie najlepszym źródłem
informacji o tym zaledwie trochę poznanym plemieniu „duchów dżungli”.
Do spotkania z moim nocnym rozmówcą doszło kilka tygodni później w Krakowie. Głos
ze słuchawki należał do wysokiego, chudego blondyna w okularach, mającego za sobą kilka podróży
Zgłoś jeśli naruszono regulamin